Najnowsza pozycja autorstwa Rebellion Developments to tytuł o dość specyficznym charakterze. Twórcy serii Sniper Elite oraz Zombie Army zrobili krótką przerwę od swoich standardowych marek i przedstawili światu Atomfall – pierwszoosobową grę akcji z elementami survivalu, osadzoną w folkowym klimacie północnej Anglii. Tak przynajmniej pozycja ta przedstawiana jest w oficjalnych opisach, jednak czy twórcom udało się zrealizować te obietnice? Oglądając materiały przedpremierowe, niestety spodziewałem się czegoś zupełnie innego.
Oberon musi umrzeć!
Tytuł zabiera gracza na tereny objęte kwarantanną, po tym, jak pięć lat wcześniej doszło tam do wybuchu reaktora i skażenia pobliskich okolic. Promieniowanie spowodowało pojawienie się toksycznych grzybów, a część osób zmieniło się w zmutowane potwory. Oberwało się również lokalnej społeczności, której część trafiła pod kontrolę wojsk tzw. Protokołu, a reszta odeszła w głąb lasu, by stać się banitą lub innym druidem. To właśnie wokół tych wszystkich grup koncentruje się opowieść, a zadaniem gracza będzie rozwiązanie okolicznej tajemnicy i dobór sojuszników na takich, którzy pomogą w ucieczce ze strefy. Rozgrywka umożliwia eliminację każdego napotkanego NPC, jednocześnie pozwalając doprowadzić historię do względnie interesującego zakończenia.
Zaczynając jednak od początku, niepamiętający niczego główny bohater budzi się w zniszczonym schronie, zostaje zapoznany z naprawdę tragicznie wypadającą ekspozycją, a następnie trafia na zielone angielskie tereny. Nagle jednak spotyka dzwoniącą budkę telefoniczną, która wyznacza mu jeden cel: „Oberon musi umrzeć”. Zadaniem gracza będzie odnalezienie wskazówek, które odpowiedzą na pytania: czym w ogóle jest Oberon i jak się do niego dostać.
Trzeba twórcom przyznać, że udało im się stworzyć pozycję, która nie prowadzi za rączkę, a daje poczucie zagadki rozwiązywanej krok po kroku. Po drodze gracz napotka również kilku kluczowych bohaterów, którzy w zamian za pomoc mogą umożliwić opuszczenie strefy kwarantanny. To od jego wyborów zależy, jak dokładnie zostanie pokierowana historia. Jeśli jednak ważne dla opowieści postacie nie zginą na wczesnym etapie, to już przy pierwszym podejściu można zobaczyć pięć na sześć dostępnych zakończeń.
Chociaż wszystkie zakończenia są ze sobą w pewien sposób powiązane, to wymagają one innych interakcji na końcowym etapie przygody. Cieszy fakt, że decyzje mają realne znaczenie, ponieważ nie jest to zwykłe wybranie ostatecznej opcji dialogowej ABCD. Niestety, finał nadal pozostawia wiele pytań bez odpowiedzi, a zakończenia nie są szczególnie satysfakcjonujące. Może to sugerować potencjalną kontynuację lub rozwinięcie historii w zapowiedzianym już dodatku fabularnym, który będzie dostępny w przyszłości.
Po co ta cała wyprawa?
Marketing Atomfall bardzo mocno skupiał się na elemencie survivalowym, co sugerowało, wprowadzenie mechanik przetrwania, takich jak wyżywienie, zmęczenie organizmu itd. Z góry więc mogę powiedzieć, że gra nie oferuje nic w tym stylu. Jest to dosyć prosty i szczególnie mały, otwarty świat podzielony na cztery mapy, z czego jedna jest miastem służącym do poruszania się pomiędzy pozostałymi planszami. Każda dzielnica oferuje dosyć podobną zawartość, czyli kilkanaście interesujących punktów, do których gracz może się udać, aby zebrać surowce.
Problem w tym, że to się po prostu nie opłaca. Plecak bohatera mieści tylko dwanaście przedmiotów i cztery większe bronie. W tym limicie zawarte są także przedmioty miotane, bandaże i apteczki oraz inne mikstury, które czasowo zwiększają odporność bohatera. Gracze muszą więc nieustannie mierzyć się z bardzo restrykcyjnym limitem, który można zapełnić zaledwie w kilka minut swobodnej eksploracji mapy. Absolutnie nie zachęca to do zwiedzania, tym bardziej że żadna z lokalizacji nie zawiera faktycznie interesujących przedmiotów. Najczęściej są to mało przydatne surowce, których i tak ma się już pełno, a dodatkowe poradniki odblokowujące ulepszenia można znaleźć w innych miejscach, w tym również u handlarzy, którzy stacjonują nieopodal. Tym bardziej że do handlu wystarczy kilka broni zebranych z pokonanych przeciwników.
To bardzo dziwna konstrukcja gry, która z jednej strony stara się zachęcać gracza poprzez licznie rozrzucane notatki na temat przedstawionego świata, a z drugiej nie oferuje żadnej wartościowej nagrody. Nawet gdyby wprowadzono zmiany w ekwipunku i umożliwiono łączenie ze sobą niektórych przedmiotów, to nadal trudno byłoby sensownie wykorzystać to miejsce. Mikstury podczas całej kampanii przydają się zaledwie kilka razy i stanowią pierwszy potencjalny przedmiot do wyrzucenia lub przypadkowego wykorzystania. Jednocześnie zaznaczam, że grałem na drugim najwyższym z pięciu dostępnych poziomów trudności. Podczas przechodzenia gry ukończyłem większość dostępnych zadań pobocznych, których i tak nie ma zbyt wiele, a interakcje prawie zawsze dotyczą wyłącznie bohaterów fabularnych. Znaleźć tutaj można jednak wiele schronów, kanałów czy innych pomieszczeń, których eksploracja kończy się jedynie poczuciem straconego czasu.
Nie widać mnie, widać mnie, nie widać
Główny bohater na swojej drodze wielokrotnie zmierzy się z przeciwnikami. Jeśli nie jest to wrogo nastawiona strefa, spokojne poruszanie się i unikanie celowania w innych może skończyć się wyłącznie ostrzeżeniem i spokojnym przejściem przez lokalizację. W rzeczywistości jednak działa to bardzo losowo i zwykle sprawa kończy się starciem. Atomfall oferuje dostęp zarówno do broni palnej, jak i białej. W arsenale znajdą się więc różnego rodzaju pistolety, karabiny i strzelby, a także sztylety, kije do krykieta czy siekiery. Jest z czego wybierać, szczególnie że pokonani wrogowie zawsze upuszczają używaną przez siebie broń.
Model strzelania wypada raczej przeciętnie. O ile projekty broni są wykonane bardzo solidnie, to ich używanie pozostawia wiele do życzenia i sprawia wrażenie ociężałego oraz nieprzyjemnego. Niektóre bronie są wyjątkowo słabe, przez co przeciwnicy przyjmują pociski, jakby byli gąbkami. O dziwo w moim przypadku najlepiej sprawdzał się rewolwer, który zebrałem już na samym początku gry. Pojedynki nie są szczególnie wymagające, dzięki czemu można eliminować duże grupy przeciwników i często posiadać ekwipunek pełny amunicji, co tym bardziej nie pasuje do survivalowego gatunku.
Słabo wypadają również starcia w zwarciu. W tym wypadku szczególny zarzut do braku mechaniki unikania uderzeń. Walka bez tego wypada bardzo nienaturalnie i działa na zasadzie oddania jednego lub dwóch ciosów i odsunięcia się na taką odległość, by zasięg broni przeciwnika nie mógł dosięgnąć gracza. Zdecydowanie szybciej jest wyciągnąć spluwę i zakończyć tę zabawę. Wcześniej już wspomniałem o zmutowanych potworach i w tym przypadku siekiera sprawdzi się jednak lepiej, jednak i te starcia są bardzo nieprzyjemne.
Tragicznie wypada natomiast sztuczna inteligencja przeciwników, a raczej należałoby wskazać na jej brak. Większość wrogów ma problem ze wspinaniem się na wysokości i przechodzeniem przez ciasne przeszkody, co sprawia, że bardzo łatwo jest zdezorientować przeciwnika, aby latał bez celu, jak szalony lub stał w miejscu i aż prosił się o kulkę. Ich pamięć to średnio kilka sekund, więc nie ma problemu ze zgubieniem pościgu, a niewidoczność w krzakach jest praktycznie stuprocentowa. Jeśli jednak gracz opuści liściasty schron, to momentalnie zostanie zauważony i ze stu metrów. Sprawia to, że chociaż gra w widoczny sposób stara się promować system skradania, to odbiera on jakąkolwiek przyjemność z rozgrywki i absolutnie się nie sprawdza.
Jak z postapokaliptycznej pocztówki
Jeśli Atomfall z czymś radzi sobie szczególnie dobrze, to z pewnością jest to oprawa graficzna, która stoi na bardzo wysokim poziomie. Twórcom bardzo dobrze udało się przedstawić wiejski, postapokaliptyczny klimat i chociaż spodziewałem się więcej folkowych motywów, to przygotowane mapy wypadają naprawdę świetnie. Tereny zielone wyglądają pięknie, a światło zachowuje się bardzo naturalnie. Gorzej natomiast wypadają modele postaci, które już dziesięć lat temu, mogłyby być uznawane za wyłącznie przyzwoite. Kartonowa mimika i średniej jakości animacje to nic nowego dla Rebellion, ale w pewnym momencie nadchodzi czas, aby odejść od przestarzałych standardów i przygotować grę godną nowej generacji.
