Recenzja

Recenzja: Port Royale 4

Ciekawe skąd wziął na ten okręt liniowy pieniążki?

Port Royale — niegdyś jedna z silniejszych serii o handlu morskim konkurująca z równie znakomitym Patricianem (dodajmy, że tego samego producenta), dziś niemal zapomniana, wypływa co jakiś czas z czeluści internetu. Po katastrofalnej porażce jej trzeciej części, która wybitnie nie spodobała się graczom, marka trafiła do zamrażarki na wiele długich lat. Wraz z coraz silniejszym spychaniem rynku pecetowych strategii w niszę w ostatnim czasie gracze zaczęli się skarżyć na posuchę w twej kwestii, co skrzętnie wykorzystała firma Kalypso zapowiadając Port Royale 4. Tym razem jej dewelopingiem zajął się nie sam wydawca odpowiadający za klęskę trzeciej części cyklu, a Gaming Minds Studios — firma znana z produkcji innych gier stawiających na aspekt ekonomiczny jak Grand Ages Medieval czy Railway Empire.

Wielu z was tytuły te prawdopodobnie nie mówią zbyt wiele. Nic dziwnego, bo ich niewielki marketing nie pozwolił przebić się do masowego odbiorcy, choć i tak osiągnęły odpowiednie wyniki sprzedażowe. Ważniejsze jest jednak to, że systemy symulacji ekonomicznych zawartych w tychże firma uważała za na tyle udane, że wiele z nich znalazło się właśnie w będącym bohaterem niniejszego tekstu Port Royale 4 w nieco zmodyfikowanej formie. Rzeczoną produkcję miałem szansę otrzymać jeszcze przed premierą, co pozwoliło mi się dogłębnie wgryźć w jej mechaniki i poznać kampanie fabularne stanowiące jej trzon. Czy produkcja wspięła się na wyżyny jakości pozwalające dorównać pierwszym dwóm odsłonom cyklu? Czy na konsolach otrzymamy w końcu strategię morską z prawdziwego zdarzenia? Zapraszam do lektury recenzji.

Ale to już było... i wróciło jeszcze

Gry strategiczne — tych na konsolach nie ma zbyt wiele, a gdy chcemy zagrać w strategię ekonomiczną, to nasz wybór ogranicza się do jedynie kilku tytułów, dodam, że tworzonych niemal wyłącznie przez tę samą firmę. Port Royale 4 jest więc dla wielu konsolowców nowością i będzie wymagać sporo nauki. Pecetowi wyjadacze, którzy na Zeusie: Pan Olimpu czy Patrician 3 zjedli zęby, poczują się jednak od razu jak w domu. A to dlatego, że produkcja jest do tych tytułów w wielu aspektach podobna. Żadna to jednak wada, gdyż jak powszechnie wiadomo, wielbiciele gier strategicznych nie lubią zbyt wielu zmian oraz modyfikacji poczynionych w podstawowych mechanikach tytułu, które to kończą się z reguły spektakularną porażką i falą hejtu (czasami słusznego) wylewanego na dewelopera za bezczeszczenie marki.

Widzę miasto, myślę — fabryki. :)

Naszym głównym zadaniem w produkcji, której areną działań są XVII-wieczne Karaiby jest budowa naszego biznesowego imperium, w tym tworzenie nowych zakładów pracy, transport towarów i handel, prowadzenie wojen, a nawet anektowanie całych miast! Do naszej dyspozycji są cztery spore kampanie fabularne (do których jeszcze wrócimy) i oczywiście tryb swobodnej gry pozwalający nam na budowanie naszego przedsiębiorstwa bez zobowiązań w dowolnym zakątku Morza Karaibskiego. Wydaje się, że to niewiele, ale same liczby nie oddają stopnia rozbudowania misji, które to przykuwają na kilkadziesiąt godzin, a jeśli dodać do tego konieczność ciągłego zwiększania zysków i modyfikacji naszych szlaków handlowych i planów przez wojny, to szybko staje się jasne, że jest co robić i przez cały ten czas spędzony z grą nie będziecie się raczej nudzić.

Kup tanio, sprzedaj drogo

A skoro wspomniałem już o handlu — ten, deweloperom z Gaming Minds Studios udało się zrealizować całkiem dobrze. Nie wystarczy jedynie januszować i kupować byle czego, a później próbować opchąć to w pierwszej napotkanej z brzegu mieścinie, gdyż potrzeby danych miast zmieniają się w zależności od liczby mieszkańców oraz stopnia rozbudowania ośrodka. Dopiero co założone kolonie będą kupować materiały budowlane i jedzenie, ale z czasem, gdy urosną, ich mieszkańcy zaczną mieć chrapkę na piwo i rum, a duże miasta to już pole do popisu dla producentów mebli czy ceramiki kojarzonej z klasą wyższą. Warto więc co jakiś czas zerkać na swoje szlaki handlowe i wprowadzać odpowiednie modyfikacje celem zapewnienia kolejnych towarów rozwijającym się miasteczkom, by zarabiać coraz więcej pieniędzy.

Wykresy — od nich w grach ekonomicznych nie uciekniemy. :)

Dodajmy do tego możliwość budowania własnych zakładów nie w próżni, jak to ma miejsce w wielu strategiach, ale na rzeczywistej mapie z polami heksadecymalnymi ograniczonymi do zaledwie kilkudziesięciu pól na miejscowość oraz ograniczeniu do produkcji jedynie 7 towarów w jednym mieście, a z samego biznesu, jaki wydawał się prosty, zrobi się prawdziwa łamigłówka, której ciągłe rozwiązywanie jest prawdziwą przyjemnością. Każdy nowy obszar w grze to prawdziwe logistyczne wyzwanie, a zapewnienie odpowiedniego przepływu towarów uczyni nas jednymi z najbogatszych i najpotężniejszych ludzi na Karaibach.

Nasze możliwości nie kończą się jednak na samym handlu. Na początku obejmujemy kontrolę nad naszym miastem macierzystym, o którego mieszkańców musimy dbać, budując tawerny, kościoły czy szpitale i naturalnie zapełniając sklepy sprowadzonymi bądź wyprodukowanymi dobrami. Musimy jednak pamiętać, by kolejnych domostw nie stawiać blisko zakładów pracy, bo mieszkańcom naszego miasta to się nie spodoba, a jeśli wybitnie ich zdenerwujemy, mogą nawet odejść, by poszukać lepszego życia w miastach innych gubernatorów, zostawiając zakłady pracy puste, a nas, z długami na koncie.

Wybór spomiędzy kilku dostępnych bohaterów ma znaczący wpływ na naszą rozgrywkę.

Zająć się jest więc czym, a to nawet nie koniec potencjalnych problemów. Nasze konwoje mogą bowiem paść ofiarą piratów, a miasta nawet zostać anektowane przez wroga dysponującego potężną flotą, co oznacza dla nas chude lata w handlu.

Raz na statku, raz na dnie

I to właśnie o bitwy morskie fani marki martwili się najbardziej. Na szczęście po spędzeniu z tytułem kilkudziesięciu godzin mogę Was zapewnić, że twórcy przyłożyli się do tego aspektu jak najbardziej należycie. Kontrowersyjna decyzja o zmianie systemu walki z rozgrywanego w czasie rzeczywistym na turowy była bowiem trafna, a same bitwy są ciekawsze i bardziej taktyczne niż kiedykolwiek.

Każdy z naszych okrętów ma teraz określony limit obrotu oraz ruchu w każdej turze, a jeśli dodamy do tego możliwość wystrzelenia z dział obu burt w każdej turze, to szybko zdamy sobie sprawę, że naszym zadaniem staje się takie manewrowanie okrętem, by ustawić go pomiędzy statkami przeciwnika, dzięki czemu oddamy obie salwy i nie zmarnujemy ani jednej tury. Naturalnie nasz przeciwnik próbuje zrobić to samo i radzi sobie całkiem dobrze, a niejednokrotnie także lepiej ode mnie :). Pikanterii bitwom dodaje także fakt istnienia specjalnych okrętów mogących oddawać strzały z odległości dwóch pól, a także jednorazowych power-upów (zwanych w grze taktykami) zdobywanych poprzez wykonywanie zadań dla miast. Wpływ na samą bitwę ma także nasz kapitan, od którego stopnia wyszkolenia zależy liczba okrętów, jakimi może dowodzić, a także sama siła ich ognia.

System ten sprawdza się nieporównanie lepiej od tradycyjnego występującego w grach tego rodzaju. Sądzę, że deweloperzy dostrzegli problem złożoności bitew morskich i sterowania kilkoma okrętami naraz i zdecydowali się na rozwiązanie nieco podobne do znanej serii Heroes of Might & Magic. Poziom jego złożoności może początkowo oszołomić nawet fanów starego Port Royale, ale naprawdę pokaźny samouczek i stopień dopracowania walk powinny przekonać nawet najbardziej sceptycznych wobec niego graczy i osobiście optuję za tym, by deweloperzy w kolejnej części cyklu z tego rozwiązania nie zrezygnowali, gdyż sprawdza się ono po prostu lepiej.

A gdzie są pieniądze, tam jest i wojna

Oprócz trybu swobodnego, w którym nasz biznesowy szósty zmysł możemy testować do upadłego, deweloperzy przygotowali także cztery spore kampanie fabularne, których ukończenie zajmie nam co najmniej kilkadziesiąt godzin. Pierwsza z nich stanowi niemal przedłużenie samouczka oferując przystępny start osobom stawiającym pierwsze kroki na Karaibach, ale już druga i kolejne potrafią dać w kość nie tylko samym poziomem trudności, ale przede wszystkim dość wyśrubowanymi limitami czasowymi na ukończenie naszych zadań. Dopiero rozpoczynający swoją przygodę z handlem gracze nie powinni się jednak martwić. Dla nowicjuszy przygotowano bowiem naprawdę rozbudowany samouczek, który wyjaśnia niemal wszystkie mechaniki gry w sposób całkiem zrozumiały, a do poziomu wystarczającego do ukończenia kolejnych misji wystarczy jedynie odpowiednio pojętny umysł i parę godzin treningu.

Przygotowany tutorial to jeden z lepszych, jakie miałem szansę poznać ostatnim czasie.

Różnorodności w kampaniach nie powinno nam brakować, bo i one same rozgrywają się w różnych okresach historycznych, a jak wiemy lata spokoju regularnie przeplatają się z kolejnymi wojnami o panowie nad tak lukratywnym skrawkiem globu, jak Karaiby. Będziemy mieć okazję rozbudowywać nasz biznes, inwestować w kolejne miasta naszego państwa, prowadzić wielkie bitwy, które zmienią układ sił w regionie, a nawet szukać zaginionych skarbów czy tropić piratów nękających naszą nację. Przed rozpoczęciem każdej z nich będziemy mieli szansę zapoznać się z krótkim opisem dający nam wskazówkę, co będzie jej głównym motywem przewodnim, dzięki czemu odpowiednie decyzje co do lokalizacji i specjalizacji naszych głównych portów możemy zaplanować już na samym początku.

I o ile same kampanie prezentują się całkiem nieźle, oferując cały wachlarz aktywności i nie nudząc jednocześnie swoją długością, to nieco gorzej wypadają generowane losowo zadania poboczne (jeśli można je tak nazwać), które są po prostu zbyt powtarzalne, a przez to nudnawe. Podczas mojej przygody naliczyłem bodajże jedynie 3-4 typy zadań, które wciąż się przeplatają. Oczywiście przy grze tego gatunku trudno oczekiwać specjalnej różnorodności podczas wykonywania losowo przecież generowanych mini questów, ale wciąż trudno pozbyć się wrażenia, że można było pokusić się o coś więcej, nawet jeśli miałyby być to zamaskowane kwesty tego samego rodzaju, ale ze zmienionym przebiegiem jak ma to miejsce, chociażby w grach od Ubisoft.

I am the one and only!

Niestety w tej beczułce miodu znalazło się też miejsce na łyżkę dziegciu. Szybko zdamy sobie bowiem sprawę, że wykonujemy zadania i powiększamy nasz portfel, ale tak naprawdę oprócz samego limitu czasowego questów nic nie stymuluje nas do pośpiechu. Czegoś tu brakuje... no właśnie — konkurencji. Nikt nie próbuje nas z tego interesu wygryźć, bo wygląda na to, że twórcy zwyczajnie nie zaimplementowali tak podstawowej rzeczy i nie licząc oskryptowanych zdarzeń znanych z kampanii fabularnej, nasz biznesowy plan, jeśli nie brać pod uwagę piratów możemy rozwijać praktycznie bez przeszkód. Występują co prawda niezależni handlarze pływający pomiędzy miastami, ale nie zauważyłem, by budowali swoje własne fabryki, a jeśli mieli to robić, to ewidentnie im to nie wychodziło.

Ach te wybory, wybory...

Szkoda, bo obecność biznesmenów sterowanych przez AI, oczywiście odpowiednio zbalansowanych z pewnością dodałaby rozgrywce nieco pikanterii, a graczom zaserwowała poczucie nieustannego zagrożenia ze strony konkurencji. Jeśli jej zaprojektowanie było zbyt trudne, to nie trzeba było nawet wysilać się nad odpowiednim oskryptowaniem jej inteligencji. Wystarczyłoby, żeby jako tako sobie radziła i od czasu do czasu nam przeszkadzała, a tak, jesteśmy tylko my, piraci i bezkresne morze. Pełne możliwości, ale także nieco puste.

Lustereczko powiedz przecie, kto wygląda najprzeciętniej na świecie?

Tytuł pod względem graficznym nie powala, ale nie daje też powodów, by się do tego aspektu specjalnie przyczepić. Wszak nie jest to najważniejsza składowa gier strategicznych, a w szczególności ekonomicznych i jego przeciętność w tym zakresie nie powinna nikogo dziwić. Statki wykonane są zgrabnie, budynki poprawnie, a samo morze wygląda całkiem nieźle, czasem nawet lepiej niż można się było tego spodziewać. Jedynie efekty cząsteczkowe przy wybuchach i oddawaniu strzałów można by skrytykować, jednak takie wodotryski raczej nie wpływają na całościowy odbiór produkcji. W większości jest więc po prostu nieźle i to miłośnikom takich gier w 90% procentach przypadków wystarczy, bo na tle innych produkcji tego rodzaju Port Royale 4 prezentuje się nawet całkiem estetycznie. Efekt oczywiście będzie mniej imponujący na podstawowych wersjach konsol (gra posiada wsparcie PS4 Pro i XOX), ale co najważniejsze — wystarczający.

Przepięknie? Nie, ale ładnie już tak.

W tym miejscu recenzji miałem wspomnieć o niskiej wydajności tytułu pomimo działania na Xbox One X i różnorakich błędach technicznych (niektórych poważnych), ale okazało się, że deweloperzy większość dużych błędów wyeliminowali w premierowej dla gry łatce, z którą już produkcję będą ogrywać jej nabywcy. Tytuł działa teraz całkiem sprawnie i choć przy dłuższym posiedzeniu na poziomie prędkości 5x można odczuć spowolnienie, to i tak jak na wybitnie słabe w tej generacji konsol procesory jest dobrze.

Hej ho, hej ho, do portu by się szło

Wbrew powszechnej opinii muzyka stanowi w grach tego gatunku całkiem ważny element. Świadkami odgrywania prawie jednostajnego potoku podobnych utworów będziemy bowiem przez niemal cały czas naszej gry, a to dlatego spędzamy go w jednym miejscu — na mapie świata skąd wydajemy rozkazy. Mało tu miejsca na energicznie brzmiące rytmy towarzyszące nam podczas walk w RPG czy doniosłe ścieżki odgrywane po zakończeniu ważnego zadania. Włodarze Gaming Minds Studios na szczęście tego aspektu produkcji nie zaniedbali i w tytule mamy do czynienia ze wpadającymi ucho ścieżkami, które nie nudzą nawet podczas wielokrotnego odtwarzania.

Ekran podsumowani kampanii — i człowiek czuje się dumny. :)

Niewielki zarzut można mieć natomiast co do ich ilości, przez co często utwory zdarzają się dość często powtarzać, a to w końcu spowoduje oczywiście muzyczne wypalenie. Warto jednak zaznaczyć, że efekt ten nie dotknął mnie jeszcze po ukończeniu dwóch fabularnych kampanii, a to dlatego, że przygotowane utwory znakomicie wpasowują się w klimat Karaibów za sprawą ikonicznych dla tego settingu instrumentów, a to przy większości produkcji tego gatunku bardzo pożądana cecha.

Zginiesz jak Andzia w rumie

Zaprojektowanie odpowiedniego układu sterowania oraz interfejsu dla gry strategicznej na padzie to niełatwe zadanie, z którym od lat mierzą się ich deweloperzy z lepszym lub gorszym rezultatem. Na szczęście Port Royale 4 należy do tej pierwszej grupy i to pomimo tego, że interfejs tytułu z początkowo będzie dla większości graczy przytłaczający. Grę wyposażono w całe mnóstwo opcji i przycisków szybkiego dostępu wykorzystujących każdy skrawek kontrolera, a nauka ich rozmieszczenia zajmie trochę czasu. Gdy jednak już zapamiętamy układ przycisków, to szybko zdamy sobie sprawę, że jest on nie tyle intuicyjny (bo chyba w żadnej strategii konsolowej nie jest), co zaprojektowany z myślą o ergonomii. Gros najważniejszych akcji, włącznie z listą miast czy przejściem do następnego konwoju umiejscowiono w łatwo dostępnych miejscach, a wydawanie rozkazów czy modyfikacja szlaków handlowych po kilku godzinach nauki będą nam szły niemal tak sprawnie, jak na pececie.

Wiatr ma niebagatelny wpływ na nasze szlaki handlowe.

W tym miejscu chciałbym również ponownie pochwalić deweloperów przyłożeniem się do premierowej aktualizacji gry. Początkowo miałem bowiem wspomnieć o niezbyt trafionym sposobie sterowania upływem czasu, ale twórcy oprócz naprawienia wspomnianych bugów usprawnili także ten aspekt, a nawet zmienili ikony dwóch towarów, które zdarzało mi się pomylić, by bardziej odróżniały się od siebie. Wyciągnęli więc te same wnioski, do których sam doszedłem w niniejszym tekście i wprowadzili stosowne poprawki jeszcze przed sklepową premierą gry. Gdyby wszystkie studia działały w ten sposób, to na rynek trafiałoby z pewnością dużo mniej zabugowanych czy skopanych pod względem mechaniki produktów, a tak, często otrzymujemy koszmarki, do których Port Royale 4 na szczęście nie należy.

Podsumowanie

Port Royale 4 był bardzo ryzykownym projektem. Stworzenie kolejnej części gry uznanej na pecetach marki gier ekonomicznych i przystosowanie go do konsol przy jednoczesnej próbie nienarażenia się oddanym fanom cyklu to niełatwe zadanie. Na szczęście deweloperzy z Gaming Minds Studios pokazali, że lata praktyki w projektowaniu strategii po czasie procentują na tyle, że nawet tak brawurowy produkt, jak dobra strategia ekonomiczna na konsolach nie jest dla nich przesadnym wyzwaniem. Ten solidny tytuł kierowany jest przede wszystkim do wielbicieli gatunku, ale za sprawą dobrze przemyślanego samouczka i nieskomplikowanych mechanik spodoba się nawet amatorom. Fani Port Royale powinni natomiast po niego sięgnąć bez zastanowienia, gdyż po prostu jest tego wart.

Za udostępnienie kopii gry dziękujemy firmie Koch Media. Recenzja powstała na bazie wersji działającej na Xbox One X.


Podsumowanie

Gra
  • Handel daje dużo radości
  • Mnogość okrętów do wyboru
  • Proste, acz wymagające myślenia mechaniki
  • Świetne turowe bitwy morskie
  • Dobrze przemyślane sterowanie
  • Cztery długie kampanie
Nie gra
  • Sporo mniejszych błędów pozostało
  • Mało różnorodne zadania poboczne
  • Brak mechanizmu konkurencji
Artyzm
Dźwięk
Gameplay
Fabuła
Werdykt: 4/5
"Solidny szpil"
go-stargo-stargo-stargo-stargo-star
go-stargo-stargo-stargo-stargo-star

Port Royale 4 był bardzo ryzykownym projektem. Stworzenie kolejnej części gry uznanej na pecetach marki gier ekonomicznych i przystosowanie go do konsol przy jednoczesnej próbie nienarażenia się oddanym fanom cyklu to niełatwe zadanie. Na szczęście deweloperzy z Gaming Minds Studios pokazali, że lata praktyki w projektowaniu strategii po czasie procentują na tyle, że nawet tak brawurowy produkt, jak dobra strategia ekonomiczna na konsolach nie jest dla nich przesadnym wyzwaniem.

Platformy:
Czas czytania: 16 minut, 27 sekund
Komentarze
Dodaj nowy komentarz:
...
Twój nick:
Twój komentarz:
zaloguj się

Ta strona korzysta z reCAPTCHA od Google - Prywatność, Warunki.


Treści sponsorowane / popularne wpisy: