Kampanię skończyłem w sobotę i po kilku dniach mogę trochę ponarzekać, bo uczucia mam mieszane.
Przede wszystkim zaszły spore zmiany w rozgrywce - nie ma już parcia do przodu, od potyczki do potyczki. Jedni uznają to za zaletę, inni wadę. Osobiście jednak zaliczam się do tej drugiej grupy. Po prostu brakuje mi intensywności, która cechowała poprzednie części. Otwarta wojna na pełną skalę zmieniła się w zimną wojnę z żelazną kurtyną (dosłownie
), a jedyne zmagania bojowe odbywają się w cieniu. Niby pomysł dobry, znowu zaczerpnięty z naszej historii, ale jego wdrożenie niestety kuleje. Zmiany w rozgrywce wydają się na pierwszy rzut oka fajne, jednak dla mnie, jako fana poprzednich odsłon, wyczuwalny jest brak walki o każdy metr powierzchni. Niektóre sekcje są raczej nużące, a przecież powinny być ekscytujące. Mamy sporo starć w dużych lokacjach, gdzie przeciwników likwiduje się często cichaczem, ewentualnie walczy z małymi grupkami. Jest trochę więcej miejsca na kombinowanie, co jest także zasługą naszego kompana - drona. Jego umiejętności wspomagają gracza w walce, ale jednocześnie też dosyć znacznie ją upraszczają. Czasem byłem zaskoczony faktem, jak sprawnie radzi sobie z likwidacją przeciwników, przez co ja sam nie miałem wiele do roboty. Generalnie jednak gra nie jest dobrze dostosowana do rozgrywki stealth. AI Helghastów ma problemy, czasem zachowa się dobrze, a czasem bardzo słabo. Fakt, że przeciwnicy potrafią zlokalizować czasem gracza, który jest schowany niszczy element skradankowy. Same poziomy niby są przygotowane do przechodzenia na więcej niż jeden sposób, ale osobiście uważam, iż pod względem zakradania się nie są do końca przemyślane.
Shadow Fall ma jednak swoje momenty. Przejście na drugą stronę muru zaczyna bardziej przypominać znanego mi Killzone, choć nie powtórzyła się sytuacja jak w trójce. Tam druga połowa kampanii była według mnie lepsza, tutaj natomiast także jest nierówna. Lepsze sekcje przeplatają się ze słabszymi. Brak starć z bossami jako takimi (jak już są to nie są jakoś szczególnie zabawne), oraz niezbyt dużo klas przeciwników (Snajper pojawił się chyba raptem w dwóch krótkich sekcjach?). Fabularnie także nie jest dobrze, a szkoda, bo kilka pomysłów było całkiem ok, tylko trzeba było je inaczej poprowadzić i wykorzystać.
Sam pomysł z murem, podziałem na strefę Helghańską i Vektańską, akcje terrorystyczne, powrót na Helghan - ogólne zamysły są jak najbardziej dobre, gorzej jednak z ich rozwinięciem. Do tego były dość przewidywalne, łącznie z pojawieniem się Stahla (gdy dowiedziałem się, iż w grze będzie córka Visariego czekałem tylko kiedy pojawi się i Stahl) czy tym, że Sinclair nie odegra pozytywnej roli w całej historii. Szkoda, bo można było to lepiej poskładać, potencjał był, szczególnie powrót na Helghan wywołał u mnie spory zawód - miał momenty, ale został tak naprawdę potraktowany pobierznie.
Jako całość, chyba bardziej podobała mi się historia w dwóch poprzednich częściach, nawet postacie były lepsze, w tym główny bohater. Lucas niby czasem się odezwie, ale tak naprawdę jest pozbawiony osobowości. Albo powinien milczeć (jak w Half Life), albo więcej mówić i być pokazywany w cut scenach (poprzednie KZ). Końcówka natomiast wydawał mi się przyspieszona, nie wiem, czy zabrakło czasu, czy może środków, a może po prostu tak to sobie zaplanowali. Tak czy siak czuć było, że coś nie jest tak, nawet gameplay był inny od tego co było przez całą grę. Twist na koniec to porażka. Kilka wątków zostało wsadzonych na odwal się, przez co są niedorzeczne. Ech, nie wiem kto jest potrzeby w Guerrilla, aby ogarną ten bajzel. Naprawdę Killzone zasługuje na więcej. To jednak co wyszło lepiej niż w poprzedniczkach to wprowadzenie społeczeństwa Helghan, tego jak żyją. Nie jest to może coś wielkiego, ale w końcu pokazali nieco więcej. Przy trójce chwalili się tym, ale tak naprawdę to nie zaprezentowali nic. Tym razem było lepie.
Graficznie oczywiście jest świetnie, złapałem sporo screenów z pięknymi widoczkami, oraz drobnymi szczegółami (uwielbiam przycisk shere
. Przede wszystkim robi oświetlenie, materiały, particle, flary. W sumie to nie będę się rozpisywał - jak na tytuł startowy jest bardzo dobrze, a przecież to dopiero początek generacji. Widać, że GG miało więcej czasu na ogarnięcie sprzętu i technologi niż inne studia. Niestety gorzej jest z designem postaci czy assetów - są dość genericowe i raczej pasują do typowego S-F, niż takiej serii jak Killzone. Do tego gra jest dość sterylna, czegoś brak co spajało by wszystkie elementy otoczenia. Za murem jest lepiej, bardziej klimatycznie i przynajmniej pod tym względem druga połowa gry trzyma poziom. Obraz jest płynny co bardzo cieszy, choć dwa razy gra zaliczyła drop, choć tak naprawdę nie wiedziałem czemu. Muzyka jest calkiem niezła, choć brakuje mi motywu przewodniego KZ.
Kampania jako całość jest średnim FPSem, dla mnie najsłabszym chyba z serii. Niby GG chciało zacząć na świeżo, jednak za dużo rzeczy łączy Shadow Fall z poprzednimi odsłonami. Daje to efekt zawodu (jak oni mogli to tak spieprzyć) i fan serii może czuć się zagubiony. Powtórzę to raz jeszcze - Guerrilla miało ogólny zamysł, kilka solidnych punktów w kwestii rozgrywki i fabuły, jednak połączono je i wypełniono toną śmieci. Może pracowali przy tej części inni ludzie (tłumaczyło by to taki spadek designu gry), może mieli większe ambicje, które musieli nagle ciąć i składać w całość to co zostało. Liczę, że nie był to ostatni Killzone i mam nadzieję, iż seria będzie miała jeszcze możliwość poprawić się. Taki potencjał....
Może któregoś dnia wrzucę trochę screenów z singla. Zostało mi jeszcze multi do obadania
.