Wybrałem się dziś na Avengersów do IMAX-u w Katowicach. Cisnę sobie setunie osiemdziesiąt
przez lasy w Kobiórze, za chwilę słyszę, że coś mi się w aucie urwało, patrze w lusterko poleciała jakaś część od plastikowej osłony od silnika, od razu sobie przypomniałem, że kiedyś zahaczyłem w zimie i mi ona opadła od strony zderzaka, ale włożyłem ją i myślałem że jest okej. Niestety nie było, urwało ją w pizdu, ale część została i wlokłem ją po drodze, więc musiałem się zatrzymać i ją zdemontować całkiem. Stanąłem na poboczu, ale nie miałem żadnych kluczy przy sobie
na szczęście niedaleko była stacja, więc zapierdalam z buta z nadzieją że coś tam kupię. Kupiłem zestaw jakichś imbusów za 4 zeta, myślę sobie jest dobrze.
Szybki powrót do auta i demontaż osłony. Ujebałem się przy tym jak głupi osioł,(myślałem że będzie łatwiej) po czym stwierdziłem, że do Katowic na 16 nie zdążę, tym bardziej że korki były masakryczne, więc wracam do domu.
W drodze powrotnej złapałem kapcia
ale nie było żadnego pobocza ani nic, jeszcze droga rozkopana bo coś tam robili, więc nie było szans się zatrzymać. Przejechałem około kilometra na kapciu i dojrzałem jakąś wulkanizację.
Podjeżdżam, chłopek mi mówi, że nie ma szans żeby mi to teraz zrobił bo miał jakieś auto rozgrzebane na podnośniku i nie da rady tego zrobić.
No to ch
uj, zakasałem jeszcze raz rękawy i jazda, koło sobie zmienię sam, a z tym przebitym pojadę gdzie indziej i mi to zrobią.
Z pół godziny się z tym bawiłem, po czym ruszam dalej w trasę.
Dojeżdżam do innego wulkanizatora, już u mnie w mieście i gość mi mówi, że opona jest do wyrzucenia, za długo jechałem na kapciu. Opona jest jeżdżona rok, kupiłem sobie nowe i nadaje się do śmietnika. 7 stów w plecy.
A chciałem tylko Avengersów obejrzeć.