Recenzja

Recenzja: Dragon Ball Sparking! Zero

Legendarna seria Dragon Ball: Budokai Tenkaichi powraca po 17 latach! Czy jest to powrót w stylu Goku, pojawiającego się i pokonującego wszystkich przeciwników, czy raczej Vegety, który dużo obiecuje, ale lekceważy swoich rywali, by spektakularnie polec?

Na samym wstępnie chciałbym wyraźnie zaznaczyć, że Dragon Ball to dla mnie zdecydowanie więcej niż seria mangi oraz anime. Wykreowane przez zmarłego w tym roku Akirę Toriyamę uniwersum, to niezwykle ważny element mojego dzieciństwa w latach szkolnych. Zapewne tak jak i wielu z Was, z niecierpliwością czekałem na kolejne odcinki „Smoczych Kul”, transmitowane w naszym kraju przez nieistniejącą już stację RTL7. Przygody Goku i pozostałych Wojowników Z, przynosiły nie tylko wiele radości i emocji, ale pozwały też na ucieczkę od codziennych problemów i obowiązków.

Należy podkreślić także fakt, że wielu współczesnych, dorosłych miłośników mangi i anime w Polsce, swoją przygodę z japońską sztuką rysunku i animacji, zaczynało właśnie od Dragon Balla. Nie bez powodu, seria ta jest nadal tak bardzo popularna i lubiana w naszym kraju. Muszę uczciwie przyznać, że czuję się podekscytowany i zaszczycony możliwością zrecenzowania najnowszej bijatyki z uniwersum, które tak uwielbiam. Nie ukrywam jednak, że jako wielki fan, od samego początku miałem wobec gry naprawdę duże oczekiwania i wymagania. Czy Sparking! Zero udało się jej spełnić? Na te pytanie odpowiedź znajdziecie w poniższej recenzji.

Starzy i nowi znajomi

Pierwszą rzeczą, która rzuca się w oczy po odpaleniu gry, jest ogromna ilość grywalnych postaci. Twórcy przygotowali bowiem aż 182 wojowników, w których możemy się wcielić. Pomimo iż spory odsetek stanowią ci sami bohaterowie w różnych formach i wariantach, to trzeba przyznać, że liczba jest naprawdę imponująca i stanowi jeden z największych atutów produkcji. Do dyspozycji graczy oddano niemalże wszystkich protagonistów i antagonistów z trzech serii Dragon Ball: Z, GT oraz Super. Na słowa uznania zasługuje fakt, że twórcy nie ograniczyli się tylko do najpopularniejszych i najsilniejszych wojowników, ale zaserwowali nam również możliwość wcielenia się w takie postacie jak między innymi: Master Roshi, Mr. Satan, Yajirobe, Spopovich czy cały skład Ginyu.

Niestety, z jakiegoś powodu, zabrakło miejsca dla bohaterów z pierwszej serii „Smoczych Kul”, co osobiście uważam za dużą stratę. Tym bardziej że zamiast nich, zdecydowano się na umieszczenie w grze postaci z niekanoniczego Dragon Ball GT, które nie jest zbyt lubiane przez fanów uniwersum. Domyślam się jednak, że to jest niestety element świadomej strategii producentów, którzy za jakiś czas zaproponują nam kosztowne DLC z brakującymi wojownikami. Już teraz zapowiedziano bowiem, iż w pierwszym kwartale 2025 roku nastąpi premiera dwóch płatnych rozszerzeń, dodających do Sparking! Zero herosów z kinowego filmu Super Hero oraz najnowszej serii anime o podtytule DAIMA.

Pomimo iż każda ze 182 grywalnych postaci posiada swoje unikalne ataki, techniki oraz indywidualne atrybuty, to każdym wojownikiem walczy się tak naprawdę, niemalże identycznie. Wiem, że wielu miłośników bijatyk przetrze w tym momencie oczy ze zdumienia, ale uważam to za ogromny atutu produkcji, który sprawia, że wyróżnia się ona na tle pozostałych konsolowych mordobić. Osobiście bardzo nie lubię uczyć się na pamięć dziesiątek, czy setek skomplikowanych kombinacji ataków i combosów, aby móc w pełni cieszyć się grą.

Z tego powodu serie takie jak Tekken czy Street Fighter nie przyciągają mnie na długo do ekranu. Sparking! Zero pozwala natomiast na wykonywanie nawet najmocniejszych ataków, zaledwie za pomocą dwóch przycisków pada. Podczas walki gracz musi bardziej skupić się na wykorzystaniu indywidualnych predyspozycji danego bohatera i znalezieniu słabych stron przeciwnika, niż na powtarzaniu skomplikowanych sekwencji. Dzięki temu potyczki są bardziej dynamiczne i jednocześnie przystępne dla każdego.

Klimat anime aż wylewa się z ekranu

Każdy producent, który tworzy grę wideo na podstawie anime, musi przede wszystkim zadbać o to, aby w produkcji wyczuwalny był klimat adaptowanego tytułu. W tym przypadku udało się to po prostu znakomicie. Twórcy zadbali o to, żeby od początku do końca walki, gracze czuli się, jakby oglądali interaktywny odcinek serialu animowanego. Potyczki toczą się w bardzo dynamicznym tempie, a ekran co chwilę rozświetlają błyski, wybuchy i latające dookoła pociski energii Ki. Pomimo iż sterowanie wszystkimi postaciami jest bardzo podobne, to każdy bohater dysponuje indywidualnymi technikami znanymi z mangi oraz anime. Tutaj twórcy również wykonali naprawdę wspaniałą robotę. Wszystkie ataki specjalne zostały bowiem odwzorowane w najdrobniejszych detalach i każdemu z nich towarzyszą odrębne animacje oraz dialogi.

Jestem zachwycony szczegółowością, z jaką twórcy odwzorowali najdrobniejsze elementy walk znanych z serialu telewizyjnego. Lokacje, w których toczą się pojedynki, są w pełni zniszczalne, a ciosy potrafią odrzucić przeciwnika tak mocno, że przebije się on przez górę. Wówczas nic nie stoi na przeszkodzie, aby natychmiast teleportować się za jego plecy i przywalić mu jeszcze raz, tym razem wbijając go w podłoże. Możemy swobodnie walczyć zarówno na ziemi, jak i w powietrzu oraz pod wodą, niszcząc wszystko dookoła. Kiedy na przykład toczymy pojedynek na arenie turnieju sztuk walki i przypadkowo trafimy energią w trybuny, to widzowie rzucą się do ucieczki, a potyczka zostanie dokończona bez udziału publiczności oraz znanego wszystkim fanom, charakterystycznego komentatora.

Intuicyjne i proste sterowanie absolutnie nie oznacza, że walki są proste lub nudne i przewidywalne. Wręcz przeciwnie. W trakcie każdej potyczki musimy uważnie obserwować naszego przeciwnika i tak planować nasze ruchy, aby wykorzystać każdą jego słabość i nieuwagę. Ataki specjalne, o których wspominałem wcześniej, są niezwykle mocne, ale pochłaniają masę energii, a ich użycie wymaga długiego przygotowania. Mogą też zostać bardzo łatwo zablokowane lub odbite przez rywala. Musimy więc doskonale wyczuć moment, w którym warto zastosować daną technikę. Najlepiej zrobić to wówczas, kiedy nasz przeciwnik jest oszołomiony, albo wtedy kiedy nie ma możliwości wykonania uniku lub bloku.

Dzięki temu walki są naprawdę wymagające, ale zamiast skupiać się na powtarzaniu skomplikowanych kombinacji, musimy raczej wykazać się pomysłowością i dobrą taktyką. Dla mnie jest to ogromny atut recenzowanej produkcji, i jestem pewien, że dzięki temu gra trafi do dużego grona odbiorców, zmęczonych lub znudzonych bardziej wymagającymi bijatykami.

Nie wszystko jest niestety tak różowe jak Buu

Pojedynczy gracz może rozpocząć zabawę w trybie Episode Battle, co do którego mam niestety mieszane odczucia. Po wybraniu jednej z 8 dostępnych postaci, możemy stoczyć najważniejsze walki, jakie dany bohater prowadził w seriach Dragon Ball Z oraz Super. Z jednej strony, podoba mi się dynamicznie zmieniający się poziom trudności. Kiedy bowiem toczymy pojedynek z kimś słabszym, wyraźnie czujemy naszą przewagę i możemy walczyć na pół gwizdka, a i tak łatwo zwyciężymy. Kiedy natomiast stajemy naprzeciwko potężnego wroga, wygranie takiej walki staje się prawdziwy wyzwaniem i niejednokrotnie jesteśmy zmuszani do powtarzania potyczki i opracowywania nowych taktyk.

Z drugiej strony nie sposób oprzeć się wrażaniu, że twórcy poszli na łatwiznę. Cały sens trybu fabularnego polega bowiem na naprzemiennym toczeniu walk i oglądaniu krótkich scenek oraz nieruchomych grafik, streszczających wydarzenia. Fani znający fabułę z mangi i anime będą zwyczajnie znudzeni, a gracze, którzy chcieliby dopiero ją poznać, i tak nie połapią się w historii przedstawionej w zbyt skondensowanej i urywanej formie. Wypada również nadmienić, że wydawca przygotował kinową, polską wersję językową. Tłumaczenie stoi na bardzo wysokim poziomie i zostało zrealizowane w zgodzie z mangą wydawaną u nas przez J.P.Fantastica.

Grając w Episode Battle, co jakiś czas otrzymujemy możliwość podjęcia decyzji co do poczynań danego bohatera. Możemy więc poprowadzić fabułę w niekanoniczny sposób. To bardzo ciekawy pomysł, ale niestety jego potencjał nie został w pełni wykorzystany. Zmiany w fabule mogą być właściwie tylko kosmetyczne, więc i tak prowadzą zawsze do znanego wszystkim finału. Szkoda, że twórcy nie rozbudowali bardziej tego pomysłu, dając graczom pełną swobodę poczynań. Byłoby wspaniale, gdybyśmy mogli sprawdzić, jak potoczyłaby się historia naszych bohaterów, gdyby na przykład Yamcha pokonał Vegetę, a Mr. Satan rzeczywiście wyeliminował Cella. Niestety, nie otrzymaliśmy takiej możliwości.

Problemem trybu fabularnego jest również mała liczba grywalnych postaci, niewykorzystująca ogromnego potencjału dostępnych w grze wojowników. Co prawda, w każdej chwili możemy rozpocząć zabawę w turnieju sztuk walki i sięgnąć po zwycięstwo z każdą z dostępnych postaci (tak, nawet z Yamchą), ale niestety nic za to nie dostaniemy. Wielka szkoda, że producenci nie postarali się o nagrodę w postaci krótkiego filmiku, bądź chociaż kilku obrazków dla każdego z bohaterów, które motywowałyby graczy do powtarzania rozgrywki w tym trybie.

Gra oferuje oczywiście również zabawę wieloosobową. Tutaj dochodzimy do największej bolączki tego tytułu. Jestem przekonany, że nie jestem jedynym graczem na świecie, który od rywalizacji sieciowej, woli wspólną grę przy jednej konsoli. W Sparking! Zero jest to możliwe za pomocą rozgrywki na podzielonym ekranie, ale niestety na zaledwie jednej mapie. Jeśli chcemy zmierzyć się z siedzącym obok nas przyjacielem, możemy oczywiście skorzystać ze wszystkich dostępnych postaci, ale jesteśmy zmuszeni walczyć tylko w jednej lokacji.

Rozumiem, że dostosowanie tak obszernych map do podzielonego ekranu nie jest łatwe, ale twórcy powinni przygotować przynajmniej kilka pomniejszych aren, a nie pozbawiać miłośników kanapowych turniejów wyboru planszy. W przypadku rozgrywki sieciowej nie ma tu oczywiście żadnych ograniczeń i możemy bić się na wszystkich dostępnych mapach. Do wyboru mamy przyjacielskie pojedynki, walki rankingowe oraz turnieje rozgrywane system pucharowym. Ponieważ produkcja cieszy się ogromnym zainteresowaniem graczy, znalezienie wirtualnego rywala jest bardzo łatwe. Miłośnicy zabawy online nie będą więc narzekać.

Blisko perfekcji

Fani „Smoczych Kul” będą również zachwyceni oprawą wizualną produkcji. Zarówno lokacje, bohaterowie, jak i efekty specjalne, wyglądają jak w stu procentach wyciągnięte z anime. Co więcej, pomimo szybkiego tempa rozgrywki, gra działa bardzo płynnie, a w żadnej z dziesiątek potyczek, które rozegrałem, nie zaobserwowałem spadków FPS, ani innych problemów technicznych. Doskonały klimat potęgują również charakterystyczne dla animowanego serialu efekty dźwiękowe słyszane w trakcie walki, a także oryginalne japońskie głosy bohaterów.

Zastrzeżenia można mieć jedynie do oprawy muzycznej, a dokładniej do braku utworów znanych z anime. Towarzyszące walkom kawałki nie są złe, ale daleko im do muzyki znanej z serialu. Przykre jest to, że jeśli chcemy dodać do gry oryginalne utwory, musimy wykupić dwa kosztowne DLC. Co gorsza, wspomniane pakiety dźwiękowe nie zostały dodane nawet do najdroższej edycji Sparking! Zero, wycenianej w PS Store na 545 PLN. Jest więc to typowe wyciąganie pieniędzy z kieszeni fanów.

Na szczęście, gra zawiera wiele dodatków i smaczków, które możemy zakupić za pieniądze zdobywane w grze. Za każdą wygraną walkę, lub wykonane wyzwanie, otrzymujemy Zenni, które wymieniamy między innymi na dodatkowe postacie lub nowe stroje dla posiadanych już bohaterów. Co jakiś czas otrzymamy nagrodę w postaci smoczej kuli. Jeśli zbierzemy je wszystkie, pojawi się Shén Lóng, który spełni nasze życzenie. Możemy wówczas zwiększyć nasz poziom, otrzymać przedmioty wspomagające w walce, bądź poprosić o odblokowanie nowych wojowników. To naprawdę bardzo fajnie przemyślany bonus.

Ciekawym dodatkiem dla fanów jest również tryb tworzenia własnych batalii. Wcielamy się w nim w reżysera i za pomocą prostego edytora projektujemy własne walki, wybierając ich uczestników i decydując jakie scenki pojawią się przed i po zakończeniu potyczek. Oczywiście tryb ten nie daje nam pełnej swobody i musimy trzymać się ram narzuconych przez twórców, jest to jednak naprawdę fajny smaczek dla fanów, chcących stworzyć i udostępnić społeczności własne scenariusze.

Nie powiem, że Sparking! Zero jest najlepszą grą z serii Dragon Ball, ponieważ osobiście, nadal wyżej cenią sobie liczącego już ponad 4 lata Kakarota. Zdecydowanie jest to jednak adaptacja z najbardziej dopracowanym systemem walki i najlepsza na rynku bijatyka z uniwersum „Smoczych Kul”. Gdyby wszystkie elementy gry stały na tak wysokim poziomie, zasługiwałaby ona na maksymalną notę. Ograniczenia w trybie fabularnym oraz w rozgrywce na podzielonym ekranie są jednak zbyt duże, aby nie miały negatywnego wpływu na ostateczną ocenę. Nie można również przymknąć oka na wycięcie zawartości gry, w celu sprzedaży jej w formie DLC. Nie zmienia to jednak faktu, że mamy do czynienia z rewelacyjnym tytułem, który powinien być pozycją obowiązkową dla wszystkich fanów serii Dragon Ball.

Dziękujemy firmie Cenega za udostępnienie gry do recenzji.

Podsumowanie

Gra
  • Perfekcyjnie zrealizowane walki
  • Czuć klimat Dragon Balla!
  • Liczba grywalnych postaci
  • Oryginalny, japoński dubbing
  • Proste i intuicyjne sterowanie
Nie gra
  • Tryb fabularny nie porywa
  • Kanapowy coop został potraktowany po macoszemu
  • Brak bohaterów z pierwszej serii Dragon Ball oraz muzyki z anime
Artyzm
Dźwięk
Gameplay
Fabuła
Werdykt: 4/5
"Solidny szpil"
go-stargo-stargo-stargo-stargo-star
go-stargo-stargo-stargo-stargo-star

Pomimo pewnych mankamentów, to jedna z najlepszych bijatyk z uniwersum Dragon Ball i obowiązkowa pozycja dla każdego fana!

Platformy:
Czas czytania: 12 minut, 23 sekund
Komentarze
...
89.228.***.*** • #1
philipo
Wczoraj, 08:12

Dobra recenzja, fajnie że twórcy podołali i dostarczyli bardzo dobra grę .

odpowiedz
...
79.190.***.*** • #2
bolognese
Wczoraj, 09:20

Dziękuję! Cieszę się, że recenzja przypadła Ci do gustu. To prawda, twórcy dali radę! :)

odpowiedz
Dodaj nowy komentarz:
...
Twój nick:
Twój komentarz:
zaloguj się

Ta strona korzysta z reCAPTCHA od Google - Prywatność, Warunki.


Treści sponsorowane / popularne wpisy: