Biłem brawo pokojowej kontrmanifestacji antyfaszystów a nie jakimś bandytom.
Ten incydent nie jest dla mnie jej częścią (ta miała miejsce na ulicach Warszawy, dla przypomnienia) a chuligańskim napadem, za który trzeba sprawcom dojebać ile wlezie.
Dobrze że to napisałeś. Niestety napad Antify na pociąg był częścią ich antynarodowej krucjaty z 11 Listopada, która nic nie miała wspólnego z
pokojową manifestacją, czy tego chcesz czy nie. Żeby nie było, ja również uważam że trzeba im dojebać, tak jak i tym którzy promują faszyzm, nazizm czy komunizm, a wszystkich hajlujących czy noszących sztandary z sierpem i młotem przywrócić do pionu, bo promują wrogie nam, Polakom, ruchy. Na Marszu Niepodległości jednak promocji żadnej z tych rzeczy nie było.
Nie s00s - jedyną krytyką komunizmu na jaką pokusiłeś się w dyskusji to było wspomnienie kartek na żywność. Nie to wcale nie jest wybielanie. To tak jakbym powiedział że hitlerowcom nie wiwatuje, bo dziurawe drogi budowali, a całą resztę zbrodni wygodnie zapomniał - to też nie było by wybielanie? Nie odpowiadaj to pytanie retoryczne. Krzywe analogie z litości pominąłem, s00s, nie dodawaj sobie
Ogólnie uważam że krecimy się w kółko od wczoraj, gdyby Prart nie wjechał z usuwaniem z PSN to bym się dziś nie wypowiadał
Dyskusja jest jałowa i chyba czas ją zakończyć. Co do "przystawek", to proponuje oddać głos samemu zainteresowanemu, Ziemkiewiczowi.
http://fakty.interia.pl/felietony/ziemkiewicz/news/blumsztajn-i-jego-faszysci,1556590,2789Blumsztajn i jego faszyści
Z reguły nie pojawiam się na ulicznych manifestacjach; wyjaśniałem w jednym z tych tutaj felietonów, dlaczego. Wczoraj wbrew swemu zwyczajowi poszedłem w Marszu Niepodległości, organizowanym przez Młodzież Wszechpolską i ONR. Z kilku powodów.
Między innymi, byłem tam, paradoksalnie, z tej samej przyczyny, dla której kilka lat temu broniłem swoim piórem tzw. parady równości, kiedy zakazywały jej ówczesne władze Warszawy i Poznania. Doskonale rozumiałem wtedy oburzenie ludzi, którzy za haniebne uważali, że władza pozwala, by ulicami ich miasta szedł pochód "sodomitów".
Tak samo w jakimś stopniu rozumiem tych, których oburza, żeby ulicami szedł pochód "faszystów". Ale zasadą, której się trzymać musimy, jest to, że zarówno jedni, jak i drudzy, jak i wszyscy inni, mają do tego takie samo prawo. Każdy ma to prawo zagwarantowane przez konstytucję, dopóki nie naruszy obowiązującego porządku, i nikomu nie wolno go odbierać wskutek podejrzenia, że być może chce podczas manifestacji prawo łamać. Jeśli złamie, od tego, żeby je wyegzekwować, jest policja, a nie żadne ochotnicze bojówki.
Prawo orzekania, że ktoś narusza publiczny ład - na przykład propagując faszyzm - należy zaś do sądu. Wyłącznie do sądu. Żaden redaktor, żadna gazeta ani organizacja nie może sobie uzurpować prawa do orzekania, kto jest faszystą i komu na podstawie tego oskarżenia można jego konstytucyjne prawa odbierać. A tym bardziej nie ma prawa odwoływać się, dla przeprowadzenia swojej woli, do przemocy.
Tymczasem wczoraj w Warszawie (i, zdaje się, w paru innych miejscach) mieliśmy do czynienia z czymś, na co w kraju demokratycznym przyzwolenia być nie może. Wpływowa gazeta, dla celów politycznych i pewnie w jakimś stopniu dla autopromocji, przeprowadziła kilkutygodniową nagonkę, judząc do użycia przemocy i zablokowania Marszu Niepodległości, rzucając nań anatemę faszyzmu.
Obłuda i nikczemność, jaką popisują się w tej sprawie podwładni Adama Michnika, są po prostu niezmierzone. Tak jak Goering z jego sławnym "to ja decyduję, kto jest Żydem", redaktor Blumsztajn i podobni mu "szczujni dziennikarze" (jak zwał ten gatunek propagandystów śp. Jerzy Dobrowolski) przyznali sobie prawo decydowania, kto jest faszystą i egzekwowania swoich wyroków za pomocą skrzykiwanych poprzez prasowe łamy bojówek, skądinąd w dużej części odwołujących się do ideologii równie zbrodniczych jak hitlerowski narodowy socjalizm.
Jestem z zawodu, jak często powtarzam, psem łańcuchowym: kiedy widzę nadchodzącego złoczyńcę, mam szarpać łańcuch i z całych sił alarmować. Więc właśnie to robię. To wszystko, co dziś określa się niezbyt celnym mianem "faszyzmu" (w istocie włoski faszyzm był czymś zupełnie innym, niż niemiecki nazizm, ale lewica sfałszowała sens tego słowa, aby cień nie padał na miłe jej określenie "socjalizm") wzięło się z przekonania pewnych grup, że oni i ich wódz mają prawo przeforsować swą słuszność siłą - bo demokratyczne państwo jest słabe i nie radzi sobie ze zrobieniem porządku.
Takim właśnie przekonaniem kieruje się dziś "Gazeta Wyborcza", w poczuciu siły, jakie daje jej możliwość zwołania w oznaczone miejsce kilkuset agresywnych bandziorów, zdecydowanych rozprawiać się z osobami wskazanymi przez liderów jako "faszyści" za pomocą pałek i kastetów.
Tak, musi to zostać powiedziane bardzo wyraźnie: wczoraj na warszawskich ulicach faszystami byli nie uczestnicy marszu, nie działacze ONR ani MW, którzy - zaświadczam jako naoczny świadek - zachowywali się w sposób godny Święta Niepodległości, ale tych kilkuset wyjących i gwiżdżących, agresywnych osobników sprowadzonych tam i podjudzonych przez "Gazetę Wyborczą".
Faszystami byli uzbrojeni w młotki i kastety bandyci, którzy wdarli się do pociągu z Torunia i pobili jadących nim członków ONR, a nie ci, którzy zostali pobici - moralna odpowiedzialność za tę napaść świętoszków od Michnika jest oczywista i niezaprzeczalna.
Miary hipokryzji prowodyrów tego żałosnego widowiska niech dopełni przypomnienie faktu, iż w sejmiku małopolskim rządząca państwem Platforma Obywatelska osiągnęła nie tak wcale dawno temu większość, dającą jej władzę nad województwem, dzięki włączeniu w swe szeregi kilku odstępców z Młodzieży Wszechpolskiej. Tej samej właśnie organizacji, której udział w Marszu Niepodległości rzekomo uczynił go manifestacją "faszystowską". I to tych akurat jej działaczy, którzy niewiele czasu wcześniej obrzucali kamieniami "gejowską" paradę w Krakowie.
W najmniejszym stopniu nie zmniejszyło to lizusostwa redaktorów "Wyborczej" wobec PO, nikt nigdy nie ośmielił się tam nazwać jedynie słusznej władzy "faszystami". Jest więc nie tylko przemoc zła (kiedy Wszechpolacy blokują przemarsz "gejów") i dobra (kiedy "geje" blokują Wszechpolaków). Są też i Wszechpolacy źli, nie nasi, i ci są "faszystami", oraz dobrzy, nasi, którzy "faszystami" decyzją wszechwładnej gazety być przestają.
Oto miara moralności pana Blumsztajna i jego środowiska.
Ja się podpisuję pod tym co napisał, tym samym kończąc udział w dyskusji.