Nie rozumiem tej hipokryzji. Chociaż to nadal nie skala prohibicji na miarę USA lat 20tych zeszłego wieku, to pewnie ktoś komuś nadepnął na odcisk, albo jest konflikt interesów. Nie znam dokładnych statystyk dla krajów OECD, ale pieniądze wydawane na leczenie chorób spowodowanych przez palenie papierosów (bierne/czynne) są większe, niż wpływy ze sprzedaży fajek? Nie wydaje mi się. Nawet jeśli, to przez spadek popytu, bo palenie jest teraz passé (przynajmniej w Europie) i decydentom bilans wychodzi na minus.
Generalnie jestem przeciwnikiem palenia, ale dopóki palacz nie narusza mojej przestrzeni (co na szczęście jest coraz mniej uciążliwe), mam to gdzieś i zakazywanie sprzedaży różnych rodzajów papierosów (trujących tak samo, nie ma co się oszukiwać) wydaje się mijać z celem i naruszać niezbywalne prawo do wyboru.