Też racja, choć zależy, co kto lubi. Jeden nawija na cotygodniowy niedzielny przegląd poezji w teatrze Słowackiego, inny chodzi po muzeach, kolejny na koncerty do Akademii Muzycznej, następny na kameralne występy piwnicznych krzykaczy, a jeszcze inny do Filharmonii lub Opery. Jest co robić i oglądać, choć dla "młodzieży" i pod względem różnorodności oraz ściągania nazwisk o wyrobionej marce trochę padaka. W sumie, przy wyjściu raz na tydzień, aby się ukulturalnić, to w sezonie letnim do tej pory było co robić, póki Jacek M. zwany "pochłaniaczem majątków" nie przyciął budżetu na imprezy KBFowi i innnym organizacjom.
Chyba, że mowa o "kulturze", jak na rynku w weekendy, gdzie największe miastowe bydło robi trzodę. Z dziką chęcią zagłosowałbym na godziny policyjne po 12 w nocy na Szewskiej i Floriańskiej.