Recenzja

Recenzja: Like a Dragon: Pirate Yakuza in Hawaii

Fani serii przez całe lata czekali na grę, w której głównym bohaterem będzie sławny Goro Majima. Czy było warto?

Nie ma chyba na świecie miłośnika serii Yakuza/Like a Dragon, który nie uwielbiałby charyzmatycznego i szalonego Goro Majimy. Od czasów premiery Kiwami 2 w 2017 roku, w której gracze dostali możliwość wcielenia się we Wściekłego Psa z Shimano, postać Majimy została nieco zaniedbana i zepchnięta na dalszy plan. Szczególnie widoczne było to w Like a Dragon: Infinite Wealth, gdzie jednooki wojownik – ku rozpaczy wielu fanów – nie tylko nie dołączył do naszej drużyny jako grywalna postać, ale również zaliczył w produkcji jedynie gościnny występ.

Ryu Ga Gotoku Studio postanowiło jednak zrekompensować nam tę stratę, spełniając marzenia miłośników serii o spin-offie, w którym Goro Majima pełni rolę głównego bohatera. Ze względu na nietuzinkową osobowość protagonisty, twórcy musieli opracować przygodę, która nie tylko zainteresuje graczy fabułą, ale będzie również odpowiednio szalona. Zdecydowano się więc na konwencję piracką, ale osadzoną w XXI wieku na Hawajach. Czy był to dobry wybór i czy warto zagrać w Like a Dragon: Pirate Yakuza in Hawaii? Zapraszam do recenzji, w której odpowiem na te pytania, argh!

Majima Everywhere!

Historia rozpoczyna się na niewielkiej wyspie, na którą Goro Majima zostaje wyrzucony po katastrofie morskiej. Co gorsza, nasz bohater w efekcie wypadku traci pamięć i nie ma zielonego pojęcia, kim jest oraz co robi na Hawajach. Niedługo później protagonista poznaje nastoletniego chłopca i towarzyszącego mu słodkiego małego tygryska o imieniu Goro, którzy zostają jego nieodłączonymi towarzyszami. Kiedy Majima dowiaduje się, że mieszkańcy wyspy są terroryzowani przez bezwzględnych piratów, nie tylko spuszcza bandziorom łomot, ale również zabiera ich statek i formuje własną piracką załogę. Fabuła wydaje się więc naprawdę mocno zakręcona, ale o to właśnie chodzi!

Przyznaję, że odpowiedzialni za historię scenarzyści naprawdę stanęli na wysokości zadania. Like a Dragon: Pirate Yakuza in Hawaii od samego początku serwuje nam historię, w której napięcie rośnie wraz z humorem i groteską. Twórcy bardzo umiejętnie połączyli poważne tematy, takie jak między innymi problemy rodzinne, społeczne i przestępczość z lekkością i absurdalnym, zakręconym poczuciem humoru, towarzyszącym od zawsze Goro Majimie. Intrygującym pomysłem była również decyzja o amnezji głównego bohatera, dzięki czemu możemy poznać go z zupełnie innej, bardziej naturalnej i spokojnej strony, znanej, chociażby z Yakuza 0.

Nie myślcie jednak, że Wściekły Pies z Shimano jest przez to mniej ciekawy. Wręcz przeciwnie! Twórcy ukazali naszego bohatera jako wielowymiarową postać, która potrafi zarówno odpowiedzialne zaopiekować się nastolatkiem i wygłosić pouczający monolog, jak i przywdziać strój kapitana piratów oraz wyruszyć na poszukiwanie skarbów, intonując przy tym piosenkę w konwencji familijnego musicalu, połączoną z tańcem z pozostałymi członkami załogi. Dzięki temu podczas zabawy będziecie naprzemiennie wzruszać się i turlać ze śmiechu.

Naprawdę bardzo spodobała mi się taka konstrukcja osoby głównego bohatera. Przywykliśmy już do szalonych i zabawnych zachowań Majimy, które w większości odsłon serii stały się jego głównymi cechami. Twórcy przypominają nam jednak, że w rzeczywistości to człowiek, który doświadczył w swoim życiu wielu osobistych tragedii, które to doprowadziły go do założenia maski szalonego lekkoducha. Cieszę się, że scenarzyści postanowili wejść głębiej w świadomość protagonisty i ukazać go w całej okazałości, jako osobę mającą w sobie jednocześnie pierwiastki powagi i szaleństwa.

