W zalewie kolejnych sandboksów prosto ze Steama, gdzie survival, crafting i eksploracja stanowią trzon zabawy znakomitej części indyków, trudno o tytuł, który potrafi zaskoczyć świeżością i dać odbiorcy autentyczną radość z jego odkrywania. Len’s Island od Flow Studio to produkcja, która z jednej strony wpisuje się w ten survivalowy trend, ale z drugiej stara się wyjść przed szereg, łącząc elementy klasycznego survivalu, wytwarzania, budowania, a także dynamicznej walki, skręcając lekko w stronę action RPG.
Gra reklamowana jest swobodą na jaką pozwala — możemy oddać się spokojnemu, farmerskiemu życiu, ale też wybrać na wiele niebezpiecznych wypraw w głąb mrocznych lochów. Czy Len’s Island to tylko kolejny klon Valheim, Stardew Valley albo Minecrafta, czy może coś więcej?
Boso przez świat
To, jak wielkie znaczenie przy projektowaniu rozgrywki miało dla twórców danie graczom jak największej wolności, czuć już od pierwszych minut. Zamiast narzucać nam sztywne cele, oddają do naszej dyspozycji rozległy, proceduralnie generowany świat, w którym każda decyzja ma znaczenie. Nie znajdziecie tu jednak rozbudowanych dialogów, epickich przerywników filmowych czy wielowątkowej narracji. Zamiast tego, tytuł stawia na subtelne opowiadanie historii poprzez eksplorację, odkrywanie tajemnic wyspy i interakcje z otoczeniem.
Wcielamy się w postać, która przybywa na tytułową wyspę z plecakiem pełnym narzędzi oraz, z jakiegoś powodu, zupełnie nagimi stopami. Odniesienie do nich znajduje się już na samym początku, w niezwykle prostym kreatorze postaci. Jednak to, kim jest i skąd pochodzi nasz bohater, pozostaje niewyjaśnione. Jedyne czego się dowiadujemy, to że w świecie, który przyjdzie nam przemierzać, ludzkość przesadziła z eksploatacją pewnego minerału, przez co skończyła niezbyt szczęśliwie.
Chociaż wolność, jaką dostajemy, początkowo była dla mnie bardzo przyjemna, to ostatecznie brakowało mi jakiejś głębszej fabuły. Twórcy starają się nas nieco prowadzić między kolejnymi celami, wskazując obszar do którego musimy się udać, jednakże dawało mi to jedynie wrażenie bezcelowego odhaczania kolejnych kropek.
Świat Len’s Island to archipelag pełen różnorodnych biomów. Znajdziemy tu gęste lasy, rozległe łąki, a nawet mroczne lochy. Wiele lokacji kryje nie tylko unikalne surowce, ale też własne sekrety w postaci, na przykład, ekwipunku czy schematów rzemieślniczych. Teoretycznie proceduralne generowanie mapy sprawia, że każda rozgrywka jest inna, ale nie uważam tego za plus. Już po kilku godzinach byłem mocno znudzony eksploracją pierwszego świata, więc zwiedzanie tego samego, z nieco innym układem wysp, nie brzmi dla mnie zachęcająco.
Wolność wyboru
Jak przystało na steamowy survival, filarami rozgrywki są systemy craftingu i budowania. Dostajemy dosyć szeroki wachlarz narzędzi, broni, pancerzy i przedmiotów użytkowych, które możemy wytwarzać z zebranych surowców. System ten jest intuicyjny, ale niestety zbyt liniowy, a ostatecznie raczej nudny. Naturalnie im więcej czasu poświęcimy na eksplorację i rozwój postaci, tym bardziej zaawansowane itemy będziemy mogli tworzyć.
Budowanie własnego domu, farmy czy nawet całej osady (bo grać możemy też w coopie dla maksymalnie 8 graczy), przypomina układanie klocków Lego. Twórcy oddali do naszej dyspozycji raczej niewielki katalog stylów architektonicznych, dekoracji i elementów użytkowych. Pozwala on jednak postawić zarówno skromną chatkę na plaży, rozbudowaną farmę z polami uprawnymi, jak i fortecę z systemem obronnym. Szkoda jednak, że system budowania opiera się na wyjątkowo dużych, no cóż, klockach. Zapomnijcie o wolności jaką dawało w tym zakresie Valheim czy Enshrouded.
Jeżeli to rozwój własnej farmy jest tym, co najbardziej przyciąga Was do tego typu produkcji, to Len’s Island nie przykuje Waszej uwagi na dłuższy czas. Uprawa roślin czy zarządzanie zapasami żywności i surowców istnieją, ale zaimplementowane są w bardzo podstawowy sposób. Sadzimy na kwadratowych grządkach, dbamy, aby nasze rośliny były nawodnione i to właściwie tyle.
Akcja rodem z Diablo
Len’s Island wyróżnia się na tle konkurencji całkiem dynamicznym systemem walki oraz pokaźną dawką lochów, wypełnionych paskudami do ubicia. Walka jest szybka, wymagająca refleksu i, na wyższych poziomach trudności, odpowiedniej taktyki. Przeciwnicy różnią się zachowaniem, a bossowie potrafili mnie zaskoczyć siłą i zestawem ruchów. Chociaż gra ewidentnie skupia się na walce wręcz przy użyciu miecza, włóczni czy młota, to dostępna jest też opcja dystansowa w postaci łuku. Mamy też runy, dzięki którym broń razi przeciwników ogniem lub błyskawicami.
Podczas eksploracji gigantycznych podziemi czeka na nas nie tylko bitka, ale także rozwiązywanie zagadek, zbieranie unikalnych przedmiotów oraz nieco budowania, aby dostać się w pozornie niedostępne miejsca. Każda wyprawa w głąb podziemi to ryzyko, ale i szansa na zdobycie potężnych artefaktów, które ułatwią przetrwanie na powierzchni. Szkoda jedynie, że lochy składają się z szalenie nudnych, identycznych assetów, które ciągną się kilometrami.
Piękno prostoty
Tym, co przykuło moją uwagę w pierwszej kolejności, była niewątpliwie oprawa graficzna produkcji, łącząca minimalistyczny, low poly styl z bogactwem detali. Świat gry jest kolorowy, pełen życia i subtelnych animacji. Zmieniające się pory dnia, dynamiczna pogoda, realistyczne oświetlenie — wszystko to buduje świetny klimat. Mimo że tytuł nie stawia na fotorealizm, potrafił oczarować mnie malarskimi krajobrazami i dbałością o szczegóły.
Muzyka i efekty dźwiękowe nie należą do najmocniejszych punktów produkcji. Z jednej strony, ścieżka dźwiękowa całkiem nieźle komponuje się z atmosferą na ekranie, serwując nam spokojne, relaksujące utwory podczas budowania lub nieco bardziej dynamiczne motywy podczas starć w lochach. Z drugiej strony, nie natknąłem się na nic, czego słuchałbym z autentyczną przyjemnością. Nieco lepiej, acz też mocno przeciętnie, wypadają dźwięki otoczenia, szum wiatru, śpiew ptaków czy odgłosy deszczu. Nie jest to pierwsza liga, ale też nie odstają poziomem na tyle, żebym zgrzytał zębami podczas ich słuchania.
Przystępność, mówi to panu coś?
Len’s Island pozwala na dużą swobodę w rozwoju postaci. Nie musimy decydować się na klasy czy jedno z dostępnych drzewek umiejętności. Zamiast tego zdolności umieszczone są na szachownicy, której pola wykupujemy przy pomocy punktów zdobywanych z kolejnymi poziomami doświadczenia. Znajdziemy tu zarówno bonusy do walki, jak i takie, dzięki którym staniemy się lepszymi farmerami bądź górnikami. Nic się nie wyklucza, zatem o ile zbierzemy wystarczająco dużo expa, możemy wykupić wszystko, co chcemy. Miło, że umiejętności mają duży wpływ na rozgrywkę, ale jest ich niewiele.
Swoboda, jaką obdarza nas gra, dotyczy nie tylko postaci, ale i całego jej świata. Możemy dowolnie modyfikować ustawienia rozgrywki, dostosowując poziom trudności, częstotliwość ataków wrogów, dostępność surowców czy nawet wygląd otoczenia. Moim zdaniem jest to świetne rozwiązanie, dzięki któremu każdy zainteresowany mechanikami oferowanym przez Len’s Island może zainwestować w grę swój czas i pieniądze, bez obaw związanych z zacięciem się na jakimś elemencie.
Bunkrów nie ma, ale są minusy
Choć Len’s Island to produkcja technicznie dopracowana, nie jest wolna od wad. Największym problemem okazała się dla mnie powtarzalność i, w dłuższej perspektywie, płytkość oferowanych systemów. Od zbierania surowców, przez uprawę roślin czy budowanie — po kilku godzinach wszystko to stało się monotonne. System walki, choć dynamiczny, nie dorównuje głębią najlepszym ARPG, a eksploracja lochów bardzo szybko staje się mocno schematyczna.
Niektóre mechaniki, jak zarządzanie ekwipunkiem czy interfejs użytkownika, mogłyby być bardziej intuicyjne. Zdarzają się też drobne błędy techniczne (jak nagłe spowolnienie płynności animacji czy znikające ze skrzyń surowce), ale twórcy szybko je naprawiają. Są to niewielkie uchybienia, które nie przesłaniają ogólnej jakości gry.
Czy warto zdjąć buty?
Len’s Island to bardzo strawne połączenie survivalu, craftingu i action RPG. Oferuje dużą swobodę, malowniczy świat, sporo systemów i, przynajmniej przez pierwsze godziny, satysfakcjonującą rozgrywkę zarówno solo, jak i w kooperacji.
Moim największym zastrzeżeniem jest to, że oferowane mechaniki są wprawdzie przystępne i dobrze się ze sobą łączą, ale brak im głębi. Jeżeli chcecie bawić się w architekta czy rolnika, to znajdziecie gry robiące to lepiej. Tak samo w kwestii podbijania proceduralnie generowanych lochów — ostatecznie to tylko miły dodatek, a nie coś przy czym można spędzić kilkanaście godzin.
Len’s Island nie zdobyło mojego serca. Uważam jednak, że jest to całkiem interesująca pozycja wśród niezależnych piaskownic z ostatnich lat, która udowadnia, że nawet w zalewie podobnych tytułów można stworzyć coś wyjątkowego. Grając solo raczej szybko poczujecie znudzenie, ale w większej grupie tytuł ten może zapewnić sporo godzin angażującej zabawy. Wszak z przyjaciółmi wszystko jest lepsze, nawet bieganie boso.
Za udostępnienie gry do recenzji dziękujemy firmie The 71.
Podsumowanie





Len’s Island to tylko i aż wyjątkowo przystępny survival, oferujący przyzwoite budowanie i dużo dosyć prostej walk w bardzo przyjemnej oprawie wizualnej.
Komentarze
Dodaj nowy komentarz: