"Zniszczyć się" i kulturalnie napić, to chyba nie to samo?
Być pijanym, nawet bardzo, to chyba nie to samo, co leżeć i rzygać na siebie?
Zgona zaliczyłem
raz dwa razy, wymiotowałem podczas "swojej kariery" kilka razy - na szybkości umiem sobie przypomnieć 2 razy: podczas "zgona" (podczas drugiego mnie zmuliło i zasnąłem) i na 18stce kumpla jeden pokaźny bełcik, który był spowodowany tym, że w kiblu obczaiłem rzygającego typa, a gdy wyszedłem, się przewietrzyć - kolejny katował "niedźwiedzie" przez barierkę i nie wytrzymałem. A pić zdarza mi się praktycznie co sobotę, czasem nawet częściej. Uważam, że to nie tak źle.
Poza tym "zniszczyć się", to u nas to samo, co po prostu naje.bać.