Snuff 102Taka ciekawostka, podczas międzynarodowego festiwalu filmowego w Buenos Aires, reżyser filmu (Mariano Peralta) został pobity przez kilku widzów, którzy byli oburzeni dosadnym ukazaniem okrucieństwa w jego filmie. Taki paradoks. Sam film jest specyficzny w odbiorze. Można rzec, iż skąpa ilość dialogów, postaci, mają znaczenie marginalne, a całość to tylko tło do mało smacznego dania głównego - czyli bestialskich mordów faceta, któremu rozgrzany pogrzebacz powinni włożyć z impetem do 4 liter. Z drugiej strony ludzie chcą bawić się w moralizatorskich cenzorów i jak już ukaże się gore na ekranie, to im mało i "meh, słabe to", zatem na cel mogą Snuff 102 obrać. Tyle, że nie licząc ciekawej konwersacji z psychologiem, ten film nie ma w sobie nic więcej do zaoferowania, jak wiadro bezceremonialnej przemocy, która brzydzi i odpycha w zupełnie inny sposób jak w takiej Pile, która jawi się przy tej produkcji niemal jak bajka na dobranoc.
3/10.
Dalej....
Twór inny niż wszystkie. Jedni twierdzą, że to przekombinowany synonim nudy z domieszką pretensjonalnego tonu, inni doszukując się głębszego znaczenia odkrywają niezwykłą formę, twierdząc przy tym, że przekaz oraz wizję autora zrozumieją tylko nieliczni. Ciężka w odbiorze stylistyka, absolutny brak dialogu, jak i fakt, że Bóg popełnia samobójstwo na samym początku, a z jego wnętrzności powstaje Matka Ziemia i zaczyna się dziać, albo i nie. Zależy od wrażliwości widza na artyzm. Nastolatki z USA twierdzą, że "Igrzyska Śmierci" i saga "Zmierzch" lepsze.