Sytuację ratuje trochę voice acting, bo aktorzy głosowi robią, co mogą, by nadać bohaterom, chociaż odrobinę charakteru. Polska kinowa lokalizacja jest natomiast pełna różnego rodzaju błędów takie jak: niepoprawna odmiana przez przypadki, teksty kierowane w liczbie mnogiej. Część poradników nawet wyświetla się w innym języku. Deweloperzy będą musieli jeszcze przysiąść nad lokalizacją, bo potrzeba naprawdę sporo poprawek. Nie napotkałem natomiast żadnych większych błędów, jeśli chodzi o optymalizację. Na PlayStation 5 Pro gra działa w płynnych 60 klatkach na sekundę, w rozdzielczości, która skacze pomiędzy 1440p a 4K.
Spacer po wsi
Po tych wszystkich narzekaniach jednak i tak nie mogę powiedzieć, że rozgrywka w Atomfall jest tragiczna. Podróżowanie przez strefę kwarantanny ma bowiem w sobie coś, co sprawia, że doświadczenie okazuje się zaskakująco przyjemne. Mapę eksplorowałem, nie w celu zdobywania potrzebnych surowców, a bardziej, by chłonąć klimat angielskiej wioski. Być może to kwestia gatunku, ponieważ gra nie jest klasycznym survivalem, a bardziej immersive simem, który zachęca do wczuwania się w bohatera. W pewien sposób jest to „typowy odmóżdżacz”, gdzie gracz podróżuje od celu do celu, odhaczając kolejne punkty do odwiedzenia. Wady mogą być widoczne na pierwszy rzut oka, jednak nie są one aż tak poważne, by powstrzymać odbiorców przed spędzeniem kolejnych godzin z grą.
Być może to kwestia krótkiego czasu rozgrywki, ponieważ ukończenie fabuły i odwiedzenie większości ciekawych miejsc nie powinno zająć więcej niż 15 godzin. Właściwie to myślę, że wiele osób zmieści się nawet i w przedziale 8 do 10 godzin. Gracze już teraz prześcigają się w czasie pokonania gry bez jakiegokolwiek oszukiwania, docierając do napisów końcowych w zaledwie kilkadziesiąt minut. Moje drugie podejście zajęło mniej niż dwie godziny. Zawartości nie ma tutaj zbyt wiele, co tym bardziej dziwi, bo cena, jaką twórcy życzą sobie za zakup, wynosi 259 zł na PlayStation Store, co jest kwotą zdecydowanie zawyżoną za produkt co najwyżej średniobudżetowy.
Podsumowanie
Atomfall jest bardzo dziwnym tworem, który zdecydowanie skręcił w niewłaściwym kierunku. Eksploracja choć przyjemna, to w żaden sposób nie wynagradza poświęconego czasu, co spowodowane jest tragicznym w obsłudze systemem ekwipunku oraz ogólnie małą ilością interesujących przedmiotów do zebrania. Równie przeciętnie wypada z resztą model walki, któremu brakuje tak podstawowych mechanik, jak możliwość zrobienia uniku. To mogła być całkiem udana próba stworzenia dobrego immersive sim, który stawia na wolność.
Ilość problemów nie pozostawia jednak złudzeń, że gra trafiła na rynek co najmniej dekadę za późno, a już wtedy część problemów byłaby niezaprzeczalna. To taki typowy średniak, w który być może gra się całkiem przyjemnie, ale wyłącznie wtedy, gdy nie staramy się udawać, że mamy przed sobą prawdziwy hit. Cena, jaką aktualnie życzy sobie Rebellion za grę, którą można ukończyć w kilka godzin, jest zdecydowanie zbyt wysoka. Jak już spadnie poniżej stówki, to być może warto spróbować. Na razie lepiej zostawić tę przyjemność użytkownikom Game Passa. A może nadchodzące rozszerzenie zdoła poprawić część problemów? Przekonamy się już wkrótce!
Dziękujemy firmie Marschreiter za udostępnienie gry do recenzji!
Podsumowanie





Atomfall nie udało się spełnić moich oczekiwań. Wyszedł z tego całkiem ciekawy immersive sim, który w większości mechanik jest zwyczajnie przeciętny...
Komentarze
Podoba mi się klimat tej gry, talie inne podejście do postapo. Myślę ,że mimo niewątpliwych niedostatków warto zagrać.
odpowiedzKlimat i grafika to dwa najlepsze elementy Atomfall. Przy odpowiedniej cenie lub w Game Passie warto spróbować. Krótki czas rozgrywki w tym wypadku może sprawi, że reszta mechanik nie zacznie aż tak bardzo męczyć.
odpowiedzDodaj nowy komentarz: