Recenzja

Towerborne — nasze wrażenia z Wczesnego Dostępu

Czy masa grindu w ładnej oprawie to przepis na sukces?

O tym, że studio Stoic Games potrafi robić gry robiące duże wrażenie stroną wizualną, wiadomo już od dawna. Deweloperzy dali się poznać szerszej publiczności za sprawą trzech części świetnie przyjętej przez graczy serii The Banner Saga. Najwyraźniej, nie zamierzają oni jednak kurczowo trzymać się turowej formuły, jakiej dostarczyli nam w swojej nordyckiej trylogii. Ich najnowsze dzieło, Towerborne, przyciąga uwagę niezwykle dynamiczną rozgrywką oraz ciekawą, bajkową oprawą. Jak wciągająca jest wczesna wersja tej side-scrollowej, sieciowej bijatyki?

Kogo ratujemy tym razem?

Akcja gry rozgrywa się w postapokaliptycznym świecie fantasy, gdzie ludzkość została niemal całkowicie zniszczona przez tajemnicze siły. Ci, którzy ocaleli z kataklizmu, przez który upadło Miasto Liczb, schronili się w Dzwonnicy, ogromnej wieży otoczonej przez dzikie tereny pełne potworów. Wcielamy się w Asa, bohatera przywróconego z królestwa duchów, który musi odkryć tajemnicę zagłady ludzkości i chronić mieszkańców ostatniego jej bastionu. Naszym zadaniem jest eksploracja świata, walka z wrogami oraz odzyskiwanie utraconych terytoriów, aby zapewnić bezpieczeństwo uchodźcom. Historia nie jest najmocniejszym punktem Towerborne.

Nawet przez jedną minutę nie czułem się zaciekawiony tym, co działo się na ekranie. Obecnie jej jedyna funkcja to danie nam pretekstu do brania udziału w kolejnych potyczkach i wracania do Dzwonnicy, będącej naszą bazą wypadową, w celu zebrania nowych zadań czy ulepszenia sprzętu. Obecnie bardzo brakuje tutaj interesująco poprowadzonych etapów skupionych na fabule.

Z całej talii, tylko cztery Asy

Naszego Asa rozwijać możemy w ramach jednej z czterech klas. Wybór jednej z nich nie jest permanentny, bo poza misjami możemy swobodnie zmieniać obecnie aktywną. Tylko od nas zależy czy skupimy się na levelowaniu jednej, czy też równomiernie, kolejne poziomy zdobywać będziemy dla każdej z nich. Różnią się one wykorzystywaną bronią i zestawem umiejętności, ale pancerz możemy zakładać ten sam, bez względu na to, która obecnie jest aktywna.

Uzbrojony w miecz i tarczę strażnik to propozycja teoretycznie najbardziej nastawiona na defensywę, chociaż takie podejście nie ma w grze zbyt wiele sensu. Tarcza pozwala blokować i parować ataki, ale sprawdza się to tylko w potyczkach z niewielką liczbą przeciwników. Im wyższy poziom, tym zastępy stawianych przed nami oponentów robią się coraz liczniejsze. W końcu dochodzimy do momentu, gdzie czytelność tego, co dzieje się na ekranie, staje się tak mała, że jedyne co robimy, to wyprowadzamy kolejne ciosy na oślep.

Kolejny jest Piroklasta, posługujący się dwuręczną, plującą ogniem maczugą. Z jednej strony oferuje chyba najlepsze doznania wizualne. Naprzemienne okładanie wrogów wielką pałą i strzelanie w nich wiązkami płomieni robi wrażenie. Z drugiej natomiast, jest to klasa bardzo powolna, wymagająca dobrego ustawienia na polu bitwy.

Wyposażony w rękawice bojowe Głazokruch okazał się dla mnie najmniej interesujący. Natomiast sporo pograłem Cieniociosem, czyli tutejszym łotrzykiem. To najszybsza z dostępnych klas. Włada on zestawem dwóch sztyletów, a jego umiejętności pozwalają nam znikać i teleportować się między przeciwnikami.

Ze wszystkimi klasami miałem jeden poważny problem: żadna z nich nie oferowała zdolności i uzbrojenia, które byłyby dla mnie ekscytujące. Kompletnie nie mogłem z tego powodu wkręcić się mocniej w rozgrywkę, bo nie czułem potrzeby rozwijania mojej postaci. Po co miałbym chcieć zdobywać kolejne zdolności w ramach drzewka, które nie odpowiada temu, co chciałbym robić? Mam nadzieję, że twórcy jak najszybciej rozszerzą wachlarz dostępnych archetypów.

Rozwój na trzech poziomach

System progresji opiera się na zdobywaniu łupów, ulepszaniu ekwipunku i rozwijaniu postaci. Cały opis tego, co robimy, można skrócić do jednego słowa: grind. Odpalamy kolejne misje i solo lub z innymi graczami przebijamy się przez hordy adwersarzy. Poziom zagrożeń, którym stawiamy czoła, uzależniony jest zarówno od części mapy, na której jesteśmy, jak i jednego z pięciu poziomów trudności świata, które możemy wybrać. Im wyższy, tym lepsze nagrody możemy zebrać. Zazwyczaj ukończenie misji wiąże się z zasypaniem nas toną sprzętu z którego, gdy mamy szczęście, jeden element okaże się przydatny. Graciarstwo, jakim uderza w nas gra, jest okropne. Marnowałem zdecydowanie zbyt dużo czasu na bieganie do bazy i mielenie nieprzydatnych śmieci, na proszek wykorzystywany do ulepszania uzbrojenia. Konieczna jest jak najszybsza poprawa tego aspektu.

Kończenie kolejnych zleceń nagradza nas też doświadczeniem. Kolejne poziomy, jakie dzięki niemu zdobywamy, nagradzają nas punktami rozwoju oraz odblokowują kolejne umiejętności, jakie możemy za nie wykupić. Nic nie stoi na przeszkodzie, aby eksperymentować, bo cofnięcie źle rozdysponowanych punktów jest w pełni darmowe i natychmiastowe. Zdolności, jakich możemy nabyć, jest całkiem sporo i są nie tylko dobrze opisane, ale też zaopatrzone w filmiki prezentujące możliwości, jakie nam dadzą.

Chociaż nie znalazłem klasy w pełni odpowiadającej moim upodobaniom, to muszę przyznać, że system walki wykonany jest dobrze. Przypomina ona nieco to, co prezentowało na przykład Castle Crashers. Ciosy przyjemnie łączą się w kombinacje, a podbijanie wrogów czy rozbijanie ich bloku daje satysfakcję. Odczuwalny jest też wzrost możliwości naszego bohatera wraz z rozwojem, chociaż odnoszę wrażenie, że statystyki ekwipunku odgrywają tu zbyt wielką rolę.

Całkiem ładnie, ale jak to brzmi?

Jednym z największych atutów Towerborne jest jej oprawa wizualna. Gra zachwyca pięknymi animacjami, szczegółowymi projektami postaci i klimatycznym światem. Przemierzane przez nas mapy wyglądają naprawdę dobrze. Wrażenie robią zwłaszcza widoki, które obserwujemy w tle. Wielkim problemem jest natomiast to, jak szalenie nieczytelne stają się potyczki, gdy na ekranie pojawia się większa liczba przeciwników. Dokładając do tego maksymalnie czterech graczy w drużynie, jedyne co widać to wielka mieszanka kolorów i efektów, w której trudno się zorientować. Wykonanie uniku czy parowania, które przy kilku wrogach jest bardzo proste, w takich momentach staje się gigantycznym problemem.

Ścieżka dźwiękowa nie należy do tych szczególnie zapadających w pamięć. Owszem, pasuje do tego, co dzieje się w grze i nie czułem potrzeby jej wyciszenia. Jednocześnie też ani razu nie usłyszałem czegoś, co zwróciło moją uwagę. To porządna, rzemieślnicza robota.

Porozmawiajmy o pieniądzach

Chociaż twórcy zapowiadają, że na premierę gra będzie darmowa, to aby pograć we wczesnym dostępie, musimy nabyć jeden z trzech pakietów fundatorskich (ich ceny na Steam to w chwili pisania tekstu odpowiednio 99,99 zł, 178,99 zł i 278,99 zł, im droższy pakiet, tym więcej dodatków i waluty premium otrzymujemy) albo mieć aktywną subskrypcję Game Pass.

Monetyzacja dostępna w grze wygląda na ten moment bardzo uczciwie i jedyne co możemy zyskać, inwestując nasze ciężko zarobione złotówki, to skórki dla wyposażenia. Tutejszy odpowiednik przepustki bitewnej nazywany Osobliwością musimy najpierw wykupić, poświęcając Rdzenie Osobliwości (ceny waluty premium zaczynają się od 17,99 zł za 500 Belfry Bucks, natomiast jeden Rdzeń Osobliwości kosztuje 480 Belfry Bucks, matematykę zostawiam Wam), a kolejne nagrody, jakie oferuje, wykupujemy za Sztabki.

Sztabek w Sklepie nie wykupimy i aby je zdobyć, musimy podejmować się codziennych zadań dostępnych na tablicy zleceń. Misje te są powtarzalne i bardzo proste, zazwyczaj wykonujemy je przy okazji. Polegają, na przykład, na wyczyszczeniu jakiejś mapy, pokonaniu danej liczby przeciwników określonego typu czy wykonaniu pewnej czynności, jak przełamanie bloku. W nagrodę dostajemy zazwyczaj 50 sztabek za ukończenie pojedynczego zlecenia. Biorąc pod uwagę ceny kolejnych przedmiotów możliwych do odblokowania w danej Osobliwości, to wykupienie wszystkich wymaga wiele dni grania. Odnoszę wrażenie, że trochę zbyt wiele jak na nagrody, jakie możemy w ten sposób uzyskać.

Spróbować warto

Towerborne to solidna propozycja dla fanów bijatyk i gier akcji, oferująca dynamiczną walkę, baśniową grafikę i przystępny system progresji. Jeżeli lubicie gry nastawione na zbieranie ekwipunku i rozwój postaci, to warto dać jej szansę.

Niestety produkcję trapią dwa olbrzymie problemy, które mogą sprawić, że nie każdy zostanie przy niej na dłużej. Pierwszym jest powtarzalność rozgrywki. Tytuł jest mocno nastawiony na grind, co może zniechęcić graczy szukających bardziej zróżnicowanej zabawy. Potrzebna jest większa różnorodność w wyzwaniach, jakie stawiane są przed graczem.

Drugim jest brak głębszej fabuły. Narracja jest dość płytka, a historia nie rozwija się w sposób, który mógłby bardziej zaangażować odbiorcę.
Problemem może okazać się też brak klasy, która będzie odpowiadać waszym potrzebom zarówno pod względem estetyki, jak i możliwości. Dla mnie takiej tutaj zabrakło i nie mam ochoty poświęcać czasu na rozwijanie żadnego z obecnie dostępnych archetypów postaci.

Miejmy nadzieję, że twórcy poprawią te aspekty, bo Towerborne ma potencjał na bycie idealnym wypełniaczem czasu, gdy akurat mamy wolne te 5 czy 10 minut na wyczyszczenie chociaż jednej mapki z wrogów.

Za udostępnienie gry dziękujemy firmie Microsoft.

Platformy:
Czas czytania: 8 minut, 49 sekund
Komentarze
Dodaj nowy komentarz:
...
Twój nick:
Twój komentarz:
zaloguj się

Ta strona korzysta z reCAPTCHA od Google - Prywatność, Warunki.


Treści sponsorowane / popularne wpisy: