Ostatnią pełnoprawną odsłoną BLEACH jako gra (nie biorę pod uwagę odsłon mobilnych oraz free2play), była odsłona Resurrection wydana na PlayStation 3 w 2011 roku. Od tamtej pory seria odeszła trochę w zapomnienie, robiąc miejsce dla innych znakomitych franczyz z kraju kwitnącej wiśni. Wszystko się jednak zmieniło, gdy w 2022 roku pojawiła się kontynuacja anime pod tytułem "BLEACH Thousand-Year Blood War". Dla wielu była to okazja na pierwsze zapoznanie się z marką, dla innych z kolei wyczekiwanym powrotem, także w innych formach.
Docieramy więc do 2024 roku, kiedy to zainteresowanie postanawia wykorzystać studio Tamsoft, zapowiadając wraz z Bandai Namco jako wydawcą, nową grę o tytule Bleach Rebirth of Souls. Jako, iż jestem fanem BLEACHA, ta zapowiedź nie mogła ujść mojej uwadze i zacierałem ręce na myśl o przeżyciu tej historii raz jeszcze, w nieco innej formie. Stąd też nasze spotkanie, drodzy czytelnicy. Zapraszam was więc na recenzję gry BLEACH Rebirth of Souls.
Shinigami — żniwiarze dusz i opiekunowie świata duchowego
Chciałbym w pierwszej kolejności zapoznać z ogólnym zarysem fabularnym, tych z was, którzy BLEACH nie znają. Tite Kubo stworzył ciekawą mieszankę świata duchowego, opartego na japońskich bóstwach, gdzie byty aktywnie ingerują w świat rzeczywisty, wpływając na wydarzenia, które się w nim rozgrywają. Całość przypomina klasyczny konflikt dobra ze złem, gdzie po dobrej stronie stoją Shinigami, którzy dbają o równowagę w świecie duchowym i interweniują, gdy złe duchy tzw. Hollow atakują zagubione dusze, a czasem i żywe istoty.
W środek jednej z takich interwencji wpada nasz główny bohater o imieniu Ichigo — 15 letni uczeń, który może poszczycić się rzadkim darem widzenia duchów. Jak się wkrótce potem okaże, widzi także i żniwiarzy, co doprowadzi do wplątania go w dużo bardziej złożony konflikt i intrygę, dziejącą się za kulisami Soul Society (duchowego miejsca życia dusz i siedzibę Shinigami). Kampania fabularna jest adaptacją wydarzeń z mangi oraz anime i do tego, czy ta gra jest odpowiednim kandydatem do zapoznania się z tą historią, jeszcze wrócimy w dalszej części tekstu. Tymczasem przejdźmy do rdzenia rozgrywki i tego, jaką grą jest BLEACH Rebirth of Souls.
Powiew świeżości
Można by zadać sobie pytanie, czy postawienie na gatunek bijatyk w przypadku gry opartej na mandze to dobry i oryginalny pomysł. Gier tego typu może za dużo na rynku nie ma, ale myśląc o tym typie rozgrywki w głowie większość z nas będzie miała takie serie jak Tekken, Mortal Kombat czy Street Fighter. Czy BLEACH jest w stanie się wyróżnić na tle tych legendarnych marek? W mojej ocenie jak najbardziej tak.
Twórcy postanowili oprzeć system walki na trzech filarach, w myśl założenia kamień-papier-nożyce. Klasyczne działania sprowadzają się więc do ataków, bloków i akcji ich przełamania. Musimy tak tym lawirować, aby uzyskać przewagę nad przeciwnikiem, bądź też odzyskać inicjatywę. Jest to o tyle fajne rozwiązanie, że zapobiega sytuacjom, jakie miałem często w innych grach tego gatunku, czyli bycia pod nieustannym atakiem, nie mogąc wykonać żadnego ruchu.
Tutaj nawet wykonując combosy, jesteśmy w stanie zauważyć to okienko czasowe, by wykonać kontrakcję i wrócić do walki. Mamy dostępne podstawowe szybkie oraz silne ataki, oraz w zależności od postaci, ataki zasięgowe czy np. zwiększanie mocy zadawanych ciosów. Zadawanie obrażeń zmniejsza pasek życia "Reishi", ale jego zbicie nie oznacza od razu naszego zwycięstwa. Każda z postaci dysponuje określoną ilością banków życia "Konpaku" i zwycięstwo da nam dopiero pozbawienie przeciwnika ich wszystkich, aż do zera.
Ta różnica względem klasycznych bijatyk, wydłuża czas trwania walk, jednocześnie sprawiając, że są one w mojej ocenie znacznie bardziej emocjonujące, co przy spektakularnych umiejętnościach poszczególnych postaci potrafi nas skutecznie zachęcić do kolejnej bitki. Ostatnia bijatyka, przy której czułem tak twardą i satysfakcjonującą walkę na poziomie, z mnóstwem bloków i używaniem mieczy, to była jedna z odsłon Mortal Kombat na PlayStation 2.
Równych szans dodaje fakt, że w grze nie ma skomplikowanych kombinacji klawiszy do nauczenia. Schemat dla każdej postaci jest w zasadzie taki sam, choć oczywiście każda z postaci ma własne umiejętności, które diametralnie się od siebie różnią i wymuszają inną strategię rozgrywki. Szczególnie w rywalizacji z drugą osobą obok, można czerpać z tego masę frajdy po ogarnięciu podstaw.
Poza klasycznymi starciami, w misjach będziemy też mieć czasem do czynienia ze wspomnianymi wcześniej "Hollow". Są to przeciwnicy znacznie więksi od naszych wojowników, którzy wyprowadzają wolne i potężne uderzenia. Walka z nimi znacznie różni się względem tych klasycznych, co jest nie tylko zgodne z materiałem źródłowym, ale i stanowi ciekawe urozmaicenie rozgrywki, zmuszając nas do bardziej cierpliwego i ostrożnego podejścia. Jak natomiast BLEACH zdał egzamin na grową adaptację kultowej mangi i anime? Pod tym względem jest równie dobrze, choć do ideału nieco zabrakło.
Jest świetnie, a mogło być idealnie
BLEACH prezentuje wciągającą historię, w której nie brakuje zarówno intrygi, jak i pokonywania własnych ograniczeń w celu ochrony innych. Nie jest jednak moim celem, aby przekonywać kogokolwiek z was do tego, jak świetny jest to świat, wraz z postaciami i zasadami ich otaczającymi. Chciałbym jednak wypunktować zarówno wady jak i zalety wizji studia Tamsoft, odnośnie do tego uniwersum.
Warstwa fabularna, w tym głównie dialogi i kluczowe sceny są przedstawione na silniku gry. Od czasu do czasu przeplatane jest to scenkami rysunkowymi, szczególnie w przypadku stosowania retrospekcji czy przedstawienia punktu widzenia danej postaci. O ile do scen rysowanych nie mam żadnych zastrzeżeń, te dobrze wpasowują się do całości, to sceny na silniku gry są niestety często niedopracowane. Sprawiają wrażenie, jakby zostały wykonane w pośpiechu i nikt tego nie weryfikował.
Kilkukrotnie zdarzało mi się, że jakaś postać w scence przerywnikowej przyjęła drętwą "pajacykową" pozycję i tylko przesuwała się po ekranie, co wyglądało równie komicznie, jak i głupio. W niektórych scenach w mojej opinii kamera nie koncentruje się tam, gdzie powinna, na kluczowych momentach, które powinny wybrzmieć i nadać charakteru danym wydarzeniom. Wielka szkoda, bo z tego powodu osoby nieznające uniwersum mogą się tylko od niego odbić. Fani z kolei mogą się poczuć rozczarowani.
Znacznie lepiej by to wszystko wyglądało, gdyby postanowiono ograniczyć robienie tych scen na silniku gry i np. uzupełnić część scen fragmentami z anime. Szkoda, że w grze zabrakło choćby drobnych sekwencji, w których oddano by nam kontrolę nad postacią, aby dać odrobinę możliwości zwiedzenia niektórych lokacji. Wówczas z całą pewnością wątek fabularny mógłby być dla niezaznajomionych z serią bardziej interesujący i wciągający.
Zamiast tego, kampania sprowadza się do scenek przeplatanych walkami. Przerywników jest jednak na tyle dużo, że niektórych odbiorców może to zmęczyć do tego stopnia, że będą je zwyczajnie pomijać. To z kolei doprowadzić może do sytuacji, w której chęć zapoznania się z naprawdę interesującym wątkiem fabularnym, będzie znikoma. Trzeba jednak twórcom oddać, że w kwestii treści fabularnej, postarano się przedstawić niemal wszystkie istotne wątki, nie tylko głównych postaci, ale także tych z dalszego planu.
W tym celu do części misji w kampanii wprowadzono specjalne zadania, o nazwie secret mission. Zwykle warunkiem do ich spełnienia jest wykonanie określonego ataku, bądź wykończenie przeciwnika wskazaną w zadaniu techniką. Wbrew pozorom nie jest to takie proste, wszak przeciwnik biernie się naszym poczynaniom nie przygląda. Nagrodą za wypełnienie takiego zadania, jest odblokowanie specjalnych misji pobocznych, koncentrujących się wokół danej postaci.
Dzięki temu mamy okazję poznać bliżej jej losy, także w przypadku, gdy miały one miejsce poza głównym wątkiem fabularnym, choć bywa, że stanowi jego zakulisowe uzupełnienie. Świetnie pomyślane rozwiązanie, które trzeba pochwalić. Dodatkowo, aby głównemu wątkowi nadać więcej głębi i wierności, do gry wprowadzono mechanikę real moment. Jest ona podobna w założeniu do sekretnej misji, gdyż również wymaga od nas wykonania określonej czynności podczas walki.
Różnica polega jednak na tym, że jej pomyślne wykonanie może zainicjować specjalny przerywnik, wierny z walką w anime czy mandze. Na dodatek, zdarza się, że zainicjowanie realnego momentu potrafi zakończyć walkę z sukcesem znacznie wcześniej, niż by to wynikało z poziomu witalności przeciwnika. Jest to kolejny przykład wierności z materiałem, na jakim gra bazuje, stanowiąc jednocześnie satysfakcjonujące wyzwanie. Nie można również nie wspomnieć o samych postaciach, nad jakimi możemy przejąć kontrolę.
Deweloperzy z Tamsoft wprowadzili zestaw postaci, które miały swoje pięć minut w pierwowzorze, nie zapominając przy tym, o ich różnorodnych umiejętnościach. Każda z postaci mimo z góry przyjętego systemu walki, ma umiejętności zgodne ze swoimi odpowiednikami w anime. Są przy tym odpowiednio zbalansowane i zróżnicowane, co zapewnia masę frajdy z walki.
Kończąc temat oddania wierności, warto także wspomnieć, że zadbano, aby wszystkie postacie (w oryginalnej, japońskiej ścieżce dźwiękowej) miały podłożone głosy przez tych samych aktorów głosowych co w anime. Także w przypadku muzyki odwalono kawał solidnej roboty. Mamy tutaj utwory zarówno z pogranicza elektroniki połowy lat 2000 jak i cięższe nuty, co znów jest zgodne z tym, co było w telewizyjnym show. Dla osoby, która jak ja oglądała anime, są to bardzo przyjemne smaczki.
Podsumowanie
BLEACH Rebirth of Souls jest w mojej ocenie solidnym przedstawicielem bijatyk z oryginalnym pomysłem na siebie. Walki są niezwykle satysfakcjonujące i zdecydowanie czuć moc tych postaci. Tamsoft jednak średnio sobie poradził z zadaniem stworzenia growej adaptacji anime. Z jednej strony zadbano o sporo dokładnej treśli z lore tego świata. Z drugiej jednak strony w przypadku przedstawienia wydarzeń za pomocą scenek na silniku gry, widać spore niedopatrzenia i błędy, których można było uniknąć. Nie bez znaczenia pozostaje fakt przytłoczenia gracza ilością tych scenek, których realizacja nie powala, co z kolei może odtrącać. Z całą pewnością jednak, jest to najlepsza gra z serii BLEACH, jaka do tej pory zadebiutowała na rynku. Z tą produkcją dobrze bawić się będą zarówno wyjadacze bijatyk, jak i koneserzy japońskiej popkultury.
Za udostępnienie gry do recenzji, dziękujemy firmie Cenega.
Podsumowanie





Dla fanów modrobicia i japońskiej popkultury
Komentarze
Dodaj nowy komentarz: