Recenzja

Recenzja: Dustborn

Punk rockowy zespół w drodze przez pełne bandytów i robotów szosy USA. Sprawdzamy, czy podróż się udała.

Czy zastanawialiście się kiedyś, jak wyglądałoby tworzenie gier, gdyby przygotowywało się je identycznie jak pizzę? Załóżmy, że dostajecie gotowe ciasto i tylko od was zależy jakie składniki się na nim znajdą. Brzmi świetnie, prawda? Z drugiej strony, zawsze znajdzie się ktoś, to postanowi dorzucić na tę pizzę, na przykład… ananasa. Owoc w sam sobie przepyszny, ale pasujący do pizzy tak samo jak sól do herbaty. Podobnie jest z grami. Bardzo często jeden element czy motyw, który sprawdza się w danym tytule, może totalnie nie pasować do innej gry. Red Thread Games postanowiło zmieszać ze sobą przygodówki z serii Telltale z seriami Borderlands, Dynasty Warrios oraz Guitar Hero. Czy całość jest jadalna, czy może wyszła z tego pizza hawajska? Jeśli chcecie poznać odpowiedź na te pytania, zapraszam Was na recenzję Dustborn!

A mury rosły, rosły, rosły. Łańcuch kołysał się u nóg” (Jacek Kaczmarski)

Historia przedstawiona w Dustborn rozgrywa się w 2030 roku na terenie Stanów Zjednoczonych, a dokładniej rzecz biorąc w granicach Republiki Ameryki. Twórcy postanowili bowiem osadzić swoją produkcję w alternatywnym świecie, w którym wydarzenia historyczne potoczyły się inaczej niż w rzeczywistości. Przede wszystkim John F. Kennedy nie zginął w zamachu, śmierć poniosła natomiast jego małżonka Jacqueline. Utrata ukochanej tak silnie wpłynęła na amerykańskiego prezydenta, że powołał on do życia specjalną policyjną jednostkę Justice, mającą „dokręcić śrubę” przestępcom i nieposłusznym członkom społeczeństwa. Niestety ugrupowanie to stało się narządem represji w rękach kolejnych polityków, którzy wykorzystując podatność amerykańskiego społeczeństwa na wszelkiego rodzaju teorie spiskowe, zmienili Stany Zjednoczone w faszystowskie, autorytarne państwo, podzielone pomiędzy strefy wpływów różnych ugrupowań. Co więcej, peryferia pomiędzy większymi miastami stały się niebezpiecznymi strefami opanowanymi przez niebezpieczne gangi.

W grze wcielamy się w ciemnoskórą dziewczynę o imieniu Pax. Niech nie zwiedzie was jednak jej pseudonim, albowiem uzbrojona w kij baseballowy bohaterka nie jest raczej pokojowo nastawioną osobą. Pax należy do dewiantów, czyli do społeczności tępionej przez amerykański rząd. Dewianci to swego rodzaju X-Meni, czyli z pozoru zwyczajni ludzie, obdarzeni niezwykłymi mocami. Ukrytą silą naszej bohaterki, jest specjalny krzyk, za pomocą którego potrafi wpływać na ludzi i tym samym zmuszać ich do określonych działań i zachowań.

Pax poznajemy wtedy, kiedy wraz z grupą przyjaciół-dewiantów i tajemniczego mężczyzny, wykrada niezwykle cenny pendrive, na którym zapisane są kluczowe dla rządu dane. To jednak dopiero początek misji, albowiem aby wypełnić ją do końca, nasi bohaterowie muszą dotrzeć do Nowej Szkocji, przejeżdżając niemalże przez całe Stany. Aby nie wzbudzić podejrzeń, podróżują starym autobusem turystycznym, oficjalnie podając się za członków grupy punk rockowej o nazwie Dustborn, która udaje się na trasę koncertową.

Muzyka może zmienić świat” (Ludwig van Beethoven)

Pomimo mocnego uderzenia na samym początku, fabuła gry rozwija się powoli i spokojnie. Tak naprawdę bardzo długo nie dowiadujemy się niczego o cennym nośniku pamięci, który przemycamy oraz o prawdziwym celu naszej misji. Dustborn oparte jest na motywie filmu drogi. Podróżujemy sobie spokojnie busem po amerykańskich autostradach, zatrzymując się na postojach, gdzie możemy pogawędzić sobie z naszymi towarzyszami na różne tematy, często zupełnie niezwiązane z głównym wątkiem. Budowanie relacji pomiędzy Pax, a jej przyjaciółmi jest jednym z najciekawszych elementów gry. To, co zrobimy i powiemy ma bowiem ogromny wpływ na przyszłe wydarzenia i konstrukcję fabularną.

Grając w Dustborn musimy cały czas uważać na swoje czyny i słowa. Jeden zły ruch może bowiem zepsuć relacje z innymi członkami zespołu, którzy są naprawdę pamiętliwi i nie zawahają się wypomnieć nam naszych działań, nawet po kilku godzinach gry. Fajnym elementem jest również możliwość obdarowywania naszych towarzyszy znalezionymi w świecie prezentami, które mogą polepszyć naszej relacje z resztą bandy. Zabrakło mi jednak opcji przewijania dialogów. Nie zawsze mamy bowiem ochotę słuchać długich monologów na tematy niezwiązane z fabułą.

Podczas swojej wyprawy, nasi bohaterowie odwiedzają amerykańskie miasteczka, aby zorganizować tam koncerty i udowodnić przedstawicielom Justice, że są naprawdę członkami rockowej kapeli, a nie poszukiwanymi przez prawo przestępcami. Co jakiś czas, w odwiedzanych miejscowościach napotkamy na wydarzenia, które zmuszą Pax i jej kompanów do zaangażowania się w sprawy lokalnych społeczności, bądź walkę w celu przetrwania. Gra przypomina strukturą odcinkowe przygodówki, albowiem każda z większych misji w grze przedstawiona zostaje jako oddzielny rozdział. Jednocześnie poprzez główne misje dowiadujemy się więcej na temat samego świata oraz motywów głównych bohaterów. Spotykamy także nowych kompanów, którzy dołączają do naszej kapeli wraz z rozwojem fabuły.

Odcinkowa narracja dobrze wpisuje się w klimat Dustborn, którego estetyka utrzymana jest w konwencji komiksowej. Przed każdym rozdziałem na ekranie pojawia się grafika stylizowana na okładkę komiksu. Zapowiada ona wydarzenia, które będą miały miejsce w odwiedzanym przez bohaterów miasteczku. Twórcom należą się brawa za pomysł i oryginalne podejście do tematu. Spodobało mi się też to, że każdy rozdział prezentuje odrębną historię, która jednak w pewnym stopniu łączy się z głównym wątkiem i przybliża graczy do jego zrozumienia.

Sama zabawa nie jest trudna, ani skomplikowana. Dustborn można określić jako grę przygodową, jednakże miłośnicy klasycznych gier typu point & click nie powinni liczyć na skomplikowane zagadki. Przedstawione w grze zadania są proste i przeważnie gra sama podpowiada nam (za pomocą wielkich napisów), gdzie powinniśmy się udać i co zrobić. Nie zbieramy więc dziesiątek przedmiotów, których następnie próbujemy użyć na każdej napotkanej postaci. Rozwiązywanie zagadek polega raczej na odgadywaniu, która z supermocy towarzyszących nam dewiantów mogłaby pomóc, i tym samym kogo powinniśmy poprosić o pomoc w danym momencie.

Esencją Dustborn jest poznawanie indywidualnych historii, budowanie relacji pomiędzy główną bohaterką i jej przyjaciółmi oraz obserwowanie jak nasze decyzje mogą wpływać na fabułę. Nie chcę oczywiście zdradzać zbyt wielu wątków fabularnych, mogę jednak powiedzieć, że podczas przygody, gracze napotkają liczne sytuacje, w których będą musieli porządnie zastanowić się nad konsekwencjami swoich wyborów.

Gdzie słowa zawodzą, muzyka mówi” (Hans Christian Andersen)

Już we wstępnie zaznaczałem, że Dustborn nie jest grą, którą łatwo zaszufladkować. Pomimo iż większość gry spędzamy na przemierzaniu świata i budowaniu relacji z innymi bohaterami, pojawiają się liczne momenty, w których musimy sięgnąć po nieco brutalniejsze środki. Podróżując przez szerokie drogi dawnych Stanów Zjednoczonych, napotkamy na swojej drodze liczne grupy gangów motocyklowych, agresywnych robotów czy patrolów jednostki Justice. Kiedy negocjacje zawodzą, Pax nie waha się sięgnąć po kij baseballowy, aby poturbować swoich przeciwników.

Niestety, trzeba uczciwie przyznać, że system walki jest najsłabszym elementem Dustborn. Potyczki odbywają się w czasie rzeczywistym i polegają głównie na naciskaniu guzika odpowiedzialnego za wyprowadzanie ciosów, w celu naładowania specjalnych mocy. Wówczas nasza bohaterka może użyć swoich krzyków, wpływając tym samym na przeciwników. Możemy na przykład unieruchomić wroga, albo podburzyć go przeciwko swoim pobratymcom. Nie zmienia to jednak faktu, że batalie są bardzo proste i prawie każda przebiega w ten sam sposób. Po pewnym czasie stają się tym samym monotonne, a twórcy nie dodali niestety opcji ich pomijania. Gracze są więc skazani na ten element. Co jakiś czas pojawia się pewne urozmaicenie, na przykład w formie minigierki polegającej na rzucaniu do wrogów koktajlami Mołotowa. Nie spodziewajcie się jednak zbyt wiele po elementach zręcznościowych, które są raczej nużące i wykonujemy je głównie dlatego, żeby poznać dalszą historię.

Musimy również pamiętać, że oficjalnie nasi bohaterowie są członkami zespołu muzycznego. Wypadałoby więc aby potrafili śpiewać i grać na instrumentach, co początkowo okazuje się dla nich dużym problemem. Musimy więc ćwiczyć. W trakcie podróży autobusem możemy pisać nowe piosenki, a na postojach odbywać próby. Ważne, żebyśmy nie zaniedbywali tego elementu gry, albowiem raz na jakiś czas będziemy zmuszeni dać koncert przed prawdziwą publiką. Jeśli widzowie zauważą, że coś jest nie tak, może to spowodować kolejne konsekwencje mające wpływ na rozwój fabuły. System koncertowania nie jest skomplikowany, albowiem czerpie pełnymi garściami z mechaniki sprawdzonej w grach muzycznych. Musimy w odpowiednim czasie naciskać pojawiające się na ekranie guziki. Od zdobytej punktacji zależy sukces naszego występu. Warto więc porządnie przetrenować kilka kawałków przed wejściem na scenę, aby nie narazić się na obrzucenie pomidorami.

Muzyczna minigierka jest bardzo fajną odskocznią od głównego wątku i na pewno prezentuje się ciekawiej niż walki z przeciwnikami. Pewne zastrzeżenia mam jednak co do czytelności ikonek pojawiających się ekranie, które nierzadko są zwyczajnie zasłanianie przez napisy informujące nas o naszym wyniku. Sprawia to, że czasem łatwo jest pominąć niektóre sekwencje i tym samym obniżyć ogólną ocenę występu. Szkoda też, że twórcy nie dali graczom żadnego wpływu na brzmienie i słowa pisanych przez Pax piosenek. Uważam, że mogłoby to jeszcze bardziej urozmaicić rozgrywkę.

Miłośnicy poszukiwania wszelkiego rodzaju "znajdźek" również znajdą coś dla siebie. Pax wyposażona jest bowiem w przypominające przenośną konsolkę urządzenie, które pozwala wyłapywać „echa”, czyli wpływające na niektórych ludzi fale fake newsów i dezinformacji. Jeśli spotkamy postać, która zachowuje się dziwnie i agresywnie, możemy, sprawdzić czy nie znajduje się pod wpływem działania takich fal. Jeśli tak się dzieje, Pax jest w stanie złapać echo do swojego urządzenia, wyzwalając tym samym opętanego człowieka od teorii spiskowych panoszących się po całym terenie Republiki Ameryki.

Złapane echa wymieniamy na nowe słowa mocy dla naszej bohaterki. Możemy również przeszukiwać pokonane roboty w poszukiwaniu części, które służą do ulepszania kija baseballowego i tym samym ułatwiania walk. Ponieważ lokacje w Dustborn nie są ogromne, poszukiwanie „znajdziek” nie jest męczące, ani bardzo wymagające. Kiedy w pobliżu nas znajduje się echo, jesteśmy o tym informowani za pomocą charakterystycznego dźwięku, który bardzo ułatwia ich odnajdywanie. Warto również zaznaczyć, że element ten jest w pełni opcjonalny i jeśli ktoś nie ma zamiaru uganiać się za dodatkowymi przedmiotami, nie musi tego robić.

Gdzie słyszysz śpiew, tam wstąp, tam dobre serce mają. Źli ludzie, wierzaj mi, ci nigdy nie śpiewają” (Johann Wolfgang Goethe)

Oprawa wizualna Dustborn utrzymana jest w stylu komiksu. Zarówno postacie jak i odwiedzane lokacje przypominają swoim wyglądem kadry komiksu. Kiedy nasza bohaterka zastanawia się nad możliwymi odpowiedziami podczas dialogu, pojawiają się one w postaci komiksowych dymków. Efektom wizualnym takim jak wybuchy czy używane przez Pax magiczne krzyki towarzyszą ogromne pomarańczowe napisy dźwiękonaśladowcze. Klimat komiksu jest obecny na każdym kroku, a streszczenie dotychczasowych wydarzeń, które miały miejsce w grze, możemy odświeżyć sobie za pomocą interaktywnego komiksu, opowiadającego o podróży naszych bohaterów. Komiksowa grafika jest ładna i bardzo pasuje do stylu gry.

Znaczna część przygody rozgrywa się w małych miasteczkach i na autostradach. Widać wyraźne inspiracje serią Borderlands, szczególnie przy projektowaniu postaci bandytów i robotów. Można jedynie przyczepić się do projektów lokacji, które często wydają się zbyt puste i schematyczne. Oprawa dźwiękowa również stoi na solidnym poziomie. Muzyka nie jest może wybitna, ale wpada w ucho i dobrze komponuje się z wydarzeniami przedstawionymi na ekranie. Świetnie wypada natomiast voice acting, albowiem głosy bohaterów pasują do ich wyglądu i charakterów.

Dustborn to bardzo interesujący i w pewnym sensie nowatorski tytuł na rynku gier przygodowych. Należy pochwalić twórców za chęć eksperymentowania i podążania nieutartymi ścieżkami. Studio Red Thread Games stworzyło naprawdę dobrą hybrydę przygodówki, RPG akcji i gry muzycznej. Obawiam się jednak, że to połączenie może sprawić, że miłośnicy klasycznych gier przygodowych ominą Dustborn, albo po kilku godzinach gry, będą tak bardzo zirytowani elementami zręcznościowymi, że zwyczajnie odłożą grę na półkę. Jeśli jednak dadzą szansę Dustborn, to czeka ich kilkanaście godzin naprawdę dobrej zabawy.

Dziękujemy firmie Quantic Dream za udostępnienie gry do recenzji.

Podsumowanie

Gra
  • Nowatorskie mechaniki
  • Interesująca fabuła i bohaterowie
  • Świetne oddanie klimatu komiksu
  • Decyzje gracza mają wyraźny wpływ na historię
Nie gra
  • Potyczki są nudne i przewidywalne
  • Zbyt dużo walk i innych elementów zręcznościowych
  • Puste lokacje
Artyzm
Dźwięk
Gameplay
Fabuła
Werdykt: 3.5/5
"Między dobrą a przeciętną"
go-stargo-stargo-stargo-stargo-star
go-stargo-stargo-stargo-stargo-star

Dustborn to bardzo innowacyjna przygodówka, która nie boi się czerpania elementów z innych gatunków. Elementy zręcznościowe w grze potrafią być jednak nużące i mogą skutecznie zniechęcić wielu graczy.

Platformy:
Czas czytania: 12 minut, 27 sekund
Komentarze
Dodaj nowy komentarz:
...
Twój nick:
Twój komentarz:
zaloguj się

Ta strona korzysta z reCAPTCHA od Google - Prywatność, Warunki.


Treści sponsorowane / popularne wpisy: