Uwierz mi, jest co poznawać, bo tekst ten traktuje o grze, której poznanie zapewni Ci wirtualną rozkosz klasy najwyższej.
Tłumacząc się co nieco, jak to ze mną i dwuczęściową (trójka w produkcji) serią Gearbox Software było – otóż zupełnie się na początku znielubiliśmy. Mały błąd w grze połączony z moim złym rozplanowaniem zadań sprawił, iż po kilku godzinach rozgrywki nie mogłem jej ponownie kontynuować. Nic dziwnego, że ze wściekłością wyłączyłem konsole, wyrzuciłem grę, a i skrobnąłem kilka niepochlebnych słów w odpowiednim temacie na forum. Druga szansa przyszła wraz z PlayStation Plus, kiedy to postanowiłem podarować Borderlands pierwszemu drugą szansę. Nie żałowałem żadnej z kolejnych 60 godzin spędzonych z grą.
Pudełko z drugą częścią trzymałem raczej ze stonowanym optymizmem. Świeżo po skończeniu „jedynki”, materiałów z sequela nie oglądałem z wyżej wymienionych przyczyn toteż spodziewałem się odcinania kuponu w pełnym tego słowa znaczeniu. Odpalam – wszystko niby takie samo, ale inne. Wita mnie śnieg, nowość, bo do tej pory była sama pustynia. Cóż, miło. Ale strzela się jakoś lepiej, interfejs nowoczesny, humor jakby pięć poziomów wyżej, architektura poziomów taka, jakiej brakowało mi poprzednio. Pierwsze chwile z Borderlands 2 mimo swej pozornej niewinności już dały mi do zrozumienia, że prędko nie odłożę pada.
Załóżmy jednak, Drogi Czytelniku, że nie wiesz nic o serii, której dotykają te słowa i chciałbyś wiedzieć z czym to wszystko się je. Otóż Borderlands jest to shooter z ogromnym, otwartym światem, w którym wcielasz się w rolę jednego z czterech łowców nagród, poszukiwaczy przygód, czy jak tam wolisz sobie ich nazywać. Nie mam zamiaru spoilerować Ci fabuły pierwszej części, „dwójka” mimo fabularnej ciągłości wrzuca Cię w ciała zupełnie nowych strzelców, których cechy powinny być motorem do wyboru ulubionego przez Ciebie gameplayu – od ciężkiego strzelca, przez snajpera i ninje do klasycznego wojaka. Tak się złożyło, że bohaterowie zostali poniekąd siłą wysadzeni z pociągu, którym się przemieszczali, ktoś złośliwy popsuł im plany i od nowa muszą układać sobie zabawę na malowniczej planecie Pandora. Ich pierwsi i jedyni pomocnicy to, legendarna już postać robocika Claptrapa i tajemnicza dziewczyna z wizji, która co jakiś czas podrzuci wskazówkę, kiedy na przykład cztery razy z rzędu wejdziesz na ogrodzenie elektryczne za prośbą tego pierwszego. Claptrap zresztą przez pierwsze godziny gry doprowadził mnie do łez kilkanaście razy i nie była to w żadnym wypadku oznaka smutku. Fabuła rozwija się bardzo szybko i wciąga jak bagno nawet na chwile nie pozwalając powiedzieć o sobie „monotonna”.
Padła już nazwa Pandory, teraz czas co nieco o niej powiedzieć. Pierwsza część gry była raczej jednolita krajobrazowo – pustynne, wymarłe tereny, kilka mało żywych ośrodków z NPCtami, lokacje specjalnie napisane pod questy i to właściwie wszystko. Wspomniałem już, że druga część wprowadziła śnieg, ale to oczywiście nie koniec. Lokacje przyćmiewają swoją architekturą i różnorodnością większość swoich koleżanek i kolegów z konkurencyjnych gier FPS. Fani trawki znajdą trawkę, fajni skałek znajdą skałki, a fani wszystkiego na długo zapamiętają miejsca, które w Borderlands 2 odwiedzą. A całość okraszona jest oczywiście przecudowną cell-shadingową grafiką, która oblewa gracza klimatem i zasysa bezlitośnie w ekrany odbiorników telewizyjnych.
Kwestią sporną w Borderlands jest liczba bohaterów. Niektórzy wymienią tylko, wspomnianą już przeze mnie, czwórkę herosów, ale ja poszedłbym nieco dalej. Otóż bohaterami tej gry są bronie. Bezmiar broni, ocean broni tak różnorodny, że ciężko o dwa takie same egzemplarze podczas gry. Bronie tutaj się czuje, bronie mają swój charakter i odpowiadający im wygląd. Mamy multum producentów, celowników, amunicji, właściwości, że dokładnie każdy znajdzie tu niejednego przyjaciela na długie godziny nabijania punktów doświadczenia. Właściwie porównałbym Borderlands w tym miejscu do legendarnych Pokemonów, gdzie zbieramy swoich towarzyszy i wystawiamy do walki z wrogami. Tutaj jest podobnie, ale zamiast turowych, spokojnych walk mamy nieustanna wymianę setek rozgrzanych do czerwoności kul. Oda do broni palnej – oto Borderlands 2.
O czymś zapomniałem? Och, przecież całą grę można przejść w czteroosobowym trybie kooperacji. Single player jest fantastyczny, jest genialny i idealny. Wymaga tylko innego podejścia, ale gra samemu ze świadomością, że można z trzema kumplami przypomina spacerowanie pod pękającą tamą – kapie na Ciebie trochę przyjemności, ale jak dojdą przyjaciele i tama pęknie to razem utoniecie pod Wisłą funu, z której wyrwać może tylko wiadomość o eksmisji, bo kto by pamiętał o płaceniu rachunków przy grze takiego kalibru?
Borderlands 2, jakie jest, każdy widzi. Jest kontynuacją idealną i w moim odczuciu spełnia wszystkie warunki na jedną ze sztandarowych gier generacji. Jest esencją przyjemności i zabawy, jakiej powinny dostarczać gry. Nie zawodzi, wręcz przeciwnie, zachwyca na każdym możliwym polu i nie przestaje tego robić od kliknięcia „New Game” po napisy końcowe. Absolutnie nie pozwala się nudzić, a wręcz nakazuje dobrze się bawić i wracać do gry w każdej wolnej chwili. Nakazuje o sobie myśleć, kiedy wracasz z pracy, nakazuje nucić kawałki z gry, kiedy golisz brodę i nakazuje czekać na część trzecią, chociaż nie mam zielonego pojęcia, co można
Komentarze
Lupi, ty grałeś w tę grę czy tylko oglądałeś filmiki i zerżnąłeś szkielet tekstu od innych serwisów? bo mówisz tu wyłącznie o 5 rzeczach o których mówi każdy serwis: Broń, 4 bohaterów, ulepszona fabuła, "kontynuacja idealna" i co-op (tu potraktowany baaaardzo po macoszemu.) - chyba najważniejsza część gry
odpowiedz[quote]Nina:Lupi, ty grałeś w tę grę czy tylko oglądałeś filmiki i zerżnąłeś szkielet tekstu od innych serwisów? bo mówisz tu wyłącznie o 5 rzeczach o których mówi każdy serwis: Broń, 4 bohaterów, ulepszona fabuła, “kontynuacja idealna” i co-op (tu potraktowany baaaardzo po macoszemu.) – chyba najważniejsza część gry[/quote]
Jest to recenzja na podstawie Youtube, a kopię recenzencką trzymałem na biurku 2 tygodnie bez odpakowania. Litości :)
odpowiedzOgrane na PC? Czy wersja konsolowa (płynniejsza i mniej rwiąca na X360)?
odpowiedzKopia recenzencka była kopią PS3.
odpowiedzk..rwa jak ta gra wygląda na pc, swietne wykorzystanie physX, na konsolach też jest nieźle, prawie identycznie wyglądają, brawo gearbox
odpowiedzDodaj nowy komentarz: