Laser Kitty Pow Pow to jedna z tych niepozornych gier, które dopiero w praniu okazują się lepsze, niż wyglądają. Przyznam, że oglądając pierwsze trailery Switchowej wersji, wychodzącej dwa lata po premierze gry na mobilkach, przez moją głowę przeszła myśl - "to jest jakaś totalna rozpierducha" i nie wiadomo o co chodzi. Tymczasem, wcale tak nie jest.
Zacznijmy od początku. Laser Kitty Pow Pow to jak widać już po pierwszych screenach gra Indie (a więc i ocena będzie w skali "indyczej" a nie gier AAA), ale tu dwie ciekawostki. Po pierwsze, grę zrobili polacy, po drugie - jest ich tylko dwóch. Niektórzy powiedzą, że co tam, przecież tworzenie gier to bułeczka z masłem, ale powiem wam, że to się tylko tak wydaje - inaczej każdy z nas wydawałby własne gry. Chłopaki jednak grę dowieźli.
Zasady gry są w sumie proste - jesteśmy kotem (a raczej jego głową) która strzela laserami z oczu (taki trochę "Pan Mirek handlarz aut" z memów). Z tym, że nie strzelamy gdzie popadnie, ani też nie wybieramy miejsca analogiem. To by było za proste. Twórcy gry wymyślili, że gra będzie hardkorowa więc nasz kot dostanie jedynie ruch w lewo i w prawo, w tym samym momencie strzelając… w przeciwną stronę. Tak - żeby nasz mózg oszalał. Uciekasz w lewo, strzelasz w prawo. Wbrew pozorom ma to sens, bo w ten sposób uciekamy też przed przeciwnikiem który nas goni. Czyni to też grę trudną, przez pierwszą godzinę powiedziałbym, że bardzo trudną, bo mózg nie jest chętny się przestawić. Żeby było jeszcze trudniej, plansza na której jesteśmy (na raz widzimy całą) ma dwa poziomy i możemy poruszać się góra/dół. Myślicie, że to takie proste? Wasz mózg właśnie przestawił się na strzelanie w przeciwną stronę niż idzie, więc jak chcecie iść w górę… tak, mózg próbuje na dół. Być może irytujące, ale moim zdaniem to jest właśnie wyzwanie które stawia gra i dlatego jest trudna i satysfakcjonująca. Przegrywać bo nie potrafimy wciskać lewo/prawo czy góra/dół? Na pewno przyjmiecie to jako wyzwanie.
Trzon zasad każdego etapu jest równie prosty - na ekranie pojawiają się dwa punkty spawnu przeciwników (zawsze skrajnie z lewej i z prawej, ale czasem na różnych z dwóch "poziomów" etapu). Jeśli przeciwnik dojdzie do środka planszy - game over. W późniejszych etapach pojawiają się też przeciwnicy, którzy próbują naszego kotka załatwić specjalną bronią i zabijają go jednym ciosem, czy też pojawia się tryb nagłej śmierci i dotknięcie kogokolwiek to dla nas śmierć. Nie ma lekko. Naszym celem, poza strzelaniem laserem do przeciwników jest zbierać kryształy które są nagrodą za pokonanie każdej kolejnej fali przeciwników (pierwszy świat to 6, potem 12 a potem 16 kryształów), oraz - żeby znów nie było za łatwo - zebrać przynajmniej 50% monet które pojawią się na planszy (im dalej, tym bardziej "nie po drodze" się pojawiają i szybciej znikają). Mamy więc sporo rzeczy do zrobienia, mózg szaleje i naprawdę nie jest łatwo.
Całość wygląda w początkowych etapach tak:
W pierwszych minutach gry, przez poziom trudności, przyjdzie wam do głowy się poddać - ale nie róbcie tego. Nawet jeśli przegrywamy, zdobywamy expa i kolejne poziomy doświadczenia, co odblokowuje nam kolejne "moce", a za zebrane monety można je ulepszać. Gdy dostaniemy rzeczy takie jak (losowo pojawiający się) powerup z laserem zabijającym wszystko co się rusza, czy tarczę ochronną, zaczyna się grać dużo lepiej. Powiedziałbym, że koło 10-11 poziomu gra robi się znacznie łatwiejsza, ale to wynika też z przyzwyczajenia naszej głowy do specyficznego sterowania. Oczywiście przeciwnicy robią się coraz trudniejsi, ich fale coraz dłuższe, a zdobyć wszystko jest coraz trudniej. Żeby nie było nudno, dodatkowymi nagrodami są nowe skiny dla naszego kotka-laserka.
Czy gra ma jakieś wady? Cóż, w sumie to niewielkie. Laser Kitty Pow Pow cierpi na syndrom gier "portowanych" a nie pisanych od początku na daną platformę. Potrafi się przycinać na animacji zdobywania/wydawania monet (chyba, że to miał być celowy "bullet-time" i ktoś go zrobił za pomocą spadków FPS...), ale to nie dzieje się w trakcie gdy sterujemy postacią i trwa 3-4 sekundy, więc można przeżyć. W menu plansz jeden z guzików jest źle opisany (strzałka w dół a powinna być w lewo), na wyborze etapów jedna z ikonek-strzałek jest też z 50 pikseli niżej niż wygląda, że miała być. I nie odblokował mi się powerup na 6. poziomie, chociaż mam ten z 10, więc nie wiem co to za ulepszenie. Od początku możemy też zobaczyć każdy świat i każdy etap, ale zagrać musimy po kolei i nie ma tak, że jak zdobędziemy X kryształków, to zaczniemy szybciej nowy świat, co jest nieco mylące - skoro widzimy etapy, dlaczego nie da się w nie wejść? Brak tutaj komunikatu, albo ktoś zostawił jakiegoś buga. I to w sumie tyle problemów z grą - zatem nic specjalnie wielkiego i z wszystkim da się żyć. Żeby tylko takie bugi były w grach AAA... Trochę przeszkadzało mi też, że w trybie Co-op śmierć jednego z kotów oznacza koniec zabawy - przecież drugi gracz mógłby spokojnie próbować kończyć etap.
Myślę, że jak na grę za 12 zł (w promocji 8zł) która ma aż 154 etapy i można w nią grać w dwie osoby, Laser Kitty Pow Pow mimo prostego wyglądu, jest naprawdę ciekawą grą. Etapy nie są długie, więc można pograć w przerwie od wszystkiego, na porcelanowym tronie, w autobusie, czy nawet pokazując znajomym jaki Switch jest fajny bo odpinasz JoyCony i nawalasz kocim laserem we dwoje. Bawiłem się znacznie lepiej niż się zapowiadało i chociaż miałem moment załamania, w którym pomyślałem "o nie, to są kocie dark soulsy" to kolejne 15 minut gry i odblokowanie nowych mocy pozwoliło się już cieszyć grą.
Komentarze
Dodaj nowy komentarz: