W piątek dorwałem swoją kopię i teraz tylko żałuję że tak późno. Nastawiłem się na produkt średni, gdyby to nie były Gwiezdne Wojny, pewnie nigdy bym go nie kupił, a gra zaskoczyła mnie ze wszech miar pozytywnie. Z marszu przeszedłem dwa razy, a teraz powtarzam co ciekawsze misje.
Niesamowity fun daje zabawa mocą. Mógłbym godzinami traktować przeciwników wyładowaniami elektrycznymi (mam z tym zresztą problem, bo usmażyłem już pewnie dwa tysiące, a trofea za korzystanie z innych mocy szybko nie wpadną). Podoba mi się również wykorzystanie otoczenia - chwycić przeciwnika, rozbić nim szybę i obserwować, jak różnica ciśnień wysysa kilku jego kolegów na zewnątrz - po prostu WOW! Mieszane odczucia mam w przypadku walki mieczem. Juggle przy użyciu lightsabera i soczyste combo w plecy, które zabiera przeciwnikowi tylko część życia, to nie do końca to, ale mimo wszystko przeciwników sieka się nie bez przyjemności. Powera brakuje za to starciom z bossami.
Nieco gorszym elementem jest fabuła. Historia nie jest zła, prawie trzyma się kupy, ale to nie ona popycha do dalszej gry. Twórcy wpuścili się w niezłe bagno dając dwa możliwe zakończenia. Właściwemu jasnej stronie nie mam nic do zarzucenia, ale to drugie - całkowicie alternatywne dla filmowej trylogii, kompletnie do mnie nie przemawia. Mam nadzieję, że w drugiej części kontynuowana będzie pierwsza opcja.
Oprawa to bezdyskusyjnie pierwsza liga. Grafika może nie zawstydza Boga Wojny, a tekstury nie dorównują Uncharted, ale całość prezentuje wyrównany, bardzo wysoki poziom. Design jest świetny. Felucia podobała mi się mniej - ogromne rośliny po prostu mnie odpychają, ale wykonania Raxus Prime czy zlokalizowanych na statkach pomieszczeń (o zawartej w Ultimate Sith Edition świątyni Jedi nawet nie wspominam) Mass Effect mógłby pozazdrościć. Na planszach bardzo dużo się dzieje - trawa faluje na wietrze, po niebie spokojnie przesuwają się chmury, a na ich tle toczy się intensywna bitwa. Na Raxus Prime w powietrzu unosi się masa galaktycznego złomu, który jeśli tylko znajdzie się blisko nas, możemy chwycić i na przykład wykorzystać w walce. Naprawdę jest na czym oko zawiesić.
Na osobny akapit zasługuje fizyka. Gra korzysta jednocześnie ze znanej z GTA Euphorii i bardziej popularnego Havoca. Oba silniki robią doskonałą robotę i Force Unleashed rusza się po prostu świetnie. Otoczenie jest pełne ruchomych elementów, którymi można rzucać (mają różny ciężar i to się czuje), inne deformować (odgłos giętej blachy), od skał odrywać ogromne głazy, itp. itd. Praktycznie każdy element podlega zaawansowanej fizyce.
W kwestii dźwięku wystarczy wiedzieć, że dominują odgłosy blasterów, mieczy świetlnych i znane z Gwiezdnych Wojen motywy. Dla mnie trudno o lepszą rekomendację.
Słów kilka o dodatkach - odrobinę przedłużają rozgrywkę i przenoszą gracza w bardzo fajne miejscówki. Dwa z nich są właściwe zakończeniu po ciemnej stronie i opowiadają historię alternatywną do wydarzeń z trylogii, pozwalają oklepać kilka znanych z filmów postaci. Każdy z nich ukończyłem w czasie nieco przekraczającym 30 minut. Warto mieć je na płycie, ale na pewno nie warto płacić za nie po 36 złotych.
Plusy:
- oprawa A/V
- MOC!
- fizyka
- replayability
Minusy:
- walka mieczem
- fabuła
Oprawa: 10-
Gameplay: 9
Fabuła: 7
Ocena końcowa: 9=
Jeśli ktoś nie jest fanem Gwiezdnych Wojen i nie ma plakatu Vadera nad łóżkiem, ocenę za gameplay może o jedno oczko obniżyć - będzie miał wtedy grę na 8.