Za pierwszym podejściem nie uświadczyłem tego buum, które tak wszyscy wychwalali. Jednak przedwczoraj zapodałem do czytnika krążek z DS i wsiąkłem. Klimat i ciągłe uczucie zagrożenia są super. System walki jest po prostu świetny. Jedynym mankamentem, moim zdaniem, jest lokowanie się na przeciwniku. Mogłoby to być stosowane półautomatycznie - im bliżej przeciwnika tym większe prawdopodobieństwo lokowania się na celu. Sprawdziło by się lepiej niż konieczność ciągłego klikania R3. I to chyba jedyny minus. Nawet nieprzewidziane i denerwujące zgony nie są tak...denerwujące. Po prostu - dopakuj postać, a będzie lżej. Otwórz drzwi a będziesz miał skrót. Wszystkie zależności w tej grze mają sens zważywszy na jej poziom trudności.
Gry w dzisiejszych czasach są robione dla paraolimpijczyków. Tutaj każdy przeciwnik potrafi ubić głównego bohatera jeśli nie wie się co się robi. Bossowie są trudni, pokonanie każdego kolejnego sprawia niemałą satysfakcję, wałkowanie tych samych terenów stale i wciąż jest wymagające. Czuję, że ta gra była zrobiona dla ludzi takich jak ja, ludzi, którzy nie boją się wyzwań, a każdy zgon motywuje do tego by być lepszym, bardziej zaciętym, a co najważniejsze, frustracja występuje tu tylko jako bodziec do parcia w przód.
To, że siedzę na Tower Knight'cie od trzech godzin tylko potwierdza moje słowa. Kolo jest w miarę prosty, ale to ja daję ciała przy każdym podejściu. Przypominają mi się moje przygody z Ninja Gaiden Black. Uważałem, że poziom Master Ninja jest tylko dla wymiataczy. Po kilku przejściach, nauczeniu się w tamtej grze wszystkiego każdy wróg stawał się marionetką w moich rękach i...też stałem się wymiataczem. W przypadku Demon's Souls będzie podobnie choć sprawa z RPG ma się troszke inaczej. W NGB nie ma możliwości dopakować postaci i wrócić do pierwszego chapter'a. Tam jedziesz na tym co masz i tyle.
Ok, koniec wywodu nt. NGB. Wracam do DS gdzie czeka na mnie jeszcze mnóstwo wrogów do usieczenia.