Sporo znanego i dużo nowego

Oczywiście z rozwojem wydarzeń, intryga zagęszcza się i główny bohater wraz ze swoją załogą, zostają wciągnięci w sam środek bitwy o wpływy na Hawajach. Nie będę jednak zdradzał więcej, aby za bardzo nie spojlerować. Napiszę tylko, że fabuła jest naprawdę dobrze skonstruowana i trzyma do końca w napięciu. Oczywiście nie jest to stopień złożoności znany z pełnoprawnych części Like a Dragon i pod tym względem bliżej jej do historii znanej ze spin-offu The Man Who Erased His Name. Pirackie przygody Majimy są na pewno dłuższe i bardziej rozbudowane niż wspomniana część poświęcona bondowskim przygodom Kiryu.

Samo przejście wątku głównego powinno zająć od 16 do 19 godzin. Jestem jednak pewien, że żaden fan serii, nie zamierza skupiać się tylko i wyłącznie na poznawaniu fabuły. Like a Dragon: Pirate Yakuza in Hawaii oferuje bowiem masę aktywności pobocznych, które bardzo wydłużają czas zabawy z grą. Co prawda, większość z nich to te same minigierki, które pojawiły się już w Infinite Wealth. Zostały one jednak odpowiednio zmodyfikowane i muszę przyznać, że nie czułem żadnego znużenia, przy ponownym przechodzeniu. Wręcz przeciwnie, cieszyłem się, że mogę ponownie zapolować na obnażających się na ulicach Honolulu perwersów, dostarczać mieszkańcom jedzenie i wziąć udział w wyścigu gokartów.

Oczywiście twórcy zadbali również o wiele zupełnie nowych aktywności i zadań pobocznych. Wśród najciekawszych należy wymienić poszukiwanie coraz bardziej zakręconych i szalonych członków załogi, odnajdywanie skarbów, polowanie na piratów, bitwy morskie na arenie i piracki wariant baseballu, w którym odbijamy kijem kule armatnie, rozwalając tym samym przeszkody blokujące nam drogę do skrzyni ze skarbem. Skuteczne wykonywanie tych misji wzbogaca nas nie tylko o pieniądze i sławę, ale również i o cenne pierścienie, których założenie podnosi statystyki Majimy. Oczywiście powraca również karaoke, w którym to znajdziemy zarówno nowe utwory, jak i stare, ponadczasowe szlagiery.

Najbardziej angażującą i dochodową aktywnością jest oczywiście poszukiwanie skarbów. Polega ono na odwiedzaniu kolejnych wysp i toczeniu walk z dużą ilością przeciwników, po których pokonaniu otrzymujemy nagrodę w postaci skarbu. Szkoda jednak, że misje te są do siebie naprawdę bardzo podobne, zarówno pod względem wizualnym, jak i samej konstrukcji zadań. Ten sam problem dotyczy również pirackiej areny walki, w której po prostu toczymy kolejne bitwy morskie z coraz silniejszymi wrogami. Jako oddany fan serii nie czułem zniechęcenia i ochoczo brałem udział w kolejnych walkach, jednakże jako recenzent muszę uczciwie zaznaczyć, że wspomniane aktywności mogą okazać się zbyt powtarzalne i nużące dla części graczy.

Nóż, rapier, hak i demoniczne skrzypki

W serii Like a Dragon problemy rozwiązuje się na różne sposoby, ale najczęściej za pomocą siły. Nie inaczej jest w recenzowanej odsłonie, w której walki stanowią podstawę gameplayu. Podobnie jak w przywołanym już wcześniej The Man Who Erased His Name, twórcy postanowili powrócić do zręcznościowego systemu walki, charakterystycznego dla pierwszych odsłon cyklu. Protagonista dysponuje dwoma trybami walki, pomiędzy którymi możemy dowolnie przełączać się w trakcie potyczek. Pierwszym z nich to charakterystyczny dla Majimy styl wściekłego psa, opierający się na zadawaniu szybkich uderzeń za pomocą ciosów i noszonego przez bohatera noża.

Nowością jest styl piracki, który został naprawdę ciekawie przemyślany. Protagonista walczy z przeciwnikami za pomocą kordelasów, a potyczki stają się przez to mniej dynamiczne, ale zdecydowanie bardziej techniczne. Co więcej, Wściekły Pies z Shimano dysponuje również pistoletem skałkowym, za pomocą którego może atakować wrogów z dystansu, hakiem łańcuchowym, pozwalającym na szybkie doskoczenie do rywala oraz tajemniczymi przeklętymi instrumentami, przyzywającymi atakujące przeciwników demony. Bardzo spodobał mi się sposób, w jaki twórcy opracowali nowy styl, starając się, aby nie tylko był rozbudowany i ciekawy, ale jednocześnie stanowił pewną przeciwwagę dla naturalnego sposobu walki Majimy.

Dzięki odmiennym stylom, potyczki w Pirate Yakuza in Hawaii są naprawdę bardzo ciekawe i dają sporo satysfakcji. W poprzednim akapicie wspominałem o tym, że dodatkowa aktywność polegająca na poszukiwaniu skarbów – pomimo powtarzalności i schematyczności – dała mi osobiście bardzo duży frajdy. Duża w tym zasługa systemu walki, który został naprawdę bardzo dobrze skonstruowany. Jest on nie tylko efektowny i przemyślany, ale również bardzo intuicyjny. Większość ataków odpala się naprawdę prosto i nawet mniej doświadczeni gracze bez problemu poradzą sobie ze sterowaniem i będą mogli czerpać satysfakcję z mordobić .

Oczywiście w grze nie mogło zabraknąć systemu rozwoju postaci. Możemy tym samym zwiększyć parametry głównego bohatera i nauczyć go nowych technik. Do tego celu wykorzystujemy pieniądze oraz punkty sławy. Uważam, że to bardzo dobre rozwiązanie w przypadku tytułu, którego wątek fabularny nie jest zbyt długi. Dzięki temu nie musimy powtarzać setek walk z losowymi przeciwnikami, ale możemy skupić się na wykonywaniu questów i aktywności pobocznych, za które otrzymujemy gotówkę oraz punkty sławy, konieczne do ulepszenia bohatera.

Do abordażu!

Najciekawszą nowością jest możliwość żeglowania statkiem i brania udziału w potyczkach. Nawigowanie jest bardzo proste, a zręcznościowemu sterowaniu bliższej do gier arcade, niż do symulatora. Podobnie z bitwami morskimi, które polegają na umiejętnym okrążaniu wrogich jednostek, unikaniu pocisków i skutecznym używaniu broni zainstalowanych po obu stronach okrętu. Batalie te bardzo przypadły mi do gustu. Jest to naprawdę miła innowacja i przyjemny przerywnik pomiędzy ulicznymi bijatykami, a ich prostota sprawia, że są przystępne dla każdego gracza, który postanowi wyruszyć w morze.

Bardzo dużo frajdy daje również ulepszanie statku i przydzielanie załogi do różnych zadań. Inwestując w rozbudowę okrętu, możemy nie tylko ulepszać jego parametry, ale również zwiększać ilość sprzymierzeńców walczących po naszej stronie podczas abordażu na wrogie jednostki. Oczywiście załoga Majimy w żadnym wypadku nie może być poważna, dlatego znajdziemy w niej również dzieci, zwierzęta, uczłowieczonego koguta z pistoletem maszynowym i chadzającego w samej pielusze szefa Yakuzy (fani serii wiedzą o kim mowa). Nietuzinkowy i mocno odjechany katalog postaci jest niesamowity i sprawia, że mamy ochotę wykonywać dodatkowe zadania, aby tylko rekrutować kolejnych towarzyszy.

Niemniej ciekawie prezentuje się lista uzbrojenia, które montujemy na naszym okręcie. Jeśli tylko posiadamy odpowiednie fundusze, możemy bez problemu zamienić klasyczne armaty na miotacze ognia, lasery i działa strzelające wiązkami energii. Istotne jest to, że funkcja modyfikacji to nie tylko kosmetyka, ponieważ każda broń cechuje się swoimi parametrami i ma realny wpływ na sposób prowadzenia morskich batalii. Dzięki temu możemy dostosować uzbrojenie do preferowanej przez nas taktyki oraz do konkretnych przeciwników, wykorzystując ich słabe strony. Oczywiście istotną rolę odgrywają również wspomniane walory estetyczne, albowiem twórcy umożliwili nam dowolne przemalowanie okrętu.

Na koniec świata i z powrotem!

Podczas podróży odwiedzamy kilka zupełnie nowych lokacji, wśród których największe wrażenie zrobiła na mnie wyspa Madlantis, stanowiąca swego rodzaju przestępcze Las Vegas dla hawajskich piratów. Zaprojektowane na potrzeby Like a Dragon: Pirate Yakuza in Hawaii mapy są raczej niewielkie, ale pomysłowe i bardzo atrakcyjne graficznie. Ich minimalizm nie jest jednak w żaden sposób uciążliwy, albowiem sprawdza się w kontekście recenzowanego spin-offu, który jest zdecydowanie mniejszą i krótszą grą niż główne odsłony serii. W czasie podróży powrócimy również do znanego już doskonale ogromnego Honolulu, w którym czeka nas najwięcej zwiedzania i aktywności pobocznych.

Ponieważ stolica Hawajów została w całości skopiowana z Infinite Wealth, otrzymaliśmy do dyspozycji ogromny obszar. Honolulu jest naprawdę piękne i wykonane z największą starannością, jednakże zaprojektowane zostało jako arena wydarzeń ostatnich przygód Ichibana, które charakteryzowały się ogromem misji i długą, rozbudowaną fabułą, prowadzącą nas przez wszystkie zakamarki miasta. Tym razem, istotne wydarzenia mają miejsce tylko w niewielkiej części metropolii, przez co jej duże połacie wydają się puste i przemierzamy je tylko po to, aby dostać się do odległego celu. Tym samym odczuwamy wrażenie pewnego minimalizmu i ograniczenia oraz kontrast z nowymi, niewielkimi lokacjami.

Oprawa graficzna oraz techniczna strona tytułu stoją na najwyższym poziomie, do którego przyzwyczaili nas już twórcy z Ryu Ga Gotoku Studio. Odwiedzane lokacje i spotykani bohaterowie wyglądają bardzo dobrze, a podczas przechodzenia produkcji, nie napotkałem żadnych problemów wizualnych i technicznych. Zarówno podczas bitew morskich, jak i dynamicznych bijatyk z dużą liczbą przeciwników, gra działa bardzo płynnie i nie zdarzają się żadne spadki animacji, ani zawieszenia. Jak zwykle, japoński dubbing stoi na najwyższym poziomie i rewelacyjnie oddaje charakter oraz emocje wypowiadających się postaci.

Like a Dragon: Pirate Yakuza in Hawaii to prawdziwy hołd dla Goro Majimy i wspaniały prezent dla fanów tego bohatera. To również doskonały przykład tego, w jaki sposób powinno się tworzyć spin-offy znanych serii. Gra czerpie to, co najlepsze z marki, jednocześnie wprowadzając wiele nowinek i udanych eksperymentów, które nadają jej własnego stylu. Co więcej, jest to styl Majimy, z wierzchu szalony i absurdalny, a wewnątrz poważny i poruszający ważne problemy. Życzę nam wszystkim, aby Ryu Ga Gotoku w dalszym ciągu serwowało nam takie spin-offy, które pozwolą nie tylko lepiej poznać istotnych dla serii bohaterów, ale również spojrzeć na wiele aspektów z zupełnie innej perspektywy.

Dziękujemy firmie Cenega za udostępnienie gry do recenzji.

Podsumowanie

Gra
  • Kreacja głównego bohatera
  • Możliwość stanięcia za sterami okrętu
  • Duża ilość minigierek i misji pobocznych
  • Masa ciekawych pomysłów i innowacji
  • Dobrze napisana historia, dostosowana do charakteru głównego bohatera
  • Oprawa graficzna i doskonała optymalizacja
  • Masa smaczków i nawiązań do innych części serii
  • Tygrysek Goro!
Nie gra
  • Misje dodatkowe mogłyby być nieco bardziej urozmaicone
  • Duża część Honolulu jest zbyt puste
Artyzm
Dźwięk
Gameplay
Fabuła
Werdykt: 4.5/5
"Jedna z najlepszych"
go-stargo-stargo-stargo-stargo-star
go-stargo-stargo-stargo-stargo-star

Goro Majima otrzymał grę, na jaką zasłużył, a my otrzymaliśmy wspaniały spin-off kultowej serii!


Platformy:
Czas czytania: 13 minut, 12 sekund
Komentarze
...
176.221.***.*** • #1
philipo
Wczoraj, 17:56

Przyznam,że miałem lekkie obawy jak to wyjdzie. Super,że twórcy stanęli na wysokości zadania ! :-)

odpowiedz
...
89.64.***.*** • #2
bolognese
Wczoraj, 21:00

Wyszło naprawdę bardzo dobrze :)

odpowiedz
Dodaj nowy komentarz:
...
Twój nick:
Twój komentarz:
zaloguj się

Ta strona korzysta z reCAPTCHA od Google - Prywatność, Warunki.


Treści sponsorowane / popularne wpisy: