To, co piszą gazety i praktyka to są różne rzeczy. Jeśli piszemy o "widziały gały, co brały" to chodzi o prostą zależność kobieta decydując się na sex czy jej się to podoba czy nie decyduje się też na jego możliwe negatywne konsekwencje tzn. ciąża z powikłaniami na przykład.
To podejście może i byłoby ciekawe, tylko zastanawia mnie jedna rzecz. Czy za ciążę odpowiada sama kobieta? Po prostu takie podejście pokazuje, że rola mężczyzny jest praktycznie żadna - on może zrobić swoje i zniknąć, a ona ma sobie radzić bo tak.
Po za tym w moim odczuciu jest to podejście bardzo idealistyczne, które nie uwzględnia faktu, że życie nie jest takie proste.
Bo jeśli dochodzi do faktu, że sama aborcja jest brana pod uwagę, to znaczy, że coś tu zawiodło. Albo środki koncepcyjne, albo czynnik ludzki to znaczy wiedza jednostek na ten temat. Nie wierzę bowiem, że to się bierze z niczego, czymś to musi być spowodowane. Tylko, że w tym drugim przypadku okazuje się, że jest to samonapędzający się horror. Z uwagi na konserwatyzm środowisk religijnych u nas nie da się wprowadzić edukacji seksualnej do szkół, co jest elementem niezbędnym do zmniejszenia ilości przypadków niechcianych ciąż. Jednocześnie samą możliwość aborcji będzie się krytykować w czambuł i mówić jakie to jest straszne. I tak w kółko. I tak źle, i tak nie dobrze, kobiety skazywane są nielegalne operacje, a kościół się obnosi się w chwale, że broni życia...
Co się zaś tyczy tego tego jak wygląda praktyka... Jeżeli ilość aborcji liczy się w setkach, a przeprowadzającym lewe zabiegi opłaca się reklamować w gazetach, to nie znaczy to, że mamy dobre prawo ani, że jest się czym chwalić. Oznacza to, że prawo nie przystaje do rzeczywistości. Bo praktyka jest taka, że trzeba być bardzo zdesperowanym, żeby chcieć wszystko przechodzić zgodnie z przepisami, zamiast zapłacić za powszechnie dostępną usługę.