Eminem - RecoveryNie sądziłem, że najdzie mnie ochota na napisanie kilku słów o jakiejkolwiek płycie Em'a, którego uważam za rapera o wielkim potencjale, który został zmarnowany przez Dr. Dre i spółkę.
Teraz białas zdaje się wychodzić spod klosza Doktorka, który stracił już chyba kontakt z tym jak się robi dzisiaj rap i będzie klepał ten swój Detox do usranej śmierci.
Tak czy inaczej - mocno odmieniony Eminem atakuje z kolejnym krążkiem, niecały rok po wydaniu bardzo przeciętnego lirycznie i asłuchalnego muzycznie
Relapse.
Na płycie mamy 16 kawałków+Bonus, zero głupkowatych skitów i szerokie spektrum producenckiej czołówki sceny USA.
Największym bohaterem tego LP jest jednak gospodarz, nie wiem co tam u niego się dzieje, ale wygląda na to, że po prostu wrócił do formy i robi to co potrafi najlepiej - niszczy słabych eMCe.
Wszystko zaczyna się od
Cold Wind Blows na konkretnym bicie od Just Blaze'a. Dodajmy do tego trzy genialne zwrotki Ema i mamy idealne wprowadzenie na tą płytę. Świetne punche, dowcipy(ten z Michael J. Fox'em jest chamski
) oraz mega-flow(nie wiem jak u innych, ale głos Slima mnie na tej płycie nie męczy).
"you try to diss me, I'll slaughter you", "lord forgive me for what my pen do" - i tyle w temacie tego tracka.
Następnie dostajemy strzał w ryj numer dwa -
Talkin' 2 Myself z featem niejakiego Kobe(szybki sercz na Wiki i już wiem, że to człowiek Khalila - producenta tego tracka). Gość zapodaje najlepszy refren na całej płycie, Khalil daje dobry bit, a Eminem znowu masakruje na mic'u. Cały track stanowi rozgrzeszenie rapera z jego ostatnimi latami i zdecydowanym spadkiem formy.
It's different them last two albums didn't count
Encore I was on drugs, Relapse I was flushing em out
I've come up to make it up to you no more fucking around
I've got something to prove to fans I feel like i let em down
So please accept my apology I finally feel like im back to normal
Mocny plus za ten joint.
Trzeci track
On Fire i mam pierwszy problem. Bit taki sobie, refren bez jakiegokolwiek pomysłu, ale Em swoją nawijką ratuje ten track.
im wastin punchlines but i got so many to spare i just thought of another one
that might go here
naw dont waste it save it psycho yeah
plus you gotta rewrite those lines that you said about michaels hair
Nice.
Numer cztery -
Won't Back Down, z gościnnym udziałem Pink. To już drugi track zrobiony przez Khalila - w podobnym klimacie co pierwszy. Em mocno wkurzony zapodaje ładne wersy i pięknie operuje flow, Pink dała radę na hooku - nie mam się czego przyczepić. Solidny numer.
W.T.P nie zachwyca. Em na swoim poziomie(z którego nie schodzi przez całą płytę) - ale nie ma podniety z mojej strony.
Going Through Changes z chwytliwym bitem i Osbourne'm w refrenie to kolejny track rozliczający Ema jego uzależnieniem i innymi problemami(śmierć Proofa).
Fuckin' drug dealers hang around me like "yes man",
And they gon' do whatever I says when, I says it,
It's in their best interest to protect their investment.
And I just lost my fuckin' best friend, so fuck it, I guess then...
Na plus.
Potem mamy singlowe
Not Afraid, przeruchane przez ostatni miesiąc w każdej stacji radiowej, więc nie będę się rozpisywał. Chwytliwe gówno i tyle. Ostatnio jednak skipuje, bo mam dosyć tego tracka.
Seduction czyli Em rapuje o dupach, ale i słabym MC się obrywa.
They call me fire Marshall, I shut the shit down
Your entire arsenal is not enough to fuck with one round
I am also the opposite of what you are like
You're me ? of what the fuck I am on the mic
I am awesome, and you are just awe-struck
She's love-stricken, she's got her jaw stuck
From sucking my dick, aww fuck
Jest ok.
Numer 9 to nabardziej gorący feat na płycie.
