Nocny pociąg do Lizbony - boże, co za crap. Spodziewałem się kawałka naprawdę porządnej literatury, bo ludzie głównie zachwalają. Nawet Jay Jay na tym forum stwierdził, że to najlepsza rzecz jaka w ostatnich latach przytrafiła się literaturze. Nie mam pojęcia skąd tak pochlebne opinie. Książka bez treści. Bohater jest starym nudziarzem, który nagle postanawia wyjechać do stolicy Portugalii, by jak najwięcej dowiedzieć się o pewnym lekarzu. No i dowiaduje się. Chodzi, jeździ, pyta ludzi. Przy okazji poznaje sam siebie na nowo, zmienia swoje życie i tym podobne banały. Historyjka mdła jak diabli, a do tego napisana w taki jakiś gimnazjalny, cholernie oczywisty sposób. Przemyślenia - gimnazjum. Wątki filozofujące - gimnazjum. Ogólnie - książka dla bardziej rozgarniętych gimnazjalistów. Nie jest to uczta intelektualna na choćby średnim poziomie, fabularnie nie porywa, a warsztat literacki autora przeciętniutki, choć widać, że chłop bardzo, ale to bardzo chciałby wejść do kanonu i zapisać się w historii jako "ten, który pisał piękne, mądre książki". Może innym razem.
Aha, zapomniałem dodać, że książka jest ohydnie wydana. Pomijam już okładkę a'la Harleqiun, ale format książki jest absolutnie nie do przyjęcia. Ciężko trzyma się ją w rękach, ciężko się czyta, rogi się zaginają, kartki paskudzą od byle czego. Rzyg jak wodospad.