Autor Wątek: Książki - jakie lubicie?  (Przeczytany 232428 razy)

0 użytkowników i 2 Gości przegląda ten wątek.

svonston

  • Gość
Odp: Książki - jakie lubicie?
« Odpowiedź #680 dnia: Stycznia 06, 2012, 00:39:08 am »
Natknal sie ktos z was na James May i jego wspaniale maszyny w PDFie? Kurcze, szukam i szukam i znalezc nie moge. Bylbym wdzieczny.

Sylvan Wielki

  • Gagarin
  • *****
  • Rejestracja: 05-02-2009
  • Wiadomości: 11 654
  • Reputacja: 253
Odp: Książki - jakie lubicie?
« Odpowiedź #681 dnia: Stycznia 16, 2012, 23:54:24 pm »
"Bastion" S.King'a. Niby podobny motyw do "Głodu" Masterton'a, ale podobają mi się klimaty ala "Jestem Legendą".

POK

  • MIR
  • *****
  • Rejestracja: 03-10-2006
  • Wiadomości: 14 345
  • Reputacja: 171
Odp: Książki - jakie lubicie?
« Odpowiedź #682 dnia: Stycznia 18, 2012, 22:13:44 pm »
Cryptonomicon (Neal Stephenson)
Przyznam, że się zawiodłem. Książka jest napisana strasznie inteligentnie - i ciężko z tym polemizować - ale kompletnie nie potrafiła mnie wciągnąć. Z czwórki bohaterów tylko losy jednego mnie bardziej zainteresowały, a pozostali byli mi zupełnie obojętni. Podobnie sprawa się miała z głównym wątkiem fabularnym, który wydawał mi się taki nijaki. 7/10

180 000 kilometrów przygody (Tony Halik)
Całkiem niezły zbiór różnorakich przygód Halika, opowiedziany z pasją i z interesującej perspektywy. Brakowało mi jednak spójności, łączącej poszczególne opowieści. Ogólnie dobra książka. 7/10

Straceńcy (Bogusław Wołoszański)
Z założenia jest to próba przyjrzenia się z bliska kilku operacjom wojskowym o niebagatelnym znaczeniu dla historii, a poprowadzonym przez małe, świetnie wyszkolone oddziały. W ogólnym rozrachunku ten obraz niestety trochę się rozmywa, gdyż Wołoszański poświęca jak na mój gust zbyt dużą uwagę całej otoczce - zamiast samym oddziałom; a przecież nie taki był cel tej książki. Mimo wszystko trudno narzekać. 7/10


Dlaczego zebry nie mają wrzodów? Psychofizjologia stresu (Robert Sapolsky)
Spoiler (kliknij, by wyświetlić/ukryć)
Stres stał się bardzo modnym terminem w ostatnich kilkudziesięciu latach. Jeśli nie wiemy co nam dolega, to na wyjaśnienie tego zawsze istnieje prosta odpowiedź: Za dużo stresu! Tak więc stres odpowiada za nasze zdrowie, kontakty społeczne, nadwagę, zdenerwowanie itd. Mnożą się więc liczne scenariusze, których jest przyczyną: „Panie władzo, ja jestem niewinny, to stres mnie do tego zmusił!” - i zaraz policjant patrzy przychylniej; albo: „Kochanie, jestem tak zestresowana tym wszystkim, że aż boli mnie głowa i niestety nie mogę spełnić swoich małżeńskich zobowiązań. Na pewno mnie rozumiesz. Dobranoc.” - i mąż z ciężkim sumieniem uznaje oczywiste racje żony.

Tak, tak, stres to okropieństwo i największa zmora dzisiejszej cywilizacji. Wypadałoby jednak w końcu zadać sobie jedno, malutkie pytanko: „Czym do cholery jest ten przeklęty stres!” Jeśli kiedykolwiek cię to interesowało – co nie jest wcale takie prawdopodobne – to właśnie znalazłeś książkę, która da wyczerpującą odpowiedź na to pytanie.

Żyjemy współcześnie w społeczeństwie ryzyka i stres stał się nieodłącznym elementem życia każdego mieszczucha. Stresują nas rzeczy najdrobniejsze: niewyniesione śmieci, korki na drogach, niespecjalnie wyrozumiały szef, podwyżki cen artykułów spożywczych, załatwianie urzędowych spraw, oraz wiele, wiele, więcej. Nie często zdarza nam się natomiast biec ile sił w nogach za pożywieniem, odczuwać straszny głód, uciekać za pędzącym w naszą stronę drapieżnikiem, ani też całymi miesiącami  wylegiwać się na słońcu w błogim odprężeniu. Dominuje stres częsty, lub długotrwały, o umiarkowanym stopniu natężenia. Każdy zgodzi się co do tego, że stresują nas rzeczy, które nie powinny - ale jakoś ciężko temu zaradzić.

Książka Sapolsky'ego nie tylko wyjaśnia dlaczego tak się dzieje, ale również opisuje jakie procesy są za to odpowiedzialne. Wyjaśnia problem stresu na gruncie psychologii, jak i fizjologii. Tłumaczy w jaki sposób stres działa na układ odpornościowy, sen, pamięć, ból, starzenie się, choroby serca, procesy rozrodcze, czy wpływa na ryzyko zachorowania na raka, a także, dlaczego zebry nie cierpią na wrzody żołądka? – w przeciwieństwie do nas. Lektura nie tylko naświetla nam wszystkie większe problemy do jakich może doprowadzić przewlekły stres, lecz też objaśnia jak można tym problemom przeciwdziałać. Trzeba jednak przyznać, że nie istnieją proste odpowiedzi w tej dziedzinie. Wpływ stresu na człowieka jest niezwykle złożonym zagadnieniem, łączącym się ze wszystkimi sferami życia, oraz przenikającym na cały organizm. Dlatego nie każdy może czuć się usatysfakcjonowany niejednokrotnie mętnymi wywodami, przeplatającymi często przeciwstawne wersje.

Mimo to należy uznać rzetelność z jaką książka została napisana. Autor nie ogranicza się do jednoznacznych odpowiedzi, ale próbuje patrzeć na problem z szerszej perspektywy i brać pod uwagę całokształt zależności. Ten naukowy sceptycyzm jest wielką zaletą owej pozycji. Zresztą stylowi w jakim została napisana, też nie można wiele zarzucić. Nie obędzie się bez specyficznego dla nauk biologicznych żargonu. Niemniej nie jest to książka trudna, napisana nudnym, suchym tonem. Sapolsky co chwila stara się nas rozbawić przywoływanymi anegdotami oraz cynicznymi dowcipami. I muszę przyznać, że udaje mu się to z ogromnym powodzeniem! Żarty nie są nachalne i bardzo dobrze wpasowują się w całościowy obraz.

„Dlaczego zebry nie mają wrzodów?” jest zdecydowanie godną uwagi lekturą dotyczącą skomplikowanego zagadnienia jakim jest stres. Opisuje problem dokładnie, w sposób rzetelny, nie szczędząc licznych wyjaśnień, a zarazem będąc prostą w obiorze. Stres jest powodem wielu schorzeń zdrowotnych i warto poświęcić te parę chwil na zbadanie jego przyczyn i skutków. Tym bardziej, że trudno o lepszą pozycją dotyczącą tej jakże zagadkowej kwestii.
8/10

POK

  • MIR
  • *****
  • Rejestracja: 03-10-2006
  • Wiadomości: 14 345
  • Reputacja: 171
Odp: Książki - jakie lubicie?
« Odpowiedź #683 dnia: Stycznia 27, 2012, 12:02:05 pm »
Odziedziczone marzenia: Spadek po moim ojcu (Barack Obama)
Obecnie właściwie każdy postrzega postać Barack'a Obamy przez pryzmat jego prezydentury. Tymczasem książka, o której właśnie mowa, została wydana już w 1995 roku. Nie marzył wtedy nawet o zostaniu senatorem, a co dopiero prezydentem. Przed lekturą należy sobie uświadomić, że Obama nie pisał swojej biografii z perspektywy osoby o powszechnie znanej reputacji, czy będąc w pełni świadom własnej wartości. Spisał te dzieje i przemyślenia będąc jeszcze zwykłym człowiekiem, próbującym sam sobie odpowiedzieć na pytania dotyczące własnej tożsamości, przynależności rasowej i spuścizny, odziedziczonej po niemal mu nieznanym ojcu.

Barack Obama urodził się w 1961 roku na Hawajach. Jego rodzice poznali się studiując na tamtejszym uniwersytecie. Ojciec był Kenijczykiem wywodzącym się z afrykańskiego plemienia Luo, matka zaś Amerykanką, córką farmera z Kanssas. Związek ten nie trwał jednak długo, gdyż ojciec opuścił go gdy ten miał zaledwie dwa lata. Późniejsze losy były równie niestabilne. Matka po kilku latach ponownie wyszła za mąż, tym razem za pochodzącego z Indonezji Lolo. W 1967 roku przeprowadzili się razem do Dżakarty, gdzie przyszło małemu Barack'owi spędzić kilka lat. Chodził zatem do indonezyjskiej szkoły, uczył się tamtejszego języka, a także poznał ciężką, brutalną rzeczywistość, w której przetrwają tylko silni. Lecz związek z Lolo też nie trwał długo i już w 1971 roku powrócił razem z matką do Honolulu. Tam dopiero, będąc kilkunastoletnim chłopcem zaczął zastanawiać się nad tym kim naprawdę jest i co powinien dalej robić.

Znaczna część książki poświęcona jest problemom rasowym. Młody Barack był świadom społecznych implikacji jakie niósł za sobą kolor skóry. Rozmyślał: Czy to czarni są źli z samej swej natury, czy to ignorancja zaślepia białych? Czemu tak trudno pogodzić obydwa obozy? Czego właściwie on sam tak usilnie szuka? Czego próbuje dowieść? Czy próbuje dowieść coś ogółowi, czy raczej samemu utwierdzić się w z góry przyjętych przekonaniach? Czy on, przedstawiciel klasy średniej, może w ogóle zrozumieć na czym naprawdę polega poniżenie rasowe? Zrozumieć tę nienawiść, gniew wywodzący się z lęku i nierównego startu, samonapędzającej się machiny zagłady, wyrosłej z pozornej równości, a zakotwiczonej w umysłach przez wzorce kulturowe, nieznośne echa czasów, w których czarny był jedynie pionkiem na szachownicy białego człowieka.

Ten cały zamęt w jego głowie popychany był z jednej strony przez matkę, która wychowała go na Amerykanina, a z drugiej przez genetyczne korzenie jakie zapuścił jego ojciec. Szybko zaczął przebywać w towarzystwie o podobnym kolorze skóry, tylko bardziej się izolując. Lecz stale trapiły go myśli, niemogące znaleźć jednoznacznej odpowiedzi na żadne z kluczowych pytań. W końcu postanowił, że musi odnaleźć zaginioną tożsamość. Dopiero gdy rozprawi się z samym sobą, z widmem ojca nadlatującym w snach, gdy pozna jego błędy, uświadomi sobie ich przyczynę, dopiero wtedy będzie w stanie odnaleźć drogę, którą ma kroczyć.

Ta jakby druga część - relacje z nieznaną dotąd rodziną – stanowi niezwykłe spektrum utraconego dziedzictwa. Przyjazd do Kenii pozwala Barack'owi rozpalić na nowo wątły płomień jego ducha.
Ukazuje sposób myślenia i postępowania jego braci, sióstr, dziadka i ojca. Poznając przodków odkrywa źródło własnych pragnień, nadaje nowy sens wyznawanym wartościom. Uzmysławia niezniszczalną siłę więzi rodzinnych, pokazując jak ważne jest poczucie przynależności do danej wspólnoty. Prawda o wyidealizowanej osobie ojca bywa trochę gorzka, lecz przestrzega przed popełnianiem podobnych pomyłek i buduje podstawy pod przyszłe inwestycje.

Cała książka jest dobra, ale to właśnie ostatnie rozdziały najbardziej mi się spodobały. Dyskusje z członkami dalekiej rodziny, złączonej z autorem jedynie splotami genów, dają niezwykle piękny obraz wzajemnej historii i podobieństw, niedostrzegalnych na pierwszy rzut oka. Tyle różnych osobowości, tyle opowieści, a wszystko gdzieś tam się łączy i stanowi spójną całość.

Odziedziczone marzenia to pozycja warta polecenia. I to nie tylko dlatego, że opowiada o losach prezydenta Stanów Zjednoczonych. Raczej ze względu na przesłanie. Jest to szczera rozprawa z samym sobą, z najmocniej trapiącymi problemami i rozterkami, których geneza tkwi ukryta pod płaszczem codziennego życia.
8-/10

POK

  • MIR
  • *****
  • Rejestracja: 03-10-2006
  • Wiadomości: 14 345
  • Reputacja: 171
Odp: Książki - jakie lubicie?
« Odpowiedź #684 dnia: Stycznia 28, 2012, 17:13:04 pm »
Anna Karenina (Lew Tołstoj)
Anna jest piękną kobietą o zachwycająco krągłych, symetrycznych kształtach, kruczoczarnych długich włosach i błyszczącym, rozpalającym spojrzeniu. Wrodzona gracja, powolne ruchy smukłych, delikatnych, obleczonych pierścionkami dłoni, tylko jeszcze silniej ogniskują spojrzenia zawstydzonych jej urodą dam i panów.

Historia Anny zaczyna się od zdrady. Przyjeżdża pociągiem z St. Petersburga do Moskwy by za namową brata Stiwy ułagodzić jego żonę Dolly, którą ten zdradził z francuską guwernantką. Mająca pięcioro dzieci Dolly jest jej drogą przyjaciółką, dlatego Anna chętnie przystaje na wyjazd. Sama wiedzie nieszczęśliwe, pozbawione pasji życie, a jej związek z mężem jest tylko czystą formalnością. Prawdziwie głębokim uczuciem darzy jedynie swojego synka Sierioże, ale jest to jedynie lekki wiaterek, chłodzący jej rozgrzane, płomienne serce, nieugaszone nigdy żadną prawdziwą, romantyczną miłością, której zawsze tak bardzo pragnęła. Czytała tyle wierszy, poematów, powieści i romansów, lecz jej samej nigdy nie dane było zaznać niczego podobnego. Wyszła za dwukrotnie starszego mężczyznę, urzędnika wyższego szczebla – bogatego, szanowanego, lojalnego, uczciwego, inteligentnego, ale zarazem dwulicowego, nieszczerego, traktującego żonę jak swą własność.

Smutna i przygnębiona marnością własnej egzystencji spotyka w wagonie pociągu przystojnego, obdarzonego naturalną elegancją Aleksieja Wrońskiego. Ich głodny wzrok spotyka się w jednej chwili, a w drugiej już oboje są w sobie zakochani na śmierć. Anna dobrze wie, że nie ma prawa do tego związku. Jej myśli wypełniają to wzloty ekstatycznego, radosnego uniesienia, to kłębiące się wizje rozpaczy. Jednak najważniejsze dla niej samej jest to, że pierwszy raz od wielu lat, zawitał do jej duszy promyk nadziei, ulotny zwiastun szczęścia, o którym tak zawsze marzyła. Mimo to wie w duchu, że cena jaką zapłaci za to szczęście będzie bardzo wysoka...

Równolegle do historii Anny toczy się inna, niemal równie mocno nacechowana emocjami. Głównym bohaterem w tym dramacie jest niejaki Konstanty Lewin, gospodarz ziemski, pragnący poślubić młodziutką Kitty z domu Szczerbackich, w której to zakochany jest bez reszty. Problem stanowi jego natura, bo choć szczery, odpowiedzialny i uczuciowy, jest też cichy, nieśmiały, niezdecydowany i słabo czuje się w towarzystwie. Co gorsza, jego potencjalnym rywalem w walce o rękę Kitty jest wcześniej wspomniany Aleksiej Wroński, przez co losy bohaterów się zazębiają, jeszcze bardziej komplikując i tak niełatwe wybory, jakich każdy sam musi dokonać.

„Anna Karenina” jest właśnie książką o wyborach i konsekwencjach jakie się z nimi wiążą. Każda ścieżka dokądś prowadzi, pytanie tylko jak jest długa, wyboista i jak bardzo oddala nas od innych dróg. Zwykle nie ma na to prostych odpowiedzi, więc podąża się za własnym sumieniem, starając się chociaż na chwilę dać upust codziennej tułacze. Niestety, gdy nasz cel znajduje się na wierzchołku góry, zejście do położonej niżej doliny będzie z początku ulgą, jednak w przyszłości może kosztować tak dużo, że nigdy nie zdobędziemy szczytu.

Tołstoj podobnie jak Dostojewski umie wspaniale rysować psychologię postaci. Każda jest jak żywa, posiada własne dążenia, zasady, naturę, umiejętności, wady i zalety. Żaden z bohaterów – również tych pobocznych, a jest ich trochę – nie wydał mi się ani troszkę sztuczny. Wrażenie to wzmacniają przepiękne, plastyczne, bogate opisy, malujące nie tylko tło, ale także wnętrze, nadając głębszy sens nawet rzeczom najdrobniejszym. Lecz ta drobiazgowość opisów bywa też czasem męcząca. Szczególnie jest to widoczne gdy dotyczą one spraw znacznie oddalonych od głównej linii fabularnej. Również stale przywoływane rozterki moralne Lewina, czy ciągłe huśtawki nastrojów widoczne u Anny wielokrotnie mnie nudziły – zwłaszcza pod koniec powieści.

Jest to pozycja ogromnie obfita w treść, tyle, że wiele z poruszanych kwestii straciła już na aktualności. Na przykład rola i stosunek do chłopów był w owych czasach palącym problemem dla wielu działaczy ziemskich takich jak Lewin. Dziś natomiast stanowi tylko małą ciekawostkę, której jak gdyby poświecono zbyt wiele uwagi. Znajdzie się nawet miejsce na mały wątek mistyczny, ale nie zamierzam zdradzać szczegółów.

Jeśli zaś chodzi o całościową wymowę utworu, to autor krytykuje przede wszystkim niektóre cechy ludzkiej osobowości, takie jak obłuda, zawiść, brak wzajemnej szczerości, wywyższanie salonowej etykiety i dobrego wizerunku ponad rzeczywiste szczęście drugiego człowieka, czy stawianie kościelnych reguł religijnych wyżej niż prawdziwie chrześcijańskie zasady moralne.

Osobiście doceniam głębię, włożoną pracę i całe bogactwo znaczeniowe utworu. Jest to niewątpliwie dzieło wybitne, które zdecydowanie warto przeczytać. Nie mogę jednak uznać „Anny Kareniny” za książkę genialną pod każdym względem. Podczas czytania wiele razy dopadało mnie znużenie wywołane stałym powtarzaniem podobnych wątków i zbyt rozwlekłym jak na moje gusta stylem.

Mimo to, jak najbardziej namawiam, aby poświęcić tych kilka nocy na lekturę. W końcu przekona się tylko ten kto spróbuje, a wybór książki nie jest przecież tak dramatyczny jak decyzje, przed którymi muszą stawać główni bohaterowie powieści Tołstoja.
8-/10

Unlimited

  • Gość
Odp: Książki - jakie lubicie?
« Odpowiedź #685 dnia: Lutego 18, 2012, 20:55:04 pm »
Po przeczytaniu "Gorączka. W świecie poszukiwaczy skarbów." Tomka Michniewicza z czystym sumieniem polecam, wciąga i jeszcze bardziej pobudza wyobraźnie, a co najważniejsze jest na faktach. Nie chce zdradzać jej treści, bo to czysta przygoda która może pobudzić u Nas tytułową "gorączkę". Mówiąc krótko Uncharted. :)

Ps. Warto także wspomóc Tomka w szczytnym celu uchronienia gatunku nosorożca przed całkowitym wyginięciem, a to może mieć miejsce za około 10-15 lat.

« Ostatnia zmiana: Lutego 18, 2012, 21:01:31 pm wysłana przez Unlimited »

POK

  • MIR
  • *****
  • Rejestracja: 03-10-2006
  • Wiadomości: 14 345
  • Reputacja: 171
Odp: Książki - jakie lubicie?
« Odpowiedź #686 dnia: Marca 03, 2012, 19:59:30 pm »
Alicja w Krainie Czarów (Lewis Carroll)
Dobre, lecz "Po drugiej stronie lustra" bardziej mi się podobało.
7-/10

Dom Łańcuchów (Erikson Steven)
Erikson jak zawsze w świetnej formie. Historia wciąż jest ciekawa i intrygująca. Jedynie pierwszy rozdział trochę odstaje od reszty.
9-/10

Człowiek z Wysokiego Zamku (Philip K. Dick)
Wizja alternatywnej rzeczywistości, w której Niemcy i Japonia wygrały II wojnę światową jest bardzo interesująca, choć nie mogę powiedzieć, aby książka mnie jakoś wyjątkowo wciągnęła.
7/10

Odczarowanie: Religia jako zjawisko naturalne (Daniel C. Dennett)
Prawdę mówiąc spodziewałem się większej ilości konkretów. Dennett zbyt wiele czasu poświęca na wyjaśnienia o czym zamierza mówić. Rewelacji nie ma, ale poczytać jak najbardziej można.
7/10

Na początku był wodór (Hoimar von Ditfurth)
Największą wadą książki jest jest nieaktualność (została napisana 40 lat temu), przez co może wiele razy wprowadzić w błąd. W dodatku autor myśli kategoriami popularnego w tamtych latach funkcjonalizmu i odpowiedzi jakich udziela nie zawsze są poprawne. Dlatego lepiej poczytać w pierwszej kolejności podobną tematycznie "Krótką historię prawie wszystkiego", a dopiero następnie zabrać się za dzieło Ditfurtha. Mimo pewnego przedawnienia jest to nadal warta uwagi pozycja, napisana świetnym językiem i posiadająca całe mnóstwo ważnych informacji. W przyszłości z pewnością jeszcze raz sięgnę po lekturę, bo za jednym podejściem ciężko wszystko zapamiętać.
7+/10

Twierdza szyfrów (Bogusław Wołoszański)
Jest nieźle i całkiem dobrze się czyta. Z drugiej strony nie jest to w żadnym razie pozycja wybitna.
7-/10

POK

  • MIR
  • *****
  • Rejestracja: 03-10-2006
  • Wiadomości: 14 345
  • Reputacja: 171
Odp: Książki - jakie lubicie?
« Odpowiedź #687 dnia: Marca 12, 2012, 16:35:48 pm »
Piknik na skraju drogi (Arkadij i Borys Strugaccy)
Film "Stalker" dużo bardziej mi się spodobał. Książka na pewno oferuje ciekawą wizje kontaktu z obcymi istotami, jednak jakoś mi nie podeszła. Może to dlatego, że po filmie oczekiwałem czegoś innego? Mimo to i tak jest całkiem dobrze. Możliwe, ze kiedyś dam jej jeszcze drugą szansę.
6+/10

Obiecaj mi (Harlan Coben)
To mój pierwszy kontakt z tym autorem i w dodatku niezbyt udany. Książka napisana jest niezłym, dynamicznym stylem, który sprawia, że czyta się ją nawet nie najgorzej. I to jest właściwie jedyny poważny plus tej pozycji. Po pierwsze, jest w niej tyle durnych, niby zabawnych powiedzonek, że głowa mała. Coben lubi także wprowadzać bardzo charakterystycznych, a zarazem nierealistycznych i idiotycznych bohaterów. Powieść razi prostotą, prymitywizmem i pseudo inteligentną narracją - widać, że była wyraźnie robiona pod szerokie masy (a przynajmniej ja miałem takie odczucia). Fabuła momentami potrafi wciągnąć, ale jest ogólnie słaba (zakończenie jest naprawdę głupie). Książkę można poczytać dla zabicia czasu (np. w pociągu, autobusie czy tramwaju). Nie radzę jednak zbyt wiele się po niej spodziewać.
5/10

Fizyka przyszłości: Nauka do 2100 roku (Michio Kaku)
Jest to duchowy następca "Wizji". Tak samo jak w wydanej 14 lat wcześniej pozycji mamy do czynienia z przeglądem rewolucyjnych technologii, które obecnie występują zwykle w formie wczesnego projektu, a które w przyszłości mogą zmienić nasze życie oraz postrzeganie świata. Widać, że przez owe lata Kaku zyskał sporo doświadczenia, i choć wciąż pisze z zaraźliwym optymizmem, to jest bardziej sceptyczny i najczęściej wyciąga naprawdę sensowne wnioski (co w poprzedniej książce nie zawsze miało miejsce). Trochę naciągane wydaje mi się tak znaczne przedłużenie długości życia, no ale pożyjemy, zobaczymy.
Warto zwrócić chociażby uwagę na fakt, że autor analizuje tylko te technologie, nad którymi już teraz trwają poważne badania i można sporo o nich powiedzieć. Niektóre z nich przyniosą wymierne rezultaty dopiero za kilkadziesiąt lat (np. reaktory termojądrowe), lecz dzięki ich poznaniu można wyrobić sobie pewną wizję przyszłości.
"Fizyka przyszłości" to niemal wzorowo opracowana książka popularnonaukowa. Szczególnie powinna spodobać się osobom, które nie czytały "Wizji" i "Fizyki rzeczy niemożliwych", bo dużo wątków w nich zawartych się powtarza. Osoby takie mogą dodać sobie trochę do i tak bardzo wysokiej oceny końcowej.
8+/10

POK

  • MIR
  • *****
  • Rejestracja: 03-10-2006
  • Wiadomości: 14 345
  • Reputacja: 171
Odp: Książki - jakie lubicie?
« Odpowiedź #688 dnia: Marca 14, 2012, 02:23:56 am »
Koniec jest moim początkiem (Tiziano Terzani)
Spoiler (kliknij, by wyświetlić/ukryć)
Książka ta jest ostatnim reportażem autora. Tym razem jednak jest on inny niż pozostałe, gdyż dotyczy jego własnego życia. A tego nie zostało mu już za wiele. Zaledwie kilka tygodni, może miesięcy. Postanawia więc, że spędzi ten czas z własnym synem. Kieruje do niego w liście te oto słowa:

„A gdybyśmy usiedli codziennie na godzinkę obaj razem, ty i ja, ty zadawałbyś mi wszystkie pytania, jakie zawsze chciałeś mi zadać, a ja opowiadałbym po kolei o wszystkim, co mi leży na sercu? Od historii mojej rodziny po tę niesamowitą podróż, jaką jest życie. Byłby to dialog między ojcem a synem, bo choć tak bardzo się od siebie różnimy, jesteśmy do siebie niezwykle podobni. Byłoby to coś w rodzaju testamentu, książka, z której potem ty zrobiłbyś całość.”*

Powiedzmy sobie wprost: ilu z nas rozmawiało szczerze z własnym ojcem lub matką o ich przeszłości i dawno zatraconym życiu, którego nie dane nam było być świadkiem? Myślę, że niewielu. Zatem już z tego względu jest to pozycja godna uwagi. A warto dodać, że jest to relacja z życia jednego z najznamienitszych dziennikarzy jakich widział ten świat. Jest to także podróż przez  Azję – Wietnam, Kambodżę, Chiny, Japonię, Tajlandię i Indie. Nie wszystkiemu poświęcono równie dużo miejsca, ponieważ książka ta z założenia ma strukturę niejednolitą, zależną od tego, co akurat nasunęło się na myśl w tracie rozmowy. Mimo to ogólny układ występuje w porządku chronologicznym i przyglądamy się życiu autora od wczesnych lat młodości, aż do samego jego kresu.

Należy tu zwrócić uwagę na liczne czarno-białe fotografie (każda rozpoczyna jeden rozdział, a tych jest łącznie ponad czterdzieści) pochodzące z prywatnej kolekcji Terzianich. Dają nam one poczucie bliskości z autorem. Mamy wrażenie jakbyśmy siedzieli razem z nim na polanie w Orsigna, i towarzyszyli mu w jego ostatniej podróży. I wcale nie przesadzam! Efekt jest naprawdę niesamowity! Specjalnie nawet starałem się czytać powoli, tak aby chłonąć każde słowo i myśl. Książka wcale nie jest cienka, lecz chciałbym, by była dwa, lub nawet trzy razy dłuższa. Bardzo trudno było mi się rozstać z autorem. Wiem, że w niedługim czasie będę musiał sięgną po pozostałe pozycje z jego dorobku.

„Koniec jest moim początkiem” jest lekturą pełną refleksji nad ludzką egzystencją, własnym sumieniem i moralnością. Jest to też bardzo otwarta krytyka kapitalizmu i narzucanego za jego sprawą konsumpcyjnego stylu życia. Terziani nie ukrywa, że od zawsze miał poglądy lewicowe i był wręcz anarchistą. Wszelka władza narzuca nam swój porządek, uszczuplając tym samym naszą wolność. A bez wolności człowiek staje się nieszczęśliwy. Podąża za fałszywymi wzorami i pragnieniami. Celem kultury Zachodu stało się zaspokajanie coraz to nowych potrzeb. Trwałe poczucie szczęścia zostało zastąpione ulotnymi chwilami euforii.

Przyznam, że zostałem oczarowany. Jest to jedno z tych dzieł literackich, które potrafią człowiekiem wstrząsnąć, zasiać w nim ziarno zrozumienia, które dopiero kiełkuje, ale które w przyszłości może dostarczyć owocne plony.

Niewątpliwie jest to jedna z najlepszych książek jakie w życiu czytałem. Pełna spokoju i mądrości. Polecam z całej duszy.
10/10


* Tiziano Terzani, „Koniec jest moim początkiem”, Zysk i S-KA Wydawnictwo, 2010, str. 5.

Sylvan Wielki

  • Gagarin
  • *****
  • Rejestracja: 05-02-2009
  • Wiadomości: 11 654
  • Reputacja: 253
Odp: Książki - jakie lubicie?
« Odpowiedź #689 dnia: Marca 19, 2012, 02:17:26 am »
Dziewczyna z sąsiedztwa autorstwa Ketchuma. Napiszę tak: jest dosadnie i niezwykle niepokojąco.

Sylvan Wielki

  • Gagarin
  • *****
  • Rejestracja: 05-02-2009
  • Wiadomości: 11 654
  • Reputacja: 253
Odp: Książki - jakie lubicie?
« Odpowiedź #690 dnia: Marca 26, 2012, 00:33:12 am »
Gra Geralda - S. King. Młoda kobietę chce zgwałcić mąż. Źle przez to kończy. Ona zresztą też.

Wojtq

  • Marynarz z Potiomkina
  • *****
  • Rejestracja: 01-09-2006
  • Wiadomości: 4 855
  • Reputacja: 42
Odp: Książki - jakie lubicie?
« Odpowiedź #691 dnia: Marca 26, 2012, 10:01:41 am »
Gra Geralda - S. King. Młoda kobietę chce zgwałcić mąż. Źle przez to kończy. Ona zresztą też.
Iście zachęcający opis. Pędzę do biblioteki!
PSN ID: WojtqGO

POK

  • MIR
  • *****
  • Rejestracja: 03-10-2006
  • Wiadomości: 14 345
  • Reputacja: 171
Odp: Książki - jakie lubicie?
« Odpowiedź #692 dnia: Kwietnia 01, 2012, 13:36:05 pm »
Najwspanialsze widowisko świata: Świadectwa ewolucji (Richard Dawkins)
Zadaniem tej pozycji jest podać wystarczającą ilość argumentów na rzecz teorii ewolucji, tak, aby udowodnić, że to nie teoria rozumiana jako hipoteza, a teoria jako "całościowa koncepcja zawierająca opis i wyjaśnienie określonych zjawisk i zagadnień" (ze słownika PWN). Myślę, że Dawkins'owi udaje się osiągnąć zamierzony cel, a co ważniejsze, robi to w bardzo interesujący sposób. Co prawda jest kilka nudniejszych rozdziałów, ale jako całość książka i tak wypada świetnie. Można się z niej dowiedzieć naprawdę sporo.
8/10

Dawid Copperfield (Karol Dickens)
Opowieść o dorastającym Dawidzie Copperfieldzie bardzo mnie urzekła. Rzadko któremu autorowi udaje się tak dobrze oddać nastrój chwili i przekazać zamierzone uczucia - to raz smutne, to radosne. Trochę za dużo tu postaci skrajnych (idealnie dobrych, lub nikczemnie złych), jednak nie jest to wielka wada. Nadaje tylko powieści szczególny odcień. Jeśli ktoś ma ochotę poczuć nastrój wiktoriańskiej Anglii, to nie powinien dłużej zwlekać, tylko niezwłocznie sięgnąć po lekturę. Raczej się nie zawiedzie.
8/10

POK

  • MIR
  • *****
  • Rejestracja: 03-10-2006
  • Wiadomości: 14 345
  • Reputacja: 171
Odp: Książki - jakie lubicie?
« Odpowiedź #693 dnia: Kwietnia 29, 2012, 01:08:43 am »
Diuna (Frank Herbert)
Kultowa a jednocześnie bardzo dobra powieść science fiction, ze znakomicie stworzonym światem. Polecam.
8/10

Byłam po drugiej stronie lustra: Wygrana walka ze schizofrenią (Arnhild Lauveng)
Świetnie napisana autobiograficzna relacja z przebiegu zagadkowej choroby jaką jest schizofrenia. Autorka wnikliwie opisuje swoje stany psychiczne, uczucia, przeżycia i myśli. Wskazuje także niejednokrotnie jak była traktowana podczas pobytu w zakładach psychiatrycznych. Lektura tej liczącej zaledwie 200 stron książeczki potrafi znacząco zwiększyć naszą wiedzę. Pokazuje dokładnie, "co?", "jak?" i "dlaczego?". Naprawdę godna uwagi pozycja. Bardzo polecam.
9/10


Archipelag GUŁag 1918-1956: Próba analizy literackiej (Aleksander Sołżenicyn)
Aleksander Sołżenicyn (1918 – 2008) zostawił po sobie wielki spadek literacki, a „Archipelag GUŁag” uznawany jest za jego największe osiągnięcie, bo choć ukazało się do tego czasu mnóstwo pozycji z literatury obozowej, to „Archipelag...” pod wieloma względami jest wyjątkowy. To ogromne dzieło składa się z 3 tomów i liczy łącznie ponad 1700 stron! Opisuje nie jedno życie, nie jeden obóz, a czterdziestoletni okres prześladowań i represji. W dodatku nie skupia się na samych łagrach, a rozszerza pole zainteresowań na cały system sowieckiej działalności.