No Love z udziałem Weezyka i bitem Just Blaze'a na samplu z wielkiego przeboju Haddaway, to konkret numer. Lil zapodaje jedną z lepszych zwrotek w karierze(spiął się chłopina) ale Eminem i tak po prostu go masakruje swoją bragga-zwrotką i pokazuje, kto rządzi na tym LP.
Całość zasługuje na cytat:
I'm alive again
More alive than I have been in my whole entire life
I can see these people's ears perk up as I begin
To spaz with the pen, I'm a little bit sicker than most
Shit's finna get thick again
They say the competition is stiff
But I get a hard dick from this shit, now stick it in
I ain't never giving in again
Cuss into the wind, complete freedom
Look at these rappers, how I treat them
So why the fuck would I join them when I beat them
They call me a freak because
I like to spit on these pussies fore I eat them
Man get these whack cocksuckers off stage
Where the fuck is Kanye when you need him?
Snatch the mic from him, bitch I'mma let you finish in a minute
Yeah the rap is tight
But I'm fucking with the greatest verse of all time
So you might want to go back to the lab tonight and um
Scribble out them rhymes you were going to spit
And start over from scratch and write new ones
But I'm afraid that it ain't gonna make no difference
When I rip this stage and tear it in half tonight
It's an adrenaline rush to feel the bass thump
In the place all the way to the parking lot, fellow
Set fire to the mic and ignite the crowd
You can see the sparks from hot metal
Cold-hearted from the day I Bogarted the game
I so started to rock fellow
When I'm not even in my harshest
You can still get roasted because Marsh is not mellow
Til I'm toppling from the top I'm not going to stop
I'm standing on my Monopoly board
That means I'm on top of my game and it don't stop
Til my hip don't hop anymore
When you so good that you can't say it
Because it ain't even cool for you to sound cocky anymore
People just get sick cause you spit
These fools can't drool or dribble a drop anymore
And you can never break my stride
You never slow the momentum at any moment I'm about to blow
You'll never take my pride
Killing the flow, slow venom and the opponent
Is getting no mercy, mark my words
Ain't letting up, relentless
I smell blood, I don't give a fuck: keep giving them hell
Where was you when I fell and needed help up?
You get no love
Ręce same się do braw składają - owned i tyle.
Space Bound przynosi chwilę odpoczynku, cukierkowy refren i fajne flow - przyjemnie się słucha.
Cinderella Man to kolejny liryczny morderca. Polecam sprawdzenie liryc'sów, bo jest treściwie
25 to Life i znowu DJ Khalil, tym razem w innym klimacie. Piękny refren nieznanej laski, Em z pomysłem na treść tracka(nie jest może oryginalny - ale na bank, świetnie poprowadzony). Ładnie.
Potem dostajemy
So Bad, czyli drugi na LP track o dupach na nudnym i przewidywalnym jak wynik meczu Polska-Hiszpania bicie od Dre. Em daje miłe w odbiorze wersy(jak zwykle kilka koszących punch'y) i to w zasadzie wszystko co mam do powiedzenia.
Numer 14 to mój faworyt z całej płyty.
Almost Famous(znowu Khalil!) i trzy zwrotki, które przejdą do historii. Po prostu
That's what I call blowing your mind oraz
Ya'll are Eminem backwards, you're menime's Cudo i tyle. Inni MC niech wezmą notes i się uczą.
Love the Way You Lie z gościnnym udziałem Rihanny okazuje się być słuchalny(wielu hejtowało). Powiedziałbym nawet, że wyszedł z tego całkiem niezły kawałek.
You're Never Ove to słaby bit, tragiczny refren, ale gospodarz i tak ratuje go swoimi wersami. Od czasu do czasu można posłuchać
Na koniec bonus
Untitled na bicie Havoca, które stanowi całkiem miłe zakończenie świetnej płyty. Dobra rzecz - wracam często.
KONIEC.
Tytułem podsumowania powiem tyle:
Eminem nagrał najlepszą płytę od czasów SSLP. Różnorodność w produkcji na plus, lirycznie rozp**rdol nie dający się porównać z nikim innym. Całość jest w miarę spójna, słucha się przyjemnie Gdyby wyrzucić 4-5 tracków, mielibyśmy płytę idealną. Tak jest to tylko i aż, najlepsza ściśle mainstreamowa płyta od kilku lat.
Nie sądziłem, że chłopak z Detroit jest w stanie wrócić do formy.
Dobra robota -
5/6