Ostatni raz do czynienia z Tekken’em miałem jeszcze przy okazji… wydania części trzeciej na PSX. Gra całkowicie mnie kupiła. Chociaż postacie były kanciaste, a areny pokryte wszechobecną pikselozą… Ten kawałek kodu bez wątpienia miał w sobie błysk, który przyciągał całe stadko małolatów. Lata płynęły, a kolejne części zdobywały nie tylko kolejne zastępy fanów, ale też przeciwników, zwerbowanych przez konkurencję. Dzisiaj w sklepach możemy znaleźć bezpośrednią kontynuację gry, wydanej dwanaście lat temu – następczynię Tekken Tag Tournament. Osobom niezaznajomionym z tematem, muszę wyjaśnić, że cząstka „Tag”, zwiastuje pojedynki drużynowe. Podczas walki możemy zmienić postać, którą walczymy sami lub chwilę odpocząć, oddając miejsce na arenie naszemu kumplowi. Pierwsze wrażenie, które rzuciło mi się w oczy, kiedy płyta wylądowała w czytniku konsoli to miłe zaskoczenie połączone z lekkim zdziwieniem. Na usta ciśnie się „Wow! Pomimo upływu lat, to gra o niezmiennym, niezwykle specyficznym charakterze.” Automaty, które są tak naprawdę docelową platformą dla Tekken’a (TTT2 został na nie wydany dokładnie rok temu…), pozostawiają na serii specjalny sznyt, którego próżno szukać gdzie indziej… Pochylona czcionka, migające menu czy wreszcie słynne hasło „Get ready to the next battle”, sprawiają, że nawet jeśli przez ostatnie 10 lat, nie mieliście styczności z perypetiami rodziny Kazama, to i tak poczujecie się jak w domu. Dokładnie w tym miejscu, w którym wyłączyliście PSX czy PS2 i odeszliście od konsoli.
Zacznijmy od początku, a więc od zabawy offline. Jeśli nigdy wcześniej nie graliście w żadną z gier, z serii Tekken, wszystkiego możecie nauczyć się w specjalnym trybie Fight Lab, który udostępnia nam specjalnie szkolenie w skórze robota, a konkretnie Combota. Lekcje obejmują każdą dziedzinę walki, która składa się z m.in. kombinacji czy umiejętnych kontrataków. Po każdej lekcji czeka nas walka z bossem, który sprawdzi czy należycie przyswoiliśmy wiedzę na temat klepania po mordzie. Jeśli ogarniacie już o co biega lub jeśli na Tekkenie zjedliście zęby, możecie od razu przejść do „mięsa”, a więc trybów, w których odblokowujemy bonusy. Są to filmiki końcowe dla każdej z postaci oraz przedmioty, którymi możemy upiększyć naszych wojowników. Do dyspozycji mamy tu Arcade Battle, Ghost Battle, Time Attack czy Survival. Wszystkie opierają się na walkach z przeciwnikami sterowanymi przez konsolę, a różnią się jedynie zasadami, na których są rozgrywane. Dla przykładu, w Arcade i Ghost Battle każda walka jest osobną historią, a Survival to sprawdzian, ile walk jesteśmy w stanie wygrać na jednym, nieodnawialnym pasku zdrowia. Co mnie osobiście boli? Brak trybu fabularnego, który fakt faktem w „szóstce” był mierny… Tak czy siak jest to zauważalna wada, która musi zaniżyć ocenę końcową gry jako produktu. Oczywiście, tak naprawdę trybów offline, większość graczy używa do treningu i odkrywania nowych, premiowanych uderzeń, które potem można z powodzeniem zastosować w walkach rankingowych lub w towarzystwie naszych przyjaciół. Online to klasyka. Producenci uznali, że lepsze jest wrogiem dobrego. I słusznie. Nowym akcentem jest walka w jednej drużynie wraz z przyjacielem, co daje nam w sumie czterech wojowników w jednej drużynie. Bez wątpienia opcją, cieszącą się największym powodzeniem, zostanie oczywiście zwykły rankingowy mecz, grany solo lub kierując parą postaci.
Najważniejszy jednak jest niepowtarzalny gameplay… Mnogość postaci, które znamy od wielu, wielu lat plus te, które w uniwersum Tekkena ledwo co zadebiutowały. Każda ze swoim niepowtarzalnym stylem. Takie rzeczy budują legendę, a przede wszystkim niepowtarzalny klimat, który tutaj wylewa się litrami… Lei porusza się tak samo miękko jak dziesięć lat temu, a Eddy ciągle tańczy skutecznie unikając ciosów przeciwników. Tutaj każdy zawodnik pozostał tym samym zawodnikiem, którym był dziesięć lat temu. Wszystkie ciosy z poprzednich części, (nawet tak odległych w czasie jak cześć trzecia) zostały przeniesione do części najnowszej. Czy to archaizm? Według mnie nie, to ukłon wobec fanów i wytrwałe, wieloletnie budowanie marki, wokół jedynych w swoim rodzaju postaci. Oprawa graficzna stoi wysokim poziomie. Wykonanie zawodników porównałbym do wykonania samochodów “Premium” z Gran Turismo 5. Ludki oddane są bardzo szczegółowo, „obklejono” je w ostre jak brzytwa tekstury, stroje obfitują w szczegóły, a animacja robi bardzo dobre wrażenie. Także areny prezentują się dobrze, jednak tutaj można przyczepić się do jednej rzeczy. O ile miejscówki są klimatyczne, szczegółowe i bogate w liczne elementy otoczenia, to jednak tekstury podłoża pozostawiają czasami wiele do życzenia. Mimo wszystko oprawa audiowizualna jest bardzo dużym plusem najnowszego produktu Namco. Dźwięki również wykonano poprawnie. Muzyka elektroniczna plus specyficzne odgłosy wydawane przez zawodników to stara, sprawdzona receptura, która i tym razem doskonale zdaje egzamin.
W ten oto sposób dochodzimy do pytania, które musiało tutaj paść… Czy Tekken Tag Tournament 2 to najlepsza bijatyka, dostępna obecnie w sklepach? Odpowiedź jest krótka i prosta: Tak. Nie mówię tego dlatego, że jestem hejterem Street Fighter’a czy Soul Calibur. Wydaje mi się, że żadna z nich nie dostarczy wam tak esencjonalnej gamy postaci i klimatu, budowanych z wielką pieczołowitością na przestrzeni dwóch dekad. Tak, wiem… Street Fighter IV również był znakomity, ale moim zdaniem, Tekken jest po prostu lepszy. Cóż, Japończycy znów to zrobili… Po części szóstej, która przeszła bez echa, znów stworzyli coś, czym mogą się pochwalić. Coś, co powinno przywrócić serii dawny blask. Nie pozostaje mi nic innego, jak zachęcić do wybrania się do najbliższego sklepu z grami, zaopatrzeniu się sporą ilość piwa i zatelefonowania do znajomych… „Get ready to the next battle”!!!
Komentarze
no w końcu bede musiał zdradzić MORTALA i "skosztować" czegoś nowego- czym jest dla mnie TEKKEN. Recka skłoniła mnie do tego abym pomyślał o kupnie gierki...-peace...pzdr...
odpowiedzO ja pierdziu!!! "Wykonanie zawodników porównałbym do wykonania samochodów z Gran Turismo 5." No to padłem ze zdziwienia!!! Już boję się o taga2 bo gt5 to najbrzydsza qupa jaką moje oczy widziały w tej generacji. Mam nadzieję że się mylisz i grafika postaci jest na dzisiejszym poziomie a nie żywcem przeniesiona z poprzedniej generacji i podniesiona do wyższej rozdzielczości jak to miało miejsce w niszowym paskudnym gt5 brrr!
odpowiedz@Bobas
Mówiąc o GT5, miałem na myśli samochody, które zostały nazwane mianem "Premium" ;), a więc oddane w najdrobniejszych szczegółach z bardzo dużą ilością polygonów.
odpowiedzNo to zmienia postać rzeczy :) Choć te autka nijak pasowały do paskudnej oprawy otoczenia :) No ale namco to nie polyphony oni akurat umieją robić dobre gry.
odpowiedzwidzę krucjata antygt5 nadal trwa dobrze że autor nie porównał postaci do forzy bo to by była padlina ;)
odpowiedzDobrze napisana recenzja.Jedyny minus to brak informacji o liczbie wojowników w grze.
odpowiedzDodaj nowy komentarz: