Dużo ostatnio w temacie o kinie mocno komercyjnym spod znaku chrupania popcornu w multipleksie, a więc i ja postanowiłem po projekcji Skyfall podążyć tym krokiem i tym razem w domowych pieleszach zaznajomiłem się z nowym Spider-manem od Webba oraz jakieś 30 min projekcji The Avengers (dłużej nie wytrzymałem, a to i tak tylko przez wzgląd na kuszącą Johansson i Paltrow).
Spidey rzeczywiście wypadł bardzo sympatycznie, zmiana aktora bardzo na plus. Dostaliśmy niezdarnego początkowo zawadiakę, który bardziej zbliża się do obrazu Petera wykreowanego w komiksie, niż bohater z ekranizacji Raimiego. Co ciekawe, o wiele bardziej przypomina także filmowego Spidey’a z lat 80tych. Najbardziej zaskoczyło (na plus) zatrudnienie takich aktorów, jak Sally Field i Martina Sheena, którego kreacja wuja Bena jest najcieplejszym typem faceta, z jakim można było się do tej pory spotkać. Film jest jeszcze bardziej „młodzieżowy”, choć bez przesady dla typowej "teen movie" produkcji. Cieszy większe skupienie się na przeszłości Pająka, aniżeli w pierwszej części z Maguire’m.
Niestety wg mnie wszystko dzieje się troszkę za szybko i jak na film, którego czas akcji jest bardzo bliski dzisiejszym realiom, jednak za dużo w nim futurystyki,
szczególnie w scenach laboratoryjnych.
Nie przekonał mnie wątek fabularny z „doktorkiem”, jak i objawiający się geniusz głównego bohatera (jakoś jednak należało uzasadnić możliwość zrobienia przez niego wyrzutni sieci). Idąc dalej, ukazane w filmie wybitnie ścisłe i techniczne zdolności Petera mocno kłócą się z wykonywanym później przez niego zawodem fotoreportera. Tutaj wyglądało, jakby robienie zdjęć było dla niego typowo hobbystycznym, mało zajmującym jego głowę zajęciem.
Dużo tu umowności, ale film oglądało się przyjemnie, głównie dlatego, że technicznie jest bez zarzutu, a kadry
z perspektywy pierwszej osoby zapierają dech. Od razu skojarzyły mi się z Mirror’s Edge.
Warto zobaczyć, ale raczej nie posiedzi w głowie za długo. Ot, tytuł do „odhaczenia” w popołudnie z poczuciem udanego seansu filmowego.
O The Avengers nie mogę za dużo napisać. Strasznie to słabe z początku, ale nie jestem fanem i oglądnąłem jedynie kawałek filmu, więc nie będę ferował wyroków.
W tym tygodniu jeszcze pewnie Looper, bo wejściówka do multipleksu za 10 zł, w którym nie grają na razie nic fajniejszego
Wolałbym w sumie iść na Mój Rower, choć te hasełka z trailerów strasznie mnie odrzucają. Nie ma nic gorszego, jak materiał jest fajnie zmontowany, sceny zachęcające, a tekst promocyjny, jak z jakiegoś Kac Wawa.
Chętnie za to obejrzę „Miłość” Hanekego, aby zobaczyć, czym tak publiczność europejska się zachwyca.