Piter - To cytat Tuska tak cie rozsierdził? Te słowa Tusk wypowiedział już wiedząc o kryzysie. Dlaczego? Bo pozował na liberała, który obniża podatki aby rozpędzić rynek, a nie hamować go zwiększaniem podatków. Ja radzę ci przemyśleć kilka innych kwestii z poniższego tekstu i ustosunkować się do każdej z nich. Zobaczymy czy potrafisz cokolwiek innego niż szczeniackie wyzywanie od debili i głupców bez żadnych argumentów.
http://uniapolitykirealnej.pl/wiadomoci/253-by-yo-si-lepiej-czyli-trzy-lata-psucia-pastwaTytułem wstępu:
Zgodnie z przewidywaniami, „wolnorynkowa” PO okazała się zwykłym oszustwem. Nieudolne rządy Tuska to marsz w kierunku katastrofy finansów państwa, społecznego rozkładu i faszyzacji życia publicznego.
Polityka PO jest zaprzeczeniem liberalizmu. Rządy Donalda Tuska są zaprzeczeniem idei dobrego rządzenia.
Pierwsza kwestia:
Liberalne podejście do gospodarki zwykle wiąże się z oszczędnym gospodarowaniem pieniędzmi podatnika. Od rządu „liberalnej” partii oczekujemy marszu w kierunku państwa-minimum. Tymczasem polski budżet systematycznie się rozdyma. W tym roku udział wydatków publicznych w PKB wyniesie ok. 47,5 proc. i będzie najwyższy od czterech lat. W 2010 r. Wydatki rządu wzrosły w porównaniu do roku ubiegłego o ponad 40 mld zł. O ile w roku 2009 wynosiły one 597,3 mld zł, to w br. już 640,52 mld zł. Tak więc ich poziom wzrósł o 7,9 proc., czyli znacznie powyżej inflacji, a ich udział w PKB wzrósł o ok. 2 proc. Prosto i jasno wynika z tego, że propaganda PO o oszczędzaniu w obliczu kryzysu to zwykłe kłamstwo, w rzeczywistości rząd wydaje coraz więcej. 7,9% to wzrost bardzo duży, natomiast w czasie kryzysu, gdy zewsząd słyszymy frazesy o oszczędnościach, spodziewamy się przecież znacznej redukcji wydatków. Tymczasem zamiast oszczędności mamy wzrost wręcz gigantyczny.
Za to w rozwoju biurokracji i powiększaniu urzędniczej hydry PO nie ma sobie równych. Od czwartego kwartału 2007 r. do czwartego kwartału 2009 r., za rządów „liberałów” z PO liczba „pierdzistołków” wzrosła od 572,2 tys. do 620,6 tys. – o ponad 48 tysięcy osób. A jeśli doliczyć dodatkowo pierwszy kwartał bieżącego roku, to liczba ta wzrosła do 633,6 tys. – czyli o ponad 60 tysięcy osób od początku rządów Donalda Tuska. Okazuje się, że za rządów „liberałów” z PO liczba urzędników przyrasta średnio w tempie ponad 3,5 raza szybszym niż za rządów uważanego za etatystyczne PiS!
Widzisz co nadyma budżet? Powódź to kropla jeżeli chodzi o może wydatków jakie niesie za sobą rozpasanie biurokracji przez Tuska. Kryzys? Przy kryzysie powinno się oszczędzać a nie zwiększać wydatki! Argument kryzysu działa tu na niekorzyść Tuska, bo tylko potęguje bezsens wzrostu wydatków.
Te podwyżki rząd tłumaczy ciężką sytuacją budżetu, są jednak daniny, które służą tylko i wyłącznie różnym klikom i sitwom, nie zasilając budżetu. Do takich należy tzw. opłata reprograficzna, którą obciążone są niektóre artykuły papiernicze i elektroniczne. Dochody z tej opłaty przekazywane są na rzecz „związków twórczych” i w założeniach mają stanowić rekompensatę części dochodów z praw autorskich, jakie twórcy tracą w wyniku kopiowania ich dzieł. Pomijam całą bezsensowność tej opłaty, wg tej samej logiki każdy kupujący nóż powinien odsiedzieć jeden dzień aresztu na poczet ukarania niezłapanych nożowników.
Z inicjatywy Ministerstwa Kultury i „środowisk twórczych” szykowana jest nowelizacja ustawy, która z jednej strony podwyższy opłaty (np. do 1,5% na papier), z drugiej zaś rozszerzy zakres towarów objętych opłatą, m.in. o pendrive'y i cyfrowe aparaty fotograficzne. O ile potrafię jeszcze zrozumieć objęcie papieru czy kserokopiarki podobną opłatą, o tyle zupełną aberracją jest opłata od drogich aparatów cyfrowych (rzekomo dlatego, że mogą służyć do fotografowania tekstu), której jedynym prawdziwym wytłumaczeniem jest chęć złupienia ich producentów i nabywców.
Te opłaty też mają ratować budżet? To ze kupując aparat cyfrowy muszę płacić dodatkowy podatek dla koncernów (aka "związków twórczych") bo mogę przez przypadek sfotografować wydaną przez nich książkę? Dofinansowuję prywatny interes kolegów Tuska.
Po wybuchu tzw. afery hazardowej „liberalny” rząd postanowił powalczyć z hazardem. Kolejny raz okazało się, że rząd wie lepiej, co dla obywatela dobre i tym razem uznał, że obywatel jest za głupi, by sam decydować, na co wyda swoje pieniądze. W ramach walki z hazardem nie tylko ograniczono kolejny obszar naszej wolności, ale też zlikwidowano ok. 100 tys. miejsc pracy w branży hazardowej. Bezpośrednie straty dla budżetu, tylko z tytułu niższych wpływów z podatku od gier, wynoszą w tym roku kilkaset milionów złotych.
No tak, bo kolega Doncia Rysiu musiał się dorobić, więc napisali ustawę która tragicznie powiększa dziurę budżetową. I teraz m.in. musimy spłacać to z wyższych podatków. Powtórz jeszcze sto razy "kryzys", jak jakieś magiczne słowo usprawiedliwiające wszystko - bo to kryzys pewnie spowodował ustawę hazardową, a nie dobijanie targów POwców z biznesem hazardowym na cmentarzach pod osłoną nocy.
W swoim pędzie do ograniczania wolności obywatelskich rzekomo liberalny rząd Donalda Tuska przygotował projekt nowej ustawy o CBA czyniącej z tej instytucji supersłużbę, o jakiej ministrowi Ziobrze się nawet nie śniło. CBA miałaby nie tylko zajmować się korupcją aparatu państwowego, ale też zyskałaby wszelkie uprawnienia policyjne wobec wszystkich obywateli, włącznie z prawem do inwigilacji i do gromadzenia tzw. informacji wrażliwych. Wygląda na to, że to właśnie dla CBA przewidziano rolę GeStaPo w nowym, lepszym państwie PO.
Tak POwcy nie lubili CBA, ale jak Donald robi z niej supersłużbę o praktycznie nieograniczonych uprawnieniach, to już nie wzbudza żadnego sprzeciwu. A czemu Tusk tworzy swoje zbrojne ramie partii - pewnie żeby nas bronić przed kryzysem, co nie?
Ciekawym obszarem postępów „liberalizmu” w wykonaniu PO jest kultura. Ministerstwo Kultury postanowiło zmusić nadawców radiowych do nadawania większej ilości polskich piosenek. Ustawa o radiofonii i telewizji nakazuje nadawcom radiowym wypełnienie co najmniej 33% czasu antenowego muzyką polskojęzyczną. Ustawodawcy nie obchodzi, że słuchacze chcą czego innego. A ponieważ słuchacze wolą inną muzykę, stacje radiowe obchodzą ten nakaz nadając polskie piosenki głównie w czasie najmniejszej słuchalności. Teraz minister Zdrojewski, stojący na czele najbardziej zbędnej instytucji w Polsce, postanowił zmusić Polaków do słuchania muzyki, której nie lubią (a może lubią tylko o tym nie wiedzą? W końcu „liberalny” rząd wie lepiej...). Nowe regulacje zakładają, że trzy czwarte ustawowej ilości polskich nagrań ma być emitowane między 6 a 23.
Jestem ciekaw, co powiedziałyby sieci kinowe, gdyby musiały wyświetlać w kinach 30 procent polskich filmów, z czego 75 procent na seansach wieczornych i w weekendy. Rynek komercyjny jest miejscem konkurencji, konkursem piękności, a nie odgórnym wspieraniem ludzi bez talentu przekonanych o swojej wartości. Czy podczas wyborów Miss Polski wprowadzimy odgórny nakaz prezentowania 30 procent brzydkich dziewcząt, z czego 75 procent z nich w finale, tylko dlatego że są i marzą o tym, by być piękne? – skomentował działania ministra jeden z szefów dużej stacji radiowej.
Kolejny przykład jak wolnościowy jest to rząd. On wie lepiej czego chcemy słuchać, więc będziemy do tego zmuszani.
Tak na marginesie wypada wspomnieć, że pan minister Zdrojewski (podobno jeden z najlepszych ministrów rządu Tuska) jako prezydent Wrocławia postanowił zbudować za pieniądze podatnika domy dla poszkodowanych w powodzi 1997 na... terenach zalewowych. W tym roku mieszkańców tych domów ponownie dotknęła powódź.
No tak powtarzałeś "powódź" - żeby sobie przemyśleć. Ty przemyśl jakie mózgi nami rządzą że z naszych podatków budują domy dla powodzian na terenach zalewowych, które teraz znów są zalane. Dolicz sobie dodatkowe procenty do dziury budżetowej ale nie z winy powodzi, tylko z winy głupoty rządu PO. Bo oczywiście ponownie w tym roku zalanym dzięki Zdrojewskiemu pomagamy z naszych podatków.
Zwolennicy PO głośno zapewniali, że rząd Tuska ma całe szuflady wypełnione projektami wolnorynkowych ustaw. Nie prezentuje ich, bo zły prezydent Lech Kaczyński kierowany pustą pisiacką złośliwością z pewnością skorzysta z prawa weta. Kiedy jednak tylko kandydat PO zostanie prezydentem, to na pewno rząd zajmie się na poważnie koniecznymi reformami. No i doczekaliśmy się, PO przejęła pełnię władzy i z magicznej szuflady zamiast projektów reform wypłynął projekt podwyżki podatków. Innych reform nie należy oczekiwać, co zresztą półoficjalnie przyznają sami politycy PO.
Prościej się nie da wypunktować strategii PO, które swoją nieudolność tłumaczyła wetami.
Aha - powyższy tekst nie był pisany przez żadnego PiSowca - a przez osobą co najmniej PiSowi niechętną. Więc argument o "opozycji plującej jadem cokolwiek PO nie zrobi" tym razem nie zadziała.
No peowcy forumowi, do argumentów. Bez wyzwisk, bez demotów, bez joemonstera - tym razem, tak dla odmiany zachowajcie się jak dorośli. Zobaczymy co macie do powiedzenia w obronie waszej partii.