Wydaje się, że każdy dobrze zdaje sobie dzisiaj sprawę z terroru jaki panował w ZSRR za Stalina, ile to osób zsyłano na najdalsze krańce Syberii, ile to niewinnych ofiar musiało pracować morderczo, w okropnym mrozie, po kilkanaście godzin, w łachmanach, cierpiąc głód, a także być pod stałą obserwacją, zarówno ze strony strażników, jak i kapusiów, zdolnych donieść bez wahania na współwięźnia za kromkę chleba. Przed lekturą też miałem wrażenie, że dobrze sobie z tego wszystkiego zdawałem sprawę. A jednak...

Aby w pełni uzmysłowić skalę działań Sołżenicyn prowadzi swoją opowieść przez wszystkie istotne elementy systemu. Zaczyna od „łapanki”, dobitniej, znacznie bardziej szczegółowo przedstawiając to, co napisał np. Kapuściński w „Imperium”. I to jest właśnie charakterystyczna cecha stylu autora. Zawsze stara się opisywać wszystko niezwykle dokładnie, nie pomijając nawet najdrobniejszych detali, wykorzystuje każdą informacje jaka została mu dana, nie szczędzi nazwisk i ostrych, często wyjątkowo cynicznych sformułowań. A jednak nie krytykuje bezpodstawnie, nie jest gołosłowny, zawsze stara się patrzeć dość obiektywnie, sowicie argumentując każdy swój wywód.

Sporo miejsca poświęca także wczesnemu komunizmowi – rządom Lenina. Uzmysławia tym, że obarczanie Stalina całą odpowiedzialnością nie jest wcale do końca uzasadnione. Wszystkie późniejsze objawy chorej, wyniszczającej własny naród działalności były efektem spaczonego ustroju. Już za Lenina wprowadzono większość rozporządzeń, a Stalin jedynie udoskonalił to i owo, tworząc jeszcze bliższą ideału machinę samonapędzającego się terroru i degradacji moralnej.

Porewolucyjny ład opierał się przede wszystkim na bezwzględności, braku godności, wzajemnym donosicielstwie, nieufności i wiecznym poczuciu zaszczucia. Utrzymywał się na ewolucyjnej eliminacji jednostek słabych – czyli prawych i z zasadami. Kto był bez sumienia, nie posiadał oporów moralnych, ten świetnie nadawał się na orędownika nowej wiary. Warto zwrócić uwagę na fakt, że mnóstwo osób święcie wierzyło w socjalistyczne ideały. Bo rzeczywiście, w teorii wiele z nich wygląda obiecująco – równość, zbiorowa praca, wspólny wysiłek i wspólne cele. Problem z tym, iż praktyka miała się zupełnie inaczej, a propaganda i cenzura pilnie dbały, by czasem ludzie nie wiedzieli za dużo. Ten kto wiedział, był szybko usuwany. Osławiona „pięćdziesiątka ósemka” była w stanie ukarać nawet za „podejrzenie” o agitacji antysowieckiej. Mądre głowy przewidziały każdą możliwość.

Autor nie unika również porównań do „znienawidzonego” caratu. Zestawia chłopski feudalizm z obozową rzeczywistości. W obydwu przypadkach możemy śmiało mówić o niewolnictwie, lecz skala represji jest zupełnie inna. Komunizm w dodatku wprowadził ścisłą cenzurę i ogromny rygor więzienny. Jak podaje w jednym wyliczeniu Sołżenicyn, ilość kar śmierci po rewolucji październikowej wzrosła ponad dwustukrotnie! (a jedną z przyczyn rewolucji było właśnie oskarżenie cara o masowe egzekucje...). Więźniowie nie tylko byli za caratu lepiej traktowani, ale też ilość pomyłek i nieuprawomocnionych aresztowań była znacznie mniejsza. Do więzień trafiali w głównej mierze mordercy i złodzieje, zaś po rewolucji nagle odkryto całe masy spiskowców, wrogów ludu i „szkodników” działających na szkodę ludu. Na upadek rządów cara miała paradoksalnie wpływ zbyt duża wolność, zbyt łagodne traktowanie, i zbytnia troska o opinię publiczną. Lenin, Trocki i Stalin dobrze widzieli, że siła człowieka tkwi w wolności, w wolności słowa, poglądów i przekonań. I szybko zadbali o to, by tę wolność drastycznie ograniczyć.

Trzeba przy tym wszystkim zwrócić uwagę na fakt, że „Archipelag...” nie jest nudnym opracowaniem, a bardzo ciekawą lekturą. Sołżenicyn często opowiada o własnych losach – za co go skazano, gdzie siedział, co robił by przetrwać, kogo spotkał, etc. A opowiada zawsze z przejęciem, emocjami, wkładając wielkie pokłady uczuć w każde zdanie. Nie brakuje mu też samokrytyki. Po latach dopiero dostrzegł, że będąc oficerem sam zachowywał się wyniośle i z pogardą. Nie pisze rzecz jasna tylko o sobie. Po wydaniu „Jednego dnia Iwana Denisowicza” otrzymał wiele listów, od byłych więźniów, a z mnóstwem z nich spotkał się osobiście. Pozwoliło mu to stworzyć coś na kształt łagrowej kroniki dziejów. Ma się wrażenie jakby każdy aspekt potraktowano z ogromną uwagą i troską (i stąd po części wynika rozmiar utworu). Książka napisana jest znakomitym, częstokroć chwytającym za serce stylem (np. moment gdy autor cytuje własną poezję, napisaną podczas pobytu w jednym z obozów). Talentu literackiego na pewno nie można Sołżenicynowi odmówić.

Osobiście bardzo spodobało mi się słownictwo, jakiego pisarz lubił używać w swym dziele. Mianowicie wiele razy usłyszymy takie wyrazy jak: knajak, zek, dycha, ćwiartka, czy małolatek. Ta leksyka niezwykle pomaga zrozumieć związki łączące skazanych. Język łagrowy jest pełen ironii i np. niewinnie brzmiące słowo „ćwiartka” oznacza nic innego jak 25 letni wyrok, czyli powszechny po II wojnie światowej wymiar kary. Dzisiaj dostają takie wyroki najciężsi przestępcy. Ale to w końcu były inne czasy i inny świat, a apetyt Stalina był wiecznie nienasycony. A jakoś trzeba było zapełniać obozy nową siłą roboczą, tym bardziej, że zimą na pracach ogólnych śmiertelność dochodziła do 1% więźniów dziennie. Jeśli w jednej jednostce karnej było przykładowo 10 000 jeńców, to rachunek jest prosty.

