Przyznam szczerze, że kiedy usłyszałem o tym, że Rockstar po raz kolejny planuje wywrócić świat multimedialnej rozrywki do góry nogami, wydając grę ze swojej flagowej sagi, zacząłem się o nią trochę obawiać. Nie dlatego, że rozczarowała mnie czwórka, ani jakakolwiek inna odsłona wielkiej kradzieży aut, a dlatego, że mocno rozczarował mnie Max Payne 3. Tak wiem, że to nie o nim traktuje ten artykuł, jednak zbrodnia, jakiej dopuścili się producenci na tej wspaniałej historii, nie mogła mi wyjść z głowy. Z drugiej jednak strony zdawałem sobie sprawę, że żadne GTA nigdy nie miało być patetyczne ani idealne fabularnie, a jedynie dawać wiele frajdy z grania. Przez głowę przeleciały mi także inne twory, które ostatnio wydawało R* co tym bardziej zmieszało moje uczucia. Tak bardzo doskonałe Red Dead Redemption i LA Noire przy tak zepsutym Max Payne 3. Zastanawiałem się co mogło wyniknąć z ponad pięciu lat nauki i nowych doświadczeń i czy GTA jest w stanie być jeszcze tak fajne jak kiedyś?
Los Santos pamiętam jeszcze z generacji poprzedniej. Gra również została wydana na zakończenie żywotu ówczesnych konsol. Oferowała ona prawie wszystko, co już widzieliśmy, tylko, że w o wiele większym formacie. San Andreas było wprost niewyobrażalnych rozmiarów, co niezmiernie mi się podobało. Można było znaleźć w nim nie tylko różne klimatycznie miasta, ale też pustynie czy lasy. Producenci zapowiadali, że GTA V będzie większe niż San Andreas, GTA IV i Red Dead Redemption razem wzięte. Otóż nadeszła jedna z niewielu chwil, kiedy będę musiał wylać kubeł zimnej wody na wasze głowy… Nie jest. Los Santos i Hrabstwo Blaine są bardzo, bardzo dużych rozmiarów, ale szczerze wątpię, że tworzą obszar bardziej rozległy niż ten z RDR, nie mówiąc już o połączeniu go z GTA IV i San Andreas. To jednak nie oznacza, że nowe Los Santos nie jest absolutnie fantastyczne. Piękne scenerie pustyni, lasy, góry, a także doskonale zaprojektowane miasto robią wrażenie. Po wielu długich sesjach z grą muszę przyznać, że nie jestem zmęczony miastem, tak jak miało to miejsce w GTA IV przy okazji zwiedzania Liberty City. Los Santos oferuje nam niezliczoną ilość rozrywek i mówię tutaj dosłownie – trudno je wszystkie wymienić (wyścigi, kino, joga, tenis, striptiz, strzelnica, kurs latania i wiele, wiele innych…). To co widać na każdym kroku, to fakt, że programiści z Rockstar się uczą nie tylko na błędach, ale też na… swojej dobrej robocie. Po raz pierwszy miasto żyje, co owocuje tym, że zdarzają się losowe wypadki, na które możemy odpowiednio zareagować. Dla przykładu – wchodzimy do rabowanego właśnie sklepu z ubraniem, możemy pogonić za przestępcami, wykraść im łup i zatrzymać go dla siebie lub oddać prawowitemu właścicielowi. Jest to oczywiście kawałek kodu przeniesiony z Red Dead Redemption, gdzie takie sytuacje też miały miejsce.
GTA to wyraziste postacie. W tej części również ich nie braknie, chociaż w porównaniu do części wcześniejszych, zdecydowanie bardziej wyblakli są nasi zleceniodawcy, a o wiele bardziej wyraziści… nasi bohaterowie, między którymi wytwarzają się ciekawe relacje. Michael to typowy gangster na emeryturze, który nie dogaduje się z rodziną i wyraźnie tęskni za dawnym trybem życia. Franklin to chłopak z umiarkowanie biednej rodziny, który zawsze chciał się wybić do wielkiego świata, aby nie klepać biedy, niekoniecznie zależy mu jednak na legalnym zatrudnieniu. Trevor natomiast, to kompletny świr i psychopata, jego wyczyny czasami śmieszą, a czasami napawają obrzydzeniem. Mieszanka ta wypada naprawdę wspaniale i prezentuje się jak obsada dobrego filmu akcji. GTA to także dialogi, których zrozumienie ułatwia doskonała polska lokalizacja. Nie ma tutaj żadnych, ale to żadnych uproszczeń. Rozmowy są po prostu znakomite i gwarantuje, że kiedy będziecie ich słuchać to uśmiech nie będzie schodził z waszej twarzy. Fabuła GTA V skupia się na tym, co tygrysy lubią najbardziej, czyli na najróżniejszych skokach. Element ten bardzo mi się spodobał, ponieważ mamy do czynienia z naprawdę dobrze wykonaną robotą. Do zaplanowanych akcji najpierw przygotowujemy się gromadząc przebrania, auta, broń czy kostiumy, następnie wybieramy wariant działania, a na sam koniec pozostaje nam„jedynie” jego wykonanie. Oczywiście przez większość gry bierzemy udział w misjach podobnych do tych z poprzednich części serii, ale wspomniane akcje to bez wątpienia kluczowy i najlepszy element gry. Rozgrywka doczekała się małej rewolucji, którą jest umieszczenie w grzech trzech, zupełnie innych od siebie bohaterów. Misje dzielą się na te zarezerwowane dla każdego z osobna lub te wspólne. Gra mówi nam, kiedy należy przełączyć się na inną postać, co wypada bardzo łagodnie i nie jest w żadnym stopniu trudne do opanowania. Znacznie poprawiono system sterowania samochodami, które teraz już nie „pływają” jak przy okazji części poprzedniej.
Oprawa audiowizualna to jedna z najmocniejszych elementów gry. Przyznam szczerze, że nie wiem w jaki sposób programiści osiągnęli taki poziom grafiki w grze typu sandbox na, nie oszukujmy się, przestarzałym sprzęcie. Aliasing jest bardzo mocny, ale tekstury idealnie ostre, a obiekty szczegółowe. Nie zauważyłem doczytywania obiektów czy tekstur. Mamy do czynienia z jedną z najładniejszych gier tej generacji. Mogę nawet powiedzieć, że jest to poziom Uncharted 3, a zauważcie, że jest to gra z otwartym światem. W tym słoju miodu znajduje się jednak łyżka dziegciu. Za Chiny ludowe nie mogę wymyślić żadnego powodu, dla którego dokonano tak ogromnej zbrodni, jak zaprzestanie używania systemu mimiki z LA Noire. Przecież to milowe osiągnięcie w dziedzinie rozrywki multimedialnej. Nie znam drugiej gry, w której mimika wyglądałaby tak doskonale, a jednak z jakiś niejasnych przyczyn system ten nie znalazł się w najnowszej odsłonie Grand Theft Auto. Powracają po raz kolejny stacje radiowe, w których usłyszymy masę licencjonowanych, znanych kawałków. Pod tym względem serii GTA dorównuje jedynie Mafia. Chodzi mi tu o ich ilość, ale też trud, jaki 2K musiało znieść szukając szlagierów z lat czterdziestych ubiegłego wieku. Nie rozpieszczają jednak dźwięki strzałów czy silników, które są przy każdej części jedną z większych bolączek całej serii.
Ocenianie gry takiej jak GTA V to niezwykle trudne zadanie. Trudne dlatego, że nie jestem w stanie sobie przypomnieć drugiej gry, w stosunku do której oczekiwania narosły do tak gigantycznych rozmiarów. Nie jestem również w stanie przypomnieć sobie jakiejkolwiek gry, która tak bardzo zaspokoiłaby moje wyobrażenia na jej temat, jak właśnie najnowsza produkcja Rockstar Games. Grand Theft Auto V to gra – olbrzym, najlepszy obecnie dostępny sandbox. Nie zmieni się to z pewnością jeszcze przez długi czas. Na pewno nie za sprawą Watch_dogs, które swoją drogą zapowiada się znakomicie. Dlaczego? Bo żeby stworzyć doskonałego sandboxa, należy mieć doświadczenie z tworzenia jego poprzednich części, w których dążono do osiągnięcia produktu idealnego. Grand Theft Auto V nie jest idealne, ale jest jedną z tych gier, którym do ideału brakuje naprawdę niewiele. GTA V ląduje na półce z najlepszymi grami obecnej generacji, takimi jak: The Last of Us, seria Uncharted, MGS 4, GTA IV, Bioshock Infinite czy Batman Arkham City. Znajdziecie tu absolutnie wszystko, czego może pragnąć gracz. Poczujecie powiew nowej generacji, a właściwie nową generację na starym sprzęcie. Bo na miłość boską… to GTA, w to zawsze gra się doskonale.
Komentarze
Wielki Szacun dla ludzi z rockstar To co zrobili z gta5 to bije wszystko na głowę ROCKSTAR R=REWELACJA 10 to i tak mało patrząc na tytuły które dostawały tą notę GTA5 Urywa głowę!
odpowiedzBardzo Wielki Szacun dla ludzi z Rockstar.To co zrobili z GTA 5,przebija wszystko na glowe.ROCKSTAR R=REWELACJA,a GTA 5 Full Wypas.WIELKIE DZIEKI,Pozdrawiam nara,czesc.
odpowiedzDodaj nowy komentarz: