Historia gry dzieje się krótko po wydarzeniach z czwartej odsłony Metal Gear Solid, aczkolwiek nie będę wam streszczać fabuły, a to z dwóch względów. Po pierwsze nie ma sensu psuć wrażeń z gry niepotrzebnymi spoilerami, a drugie… Cóż, tak naprawdę tylko Kojima i ortodoksyjni fani serii Metal Gear Solid są w stanie spamiętać i przede wszystkim zrozumieć sens i zawiłości fabularne tego tytułu. Niemniej jednak, to nie historia, a akcja, akcja i jeszcze raz akcja napędza rozgrywkę na przód, utrzymując niesamowite tempo.
Głównym bohaterem jest niejaki Raiden, znany już z Metal Gear Solid 2. Pracownik prywatnej firmy militarnej, uwikłuje się w walki z cyber-przeciwnikami z powodu zamachu na osobę premiera afrykańskiego kraju, którego to ma za zadanie ochraniać. Głównym orężem cyber-żołnierza jest oczywiście ogromna katana, która dosłownie – miażdży. A raczej siecze i kroi na drobne. Żaden szef kuchni nie pokroi tak cienko warzyw, jak Raiden, czyli my za sterami pada, możemy posiekać praktycznie większość elementów (i każdego przeciwnika) w grze. Do naszej dyspozycji jest także kilka opcjonalnych broni, jednak to katana ma przypisanych najwięcej zróżnicowanych ataków.
System walki dzielimy na dwa aspekty: szybkie lecz słabe ciosy lub wolne, acz mocniejsze. Dodatkowo, praktycznie każdy cios wymierzony w nas samych można sparować. Nie blokujemy stricte ataków, ale, zależnie od tego jak szybko zareagujemy, możemy uniknąć obrażeń lub poczekać na odpowiedni moment i odbić atak we wroga, pokonując go jednym ciosem. W trakcie rozgrywki posiadamy dostępne jeszcze dwie umiejętności: Ninja Run oraz Zandatsu. Ta pierwsza pozwala na unikanie pocisków wystrzeliwanych w naszą stronę, druga zaś daje efekt slow-motion, dzięki czemu tniemy bardziej dokładnie i precyzyjnie. Zandatsu użyte na osłabionych przeciwnikach daje nam dodatkową frajdę w postaci obcinania im kończyn czy wyrywania kręgosłupa. Tak czy inaczej, sposobów na zabijanie i zabawy z przeciwnikami jest wiele, co sprawia, że każda walka staje się prawie nie do odtworzenia.
Oprawa graficzna opiewa w estetyczne wizualnie lokacje i krajobrazy, które dają się w większości zniszczyć i momentami mogą wpłynąć na przebieg rozgrywki. Ostry obraz, soczyste kolory… i wszystko hula przy 60 klatkach, bardzo rzadko spadając niżej, a jedynie gdy potniemy coś na naprawdę wiele kawałeczków. Całość jest spójna, a każdy element środowiska prezentuje się znakomicie. Design postaci i bossów pokazuje, że projektanci przyłożyli się do pracy w każdym calu, przy czym nie brakło też pomysłowości. Jedynie kamerze zdarza się wariować, co troszkę utrudnia grę, ale można się do tego przyzwyczaić. Muzyka zaś, choć wpasowuje się do gry i emocji jej towarzyszącym, jest jednak moim zdaniem zbyt ostra i nie każdemu przypadnie do gustu siekanka po mózgu, zwłaszcza że siekankę mamy już na ekranie.
Oprócz zwykłej kampanii, mamy też 20 dodatkowych misji. Grę można ukończyć już w ciągu czterech godzin, ale jest ona stworzona z myślą o wielokrotnym przechodzeniu na różnych poziomach trudności. Za każdym razem odblokowujemy nowe stroje, galerię, umiejętności itepe, a różne ulepszenia możemy zakupić za zebrane podczas walk punkty. Całokształt z jednej strony prezentuje dopracowaną, pełną akcji, szybką i dynamiczną grę z ładną i płynną grafiką. Z drugiej zaś emanuje kiczem i banałem. Facet (podobno) biegający na obcasach? Pożal się… Osobiście mnie postać bohatera odrzuca. Do tego kompletny brak logiki. Jednym ciosem miecza przekroi limuzynę w pół, ale wróg pocięty na kawałki dalej stoi na nogach, jak gdyby nigdy nic? Szybę można przeciąć ale wybić już nie? Gdzie te bajery? Nie chcę nikogo urazić, bo gra ma parę plusów, ale do mnie kompletnie nie przemawia. Może ze względu na to, że nie lubię gier typu „idź i rozwal wszystko po drodze”, a może… Gra typowo dla dużych dzieci i maniaków japońskich dziwactw. Jedynie system walki, jako tako podnosi jej ocenę. Ogółem: szybka, ciężka niestety do zgryzienia siekanka.
Komentarze
Autor nie powinien w tytule oceniać własnej recenzji... to czy ona jest kontrowersyjna czy nie może "ocenić" odbiorca. Można by tak napisać o "obcej" recenzji z prasy bądź innej strony. Po prostu...dziwnie jakoś. Peac.
odpowiedzDodaj nowy komentarz: