Ukończyłem kampanię i na świeżo napisałem moje wrażenia z KZ3.
Początek mnie rozczarował, przez połowę gry miałem uczucie, że nie gram w Killzone, tylko w jakiegoś naśladowcę produkcji Guerrila Games. Pierwsze godziny były jakieś jałowe, jakby twórcy chcieli upchnąć jak najwięcej rzeczy w pierwszej połowie gry, przy czym nie mogli ich właściwie rozwinąć. Mało typowego strzelania, więcej korzystania z pojazdów. Do tego przeciwników jakby mniej i poziom trudności słaby (wybrałem na starcie najwyższy z możliwych). Helghaści za szybko padają, do tego masa mocnych broni i umiejętność reanimacji bohatera przez AI znacznie uprościły rozgrywkę. Graficznie też bez szału, brakowało mi jakiejś zapadającej w pamięć lokacji, wyraźnego designu. Ok, jesteśmy w mieście po zagładzie atomowej. Dlaczego nie pokazać bardziej dobitnie stopionej stali, krateru po wybuchu - może byłoby to mało rzeczywiste przez promieniowanie, ale i ten fakt mogliby rozwiązać.
Dżungla choć nie powaliła mnie grafiką, jest projekt jest ciekawy, dobrze, że GG poszli w tym kierunku, prezentując coś świeższego i pasującego do Helghanu. No właśnie, dżungla - mniej więcej od tego poziomu, a zwłaszcza od zimowej miejscówki, poczułem, że gra wraca na dobrze znane mi tory. W zasadzie od zimowych poziomów KZ3 wygląda, rusza się i emanuje tym, czym seria jest. Im bliżej końca tym coraz lepiej. Więcej walki na krótki i długi dystans, więcej zadań wykonywanych na własnych nogach, no i duża ilość Helghańskich żołnierzy. Graficznie robi się coraz lepiej, pomimo, iż wciąż jest kolorowo, nie kuje to w oczy, gra wygląda na bardziej dopieszczoną. Klimat jak z drugiego Killzone właśnie w połowie gry zaczyna powoli wyciekać z ekranu, aż na końcu zalewa gracz. Walka z MAWLR'em to jeden z tych momentów, gdzie zrobiłem wielkie oczy i pomyślałem, że za to uwielbiam Guerrilla Games. Ostatni poziom bardzo przypominał mi ostatni poziom pierwszego Killzone, przez co ogarnął mnie sentymentalny nastrój.
O ile przez pierwszą połowę miałem myśl, iż KZ2 był lepszy, druga połowa stała już na równi, jak nie nawet nieco wyżej niż poprzedniczka. Gdyby początek trzymał poziom reszty, byłby to dla mnie kontynuacja idealna.
Mam jednak kilka pytań. Gdzie się podział Natko? Dlaczego filmik kończący grę (ten przed creditsami) wydaje się urwany? No i rzecz jasna, kim jest ten gość na końcu? Stahl? Czy może nieco bardziej szalony i raczej naciągany pomysł - Visari? Uważam, że wybuch obejmujący całą planetę był przegięciem. Pomyślałem, jak to, to koniec Helghastów?! Ciekawe jak GG rozwinie to w następnej części. Sam scenariusz taki sobie, fajnie, że Guerrilla wrzucili sceny spoza pola walki, wiem, czemu miało to służyć, ale wypadałoby popracować nieco nad sylwetkami Orlocka i Stahla, oraz ich motywami. Killzone ma tak świetnie nakreśloną historię i to w całkiem szczegółowy sposób. Dlaczego nie pójść dalej i nie zrobić w podobny sposób scenariusza samej gry?
Gdybym miał się dalej czepiać - pierwszy filmik z gonitwą w czołgu, jeszcze zanim gracz dostał możliwość sterowania Sevem - dlaczego nie jest to grywalna scena zakończona filmikiem? No i prędkość jakaś taka przyspieszona co daje mało naturalne odczucie.
Generalnie wracam do kampanii i kończę ją na Elite, aby jeszcze raz się wszystkiemu przyjrzeć, tym razem na spokojnie. Potem odpalam KZ2 i sprawdzam, czy moja pamięć nie robi mi figlów i rzeczywiście, początek tak bardzo nie pasuje do serii. Na koniec sprawdzę multi i pobawię się Movem. Napiszę też do Guerrilla swoje uwagi, a nóż ktoś weźmie je do serca i następny Killzone będzie jeszcze lepszy.
Ogółem jestem zadowolony, druga połowa była świetna, w całej grze jest sporo fajnych rozwiązań. Ciekawe, jak dużo rzeczy się nie zmieściło i o ile gra byłaby wtedy dłuższa.