Recenzja

Recenzja: Commandos: Origins

Jack O’Hara i jego kompania powracają z wojskowej emerytury po 19 latach. Czy dzielni kombatanci są jednak w stanie ponownie zachwycić graczy?

Commandos to kultowa seria taktycznych strategii, która została zapoczątkowana w 1998 roku przez nieistniejące już hiszpańskie Pyro Studios. Cykl ten cieszył się niegdyś naprawdę dużym zainteresowaniem graczy, jednakże zakończył swój żywot w 2006 roku po premierze nieudanego Commandos: Strike Force. Wspomniana produkcja, która odeszła od strategicznych korzeni serii w kierunku klasycznego FPS-a okazała się finansową klapą, która doprowadziła nie tylko do zakończenia serii o przygodach zielonego beretu, ale również do upadku hiszpańskiego studia.

Po 19 latach seria została jednak wskrzeszona przez Claymore Game Studios. Jeśli nie słyszeliście wcześniej o tym producencie, to nic dziwnego. Jest to bowiem młode niemieckie studio, założone w 2020 roku, a Commandos: Origins jest ich debiutancką produkcją. Trzeba przyznać, że niedoświadczeni twórcy skoczyli na naprawdę głęboką wodę, albowiem apetyty miłośników klasycznych odsłon serii były naprawdę ogromne. Jeśli chcecie wiedzieć, czy dopłynęli szczęśliwie do brzegu, czy zatonęli w odmętach oceanu, zapraszam do recenzji!

Historia świata według Claymore Game Studios

Jak zapewne doskonale się domyślacie, fabuła gry została osadzona podczas trwania drugiej wojny światowej. Tym razem jednak poznajemy początki oddziału specjalnego, znanego z poprzednich części. Pomysł sam w sobie jest bardzo ciekawy, albowiem możemy dowiedzieć się, w jaki sposób komandos Jack O’Hara poznał swoich towarzyszy, a także jak wyglądały ich pierwsze misje. Rozgrywka przenosi nas do 1940 roku, co w teorii dało twórcom interesujące możliwości pokazania mniej znanych epizodów z początków wojny. Niestety nie zostały one odpowiednio wykorzystane.

W czasie zabawy odwiedzamy bardzo różnorodne lokacje, rozsiane po całym świecie. Na pewno dużym plusem jest fakt, że działania komandosów nie ograniczają się jedynie do terytorium Francji, Włoch i III Rzeszy, ale obejmują również między innymi Arktykę, Afrykę, Norwegię i Polskę. Takie podróżowanie po całym globie zdecydowanie urozmaica rozgrywkę, sprawiając że z dużym zainteresowaniem czekamy na informacje, gdzie odbędzie się kolejna misja. Niestety ogromną bolączką produkcji jest totalna ignorancja lub zwyczajna nieznajomość historycznych faktów ze strony producentów.

Jak wspominałem w poprzednim akapicie, w jednym zadaniu odwiedzamy okupowaną przez Niemców Warszawę. Naszym celem jest wysadzenie mostu kolejowego, aby żołnierze Wermachtu nie mogli przerzucić uzbrojenia na front wschodni. Wszystko pięknie, jednakże akcja rozgrywa się w 1940 roku, czyli rok przed inwazją III Rzeszy na ZSRR. W innej operacji inwigilujemy natomiast opanowany przez Niemców libijski Fort Capuzzo. W rzeczywistości jednak pierwsze hitlerowskie oddziały dotarły do Afryki dopiero w 1941 roku, a Anglicy walczyli o wspomnianą twierdzę nie z Niemcami, a z Włochami.

Uważam, że tak rażące błędy bardzo negatywnie wpływają na klimat gry, której fabuła zbudowana jest wokół rzeczywistego konfliktu. Nie twierdzę, że twórcy muszą być historykami i znać absolutnie każdy fakt na temat drugiej wojny światowej. Jednakże w tym przypadku wystarczyło tylko otworzyć Wikipedię i sprawdzić podstawowe informacje na temat chronologii wydarzeń. Tegorocznym maturzystom, którzy planowali wykorzystać Commandos: Origins jako pomoc naukową, zdecydowanie odradzam takie rozwiązanie.

Czy na pewno walczymy z hitlerowcami?

Niestety historyczne nieścisłości nie są jedynymi babolami, z którymi musimy się zmierzyć w recenzowanym tytule. Prawdę powiedziawszy, podczas rozgrywki miałem wrażenie, jakbym grał w betę produkcji, a nie w jej ostateczną wersję. Co gorsza, wspomniane bugi są tak łatwo dostrzegalne, że nie mogę wyobrazić sobie, jak twórcy mogli ich nie zauważyć podczas testów. Przykro to pisać, ale jest to niestety zwykły brak szacunku dla klienta, któremu usiłuje wciskać się niekompletny produkt za niemałe pieniądze.

Jako przykład podam funkcje wyśrodkowania kamery na aktywnym członku zespołu, która powinna być wywoływana za pomocą guzika R3. Po jego wciśnięciu kamera nie zmienia jednak swojej pozycji, ale zamiast tego cały ekran przybiera dziwne barwy, przypominające widok przez termowizor. Kilkukrotnie zdarzyło mi się również, że kiedy usiłowałem ukryć ciało przeciwnika w niewielkim pomieszczeniu i zamknąć za sobą drzwi, sterowana przeze mnie postać, została automatycznie teleportowana poza budynek, prosto w środek grupy przeciwników.

Commandos: Origins to chyba jedna z nielicznych gier, w których samouczek bardziej przeszkadza, aniżeli pomaga. Jak to możliwe? Otóż wszystkie podpowiedzi pokazują się na ekranie w formie ramek, zasłaniających znaczną część ekranu, przy jednoczesnym niewstrzymywaniu rozgrywki. Wyobraźcie sobie, że skradanie się do wroga, który za kilka sekund odwróci się w Waszą stronę, a tu nagle wyskakuje spora ramka, która przysłania przeciwnika. W tej grze naszym głównym przeciwnikiem nie są wcale żołnierze Wermachtu, ale wszechobecne bugi, skutecznie utrudniające rozgrywkę.

Kevin sam na wojnie?

Charakterystyczną cechą serii był zawsze bardzo wysoki poziom trudności. Nie inaczej jest i w najnowszej odsłonie. Już pierwsze misje stanowią bardzo duże wyzwanie, nawet w przypadku wybrania najłatwiejszego trybu rozgrywki. Dysponujemy bowiem tylko kilkoma komandosami, którzy muszą sobie poradzić ze znacznie liczniejszymi i dobrze uzbrojonymi oddziałami. Otwarta walka nie wchodzi więc w grę i zawsze zakończy się klęską. Aby odnieść sukces, musimy uważnie planować nasze ruchy i korzystać ze specjalnych umiejętności członków oddziału.

Do naszej dyspozycji zostały oddane postacie znane z poprzednich części serii. W zespole oprócz zielonego beretu gościmy więc sapera, nurka, szpiega, snajpera oraz kierowcę. Fajnie, że każdy komandos dysponuje unikalnymi umiejętnościami i uzbrojeniem, aczkolwiek są to przeważanie zdolności znane już z wcześniejszych odsłon. Szkoda, że twórcy nie postanowili pójść dalej i bardziej rozróżnić bohaterów pod względem personalnym. W efekcie tego każda postać porusza się tak samo oraz charakteryzuje się identyczną wytrzymałością i umiejętnościami walki.

Niestety wszystkie misje są dość powtarzalne, a wysoki poziom trudności wynika w dużej mierze ze wspominanych już wcześniej bugów oraz stopniowego zwiększania ilości wrogich żołnierzy na kolejnych mapach. Przez większość zabawy tak naprawdę stosujemy ciągle tę samą taktykę, polegającą na zwabieniu przeciwnika w konkretne miejsce, zabiciu go i ukryciu ciała. W każdym kolejnym zadaniu staje się to oczywiście o wiele trudniejsze, ale wolałbym, aby przekładało się to na większą różnorodność w taktyce, a nie powtarzanie doskonale znanych schematów.

Ogromną bolączką produkcji jest inteligencja przeciwników, która w tym przypadku jest praktycznie równa zeru. Przeciwnicy zachowują się jak zaprogramowane roboty, wykonujące zawsze te same czynności. Kiedy na przykład spotkamy trzyosobowy patrol i zlikwidujemy jego dwóch członków, trzeci z wrogów będzie kontynuował obchód samotnie, nie zauważając, że jego towarzysze zginęli. Co więcej, przeciwnicy bardzo chętnie wpadają we wszystkie możliwe i z kilometra widoczne pułapki, przypominając swoim zachowaniem włamywaczy z filmu Kevin sam w domu, a nie wyszkolonych żołnierzy Wermachtu.

W czasie wykonywania misji, mamy również możliwość korzystania z pojazdów. Teoretycznie, dzięki nim pokonywanie dalekich dystansów powinno stawać się łatwiejsze. Niestety, tylko teoretycznie. Wszelkie samochody wloką się tak wolno, że zdecydowanie szybciej przemierzyć dany odcinek na piechotę. Poza tym (niespodzianka!) sterowanie pojazdami na tak zbugowane, że w trakcie tej czynności nie możemy ruszać kamerą. Co chwilę wyjeżdżamy więc poza widoczny obszar mapy i musimy zatrzymać wehikuł, aby ręcznie przesunąć kamerę na pojazd i móc kontynuować jazdę.

Jest światełko w tym tunelu!

Pomimo wszelkich baboli i niedociągnięć, trzeba uczciwie przyznać, że sterowanie w grze zostało dobrze dostosowane do konsoli. Twórcy zrezygnowali bowiem z typowego dla RTS-ów kursora, służącego do posyłania komandosów w wyznaczone miejsce na rzecz pełnej kontroli nad każdym członkiem oddziału za pomocą pada, niczym w grach akcji. Dzięki temu rozgrywka stała się bardziej dynamiczna, aczkolwiek mam świadomość, że nie wszystkim fanom taka zmiana przypadnie do gustu.

Najmocniejszym punktem recenzowanego tytułu jest w mojej opinii możliwość przejścia całej gry wspólnie z towarzyszem, na podzielonym ekranie. Jako miłośnik rozgrywki wieloosobowej przy jednej konsoli, bardzo cieszy mnie fakt, że producenci zdecydowali się zaimplementować w swojej produkcji zapomniany już przez wielu twórców split screen. Zabawa z drugim graczem jest zdecydowanie ciekawsza i daje więcej możliwości, ponieważ umożliwia nam wykonywanie dwóch akcji jednocześnie i tym samym lepsze planowania naszych działań. Warto zaznaczyć, że wieloosobowa rozgrywka jest również dostępna on-line.

Niestety multiplayer na podzielonym ekranie wiąże się również z kolejnymi problemami technicznymi. Wspominane już kłopotliwe ramki z podpowiedziami wyświetlają się w tym trybie dokładnie na samym środku ekranu, zasłaniając sprawiedliwie widok obu graczom. Zdarzyło mi się również, że po dołączeniu do rozgrywki drugiego gracza, zalogowanego jako gość, gra przełączyła mi jego konto jako główne, nagrywając wszystkie postępy właśnie na ów koncie. Skutkowało to utratą wszystkich zapisów i koniecznością powtarzania całej misji od początku.

Jak wojskowa grochówka, ale bez kiełbasy

Oprawa graficzna jest trudna do jednoznacznej oceny. Z dystansu lokacje prezentują się ładnie i szczegółowo. Kiedy jednak przybliżamy ekran, dostrzegamy, jak brzydko wykonane zostały modele postaci oraz jak nienaturalnie się one poruszają. Oczywiście wiem, że grafika w tego rodzaju produkcjach nie jest najważniejsze, jednakże powinna być estetyczna oraz czytelna, a w tym przypadku niestety taka nie jest. Najgorsze są jednak scenki pomiędzy misjami, które wyglądają tak paskudnie, że mamy ochotę je przewijać, aby móc wreszcie ponownie jak najbardziej oddalić ekran.

Gra wypada zdecydowanie lepiej w kwestii udźwiękowienia. Dobiegająca z głośników muzyka jest klimatyczna i dobrze wpasowuje się w klimat tajnych operacji. Bardzo podoba mi się również fakt, że żołnierze Wermachtu porozumiewają się ze sobą w języku niemieckim, co jeszcze bardziej buduje nastrój. Niestety twórcy poszli tak daleko, że zaimplementowali niemieckojęzyczne kwestie wszystkim przeciwnikom, nawet tym z pierwszej misji treningowej, w której musimy przedostać się niezauważalnie przez brytyjski obóz. W efekcie słuchamy rozmów angielskich żołnierzy, rozmawiających ze sobą w języku Goethego!

Commandos: Origins to produkcja, której jakościowo bliżej do polskiego, taniego wina „Komandos”, aniżeli do legendarnego cyklu, który zdobył serca wielu graczy na całym świecie. Wielka szkoda, ponieważ twórcy mieli kilka naprawdę fajnych pomysłów i rozwiązań, które zostały zupełnie przyćmione przez fatalne wykonanie i niezliczone rzesze błędów, utrudniających rozgrywkę. Oczywiście weterani serii odnajdą w niej swoje „guilty pleasure” polegające na wykonywaniu ekstremalnie trudnych zadań i wczytywaniu zapisu gry co kilka minut, jednakże zasługują oni na zdecydowanie więcej. Claymore Game Studios, proszę odmaszerować, poprawić swój produkt i wrócić do graczy z patchem, sprawiającym, że gra stanie się w pełni grywalna!

Dziękujemy firmie Kalypso Media za udostępnienie gry do recenzji.

Podsumowanie

Gra
  • Możliwość wieloosobowej rozgrywki na podzielonym ekranie
  • Ciekawe i różnorodne projekty lokacji
  • Sterowanie dostosowane do konsoli
Nie gra
  • Wszechobecne babole i niedopracowane elementy
  • Wykonanie i animacje postaci
  • Nieścisłości historyczne
  • Archaiczność rozgrywki
  • Niewykorzystanie potencjału dostępnych komandosów
Artyzm
Dźwięk
Gameplay
Fabuła
Werdykt: 2.5/5
"W ostateczności"
go-stargo-stargo-stargo-stargo-star
go-stargo-stargo-stargo-stargo-star

Claymore Game Studios snuło mocarstwowe plany zdominowania gatunku taktycznych strategii. Niestety nie przygotowało się odpowiednio do bitwy i tym samym, powraca z niej na tarczy.

Platformy:
Czas czytania: 10 minut, 53 sekund
Komentarze
...
213.136.***.*** • #1
philipo
3 dni temu

Dawno temu zagrywałem się w Commandos 2, szkoda trochę że Commandos: Origins nie jest tym czym być powinien.

odpowiedz
...
54.239.***.*** • #2
bolognese
3 dni temu

To prawda, wielka szkoda. Miałem naprawdę duże oczekiwania wobec tej gry i mocno się zawiodłem. Być może Commandos: Origins na PC działa lepiej, ale wersja konsolowa jest straszliwie niedopracowana.

odpowiedz
Dodaj nowy komentarz:
...
Twój nick:
Twój komentarz:
zaloguj się

Ta strona korzysta z reCAPTCHA od Google - Prywatność, Warunki.


Treści sponsorowane / popularne wpisy: