To może dziwne co powiem, ale najbardziej z wszystkich części GTA cenie 3 jej część, może dlatego, że w swoim czasie była swoistą rewolucją tego gatunku i dlatego też chyba najwięcej czasu jeździłem po Liberty City, ani San Andreas, ani tym bardziej Vice City nie sprawiły mi tyle frajdy. IV część jest już można powiedzieć tylko dopaloną III, a autorzy sprytnie pozbyli się kilku atrakcji wprowadzonych w SA, żeby móc czymś później wzbogacić dodatki, ja tam nie narzekam. Co z tego, że nie można chodzić na siłkę, roztyć się jak beka, robić milion pobocznych misji itd, jeżeli w zamian dostaliśmy świetną fabułę, która nie tylko łączy między sobą kolejne misje, a naprawdę opowiada burzliwe losy rosyjskiego gangsta białasa, do tego natężenie...hmm...gęstość akcji w głównych misjach na prawdę wciąga, więc po co narzekać? Jak dla mnie IV odsłona GTA to "tylko" dopakowana na maxa next-genowa III, bez rewolucji, za to z dużą dawką frajdy.