Recenzja

Recenzja: Eternal Strands

Magiczny Monster Hunter na Unreal Engine 5. Czy to może się udać?

Gigantyczne bestie. Zbieranie materiałów. Wytwarzanie coraz lepszego wyposażenia. Brzmi, jakbym wymieniał najważniejsze cechy serii Monster Hunter? No to teraz dorzucamy do tego mnóstwo magii plus świetny system fizyczny i voilà, przedstawiam Państwu Eternal Strands, debiutancką produkcję studia Yellow Brick Games. Jak kopiować to od najlepszych, a czy znajdzie się tu także jakiś powiew innowacji?

Ciekawy świat w otoczce family friendly

W grze wcielamy się w Brynn — młodą Tkaczkę, która wraz z grupą podobnych sobie dostaje się do Enklawy. W miejscu tym doszło do pewnego, nadnaturalnego kataklizmu, przez który region ten, wraz ze swoimi tajemnicami, został odcięty od świata zewnętrznego. Tkacze to taki tutejszy odpowiednik magów, którzy moc czerpią z magicznych włókien, znajdujących się w noszonych przez nich płaszczach. Odkrycie tajemnic Enklawy i sposobu, by z niej uciec, staje się zadaniem naszej protagonistki i jej kompanów.

Początek opowieści jest całkiem interesujący. Malowany przed nami, rozdarty przez katastrofę świat, tętniący magią i wypełniony przemierzającymi go gigantami, potrafi wzbudzić ciekawość. Chociaż pełen jest znanych motywów, to nie sprawia wrażenia bycia odtwórczym. Pomysł na umiejscowienie akcji udał się twórcom znakomicie. Zwłaszcza że potencjał na kolejną opowieść w tym świecie jest ogromny.

Słabo w kontekście prezentowanych wydarzeń wypadają natomiast rozmowy z naszymi kompanami, których jest tutaj cała masa. Konwersacje przepełnione są rozważaniami o emocjach, a cała ekipa wypowiada się w dziwaczny, samoświadomy sposób. Momentami czułem się, jakbym brał udział w terapii grupowej. Bohaterowie są dosyć miałcy i ostatnie, na co miałem ochotę, to słuchanie o ich problemach. Na szczęście to nie na tym skupia się ten tytuł.

Potrzeba okropnie wiele magii, żeby powalić takiego giganta

Jeżeli widzieliście jakiekolwiek filmy z Eternal Strands, to pewnie wiecie, o czym teraz będzie mowa. Magia oraz starcia z gigantami. Każdą mapę, jaką przyjdzie nam zwiedzać, przemierza zawsze albo majestatyczny konstrukt, albo równie olbrzymia bestia. Polując na nie, pozyskamy nie tylko, niczym w serii Monster Hunter, materiały, które posłużą nam do ulepszania naszego arsenału, ale też esencje, dzięki którym rozwiniemy nasze magiczne umiejętności.

Gdy trafiamy do jednej z malowniczych, dostępnych w grze lokacji, zaczynamy słyszeć dobiegające z daleka dudnienie. To znak, że gdzieś tam przechadza się tytan, na którego możemy zapolować. Odnalezienie go nie jest trudne, bo niezależnie od tego, jaki się wylosuje, wszystkie giganty lubią przemierzać te same trasy. Naturalnie też towarzyszące ich krokom odgłosy są coraz głośniejsze wraz ze zbliżaniem się do celu. Starcia z nimi to prawdziwy test naszych umiejętności. Często części ich ciała chronione są pancerzem, którego musimy się pozbyć, aby zadać im jakiekolwiek obrażenia.

Właśnie do tego wyzwania przydaje się magia, którą włada Brynn. Przygodę rozpoczynamy z lodową ścianą i telekinezą, która pozwala nam miotać niewielkimi obiektami. Ochronną warstwę strzaskać możemy zatem obrzucając ją całą masą walających się po okolicy beczek czy kamieni. Ale to nie wszystko, bo w magicznym świecie rosną też wybuchające ogniem bądź mrozem kwiaty, które też niejednokrotnie przyjdą nam w sukurs.

Czy istnieje jakaś różnica między tym, czym miotamy we wroga? Oczywiście! Eternal Strands może pochwalić się naprawdę udanym systemem fizyki, bogatym w przeróżne zależności. Przykładowo, aby zadać większe obrażenie zbroi wroga, możemy potraktować go najpierw lodem, przez co pancerz stanie się bardziej kruchy. Wtedy nasze kamienie wyrządzą znacznie większe szkody. Eksperymentowanie z żywiołami daje tu mnóstwo frajdy.

Co, gdy przebijemy się już przez pancerz? Wtedy możemy uderzyć tam, gdzie najbardziej naszego oponenta zaboli. Nie musimy ograniczać się do łuku czy innej dystansowej magii, bo na wrażego olbrzyma możemy się wspiąć, aby zadać mu kilka bolesnych ciosów mieczem. Musimy przy tym uważać zarówno na szybko kurczący się zapas wytrzymałości, jak i mieć na uwadze, że wróg sam może nas strząsnąć ze swojego ciała, a nawet złapać w garść i odrzucić w dal.

Starcia z gigantami są naprawdę świetne, zwłaszcza że każdy z nich korzysta z innego rodzaju magii, którą możemy posiąść po jego pokonaniu. Umiejętności podzielone są na trzy poziomy. Do odblokowania podstawowej wersji danej mocy wystarczy rozprawić się z dzierżącym ją tytanem, ale już kolejne dwa ulepszenia wymagają od nas znacznie więcej pracy. Z kodeksu, który zapełniany jest powoli informacjami o świecie gry, możemy dowiedzieć się, co musimy zrobić, aby odkryć źródła na ciałach gigantów, z których zaczerpnięcie zwiększy potencjał naszej magii. Odkrywanie tego dawało mi mnóstwo radochy.

Pozostańmy na chwilę przy czarach. Chociaż gra nas do tego nie zmusza, to naprawdę warto podjąć się wyzwania i odblokować kolejne poziomy naszych mocy. Zwłaszcza tej telekinetycznej. Jej rozwinięcie sprawia, że można poczuć się jak najpotężniejszy Jedi po tej stronie galaktyki. Początkowo możemy jedynie rzucać niewielkimi głazami czy kawałkami drewna, ale maksymalny poziom pozwala nam miotać wrogami, a nawet rozrywać pancerze gigantów i masakrować ich nimi, co sprawia wyjątkową satysfakcję

Znam ten świat jak własną kieszeń

Chociaż lokacje, jakie przyjdzie nam zwiedzać, zaprojektowane są świetnie, to nie ma ich przesadnie wiele. Niestety, dość szybko okazuje się, że bez przerwy odwiedzamy te same miejscówki. Dzieje się tak zarówno przy okazji polowań, jak i wykonywania misji zleconych przez towarzyszy. Na szczęście, chociaż jest ich tylko kilka, to twórcy naprawdę postarali się, aby nuda nie pojawiła się zbyt szybko.

Tę samą lokację, możemy zwiedzać w kilku wariantach. Podstawa to pora dnia, która dzieli się na ranek, popołudnie i noc. Następnie mamy warunki pogodowe. Najłatwiej przemierzać teren, gdy świeci zwykłe słońce, ale Enklawa to miejsce niezbyt zwyczajne. Z jednej strony, natrafić możemy na żar tak palący, że nasze ogniste umiejętności momentalnie wymykają się spod kontroli, rażąc i nas. Z drugiej, zaskoczyć może totalne zlodowacenie danej mapy. Inna prognoza obejmuje nietypową mgłę, blokującą wiele miejsc i zadającą nam obrażenia gdy, wejdziemy z nią w kontakt.

Modyfikatory te nie sprawiają, że dostajemy kompletnie inne doświadczenie, ale stanowią bardzo fajne urozmaicenie naszych przygód. Przy okazji nieco oddalają ten moment, w którym poczujemy, że backtrackingu jest tutaj nieco za dużo. Ostatecznie jednak jest i to mocno odczuwalny, zwłaszcza jeżeli skupimy się na wykonywaniu zadań pobocznych. Tych jest w grze dużo i w większości polegają na wskoczeniu na daną mapę i wejściu z czymś w interakcję. Szybko mnie to znużyło.

Królestwo rzemieślników

Wytwarzanie to jeden z najlepszych elementów Eternal Strands i jedna z lepszych (a może nawet najlepsza!) implementacji tego systemu, z jaką spotkałem się w grach. Po pierwsze, z pozyskanych w świecie surowców, zmajstrować możemy kolejny element uzbrojenia. Standard, pomyślicie, ale głębi jest tu znacznie więcej, niż to do czego przyzwyczaiła nas branża. Podobne rozwiązanie zaimplementowane było w Dragon Age: Inquisition.


Posiadając przepis na, przykładowo, napierśnik, mamy w nim wyszczególnione jedynie ile i jakiego typu materiałów potrzebujemy do jego stworzenia. Zawsze są to cztery rodzaje zasobów w różnych kombinacjach: do rzeźbienia, kucia, garbowania i tkania. Jedna rzecz może posiadać dwa sloty na skóry, a inna na metale. W każdej z czterech grup mamy dostępne dziesiątki surowców o zróżnicowanych właściwościach, wpływających zarówno na statystyki przedmiotu, który chcemy stworzyć, jak i jego wygląd. To stanowi naprawdę świetne rozwiązanie.

Po drugie, wraz z postępami w grze w nasze ręce trafiają materiały o coraz lepszych właściwościach. Nie oznacza to jednak, że musimy wytworzyć dany element uzbrojenia na nowo, aby to wykorzystać. Zamiast tego dostępne jest przekuwanie, w ramach którego możemy podmienić poszczególne składniki, z jakich powstała dana rzecz. I tym razem ma to wpływ na to, jak dobrze dany item działa oraz jak dobrze wygląda. Dodatkowo podmieniony składnik wraca do naszego ekwipunku, co zachęca do eksperymentowania.

Na koniec, ulepszać nasz ekwipunek możemy także przez nomen omen, ulepszanie. W ten sposób zwiększamy statystyki i poziom danego przedmiotu. Ponownie i tutaj twórcy dodali coś, co bardzo mi się spodobało. Wraz z kolejnymi poziomami, wygląd naszej broni ulega zmianie i staje się coraz bardziej „epicka”. Uwielbiam wizualną progresję i bardzo szkoda, że w przypadku pancerzy o nią się nie pokuszono. Być może doczekamy się jej w jakimś dodatku albo drugiej części?

Wyposażenie łowcy gigantów

Elementy naszego ubioru różnią się nie tylko statystykami, ale też dodatkowymi bonusami. Jedne mogą zwiększać zasób zdrowia czy wytrzymałości, inne podnosić odporność na żywioły, zaś jeszcze inne przyspieszać regenerację many. Gra nie zmusza nas do noszenia pełnego zestawu, aby z danej premii skorzystać, ale im więcej części z danym ulepszeniem, tym naturalnie jest ono mocniejsze. To fajne rozwiązanie, nadające nieco taktycznej głębi przy doborze ekwipunku pod konkretnego przeciwnika. Świetne jest też to, że w designie uzbrojenia wręcz widoczne jest, jakiego typu ulepszenie oferuje. Kawał dobrej roboty ze strony projektantów.

Dostępny dla Brynn arsenał jest na pierwszy rzut oka ciekawy, ale niestety bardzo rozczarowujący pod względem rozbudowania. Grę rozpoczynamy z podstawowym mieczem i tarczą oraz łukiem. W trakcie naszych przygód odnaleźć możemy schematy kolejnych broni, przed skorzystaniem, z których będziemy musieli je jeszcze wytworzyć. Na swojej drodze, poza bronią w wersji zwykłej, napotkamy jeszcze jej magiczną odmianę: lodową, ognistą i telekinetyczną. Zatem jeżeli jesteście fanami łucznictwa, to znajdziecie tu tylko cztery łuki. Osobiście czułem niedosyt, bo lubię zdobywać w grach nowe wyposażenie.

Maksymalnie nosić przy sobie możemy trzy środki przymusu bezpośredniego, po jednym z trzech dostępnych kategorii. Do początkowych miecza z tarczą oraz łuku dołącza ogromny miecz dwuręczny. W ostatecznym rozrachunku daje nam to skromną liczbę dwunastu broni, co jest mocno rozczarowującym wynikiem. Jednakże brak mnogości byłby, moim zdaniem, uzasadniony, jeżeli każda z nich wnosiłaby więcej różnorodności do zabawy. Czy to się udało?

Nie do końca. Uzbrojenie pozbawione magicznych właściwości jest raczej nudne. Kombinacji ciosów jest niewiele, a same animacje to po prostu dobra, rzemieślnicza robota, która momentami trąci drewnem. Żelastwem machać możemy wykonując atak lekki bądź wyprowadzić nieco mocniejszy cios poprzez przytrzymanie przycisku. System walki został potraktowany za bardzo po macoszemu. Odczuwalne jest, że to magia stanowiła dla twórców priorytet. W końcu to właśnie nią chwalą się w zwiastunach produkcji.

Uwielbiam miecze dwuręczne i zawsze, gdy gra daje mi taką możliwość, to właśnie ta broń staje się moim głównym narzędziem zagłady. Niestety, Eternal Strands w tej kwestii podąża za absurdalnym nurtem superpowolnych mieczy. Korzystanie z nich wymaga dobrego orientowania się w długości animacji ataków wrogów, gdyż każdy zamach pozostawia nas kompletnie bezbronnymi, wystawionymi na bezlitosne razy przeciwników. Biorąc pod uwagę, jak niezwykle szerokie są głownie naszych dwuręczniaków, dziwi mnie brak możliwości bloku. Jeżeli lubicie przyłożyć niemilcom gigantycznym kawałkiem stali, to nie jest to najlepszy tytuł do takiej strategii.

Przy bloku pozostając, ruch ten dostępny jest jedynie z użyciem tarczy, będącej odpowiednikiem niskiego poziomu trudności. Tak jak w grach From Software mogliśmy wybrać niższy poziom trudności, korzystając z magii, to tego samego dokonać możemy w Eternal Strands, decydując się na tarczę właśnie. Momentami wręcz kuriozalne jest to, jak potężne ataki pozwala nam ona zablokować. Jakby tego było mało, daje ona także opcję parowania ataków, po którym wyprowadzić możemy satysfakcjonującą kontrę.

Zaopatrzenie się w broń magiczną zwiększa nieco wachlarz dostępnych dla nas ruchów, ale nie nastawiajcie się, że walka zmieni się nie do poznania. Lodowy zestaw miecza z tarczą pozwoli nam wystrzelić zamrażającą wiązkę lodu, ognisty łuk podpalić wrogów, a telekinetyczny dwuręczniak wystrzelić ich (lub nas) wysoko w powietrze. Ukończyłem tytuł, korzystając z tej trójcy, bo reszta magicznego arsenału wydała mi się niezbyt użyteczna. Szkoda, że cała magia w przypadku broni ogranicza się do jednego dodatkowego ruchu. Czuć zmarnowany potencjał.

Techniczny gigant

Warstwa audio produkcji stoi na całkiem wysokim poziomie. Chociaż rozmowy, jakich przyjdzie nam słuchać, interesujące są jedynie sporadycznie, to głosy wszystkich postaci dobrane są bardzo dobrze. Aktorzy potraktowali swoje zadanie z pieczołowitością, a w wypowiadanych kwestiach dialogowych czuć faktyczne emocje.

Muzycznie jest po prostu ok. Nie trafiłem na żaden utwór, przy którym pomyślałbym „wow, ale to podkręca klimat!”, ale też nigdy nie poczułem irytacji czy też nie miałem ochoty całkiem muzyki wyciszyć. Fajnym akcentem jest dudnienie, jakie towarzyszy przechadzającym się po mapach gigantom. Na długo, zanim ich zobaczymy, gdzieś w oddali słychać, że czeka na nas potężny przeciwnik. Ten smaczek dodaje immersji.

Od strony technicznej Eternal Strands to branżowa topka. Gier w takim stanie na premierę (a nawet wcześniej) życzę całej naszej giereczkowej społeczności. Nie przypominam sobie, żebym natrafił na jakiekolwiek babole. Jedyne, do czego mogę mieć zastrzeżenia, to zaskakujące spadki płynności animacji występujące zawsze w kilku określonych miejscach. Nie popsuły mi zabawy, ale były odczuwalne. Prawdopodobnie możemy liczyć, że twórcy to załatają. Nawet jeżeli problem ten spotka Was po premierze produkcji, to zgrzytać na niego zębami raczej nie będziecie.

Na koniec jeden z najlepszych elementów Eternal Strands, czyli grafika. Zapewne zauważyliście, jak wiele zrzutów ekranu wcisnąłem do tej recenzji. To niesamowicie piękna gra. Jasne, nie znajdziemy tutaj najostrzejszych tekstur, a modele często są dosyć proste, ale ten styl, klimat, baśniowość, jaka uderza nas z ekranu, wręcz oczarowuje. Co rusz czułem miłe skojarzenia z Kingdoms of Amalur: Reckoning czy Immortals: Fenyx Rising. Nie pamiętam już, kiedy ostatnio obcowałem z tytułem, w którym tak często cykałbym fotki. Szkoda, że zabrakło trybu fotograficznego.

Mocno stylizowana oprawa szybko się nie zestarzeje. Przynajmniej jeśli mowa o wszystkim innym oprócz modeli postaci, które są tak przeciętne, że miejscami wręcz słabe. Postawienie na ręcznie rysowanych bohaterów, jakich obserwujemy podczas rozmów, zamiast ich modeli 3D, to bardzo rozsądne posunięcie ze strony twórców. Nie mam ochoty patrzeć na pustkę w oczach naszych obozowych kompanów dłużej niż to absolutnie niezbędne.

Świetny debiut

Eternal Strands to niezwykle udana produkcja. Mnóstwo tu fizycznych zależności między obiektami, przez co nawet podejmując się tego samego zadania, możemy je wykonać na wiele różnych sposobów. Chociaż miejscami czuć braki budżetowe, to jakością wykonania tytuł bije na głowę wiele propozycji z segmentu gier dumnie mianujących się grami AAA. Idealnie nie jest, bo backtracking mocno dał mi się we znaki. Jednakże, biorąc pod uwagę wszystkie odczucia płynące z rozgrywki, to bawiłem się wyjątkowo dobrze. Pozostaje mi jedynie pogratulować Yellow Brick Games fantastycznego debiutu. Mam nadzieję, że doczekamy się kolejnej części. Naprawdę polecam, zwłaszcza że Eternal Strands dostępne jest na premierę w usłudze Game Pass.

Za udostępnienie gry do recenzji dziękujemy firmie Yellow Brick Games.

Galeria

Podsumowanie

Gra
  • Piękna, stylizowana oprawa graficzna
  • Satysfakcjonujące starcia z gigantami
  • W magii czuć moc
  • Projekty lokacji i przeciwników
  • Bardzo dobry angielski dubbing
  • Świetny system wytwarzania
  • Interesujący świat
  • System fizyki jest super!
  • Uniwersum z potencjałem na kolejne gry
Nie gra
  • Niewielka ilość uzbrojenia
  • Nudne dialogi
  • Męczący backtracking
  • Nudne zadania poboczne
Artyzm
Dźwięk
Gameplay
Fabuła
Werdykt: 4/5
"Solidny szpil"
go-stargo-stargo-stargo-stargo-star
go-stargo-stargo-stargo-stargo-star

Eternal Strands to wręcz wymarzony debiut. Yellow Brick Games dostarczyło naprawdę solidny tytuł, pełen mechanik dających mnóstwo frajdy.

Platformy:
Czas czytania: 14 minut, 57 sekund
Komentarze
...
178.37.***.*** • #1
~GamingMode
15 dni temu

Właśnie gram i jak na razie jestem totalnie zawiedziony. Fabularnie jest absolutnie nijaka, system walki bardziej uproszczony niż w Dragon Age Veilguard, sama rogrywka wydaje mi się piekielnie nudna. Zobaczymy dalej czy się rozkręci, może to zbieractwo chociaż u mnie zaskoczy. Jak dotąd ogromny zawód.

odpowiedz
Dodaj nowy komentarz:
...
Twój nick:
Twój komentarz:
zaloguj się

Ta strona korzysta z reCAPTCHA od Google - Prywatność, Warunki.


Treści sponsorowane / popularne wpisy: