Ja zdawałem prawko prawie rok temu i mogę powiedzieć, że uczyłem się tak pół na pół- i do jazdy i pod egzamin. Jeżdzę sporo, w sumie nieźle mi idzie (raz otarłem gościowi kołpak...), ale nie jestem fanem egzaminu. Bo co to za bzdurne przepisy, które oblewają np. za najechanie kołem na linię ciągłą albo powierzchnię wyłączoną? Bzdura totalna, tym bardziej że są zakręty, w których bardzo ciężko nie zahaczyć. Poza tym subiektywna ocena przejazdu przez skrzyżowanie przy zmianie świateł- egzaminator może to ocenić wg własnego widzimisię (tj. to, czy byśmy zdołali się zatrzymać). Teoria, którą zdawałem, jest idiotyczna- nie ukrywam, że uczyłem się pytań, a niektóre były tak bezsensowne, że mózg staje. Bekę miałem z pytania o stan zdrowia poszkodowanego, który chyba miał mieć złamane żebro i jako opcja było to, że objawi się to jako boląca noga. Albo pytania o ciągniki, naczepy i inne sranie w banie- straszna sprawa.