Nie mów.
Relcja (nie foto). Wszystko sie zgadza z tym co mowił pan Egr, szałwie trzeba umieć spalić. Pierwsze dwa razy nie dały mi nic bo źle spaliłem. Po mnie palił kolega który sie przeniósł w bliżej nieokreślony inny wymiar i po jego relacji było mi jedynie przykro, że mi sie tak nie udało. Co ciekawe ten kolega nigdy w życiu nie miał w ustach papierosa, ani nic co dymi do płuc, po prostu ma talent chyba. Na imprezie na której nieoczekiwanie wylądowaliśmy stwierdziliśmy, że palimy jeszcze raz, zatem zrobiłem szybko faje z butelki prowizoryczną no i wtedy... wtedy za trzecim razem... wtedy prawdopodobnie sie udało, albowiem po buchu się położyłem i obraz mi się wyłączył (naoczni świadkowie mówili, że oczy były otwarte), miałem fonię doskonałą, ale moje kończyny ogólnie ważyły kwadrylion ton i zakres ruchu ograniczał się do nadgarstków i samych stóp, niczym innym nie mogłem ruszyć. Rozmawiałem z zebranymi, tylko właśnie nie widziałem i nie mogłem się ruszyć, bardzo mnie to bawiło. Taki stan trwał 3 minuty około, potem wstałem i sobie siadłem. Nie było to to czego oczekiwałem, liczyłem na podróże ze startreka, no ale trudno. A potem okazało sie ze gospodarz ma leżącą ósemkę jarania i skonczylismy klasycznymi buchami. Nie wiem czy to przez szałwię, wódke czy układ gwiazd, ale nad wyraz srogo mje klepło.
A, jeszcze jedno, szałwia ma uber przepaskudny smak, coś w stylu palonego szczawiu.