Recenzja

Recenzja: One Piece Odyssey

Zwariowany świat załogi Słomkowego Kapelusza i kapitana Monkey D. Luffiego w wersji jRPG okazuje się być jednym z najlepszych klasycznych turowych jRPG ostatnich lat.

Nie będę oszukiwał - One Piece nigdy nie było serią które znalazłoby się w kręgu moich zainteresowań i ten świat wydawał mi się zbyt japońsko-zakręcony, aby w ogóle próbować w niego wejść - ale widząc zapowiedzi gry i tego co gra, jako bardzo klasyczny jak na dzisiejsze czasy jRPG, może oferować - mimo wszystko miałem ochotę spróbować.

Oczywiście jeśli znacie One Piece i załoga Słomkowego Kapelusza nie jest wam obca - to w One Piece Odyssey odnajdziecie się bez problemu, ba, gra to jeden wielki fan service, gdyż fabułę poprowadzono tak, że osobom znającym uniwersum buzia co chwilę się uśmiechnie. Główny wątek zbudowano bowiem tak, że załoga rozbija się na tajemniczej wyspie Waford, na której po wprowadzeniu nas do gry, bohaterowie tracą swoje moce. Poznają tam dziewczynę Lim, które pomaga im przenosić się w czasie, aby odzyskać utracone zdolności. Wracamy więc w miejsca które ekipa zwiedziła już kiedyś w grach i anime - ale zdecydowano (moim zdaniem słusznie), że zamiast przeżywać deja vu, otrzymujemy nowe wątki, trafiają na znane postaci i (silniejszych niż poprzednio) bossów. Kto więc (jak ja) kompletnie nie kojarzy uniwersum - i tak sklei sobie odpowiednią historię, nie rozpoznając jedynie niektórych znanych miejscówek. Rozwiązując zagadki wyspy Waford czeka na nas całkiem spora przygoda - na zegarze spokojnie wybije 30 godzin zanim dotrzemy do końca gry.

Grę utrzymano w stylistyce anime, wykorzystując delikatny cel-shading, ale co ciekawe, nie zdecydowano się na gładkie tekstury jak w Ni No Kuni, czy Persona 5, materiały ubrań mają więc nie różne wypukłe faktury, przez co wyglądają bardziej realistycznie - jest też znacznie lepiej niż np. w Dragon Quest X. Otoczeniu też raczej bliżej do realizmu niż bajki i tylko gładkie twarze bohaterów z narysowanymi niczym flamastrem oczami przypominają nam, że to gra na podstawie mang i anime. Gra dzięki temu momentami potrafi wyglądać jak prerenderowany kinowy film - i nie jest to porównanie głupie, bowiem cutscenki na youtube (zależnie od tego czy są same animowane wstawki, czy wszystkie "klikane" dialogi), zajmują od 4 do 10 godzin - więc dla fanów będzie to fabularna uczta, zwłaszcza, że nad historią czuwał twórca mangi. Ostrzegam jednak, że scenki prowadzone są w typowo japoński, powolny sposób, gdzie każda z postaci rusza się co jakiś czas zastygając potem w dziwnej pozycji, jakby ćwiczyły jogę (a do tego dochodzi charakterystyczny zoom), co potrafi być irytujące. Na szczęście design przeciwników czy świata jest na tyle dobry, że takie spowolnienia pozwalają nacieszyć oko.

Przejdźmy więc do tego, co spodoba się i osobom które znają serię i które mają do czynienia z nią pierwszy raz. W One Piece Odyssey walczymy w turowym systemie, ale względem tego co zazwyczaj dostajemy w podobnych grach, są tu pewne zmiany. Chociażby brak punktów MP, które zastąpiono TP - zamiast jednak je leczyć miksturkami (chociaż i tak się da), zdobywamy je także atakując przeciwników. Możliwość zadawania silniejszych ataków jest więc nagrodą za wcześniejsze ich młócenie. Techniki mają świetne animacje, oraz zabawne nazwy (które postaci wypowiadają na głos), co z początku jest bardzo zabawne.

Mielonka Premium - jedna z zabawniej nazwanych umiejętności.

Najbardziej oryginalnym jednak rozwiązaniem jest podzielenie walk na areny - gdy rozpoczniemy bitwę, przeciwnicy i postaci mogą zostać rozdzieleni w różnych miejscach - i każdy może zadawać ataki fizyczne jedynie na swoim obszarze, a możliwość przeniesienia się do innego pojawi się dopiero, gdy pokonamy wszystkich w naszym otoczeniu. Zasada ta jednak nie obowiązuje niektórych technik - poza takimi działającymi na jednego lub wszystkich przeciwników w naszym obszarze, są też takie, które możemy wykonać tylko w przeciwnych, co często potrafi uratować sytuację (chociaż najlepsze są te na wszystkie areny). Czasem bowiem lepiej rozwalić jedną grupę i przenieść jednego z bohaterów do tej trudniejszej. Wszystko utrzymane jest trochę w konwencji przywodzącej na myśl właśnie serię Persona - większość umiejętności ma ciekawe animacje, a interfejs jest animowany - na dłuższą metę takie przeciągnięte walki i powtarzające się długie animacje trochę jednak nudzą. Nie zmienia to jednak faktu, że takie rozwiązanie wymaga czasem czegoś więcej niż tylko klikania jednego przycisku, żeby przebrnąć przez walkę - czasem zdarzają się też walki w których dostajemy dodatkowe zadanie, typu utrzymywanie wysokiego zdrowia jakiejś postaci, lub pokonanie przeciwników we wskazanej kolejności, czy nawet zadanie/wyleczenie konkretnego statusu. Za takie zadania często dostajemy chore ilości EXPa (np. zamiast 2 000 dostaniemy aż 50 000!), więc warto zawsze sprawdzić czy są dodatkowe wyzwania w trakcie walki. Na raz możemy grać jedynie 4 postaciami, a mamy ze sobą drugie tyle - a że przeciwnicy mają pewne słabości, często opłaca się ich wymienić (na szczęście bez straty kolejki), żeby walka była łatwiejsza.

Z racji, że fabularnie tracimy wszystkie umiejętności dopiero po ok. godzinie zabawy, na samym początku gry, w ramach samouczka, mamy okazję spróbować od razu sporej części technik, co wydaje mi się pomaga nie odbić się od tego tytułu. Dzięki temu możemy już po kilkunastu minutach poczuć jak będą wyglądać walki, gdy zaczniemy znajdywać kolejne brakujące nam moce. Gra zresztą poza taką prezentacją dba też o szybszą naukę wyświetlając chociażby bezustannie schemat sterowania na ekranie (do ukrycia/odkrycia jednym przyciskiem), czy tradycyjnie pokazując kolejne tutoriale wraz z każdą kolejną walką. To jednak nie znaczy, że jest łatwo - zwłaszcza gdy dochodzą przedmioty i ekwipunek, którego odpowiednie kombinacje pozwalają lepiej wykorzystać moce towarzyszy i w pewnym momencie jest tu grzebania tyle, co przy tuningu samochodów w Gran Turismo...

Zawiodła mnie trochę warstwa muzyczna, bo takie jRPGi są czasem źródłem fajnych kawałków do słuchania, tu jednak sporo jest takich wypełniaczy, które grają po prostu, żeby było cicho, ale niewiele jest kawałków, które gdyby nam puszczono za rok, to wykrzykniemy "o, to One Piece Odyssey". Większość to taka typowa muzyka z jRPGów która przygrywa gdzieś tam w tle, ale szczerze, to nie odróżniłbym tego co słyszałem od przeciętnej gry od Square Enix. Ot, jest poprawnie, ważne, że nie drażni ucha, żaden z utworów też się nie przejada i sporą część można by słuchać całą dobę, a i tak by się nie znudziły.

W grze jest sporo typowych "japońszczyzmów", jak chociażby nie przestawione z japońskiego przyciski akceptowania i anulowania (o dziwo skok jest intuicyjnie pod przyciskiem X (PS)/A (Xbox)), a już nie wiem kto wpadł na pomysł, żeby bieganie, które o dziwo jest standardowo pod L3, dało się odpalać jedynie… gdy postać się zatrzyma. Wtedy przełączamy się na "automatyczny bieg" i postać ani myśli skręcać za pomocą gałki którą chodzimy. Skręca się… poruszając kamerą. Żeby się zatrzymać, znów trzeba kliknąć nieszczęsne L3, nie da się przerwać odbijając gałką chociażby w przeciwną stronę. Jest to irytujące nawet po kilku godzinach. Trzeba też brać poprawkę na nadmiarowe wypinanie biustów przez bohaterki (które mając walory w rozmiarze arbuzów, muszą przecież nosić obcisły lateksowy strój z rozpiętym zamkiem czy skąpy strój kąpielowy), czy krzyki w rodzaju wszelakich "aaaaai" i "oooooooi" - ale kto w dzieciństwie oglądał bajki na RTL7 i Polonii 1, poczuje się jak w domu. Zwłaszcza, że gra posiada jedynie japoński voice acting, ale ten brak uzupełniają polskie napisy, więc grę da się zrozumieć lepiej niż można by się spodziewać. Oczywiście jak w 99% gier z Japonii, część dialogów poza cutscenkami nie ma dźwięku, a jedynie tekst wyświetlany na ekranie.

Przy One Piece Odyssey może nie każdy będzie się świetnie bawił, ale jeśli lubi się jRPGi i poświęciliśmy godziny Personie, Ni No Kuni, Dragon Quest (albo i bardziej retro: Final Fantasy I - X), tutaj nie tylko się odnajdziemy, ale i przepadniemy na długie godziny. Gra mogłaby być momentami nieco bardziej żwawa (anime mają bowiem zatrzymane animacje bohaterów, żeby oszczędzać na klatkach obrazu, a nie dla lepszego odbioru dramatyzmu), ale nadrabia to grafiką cieszącą oko (gdyby Zelda wyszła na konsole stacjonarne, to pewnie tak by właśnie wyglądała), oraz nową wariacją na temat turowych walk, dzięki czemu nie jest tak skostniała. Ważne jest też to, że nie jest tylko dla fanów One Piece i nawet osoby nieznające serii będą bawić się dobrze. To może być najlepszy jRPG pierwszej połowy 2023 roku, więc jeśli nie macie innych planów - dajcie grze szansę.

Podsumowanie

Gra
  • dynamiczne walki wymagające taktyki i wachlowania postaciami
  • ciekawy system zdolności
  • zadziwiająco dobra grafika
  • dla fanów One Piece lawina nawiązań
  • polskie napisy
Nie gra
  • brak bardziej otwartego świata
  • dialogi design postaci czasem są zbyt japońskie
  • momentami zbyt powolna
  • tylko japoński voice-acting
Artyzm
Dźwięk
Gameplay
Fabuła
Werdykt: 4/5
"Solidny szpil"
go-stargo-stargo-stargo-stargo-star
go-stargo-stargo-stargo-stargo-star

Chociaż One Piece Odyssey momentami wygląda jak wrzucone do miksera Dragon Quest, Persony i Ni No Kuni, daje od siebie kilka oryginalnych rozwiązań, oraz zwariowane przygody jeszcze bardziej zwariowanej drużyny. To może być najlepszy jRPG pierwszej połowy 2023 roku.

Grę do recenzji w wersji na PS4 / PS5 otrzymaliśmy nieodpłatnie od firmy Cenega.

Czas czytania: 9 minut, 19 sekund
Komentarze
Dodaj nowy komentarz:
...
Twój nick:
Twój komentarz:
zaloguj się

Ta strona korzysta z reCAPTCHA od Google - Prywatność, Warunki.


Treści sponsorowane / popularne wpisy: