Pograłem nieco w najnowszą Zeldę i jestem zachwycony. Nie będę po 16 godzinach zabawy oceniał czy to faktycznie gra generacji, ale jestem przekonany, że na te wszystkie 9-10/10, które jej wystawiano zasługuje w pełni. Podoba mi się w niej w zasadzie wszystko - od szaty graficznej, poprzez samą rozgrywkę, te fantastyczne smaczki w grze, kończąc na dźwięku przy odnalezieniu nowego przedmiotu.
Pierwszy efekt łał gra wywołuje już w pierwszych minutach, gdy po opuszczeniu świątyni widzimy rozprzestrzeniający się przed Linkiem świat. Coś pięknego. Będąc przy pięknie, nie sposób nie pochwalić grafiki.
Niezwykle baśniowa, bogata w szczegóły, które co rusz odkrywamy. Przywiązanie do drobiazgów jest imponujące. Całość już na dużym telewizorze robi wrażenie, ale w wersji przenośnej sprawuje się kapitalnie.
Aż przypominała mi się Vita i pierwszy kontakt z takimi grami jak
Wipeout/Uncharted. No i nie ma najmniejszego sensu porównywać ją pod względem technicznym z takim
Horizon na Pro, bo do takiego bluźnierstwa (by inaczej nie napisać i nie obrazić), to chyba tylko klapki są zdolne.
I odpowiedź Linka w ich stronę jest wymowna.
Krótko - śliczna gra.
W parze z niezwykle miłą dla oczu grafiką idzie znakomita ścieżka dźwiękowa. Choć tej mogłoby być znacznie więcej - te chórki podczas walki z bossem, rewelacja. Wspaniały jest również sam dźwięk.
Nic tylko wsłuchać się w wiatr podczas szybowania, ewentualnie uśmiechnąć się gdy bohater coś pałaszuje - przypomina mi to erę ośmiu bitów.
Sama eksploracja przypomina mi tę z
Fallout 4 (ot można zając się czymś innym niż zadanie główne i zatracić się na długie godziny). Tyle, że w Hyrule panuje znacznie większa dowolność.
Z pewnością kilkadziesiąt godzin do wątku głównego dołożą wszelakie aktywności poboczne. Początkowo nie byłem zadowolony z tego jak szybko nasza broń ulega destrukcji, ale z drugiej strony nie będziemy wzorem takiego DkS biegać 40 godzin z jednym orężem i będzie trzeba pamiętać o odpowiednich proporcjach. Mimo wszytko ich wytrzymałość powinna być kilkukrotnie większa, bowiem jak epicki miecz kończy żywot po ubiciu raptem garstki przeciwników, to jest to średnio imponujący zabieg. Będąc przy serii Souls, czasami mi BotW ją przypominało - tajemniczy, zakapturzony starszy jegomość przy ognisku, gdy gracz dorwie się do Thunderblade, to jeden-dwa szlagi i zwykłego przeciwnika nie ma, itd.
Cudowny świat zarówno wizualnie, jak i stylistycznie (nie sposób się nie zachwycać, gdy odwiedzi się pierwszą wioskę po zmroku). Znakomite audio. Absolutnie wybitna rozrywka i zabawa na dziesiątki godzin (każdy Lynel zostanie odwiedziony) sprawiają, że tuż obok genialnego
Nioh,
The Legend of Zelda: Breath of the Wild to mój kandydat do gry roku. Jasne, można nieco poprawić (przykładowo urozmaicić podstawowy bestiariusz - czyli podobnie jak w przygodach Łiliama), ale i tak nowa
Zelda to gra wybitna, która daje ogrom możliwości i każdej konsoli na start powinno się takiej pozycji życzyć.
Ode mnie mocne 9/10, które po ukończeniu gry zamieni się z pewnością na 10/10.