Najnowsza odsłona wielkiej wojny Asasynów z Templariuszami przenosi nas do samego serca Nowego Lądu.
Miałem przyjemność grać we wszystkie części Assassin’s Creed z wyjątkiem Brotherhood, które jest uważane przez wielu fanów za najlepszą w całym cyklu. Rokrocznie Ubisoft poszerzał bibliotekę tytułów o kolejne przygody skrytobójców, a ja coraz bardziej utwierdzałem się w moich przekonaniach. Cóż, przygody Altaira, a potem Ezio, wydawały mi się po prostu nudne. Zadania z czasem stawały się nużące, a fabuła, mimo, że strasznie intrygująca, prowadzona była tak, że można było usnąć przed dotarciem do kluczowych rozstrzygnięć. Niemniej model grania zawsze stał na wysokim poziomie, przyciągała również bardzo dobra oprawa graficzna. Najnowsza odsłona, której głównym bohaterem jest niejaki Connor, miała być rewolucyjna. Odświeżony silnik graficzny, liczne usprawnienia rozgrywki oraz ciekawe, aczkolwiek nie tak kunsztowne miasto jak Rzym czy Florencja, a przede wszystkim zwieńczenie całej historii Desmonda Milesa, miały sprawić, że Ubisoft wzbogaci swoją stajnię o grę najwyższej jakości. Czy rzeczywiście tak się stało?
Trzecia część Assassin’s Creed to przygody jednego z amerykańskich Indian, którego prawdziwa godność jest niezwykle skomplikowana, dlatego też z czasem zaczęto go nazywać typowym angielskim imieniem – Connor. Desmond po raz kolejny wciela się w rolę jednego ze swoich przodków, tym razem jednak, wspomnienia doprowadzą go do końca historii rozpoczętej kilka lat temu. O ile opowieść o Amerykaninie jest dość ciekawa i całkiem życiowa, to wątek Desmonda mocno kuleje. Zarówno pod względem jakiegokolwiek realizmu, jak i samego zakończenia sagi, które nie na mnie nie zrobiło większego wrażenia. Trzeba jednak przyznać, że złączone przygody obu panów, zostały ukazane dość ciekawie i poczucie znużenia, jakie odczuwałem przy poprzednich częściach jest tu mocno zniwelowane, aczkolwiek nie wyeliminowane. Tak, tego co było dla mnie największą wadą we wszystkich poprzednich odsłonach, nie udało się całkowicie usunąć w tej najnowszej. Nowym „Assassinem” mimo wszystko można się znudzić, ponieważ zadania po jakimś czasie, stają się do siebie bliźniaczo podobne. Schematu „Idź na miejsce A, zabij człowieka o imieniu X i powróć do miejsca A”, nie udało się całkowicie wyeliminować. Nie oznacza to oczywiście, że gierka jest nudna i nie warto po nią sięgnąć. Tą jedną wadę, która mnie najbardziej dręczy, przysłaniają naprawdę liczne zalety, o których powiem właśnie teraz.
Stany Zjednoczone, choć nie tak kunsztowne i okazałe jak dzisiejsze Włochy, mają swój specyficzny, wspaniały klimat. Po miastach, które rozkwitały pełnią swoich barw (Rzym, Florencja, Istambuł), pokazano nam imperium w budowie. Boston czy Nowy Jork to na razie malutkie miasteczka, aczkolwiek od samego początku widać, że drzemie w nich ogromny potencjał. Mi osobiście kojarzą się one z końcówką Red Dead Redemption, w której również mieliśmy do czynienia z malutką, ale za to niezwykle uroczą, murowaną osadą. To, co podkreśla niezwykły efekt to zmiany pór roku. Miasta zupełnie inaczej prezentują się, kiedy są przyprószone śniegiem niż wtedy, gdy miasto, skąpane jest letnim słońcem. Nie wspomniałem jednak o najważniejszym. Jak mówiłem wcześniej, Connor to Indianin, więc miasto nie jest jego środowiskiem naturalnym. Wspaniale zaprojektowano liczne lasy (kolejne podobieństwo do Red Dead Redemption), w których nasz zabójca poluje na wrogów niczym pantera na bezbronną antylopę. Jedna z większych nowości to wspinanie się i przeskakiwanie po drzewach, a także używanie ich do „wieszania” i unieruchamiania przeciwników.
Rozgrywka w nowym Assassin’s Creed to częściowo klasyka gatunku. Cała gra opiera się tak naprawdę na identycznych założeniach, jak części poprzednie. Usprawniono nieco system walki, który przypomina teraz ten z Batmana od Rocksteady, co wyeliminowało dość śmieszne sytuacje, w których walczyliśmy z jednym przeciwnikiem, a reszta ustawiała się w kolejce. Connor bez żadnych problemów włada mieczem, asasyńskim ostrzem, a także bronią palną. Do walki staniemy jednak nie tylko z ludźmi, ale także różnistymi zwierzętami. Skórę zabitego niedźwiadka czy wilczka z powodzeniem sprzedamy miejscowemu handlarzowi (i znów nawiązanie do RDR…). Assassin’s Creed III śmiga na odświeżonym silniku – Anvil Next. W praktyce skutkuje to niezwykle naturalnymi ruchami głównego bohatera oraz ogólnym poprawieniem wrażeń wizualnych. Trzeba przyznać, że konsolowe ACIII wygląda naprawdę bardzo ładnie. Tekstury są ostre jak brzytwa, miejscówki bogate w szczegóły, a mimika twarzy stoi na naprawdę przyzwoitym poziomie. Nie można się przyczepić do dźwięków, zarówno aktorzy (choć stety/niestety nie polscy), jak i wszelkie odgłosy otoczenia brzmią prawidłowo. Klienci z kraju nad Wisłą zostali obdarowani polską, kinową wersją językową.
Najnowsza odsłona przygód Desmonda Milesa jest jedną z najlepszych gier tego roku, nie ustrzegła się jednak wad, a w szczególności jednej, która jest piętą achillesową całej serii – nudy po kilku godzinach grania. Mimo to nadrabia zarówno fajną rozgrywką, jak i porządną oprawą. W mojej opinii jest to bardzo, bardzo solidny kawał kodu, dostarczający zabawy na sporą liczbę godzin. Nowy Assassin’s Creed jest bez wątpienia grą wartą kupna, zarówno dla fana serii, jak i niedzielnego gracza.
Komentarze
To chyba pozycja obowiązkowa.
odpowiedzNie byłbym Polakiem gdybym się nie przyczepił:
na początku tekstu jest błąd: Ezio Auditore DA Firenze, nie DI :P
Czekam aż gierka stanieje i nabywam swój egzemplarz :D
A i imo najlepsza część to Revelations, choć trochę krótka. Brotherhood mi się taki "rozlazły" wydał.
odpowiedzNa wstępie zaznaczam, to nie jest hejt, tylko krytyka.
Nudne zadania poboczne? Może zbieranie piór do najciekawszych nie należy ale seria misja związana ze skarbem Kapitana Kidd'a może się pochwalić takimi momentami których nie pożałowałoby Uncharted.
Warto też wspomnieć o bitwach morskich, polowaniu, ekonomii, craftingu, odnawialnym zdrowiu i kilku innych elementach których nie było w częściach poprzednich, a sprawiają że 3 wyróżnia się bardzo od przygód Ezio.
A, no i jeszcze multiplayer, szczegół.
Szczerze, 2 lepsza ale to może dlatego że Assassyny jakiś czas temu nam się przejadły.
odpowiedzDodaj nowy komentarz: