Czego potrzeba do stworzenia gry, która wyróżni się w zalewie kolejnych survivali? Unikalnych mechanizmów rozgrywki, a może wyjątkowo realistycznej symulacji prawdziwego świata? Okazuje się, że nie zawsze trzeba stawiać na innowację, aby przyciągnąć zainteresowanie. Podobno naśladownictwo to najszczersza forma pochlebstwa. Wyraźnie zainspirowani tymi słowami, deweloperzy z Keen Games GmbH, postanowili wziąć to, za co gracze pokochali tytuły takie jak Valheim, Minecraft, The Elder Scrolls czy The Legend of Zelda: Breath of the Wild i wymieszać, tworząc coś znajomego i dzięki temu wyjątkowo smacznego.
Gdy fuga z gziba wymknie się spod kontroli
Chociaż na zdjęciach Enshrouded wygląda na typowe fantasy, to w rzeczywistości mamy tu do czynienia z settingiem postapo. Wprawdzie fantasy postapo, ale jednak. Tutejszy świat, Embervale, uległ zagładzie. Ludzie praktycznie wyginęli, a wiele połaci terenu pokrytych jest tajemniczymi grzybowymi wyziewami, nazywanymi Mgłą. Jak można się domyślić, ma ona druzgocący wpływ na wszystko, co pokrywa. Przemienia faunę i florę w pokraczne, zmutowane, pałające agresją do wszystkiego co niegrzybowe, potworności.
Klasycznie dla przedstawicieli gatunku, zabawę w Enshrouded rozpoczynamy od stworzenia postaci. Kreator, który został oddany w nasze ręce, nie należy niestety do najbardziej rozbudowanych. Mamy wybór płci, kilka wersji twarzy, kolor skóry, włosy czy brodę. Liczba opcji nie imponuje, ale pozwala wyklikać zarówno bohatera o aparycji młodocianego łowcy przygód, jak i przytłoczonego życiem pracownika korporacji w średnim wieku. Byłoby miło, gdyby element ten został bardziej rozbudowany, bo brak tu opcji dodania, chociażby, piwnego brzuszka. Ostatecznie jednak nie ma to większego znaczenia, bo przez większość zabawy i tak będziemy obserwować plecy protagonisty.
Do świata gry trafiamy, budząc się w dziwnym sarkofagu. Określani jesteśmy mianem Dziecka Płomienia, którego celem jest stawienie czoła Mgle i odbudowanie ludzkiej cywilizacji. Ale czym właściwie jest Mgła? Kto nas zamknął w sarkofagu? Czy istnieje więcej sarkofagów takich jak nasz? Wszystkiego tego możemy dowiedzieć się z, obficie porozrzucanych po Embervale, książek i notatek. Nie mogę powiedzieć, że ich lektura należy do wyjątkowo fascynujących. Również odkrycie sekretów tego świata nie wywoła raczej u nikogo efektu „wow”. Jeżeli jednak lubicie fabułę, która nie jest podawana na tacy i wymaga od Was nieco wysiłku, aby ją poznać, to Enshrouded pod tym względem jest dla was.
RPG(rzyba) widzę!
Pierwszym co rzuca się w oczy po przejęciu kontroli nad postacią to, że mamy tutaj… questy! Jakże miłe było dla mnie zaskoczenie, że nie jest to kolejny survival, w którym musimy sobie sami znaleźć zajęcie. Zamiast tego przez cały czas otrzymujemy misje, które możemy wykonać. Nie są to zwykłe cele do odhaczenia. Za każdą dostajemy nagrody, takie jak nowe możliwości tworzenia czy punkty doświadczenia. Wraz z postępami zdobywamy tak kolejne poziomy, premiowane punktami umiejętności, które możemy rozdysponować w - dosyć rozbudowanym drzewku - umiejętności. Elementów RPG jest tutaj dużo i są naprawdę dobrze zaimplementowane.
Zatrzymajmy się na moment przy drzewku umiejętności, bo uważam, że należy je docenić. Jasne, mamy tutaj do czynienia z klasycznym wydawaniem punkcików w menu, ale daje nam ono możliwość zbudowania naprawdę wyjątkowego bohatera. Kolejne ulepszenia to nie tylko proste bonusy, jak procentowe zwiększenie obrażeń w walce wręcz, zasobów zdrowia i wytrzymałości czy szybkości poruszania się. Możemy odblokować teleportację zamiast uniku, podwójne skoki czy strzelanie kilkoma strzałami naraz, niczym Legolas pod Minas Tirith. Mam nadzieję, że twórcy pokuszą się o dodanie większej liczby fantazyjnych zdolności, ale już teraz, system rozwoju postaci w Enshrouded pozwala stworzyć bohatera niczym z najbardziej odjechanych tytułów high fantasy.
Stawiamy gziba
Dużą część zabawy w Enshrouded, typowo dla survivali, stanowi rozbudowa naszej bazy. Chociaż świat gry jest w niezwykle dużym stopniu podatny na nasze działania (na przykład pozwala nam utorować sobie tunel na drugi koniec właściwie każdej góry), to nie ułatwia nam pełnego oddania się naszym architektonicznym zapędom. W pierwszej kolejności musimy postawić w upatrzonym przez nas miejscu Ołtarz Płomienia. Służy on zarówno jako punkt podróży, jak i wyznacza teren, na którym możemy stawiać własne struktury. Tworzymy następnie młot konstrukcyjny i możemy rozpocząć zabawę z jednym z najlepszych trybów budowania opartych na wokselach, z jakim spotkałem się w grach.
Do naszego użytku oddano mnóstwo prefabrykatów, z których możemy korzystać. Ściany z oknami i bez, z miejscami na drzwi, dachy, podłogi czy belki. Do tego mamy możliwość umieszczania pojedynczych bloków w znacznie mniejszej skali, dzięki czemu stworzyć możemy wiele unikalnych projektów. Świetne jest również to, że poszczególne elementy organicznie wtapiają się w otoczenie — struktury zbudowane z kilku typów bloków zyskują dzięki temu na charakterze, tak jakby miały jakąś historię, a nie były jedynie losowo posklejanymi bloczkami. Bardzo dobry jest również interfejs budowania, pozwalający w intuicyjny sposób szybko zmieniać kształty i materiały stawianych elementów.
Aby odblokować pełnię potencjału, drzemiącego w systemie budowania, trzeba podejmować się misji zlecanych zwykle przez rzemieślników NPC. Nie pojawią się oni magicznie w naszej bazie. Najpierw każdego z nich będziemy musieli uwolnić ze Starożytnych Krypt, do których poprowadzą nas zadania z głównej linii fabularnej. Gdy już odblokujemy danego bohatera niezależnego, to będziemy go mogli - dosłownie! - postawić w naszej bazie. Chociaż możemy z nimi rozmawiać i dostajemy od nich misje, w rzeczywistości nie różnią się oni szczególnie od kolejnej stacji do wytwarzania. Wyjątkowo przypadł mi do gustu fakt, że w Enshrouded nawet grając solo (bo bawić możemy się również w coopie) w naszym przyczółku nie jest zupełnie pusto, właśnie dzięki obecności NPC-ów. Z drugiej strony, brakuje w nich, no cóż, życia. Przydałoby się dać im większą autonomię.
Gziba zwalczyć muszę, bo się uduszę
Ołtarz Płomienia to jednak nie tylko budowanie. Daje nam on również ochronę przed zabójczym wpływem Mgły. Początkowo jest to kilka minut, które możemy spędzić, eksplorując pokryte grzybowymi wyziewami tereny, ale inwestując zasoby i zwiększając poziom ołtarza, możemy ten czas wydłużyć. Lokacje objęte Mgłą odwiedzać będziemy często, ale niestety są naprawdę okropne. Widać w nich mało, a do tego wyglądają praktycznie identycznie. Nie jest jeszcze tak źle, gdy zwiedzany przez nas zagrzybiony obszar jest niewielki. Jednak zdarzają się tak wielkie, że przez kilka minut można mieć wrażenie, że, chociaż biegniemy, to stoimy w miejscu, bo wszystko wygląda ciągle tak samo. Wchodziłem tam tylko wtedy, gdy naprawdę musiałem.
Na szczęście Embervale bogate jest w wiele innych ciekawych lokacji. Mamy tutaj rozsiane po mapie obozowiska bandytów, kopalnie, zrujnowane, ale niezwykle malownicze pojedyncze budynki jak i całe miasteczka czy tajemnicze, wielopoziomowe krypty. W tych ostatnich można spędzić wiele czasu, nie tylko ze względu na ich wielkość, ale też rozbudowane zagadki środowiskowe, których tam uświadczymy. Warto się z nimi zmierzyć, bo w tych starożytnych grobowcach znaleźć możemy zarówno wyjątkowe zasoby do craftingu, jak i potężne uzbrojenie, o wiele lepsze od tego, co możemy sami wytworzyć.
Zwiedzając świat, przyjdzie nam się zmierzyć z wieloma wrogami. Od agresywnych wilków i dzików, po nieumarłych magów i wojowników. Na naszej drodze spotkamy też wielu bossów. Niestety, różnorodność zarówno zwykłych przeciwników, jak i bossów jest dosyć niska, więc spodziewajcie się tłuczenia godzinami tych samych modeli adwersarzy. Na szczęście sama walka pod względem mechanik dosyć przyjemna. Nie jest to najlepszy system walki, z jakim się spotkałem, ale jest szybko i responsywnie. Bronie do walki wręcz wyraźnie różnią się od siebie, a wykonanie bloku w odpowiednim momencie skutkuje satysfakcjonującym parowaniem. Wielbiciele magii mogą strzelać z różdżek niczym Harry Potter lub miotać potężniejszymi czarami korzystając z kostura. Potyczki w Enshrouded to przyjemny element zabawy.
Techniczna strona gziba
Dzieło Keen Games GmbH potrafi zachwycić pięknymi, baśniowymi krajobrazami. Potrafi też odrzucić podczas zwiedzania terenów zajętych przez Mgłę. Nie da się jednak odmówić produkcji tego, że całościowo prezentuje się bardzo dobrze, a bajkowy, nieco przerysowany styl graficzny idealnie pasuje do tego high fantasy miksu dobrze znanych pomysłów. Do tego gra działa stabilnie i nie doświadczyłem tutaj żadnych dziwnych błędów graficznych czy niespodziewanych spadków płynności animacji.
Muzycznie jest z kolei bardzo słabo. Brakuje tutaj zapadającego w pamięć motywu przewodniego, jak i kawałków, które jeszcze mocniej podkręcałyby baśniowy nastrój budowany przez oprawę graficzną. Odgłosy bohatera czy przeciwników są co najwyżej przeciętne. Po dłuższym czasie raczej męczą, niż zachecają do dalszego słuchania. Przydałoby się też więcej dźwięków tła. Gdy już rozstawię w bazie uratowanych NPC-ów to chciałbym słyszeć, że coś się dzieje, a oni milczą jak manekiny. Audio wymaga jeszcze sporo pracy, a szkoda, bo dobre udźwiękowienie w produkcjach fantasy jest nie do przecenienia.
Podsumowanie
Enshrouded to wyjątkowo przyjemne połączenie wielu dobrych elementów z innych gier. Możemy oddać się zwiedzaniu świata, wykonywaniu misji, walce z wrogami czy stawianiu bazy, korzystając z prawdopodobnie najlepszego systemu budowania dostępnego w grach. Chociaż to wczesny dostęp, zawartości jest tu dużo, a twórcy mają ambitne plany dalszej rozbudowy tytułu. Jeżeli wprowadzą je w życie, to recenzja pełnej wersji będzie prawdopodobnie jakieś trzy razy dłuższa od tego, co właśnie przeczytaliście. Od siebie polecam, bawiłem się naprawdę dobrze.
Za udostępnienie gry do dziękujemy firmie Keen Games Gmbh.
Komentarze
Dodaj nowy komentarz: