Powiedzmy sobie szczerze, największy konflikt zbrojny w historii ludzkości jest zapomnianym rozdziałem w historii serii MOH. Ostatnia część, skupiająca się właśnie na nim, czyli Airborne jest już daleką przeszłością, wszak EA porzuciło tego typu tematykę, właśnie przy okazji jej wydania, już pięć lat temu. Rok 2010 przyniósł nową formę i nową treść. Przeskok do aktualnie trwającej wojny w Iraku i w Afganistanie oraz skupienie się na jak najbardziej realistycznym oddaniu wspomnień współczesnych weteranów, stały się obsesją studia Danger Close. Gracze oraz recenzenci z całego świata, owoc tych prac przyjęli z umiarkowanym optymizmem. Gra niczym nie zachwycała, ale była na tyle solidna, aby dać nadzieję na naprawdę mocną kontynuację. Ta, pojawiła się dwa lata później. Czy poprzeczka faktycznie powędrowała wyżej?
Medal of Honor Warfighter jest typową, pierwszoosobową strzelaniną dzisiejszych czasów. Gra czerpie z Battlefielda 3 na każdym kroku i nie mam tutaj na myśli jedynie silnika Frostbite 2. Fabuła miała w swoich założeniach rozwidlać się na dwa główne wątki. Jeden z nich to opowieści o karkołomnych akcjach amerykańskich komandosów na końcu świata, a drugi to pokazanie trudności w życiu prywatnym Marines. Nie udało się. Każdy z wątków został potraktowany po macoszemu, a całość fabuły jest równie przypadkowa i posklejana na siłę, co w BF3. Momentami mam wrażenie, że silenie się na spektakularność i efekt „WOW!”, są jeszcze większe niż w Call of Duty, jednak produkcjom Activision, wychodzi to jednak nieco lepiej. Szkoda, że Electronic Arts wydaje grę średnią, która z naprawdę bardzo mocnego materiału, nie potrafi utkać interesującej, realistycznej, a przede wszystkim, grającej na emocjach gracza historii. Być może nieco naiwnie, spodziewałem się współczesnej wersji „Kompanii Braci”, a dostałem pokraczną historyjkę o komandosach, których wyczynów nie powstydziłby się sam James Bond.
W nowego MOHa gra się jednak naprawdę nieźle. Strzelanie wykonane jest bardzo fajnie. Nie podobały mi się szczególnie silące się na realizm misje snajperskie. Pomysł fajny, ale wykonanie średnie. Jeśli chcemy oddać profesjonalizm, zróbmy to dobrze. Półśrodki skutkują ćwierćrezultatami, co jest szczególnie widoczne w najnowszym tworze Danger Close. Gra przepełniona jest skryptami. Najbardziej drażniły mnie jednak misje, w których kierujemy samochodem. Nie dość, że jest ich za dużo, to jeszcze są za długie i niemiłosiernie prowizoryczne. Kampania dla jednego gracza jest stosunkowo krótka. Średnio rozgarnięty gracz spokojnie ukończy ją w sześć godzin.
Oprawa graficzna na konsolach jest w porządku, aczkolwiek widać, że silnik Frostbite 2 jest po prostu za mocny dla konsol obecnej generacji. Ogólnie grafikę przyrównałbym do tej z Battlefielda 3, może jest nawet ciut lepiej (obydwie gry ogrywałem na PS3). Tekstury są z reguły ostre, a modele postaci dopracowane. Jeśli dodamy do tego całkiem przyzwoitą zniszczalność otoczenia, otrzymamy grę o solidnym poziomie wykonania technicznego. To, co bez wątpienia jest najmocniejszą stroną gry to warstwa dźwiękowa. Dubbing nie zachwyca, ale cieszy to, że komandosi nie przebierają w słowach. Prawdziwym arcydziełem są natomiast odgłosy, wydawane przez broń, trafienia w beton czy pluskanie wody. Przyznam, że nie kojarzę gry, która brzmiałaby aż tak dobrze. Tym elementem byłem niesamowicie zaskoczony i moim zdaniem jest to wzór do naśladowania dla wszystkich tego typu produkcji.
Medal of Honor Warfighter jest grą, która wygląda, jak wypracowanie pisane „na kolanie”, a dodatku ściągane od kolegi. Trochę w niej Battlefielda, trochę Call of Duty, ale niestety najmniej własnego, unikalnego charakteru. Podążono w ciekawym kierunku, ale całość wykonano co najwyżej średnio. Mimo to gra wygląda i brzmi bardzo fajnie, strzelanie również stoi na przyzwoitym poziomie. Pozostaje jednak spory niedosyt. To gra na miarę serii Homefront, a nie Medal of Honor. Nie wiem jak wy, ale ja coraz bardziej tęsknię za grami, które opowiadają o bohaterach Drugiej Wojny Światowej.
Komentarze
Dodaj nowy komentarz: