Recenzja

Recenzja: Harvest Moon: Mad Dash

Natsume dostarczyło kolejny rolniczy tytuł. I chociaż jest to bardziej gra na komórki niż typowa przygoda o sadzeniu warzyw, to wcale nie wypada aż tak źle...

Jako wielki fan serii Harvest Moon (od niej tak naprawdę zaczęła się moja przygoda w prowadzenie stron internetowych, pisząc poradniki), widząc zapowiedź nowej części - Mad Dash, w pierwszej chwili się ucieszyłem. Patrząc jednak pierwsze screeny z gry i przy skąpej ilości informacji na ostatnich targach E3 srodze się zawiodłem - jakieś puzzle zamiast pełnoprawnej gry farmerskiej? Gdy jednak zasiadłem już do produkcji, okazało się, że chociaż nie jest to fabularyzowana historia rolnicza, to wcale nie jest to też crap.

Do 2014 roku Natsume było wydawcą gier z serii Bokujō Monogatari, które wydawał po angielsku jako serię Harvest Moon - w tym słynne w Polsce Back to Nature czy Friends of Mineral Town. W 2014 roku postanowili jednak zabrać się za tworzenie gier i skorzystanie z logo którego są właścicielami (z jak na razie przeciętnymi efektami), a te oryginalne, prawdziwe "Harvest Moony" wychodzą obecnie pod nazwą Story of Seasons

Harvest Moon Mad Dash jest wariacją na temat znanych z komórek puzzli "match-3", czyli uproszczonego tetrisa, gdzie trzeba ułożyć obok siebie 3 elementy w tym samym kolorze, aby je "zbić" z planszy i dostać punkty. HMMD rozszerza nieco tę formułę i idzie właśnie w stronę wspomnianego tetrisa - zamiast przesuwać po planszy kwadraciki, dostajemy różne kształty które gracz może przenosić, a przy każdym połączeniu dwóch elementów rośliny które rosną na danym polu przechodzą na wyższy stopień wegetacji. Jeśli więc dorzucimy dwa nowe warzywa do jednego już istniejącego, otrzymamy możliwość zbiorów. Jeśli nie zrobimy tego w ciągu kilku sekund - wszystko usycha a my tracimy okazję do zdobycia punktów.

Gdy zagrałem w pierwsze kilka etapów, okazało się, że gra jest całkiem wciągająca, a układanie warzywek nie stanowi żadnego wyzwania i z palcem w nosie zdobywałem maksymalną ocenę za każdy kolejny etap, czasem nawet dwukrotnie przekraczając wymagania. Cóż - przyznam, ktoś kto projektował grę zrobił to chyba specjalnie, aby pierwsze etapy nas wciągnęły, po już po kolejnych kilku, gdy zaczęły pojawiać się nowe zasady, przestało być tak fajnie i zacząłem mieć pierwsze problemy. W końcu, gdzieś w granicach 60 etapu miałem pierwszą niezaliczoną planszę - mimo niemal trzech minut na zegarku nie dałem rady zdobyć nawet najniższego progu punktowego, chociaż zabrakło mi mniej niż 1%.

Oczywiście wszystkie 100 etapów jakie znajdziemy w grze nie polega jedynie ciągle na układaniu kwadracików (czy innych tetrominowych elementów) i zbieraniu warzywek. Wraz z postępami w grze, wprowadzane są nowe przeszkadzajki. I tak np. pojawiają się kamienie, czy beczki przez które musimy biegać naokoło. Pojawiają się dziki, które wybierają sobie co kilkanaście sekund jeden poziomy czy pionowy rząd (mruga na czerwono) i tratują wszystko na swojej drodze (można podnieść na chwilę zbiory, lub nawet je przenieść, aby je ocalić - ale tylko jedne na raz). Dziki są też w wersji dużej i wtedy tratują dwa rzędy, a w kilku etapach biega nawet kilka dzików na raz.

Później, pojawiają się jaskinie w których są dodatkowe etapy i na końcu można znaleźć magicznego orzecha, który otwiera nam kolejne etapy - tam pojawiają się też etapy z lawą, która wypala nasze zbiory. Gdy jednak lawa odparuje, przez kilka sekund otrzymujemy magiczne pole, na którym kładąc cokolwiek, dostajemy od razu bonus do wegetacji i rozrost danej roślinki od 3x3 do nawet 5x5 pól. Jeśli więc dobrze wykorzystamy lawę, można zebrać naprawdę sporo punktów łącząc tylko 2 rośliny.

Kolejnym naszym wrogiem są spadające kokosy. Te również sprawiają, że rośliny w ich miejscu znikają, ale gdy kokos spadnie na inny już leżący kokos, dostajemy bonus do specjalnej mocy (o czym za chwilę), warto je więc łączyć w większe grupy aby bonus zwiększyć.

Ostatnią przekszadzajką jest płatek śniegu. Powoduje on, że plony zamarzają. Aby je odmrozić, trzeba przebiec i połamać lód na całej zamrożonej grupie. Odmrożone plony jednak od razu przechodzą do ostatniej fazy, a jeśli podniesiemy dowolny zamarznięty plon i przyłączymy go do innego, też od razu zakwita - warto więc mądrze korzystać z zamrożonych pól. Niestety, często zamarzanie następuje na bardzo ograniczonych rozmiarem planszach.


Poza tym, w samej grze pojawiają się jeszcze zwierzęta - krowy, lamy i kury. Jedzą one siano które znajdą na polu, a im więcej go zjedzą, tym więcej mleka/jajek/wełny dadzą. Siano grupujemy podobnie jak warzywa. Są też ryby, które można przyłączać do pustych pól z wodą, zarybiając w ułamku sekundy każdy z nich.

Aby gra nie była tak prosta, w późniejszych etapach zaczynają pojawiać się różne wymagania, pomagające zdobywać nam punkty. Praktycznie od początku na dole planszy pojawiają się wymagania dotyczące zebrania konkretnego zbioru. Ot, np. gra wymaga zebrania 10 papryk za co dostaniemy bonusowe punkty. System działa tak, że jeżeli ostatni zbiór przekroczy te przykładowe 10 sztuk (np. mamy już 9 a teraz zbieramy kolejne 7), to za te nadmiarowe dostajemy ekstra punkty (nie przechodzą one do innego wymagania, nawet jeśli jest na to samo warzywo).
Drugim rodzajem są requesty K9, gdzie piesek bohaterów prosi o konkretne warzywo w konkretnym rozmiarze - np. 2x2 kwadraty, 3x3 czy nawet 4x4. Te zadania mogą też dotyczyć ryb czy mleka - to ostatnie jest najtrudniejsze, bowiem aby dostać mleko 3x3 trzeba ustawić siana w takim właśnie kwadracie i zrobić to tak, żeby żadne zwierze nie zaczęło go jeść przed ustawieniem, a potem jeszcze poczekać aż mleko się samo "wydoi". Często więc nie zdążymy z zadaniem.


Nagrodą za spełnianie requestów, wymaganych roślin czy po prostu dowolne zbiory jest zapełnianie paska "Power", który na kilkanaście sekund zamienia wszystko co pojawia się na planszy, w od razu dojrzałe warzywa, a zwierzęta dają swoje produkty praktycznie bez jedzenia, co kilka sekund. Tryb Power jest więc niesamowicie pożądany, bo w wielu etapach to jedyny moment, gdy będziemy porządnie punktować. Zwłaszcza później, gdy pojawią się nowe warzywa które już nie potrzebują jedynie trzech ułożeń, a 4-6 (najtrudniejsze są jagody) a tutaj w ułamek sekundy będą już dojrzałe. Na czas tego trybu nasz zegar (zazwyczaj między 2:00 a 3:00 minut) całkowicie się zatrzymuje. Większa ilość bonusów Power oznacza więc nie tylko więcej punktów, ale i przedłużenie rozgrywki, a same warzywa których nie zbierzemy zostają potem na planszy i można je przyłączać do tych niedojrzałych. Dobra taktyka pozwoli więc zdobyć kolejne ekstra punkty nawet po zakończeniu trybu Power.

Za ukończenie etapu dostajemy typowe dla gier komórkowych "gwiazdki" - 1, 2 lub 3. Dodatkowo punkty wymieniane są na punkty skrzatów, a każdy kolejny poziom pozwala nam potem skorzystać w dowolnym etapie z powerupów, w zamian za zużycie tego poziomu - pierwszy to wiecej czasu (+30 sekund), drugi to "szybsze zbieranie trybu power", trzeci - kosztujący aż dwa poziomy - to nie obumieranie warzyw i ryb. Jeden punkt skrzatów zbiera się więc przez 5-10 etapów, a traci go znacznie szybciej.


