Na fali skrajnych opinii nt. Prometeusza, postanowiłem z ciekawości skonfrontować nowe dzieło Scotta na tle trylogii Alien (Alien:Resurrection lepiej przemilczeć) i po krótce na podstawie odbytego seansu stwierdzam, że twórcy pomimo deklaracji pewnej dozy niezależności Prometeusza i Obcego, źle zrobili oddalając się niejako od atmosfery w/w trylogii.
Gdybyśmy otrzymali miszmasz zaszczucia, laboratoryjnej analizy i tajemniczości z Alien, wręcz rewelacyjnego wykorzystania definicji „akcji” z Aliens połączonego z brudem, klaustrofobią i dużą ilością religijnych odniesień (hi becet) oraz kompletnego zła, utraty nadziei na wzór obecny w Alien 3 (niezależnie od krytykowanej przez wielbicieli uniwersum fabuły), przyprawiony oryginalnymi elementami i wątkami odpowiednimi dla mitu Space Jockey’i, otrzymalibyśmy sądzę film wpasowujący się idealnie w konwencję i ku uciesze fanów, gdzie opinie pozytywne stanowiłyby o wiele wyższy procent, niż obecnie, a sam film mógłby zostać uznany za jeden z najlepszych w tym roku.
Prometeusz wydaje się wręcz łagodny, komiksowy na tle trylogii i ma mniej w sobie tego dreszczu i atmosfery, niż najsłabsza z tzw. "true" Alienów, ponoć robiona na siłę i wielkich bólach trzecia odsłona rywalizacji ludzkości z xenomorphami od Finchera. Wiadomo, Prometeusz tworzony był pod innego widza, posiadał inne założenia i wiele scen w szytym na miarę blockbustera filmie po prostu by nie przeszło. Liczę, że kolejne części, im bliżej do chronologicznych wydarzeń z 8 pasażera Nostromo, tym bardziej będą nasycone brudem i klimatem Obcego, choć wiadomo, że na prowadzenie akcji rodem z pierwszego Alien nie ma co liczyć, bo to po prostu się nie sprawdzi (niemalże leniwie rozciągnięte sceny, mało strachu i „tąpnięcia”, jak na dzisiejsze standardy). Zastanawiające jest, że taki potencjał i ilość wątków, jakie porusza Prometeusz jest tak mało emocjonująco upakowany, o wiele ciekawiej wypadły w mojej opinii przygody Ripley w kolonii karnej, czyli pozornie film bez znaczącej fabuły, gdzie reżyser/scenarzysta po premierze przyjęli zauważalne multi-hit combo krytycznych opinii o zmarnowanym potencjale (co by było, gdyby wtedy internet był szeroko dostępny, wietrzę shitstorm dekady). Tak czy inaczej, autonomia wydarzeń i deklaracja zawiązania innego, pobocznego wątku (choć nie do końca, bo w końcu istnieje mnóstwo elementów łączących), wcale nie tłumaczy twórców z takiego odcięcia się od potraktowanych taśmą filmową psychodelicznych wizji H.R. Gigera. Niemniej, z wielką ciekawością czekam na kolejne sygnały w sprawie kontynuacji.
Ciekawostka, która uderza mnie w każdym starszym przedstawicielu kina sci-fi. Kuriozalnie w całości obrazu wypada technologia i jej ujęcie chronologiczne, bo poziom komputerów/wyświetlaczy/sprzętu w Aliens, którego akcja jest umiejscowiona ok. 130 lat po wydarzeniach z Inżynierami (czytałem, że jakieś 60 lat przed 8 pasażerem Nostromo, co burzy mi nieco relacja Peter Weyland/Charles "Bishop" Weyland + kolejne 60 lat do początku akcji w Aliens) wygląda, jak przyrównanie ruskiego kalkulatora do smartphone’a. Może Ridley wytłumaczy, dlaczego technologia zamiast się rozwijać ulega degradacji
Ciekawe, czy film zyskałby na klimacie, gdyby wsadzić w scenografię kineskopowe, monochromatyczne wyświetlacze i sprzęty na poziomie C64, zamiast hologramów i pulpitów rodem z Minority Report/Avatara.
Na fali seansu Obcego obejrzałem także po bardzo długiej przerwie - Event Horizon.
Niestety nie wytrzymał próby czasu i pewnego wyobrażenia utartego w głowie widza. Klimat nadal jest ciężki (niemniej kiedyś wydawał mi się bardziej „gore”), choć nie straszy już tak mocno, ale jakieś to szybkie, pourywane, bez dbałości, kiepskie aktorsko. Jednak uderzyło mnie, jak wiele w tym z Dead Space, gdzie skojarzenia miałem co chwilę. Gdybym miał się wypowiedzieć, na jakim jednym konkretnym filmie wzorowało się Visceral, bez wahania podałbym, że wyżej opisywany.
P.S.
Ma ktoś do sprzedania w dobrym stanie i dobrej cenie Quadrilogy Alien'a ?