Mam to gdzieś- nie po to wydawałem kasę, by teraz męczyć się z gierką.
Oficjalnie odkładam Lost Odyssey, nie zdzierżę tego. Drugi rpg w historii, jakiego nie skończę (pierwszy to Morrowind).
Gierka jest niesamowicie toporna w fabule i w mechanice. Zachowania postaci to już przegięcie- nie jestem w stanie znieść kolejnej słodko-matczynej sceny z Mackiem i Cook, widok Gongory przyprawia o smiech, bo wygląda jak źle obcięty Hulk Hogan.
Rozwaliła mnie scena
gdy ten śmiał się jak dr. Evil sam do siebie, a zza roku przyglądał się temu Tolten
. Szczerze mówiąc tylko Jansen ratuje honor obsady- jest świetny.
Aha
i tak wymiata scena, gdy ten kapitan w Numarze oznajmia Ming jakie ma plany- kobieta przeżywa najwyraźniej jakis multi orgazm, bo wydaje takie odgłosy jak go słucha, że współlokator myślał że jakiegoś pornola włączyłem
.
Mechanika jest biedna- połowa zaklęć jest nieprzydatna, same starcia są ok, system pierścieni fajnie pomyślany.
Design do mnie nie przemawia- jest przekombinowany, przekoloryzowany, miasta to kilka metalowych bądź skalnych ścieżek- jak w czyms takim mogą mieszkać ludzie?
Muzyka jest ok. Bez rewelacji, ale kilka utworów zapada w pamięć.
Oglądnę zakończenie na youtubie, ale gierkę oceniłbym na 6/10. Nie jest zła- jest specyficzna, mi nie podpasowała, mimo początkowego zachwytu. Podobna sytuacja jak z FFXII- choć tam walka była znacznie przyjemniejsza, ale tak jak tutaj- nie czułem sensu dalej w to grać i uważam ten czas z LO za stracony trochę niestety.
Opublikowane: Wrzesień 26, 2008, 03:56:58
Update:
Ok, zakończenie jest do bani.