Gra się więc naprawdę fajnie, ale oczywiście jest parę "ale". Przede wszystkim, zdziwiło mnie, że nie można grać krzyżakiem. Ta gra aż się o to prosi, w menu można go używać, na planszy wyboru etapów też, a w samej grze można grać tylko analogiem… W późniejszych etapach wszelkie przeszkadzajki zaczynają mocno irytować - czasem ilość dzików czy spadającej lawy jest tak duża, że nie zdążymy nic ułożyć i jest niszczone. Co więcej, w niektórych etapach nowe elementy pojawiają się gdy cokolwiek podnosimy - często więc nie ma już tego gdzie odłożyć, bo nasze pole jest całe zajęte i rzecz w rękach trzeba wyrzucać do specjalnego kosza. W kilku etapach nie byłem więc w stanie zebrać nawet jednej gwiazdki, aby iść dalej - musiałem się wspomagać punktami dla skrzatów. Frustrują też zwierzęta, które trudno się karmi i w każdym z etapów gdzie one są, punkty wpadają najwolniej. Być może etapy które punktują najmniej były nastawione na grę w kilka osób - bo i taka opcja tutaj jest (kooperacyjnie do 4 osób).
Irytowało mnie też, że widzimy na planszy kolejne wymagania co do gwiazdek, aby otworzyć dalszą drogę (np. za 20, 50, 100 gwiazdek), ale mimo to gra zawsze odblokowuje tylko jeden etap przed nami. Możemy więc widzieć 10-15 nowych kropek na planszy, ale nie możemy zagrać w żaden nowy etap, nie grając najpierw w poprzedni - nie da się przeskoczyć żadnej z plansz. Nie rozumiem zatem wymagania gwiazdkowego, dla otwarcia każdej drogi, jest chyba tylko po to, żeby zmusić nas zdobyć w kilku z nich więcej niż jedną gwiazdkę.

Ostatecznie z grą spędziłem 8 godzin, przechodząc wszystkie 100 etapów. Zabrakło mi chyba dwóch trofeów do platyny (za warzywo o rozmiarze 7x7 oraz za zdobycie 3 gwiazdek w każdym etapie - co przez wspomniane zwierzęta zdaje mi się awykonalne). Mimo, że byłem negatywnie nastawiony do gry, okazała się całkiem fajna i wciągająca, mimo, że ostro żeruje na marce i logo jest tu tylko w celach marketingowych. Brakuje też czegoś po przejściu 100 etapów - jakiegoś trybu "endless", czy też etapu w którym sami wybieramy jakie warzywa i uprzykrzacze będą.


Trzeba też przyznać, że technicznie jest dobrze wykonana - grafika nigdzie się nie rozmazuje, gra cały czas działa płynnie, nie ma też nigdzie wczytywania - wszystko przechodzi płynnie i jest wykonane naprawdę dobrze. Muzycznie jest przeciętnie - plansze mają stały kawałek muzyczny, który zmienia się w trybie Power, oraz gdy zostanie nam mniej niż 30 sekund. Swój motyw ma też główna mapa, a inne melodie dostały etapy z lawą czy śniegiem. I to tyle - może przydałyby się jeszcze ze 2-3 kawałki dla odmiany, ale te które są są na tyle delikatne, że nie irytują.

Czy HM: Mad Dash wart jest więc zagrania? Cóż, jeśli lubisz takie mini-gierki, to jak najbardziej. Jeśli jednak czekasz na prawdziwą farmerską grę - to niekoniecznie będziesz zadowolony z tego co zobaczysz. HMMD jest jednak fajną odskocznią od dużych tytułów AAA i o ile pierwsze kilka etapów może wydawać się łatwe, tak pod koniec gra potrafi rzucić rękawicę (sprawdźcie przykładowy gameplay poniżej).





Plusy:
+ porządnie wykonana, grafiki się nie rozpikselowują, miła dla ucha
+ aż 100 etapów, jest więc co robić przez ok. 8 godzin
+ kanapowy multiplayer

Minusy:
- żerowanie na marce, to tylko rozwinięcie gier "match-3"
- nie można chodzić krzyżakiem
- potrafi irytować przeszkadzajkami czy losowo wyskakującymi pod nogami roślinami
- nie ma już co robić po zagraniu w 100 etapów

Nasza ocena: 7/10

Za kopię do recenzji dziękujemy firmie Koch Media Polska!

Platformy:
Czas czytania: 10 minut, 37 sekund
Komentarze
...
194.49.***.*** • #1
~Fenthick
1861 dni temu

Zupełnie do mnie nie przemawia, pod tym szyldem powinny się ukazywać lepsze gry. Mam nadzieję, ze w koncu coś ze Story of Seasons wyjdzie poza 3DSem i Switchem, bo Natsume dobija markę.

odpowiedz
...
178.218.***.*** • #2
~Mike
1851 dni temu

Wyszło już, Doraemon: Story of Seasons (dostępne na Steamie) - bardzo polecam! :)

odpowiedz
Dodaj nowy komentarz:
...
Twój nick:
Twój komentarz:
zaloguj się

Ta strona korzysta z reCAPTCHA od Google - Prywatność, Warunki.


Treści sponsorowane / popularne wpisy: