Nie sposób napsioczyc niestety na pkp.
Jako że pociągami jeżdżę stosunkowo od niedawna (wcześniej unikałem ich jak ognia), teraz jestem nad wyraz często się nimi poruszac. Niestety, nasze pkp jest zaledwie rok przed murzynami, a kilkadziesiąt przed zachodem.
Już na początku można się zakręcic, wyszukując sobie przez internet połączenie jakie nam pasuje. Wszystko ładnie, idziemy więc fizycznie na dworzec i do kasy by zakupic bilet a tu już czeka na nas pierwszy zonk- okazuje się bowiem że danego kursu po prostu nie ma. Ot tak po prostu. Na nasze grzeczne uwagi, że w internetowym rozkładzie coś takiego jednak istnieje baba wzrusza ramionami i oznajmia że w jej komputerze tego nie ma.
Nie ma jednak problemów ze sprzedażą tego biletu. Tak więc drukuje bilet na teoretycznie nieistniejący kurs, oznajmiając że jeśli faktycznie coś takiego istnieje to będzie ważny, jeśli nie to trudno. Nie wiem co mają w tych kompach na kasach, ale wydaje się że aktualny rozkład jazdy powinien chyba byc znany. Może już pamięci nie starczyło na te kilka połączeń, nie wiem.
Oczywiście okazuje się, że kurs istnieje, jest nawet napisany na głównej tablicy ogłoszeń. Tylko na głównej, bo na wszystkich mniejszych znów tego kursu nie ma, więc niepewnośc do końca, czy pociąg widmo się pojawi.
Okazuje się, że za ten kurs odpowiadała nowa spółka pkp, a ta nowa spółka nie lubi się z pkp regionalne, nie wiem czy lubi się z pkp intercity, ale ci nie lubią się z nikim znowu. A jeśli nie lubią, to ich nie obchodzi kurs konkurencji, mimo że oczywiście kasa jest po to by sprzedac bilet. Nie wiem czy poszczególne spółki zbierają jakieś punkty za dogryzanie konkurencji i za ilośc obsłużonych pasażerów, ale takie konkursy są groteskowe.
Następnie, jeszcze zostajac przy planie jazdy- czasem zdarza się, że ponownie wyszukując dane połączenie, tego ponownie nie ma, nie ma też na głównej tablicy. Jest bowiem na małej tablicy! Nie byle jakiej naturalnie, tylko nielicznych, wybranych, godnych tego- a te oczywiście są rozrzucone po całym dworcu centralnym. Tak, piszę teraz o wawie, bo jest tam jeszcze gorzej niż w kraku na dworcu. Na dodatek nie jest to jakaś zmiana widoczna, tylko lekkie przekreślenie godziny ołówkiem (!), oraz napisanie innej na niej (akurat się złożyło, że docelowe połączenie). Logika nakazuje nie wierzyc takim znakom, bo nie brakuje dowcipnisiów którzy malują po rozkładach- pracowników pkp charakteryzuje najwyraźniej ołówek hb i tylko takim skreśleniom należy wierzyc. Motyw trochę jak z monty pythona.
Zakładając szczęśliwie że trafiliśmy już do poc- a nie, jeszcze nie trafiliśmy, ponieważ peron został zmnieniony, o czym informuje nas miła pani przez głośniki mówiąc wesoło "pffffhaaa ron... p...zmienn..jiihh. na tor num....hyrrrr -y, dziękujemy i przepraszamy". Cóż, takie jest nagłośnienie na dworcach w naszym kraju, do tego dochodzą odgłosy pociągów na peronach, co sprawia że dobrze jest, kiedy wogóle usłyszymy komunikat. Problem częściowo daje się rozwiązac będąc konformistą, czyli iśc tam gdzie jest najwięcej ludzi, bo jest najwyższe prawdopodobieństwo że trafimy na upragniony pociąg.
Nie czepiam się wygody, jakości pociągów, bo to jest do zrozumienia- składy są drogie, dobrze że jeździ przynajmniej. To jest najmniejszy problem.
Aha, jeszcze kwestia biletu- kupując bilet na trasę i płacąc te 25 zeta, powrotny może nas kosztowac zupełnie inną kwotą- ta sama trasa, identyczna liczba km- 80zł. Zależne w jakiej spółce kupujemy. No i zniżki- są, dlaczego tylko intercity ulgę liczy ok. 18%, kiedy ustawowo jest 30kilka? Czy to taka aluzja "biednych studentów nie chcemy w naszych wypasionych pociągach?". Naturalnie intercity wygodą często niczym się nie różni od zwykłych osobowych.
Pierwsza i druga klasa- już się nauczyłem patrzec gdzie są oznaczenia (tzn. rozglądac wszędzie, bo nie ma stałego punktu wbrew pozorom). Oznaczenia, bo będą w samym przedziale wciąż nie wiem która klasa to jest. Raz konduktor chciał mi mandat dac, gdyż siedziałem w pierwszej klasie, a miałem bilet na drugą- na stwierdzenia że obie są takie same przecież, ten z dumą zripostował "no wie pan? Tutaj ma pan jeden podłokietnik!".
Jednak od momentu kiedy i w drugiej klasie zaczęły pojawiac się podłokietniki, znowu muszę patrzec na oznaczenia.
No i ostatnie, ale zdecydowanie najgorsze- rozdzielanie pociągów. Wolna amerykanka, nikt nic nie wie, chaos. Jeżeli nie trafiy początkowo na pociąg, nie mniejsze zło, bo nigdzie nie pojedziemy, zostaniemy gdzie jesteśmy, za to jeśli już do niego wsiądziemy, może się okazac że dotarliśmy w zupełnie inny rejon Polski. Otóż tak w połowie trasy np. połowa pociągu jest rozdzielana i jedzie sobie gdzieś tam, druga połowa w zupełnie inne miejsce, ważne jest więc wiedziec w której połowie siedzimy. Niekoniecznie połowie, bo wczoraj np. słyszałem, że niektóre wagony jadą tam gdzie chcę, reszta gdzie indziej- jak to jest planowane nie chcę rozkminiac nawet.
Tak czy siak, ja nie wiem czy siedzę w prawidłowym wagonie, współpasażerowie też nie wiedzą, później się okazało że wszyscy w wagonie nie wiedzą. Pani konduktor o to zapytana, powiedziała że jesteśmy w złym i musimy się przenieśc o jeden do przodu bądź do tyłu. Kiedy wszyscy zaczynają się zbierac, przychodzi druga pani konduktor, która się dziwi dlaczego się zbieramy, bo siedzimy w tym wagonie co trzeba, to przejście do sąsiednich poniesie nas na drugi koniec Polski. Tak więc pasażerowie nic nie wiedzą, konduktorzy nic nie wiedzą i kolejny chaos. Okazało się później że jednak to zły wagon, o czym poinformował ktoś, plota się rozeszła. Okazała się prawdziwa na szczęście.
Tak więc jednym słowem- pkp można podsumowac jako jeden wielki burdel, prowizorkę skleconą w 20min.
Nie czepiam się wygody, ale po prostu zarządzania tym całym obornikiem i przepływem informacji. Mamy to euro 2012, współczuję obcokrajowcom którzy się nadzieją na naszego przewoźnika- tak rosyjskiej ruletki napewno się nie spodziewają.