O „Archipelagu...” można by pisać długo. Nie wspomniałem przecież nic komórkach więziennych, w których za prycze robiły drewniane deski, roiło się od pluskiew, a dochodziło do takich sytuacji, że w pomieszczeniu na dwadzieścia osób mieściło się trzysta. Nie wspomniałem o podróży na miejsce zesłania, tłoczeniu ludzi w wagonach dla bydła. Nie wspomniałem o głodowych racjach wynoszących nieraz trzysta gram chleba dziennie. Nie wspomniałem o służbie sanitarnej, która zamiast pomocy oferowała tylko pogardę. Nie wspomniałem o wykorzystywaniu kobiet przez strażników i nadzorców. Nie wspomniałem o wielu rzeczach. A są to rzeczy niełatwe, z których jednak powinno się zdawać sobie sprawę.

Dzisiaj mówi się głównie o działaniach nazistów i niemieckich obozach koncentracyjnych, zapominając, że prawdziwy terror zaczął się dużo wcześniej, że gdzieś na krańcu świata ginęły miliony, i to już w latach dwudziestych i trzydziestych. Najgorsza jest niewiedza i nieuświadomienie. Nawet obecnie mało kto naprawdę zdaje sobie sprawę z ogromu cierpień jakiego świadkiem była ludzkość w pierwszej połowie XX wieku, w mroźnych czeluściach ZSRR.

Sołżenicyn stworzył dzieło, które znać powinien każdy. Pozwala uzmysłowić, że antyutopijne dzieła nie są czczym wymysłem wybujałej wyobraźni znudzonych literatów, a rzeczywistym zagrożeniem. Jeśli coś raz miało miejsce w dziejach, to może zdarzyć się ponownie. Ta przestroga powinna być stałym elementem edukacji. Ludzka natura bywa okrutna, i musimy sobie w pełni uświadomić ten fakt, bo tylko będąc świadomym zagrożeń jesteśmy w stanie się przed nimi bronić.
10/10

Trusio

  • Marynarz z Potiomkina
  • *****
  • Rejestracja: 07-12-2003
  • Wiadomości: 2 124
  • Reputacja: 3
  • Dr Trusio
Odp: Książki - jakie lubicie?
« Odpowiedź #694 dnia: Maja 01, 2012, 03:57:30 am »
Koniec jest moim początkiem (Tiziano Terzani)
Spoiler (kliknij, by wyświetlić/ukryć)
Książka ta jest ostatnim reportażem autora. Tym razem jednak jest on inny niż pozostałe, gdyż dotyczy jego własnego życia. A tego nie zostało mu już za wiele. Zaledwie kilka tygodni, może miesięcy. Postanawia więc, że spędzi ten czas z własnym synem. Kieruje do niego w liście te oto słowa:

„A gdybyśmy usiedli codziennie na godzinkę obaj razem, ty i ja, ty zadawałbyś mi wszystkie pytania, jakie zawsze chciałeś mi zadać, a ja opowiadałbym po kolei o wszystkim, co mi leży na sercu? Od historii mojej rodziny po tę niesamowitą podróż, jaką jest życie. Byłby to dialog między ojcem a synem, bo choć tak bardzo się od siebie różnimy, jesteśmy do siebie niezwykle podobni. Byłoby to coś w rodzaju testamentu, książka, z której potem ty zrobiłbyś całość.”*

Powiedzmy sobie wprost: ilu z nas rozmawiało szczerze z własnym ojcem lub matką o ich przeszłości i dawno zatraconym życiu, którego nie dane nam było być świadkiem? Myślę, że niewielu. Zatem już z tego względu jest to pozycja godna uwagi. A warto dodać, że jest to relacja z życia jednego z najznamienitszych dziennikarzy jakich widział ten świat. Jest to także podróż przez  Azję – Wietnam, Kambodżę, Chiny, Japonię, Tajlandię i Indie. Nie wszystkiemu poświęcono równie dużo miejsca, ponieważ książka ta z założenia ma strukturę niejednolitą, zależną od tego, co akurat nasunęło się na myśl w tracie rozmowy. Mimo to ogólny układ występuje w porządku chronologicznym i przyglądamy się życiu autora od wczesnych lat młodości, aż do samego jego kresu.

Należy tu zwrócić uwagę na liczne czarno-białe fotografie (każda rozpoczyna jeden rozdział, a tych jest łącznie ponad czterdzieści) pochodzące z prywatnej kolekcji Terzianich. Dają nam one poczucie bliskości z autorem. Mamy wrażenie jakbyśmy siedzieli razem z nim na polanie w Orsigna, i towarzyszyli mu w jego ostatniej podróży. I wcale nie przesadzam! Efekt jest naprawdę niesamowity! Specjalnie nawet starałem się czytać powoli, tak aby chłonąć każde słowo i myśl. Książka wcale nie jest cienka, lecz chciałbym, by była dwa, lub nawet trzy razy dłuższa. Bardzo trudno było mi się rozstać z autorem. Wiem, że w niedługim czasie będę musiał sięgną po pozostałe pozycje z jego dorobku.

„Koniec jest moim początkiem” jest lekturą pełną refleksji nad ludzką egzystencją, własnym sumieniem i moralnością. Jest to też bardzo otwarta krytyka kapitalizmu i narzucanego za jego sprawą konsumpcyjnego stylu życia. Terziani nie ukrywa, że od zawsze miał poglądy lewicowe i był wręcz anarchistą. Wszelka władza narzuca nam swój porządek, uszczuplając tym samym naszą wolność. A bez wolności człowiek staje się nieszczęśliwy. Podąża za fałszywymi wzorami i pragnieniami. Celem kultury Zachodu stało się zaspokajanie coraz to nowych potrzeb. Trwałe poczucie szczęścia zostało zastąpione ulotnymi chwilami euforii.

Przyznam, że zostałem oczarowany. Jest to jedno z tych dzieł literackich, które potrafią człowiekiem wstrząsnąć, zasiać w nim ziarno zrozumienia, które dopiero kiełkuje, ale które w przyszłości może dostarczyć owocne plony.

Niewątpliwie jest to jedna z najlepszych książek jakie w życiu czytałem. Pełna spokoju i mądrości. Polecam z całej duszy.
10/10


* Tiziano Terzani, „Koniec jest moim początkiem”, Zysk i S-KA Wydawnictwo, 2010, str. 5.


Czytałeś Letters against war? Mają to wydać u nas, ale od lat jest (było?) dostępne legalnie do ściągnięcia w wersji angielskiej (linki były kiedyś na Wiki - będzie twa trzy lata, jak ostatnio sprawdzałem). Bo polecam.
« Ostatnia zmiana: Maja 01, 2012, 03:59:06 am wysłana przez Trusio »
GT: Trusio

POK

  • MIR
  • *****
  • Rejestracja: 03-10-2006
  • Wiadomości: 14 345
  • Reputacja: 171
Odp: Książki - jakie lubicie?
« Odpowiedź #695 dnia: Maja 01, 2012, 12:55:23 pm »
Jest w wersji polskiej:
http://selkar.pl/listy_przeciwko_wojnie_tiziano_terzani_p_205553.html

Zastanawiałem się nad kupnem, ale wybrałem na razie dwie inne - "W Azji" i "Nic nie zdarza się przypadkiem". Choć i tak prędzej czy później zamierzam przeczytać wszystkie jego książki :)

Szymku

  • Marynarz z Potiomkina
  • *****
  • Rejestracja: 04-02-2006
  • Wiadomości: 3 754
  • Reputacja: 74
Odp: Książki - jakie lubicie?
« Odpowiedź #696 dnia: Maja 03, 2012, 16:59:28 pm »
Jest w wersji polskiej:
http://selkar.pl/listy_przeciwko_wojnie_tiziano_terzani_p_205553.html

Zastanawiałem się nad kupnem, ale wybrałem na razie dwie inne - "W Azji" i "Nic nie zdarza się przypadkiem". Choć i tak prędzej czy później zamierzam przeczytać wszystkie jego książki

Zachęcony recenzją przeczytałem "Koniec jest moim początkiem". I choć książka bardzo mi się podobała, zaś sam Terzani jest dla mnie królem, to nie zgadzam się z zawartą tam krytyką współczesnej cywilizacji/apoteozą pierwotnej wspólnoty, tradycji i życia w zgodzie z naturą. Myślę że autor mimo , iż wiele kwestii przedstawia z naprawdę ciekawej, innej perspektywy to jednak strasznie upraszcza twierdząc, iż lepiej umrzeć w biedzie będąc oświeconym niż korzystać z osiągnięć nowoczesnego świata. Tylko ktoś, kto całe życie spędził w dobrobycie może wypisywać takie dyrdymały.

POK

  • MIR
  • *****
  • Rejestracja: 03-10-2006
  • Wiadomości: 14 345
  • Reputacja: 171
Odp: Książki - jakie lubicie?
« Odpowiedź #697 dnia: Maja 05, 2012, 19:39:07 pm »
Fajnie, że wybrałeś książkę kierując się moją recenzją :) (a tym bardziej cieszy, że książka Ci się spodobała) Ale kilka rzeczy muszę naprostować ;)

Terzani wychodzi z założenia, że każdy powinien być panem własnego losu. Nie pisze przecież wcale, że zachodni świat jest zły pod każdym względem. Uznaje nawet w nim wiele zalet (szczególnie zalicza do nich szybki rozwój nauki, medycyny itd.). Nie podoba mu się jednak to pchanie się na siłę jedynej słusznej ideologii - konsumpcyjnego kapitalizmu. Auto zresztą sam podkreśla, że miał szansę przeżyć swoje życie tak, jak to sobie wymarzył i dlatego ma taki właśnie punkt widzenia na świat i śmierć. Wydaje mi się też, że przedstawianie niektórych rzeczy wynika z formy całego tekstu. Terzani mówi dokładnie to, co myśli, co czuje. Nie próbuje zanadto obiektywizować. Jakby już w domyśle przedstawia tylko swój punkt widzenia. Nie pragnie uznania swoich wywodów za prawdy ostateczne. No i chce pokazać, że wszystko zależy od nastawienia. Jeśli jesteś szczęśliwy/spełniony - to jesteś - i tyle. Nie istnieją obiektywne wartości i dobra, które ci to szczęście zapewnią. Oczywiście masz sporo racji, bo w trudnych okolicznościach, trudno oczekiwać szczęścia.

Dla wzmocnienia mojej teorii, podaję kilka cytatów z rozdziału "Kukułka" (pierwszy w kolejności). Może przy okazji zaciekawią jeszcze inne osoby :)

"Ostatni etap  życia, który nazywamy śmiercią, nie przeraża mnie, bo jestem na to przygotowany. Wiele o tym myślałem. Nie mówię, że odczuwałbym to samo będąc w twoim wieku. Myślę o swoich latach. Mam ich sześćdziesiąt sześć i osiągnąłem wszystko , co pragnąłem osiągnąć, żyłem bardzo intensywnie, aktywnie, dlatego nie mam żalu."

"Jedyne, co nas przeraża, kiedy stajemy w jej [śmierci] obliczu, to myśl, że w jednej chwili zniknie wszystko, do czego jesteśmy tak przywiązani. [...] Powodem, dla którego tak bardzo boimy się śmierci, jest konieczność rezygnacji ze wszystkiego, na czym nam tak bardzo zależy, konieczność rezygnacji z posiadania. Ja już to zrobiłem."

"Inna sprawa, moim zdaniem podstawowa w życiu człowieka, który dorasta i dojrzewa, co, jak mam nadzieję, było w jakiś sposób moim udziałem, to stosunek do własnych pragnień. Pragnienia są czymś, co pobudza do działania. Gdyby Kolumb nie pragnął odkryć nowej drogi do Indii, nie odkryłby Ameryki.
Postęp ludzkości, który dla wielu jest regresem, cywilizacja, czy może właśnie jej upadek, wszystko zawdzięczamy pragnieniom. [...]
Prawdziwe pragnienia to przede wszystkim pragnienie bycia sobą. To jedyna rzecz, której można pragnąć, nie zastanawiając się nad wyborem. Nie chodzi o wybór między dwoma rodzajami pasty do zębów, dwiema kobietami czy dwoma różnymi samochodami. Prawdziwy wybór to chęć bycia sobą. Jeśli się zastanowisz nad swoimi przyzwyczajeniami, a warto, zobaczysz, że te pragnienia są formą zniewolenia. Bo im więcej pragniesz, tym więcej tworzysz sobie ograniczeń."

windomearl

  • PIERESTROJKA
  • *****
  • Rejestracja: 08-03-2008
  • Wiadomości: 31 367
  • Reputacja: 265
  • You know Carcosa?
Odp: Książki - jakie lubicie?
« Odpowiedź #698 dnia: Maja 05, 2012, 19:48:19 pm »
Właśnie skończyłem Ubika, bardzo mi się podobał. Szukam kolejnej ciekawej pozycji sci-fi. Może ktoś coś ciekawego polecić?

POK

  • MIR
  • *****
  • Rejestracja: 03-10-2006
  • Wiadomości: 14 345
  • Reputacja: 171
Odp: Książki - jakie lubicie?
« Odpowiedź #699 dnia: Maja 05, 2012, 20:06:56 pm »
Trochę podobny klimatem do "Ubika" jest Kongres futurologiczny" Lema. Mi osobiście nawet trochę bardziej się podobał, a też jest nieźle zakręcony.

A jakie inne powieści sf jeszcze Ci się podobały/nie podobały?

Szymku

  • Marynarz z Potiomkina
  • *****
  • Rejestracja: 04-02-2006
  • Wiadomości: 3 754
  • Reputacja: 74
Odp: Książki - jakie lubicie?
« Odpowiedź #700 dnia: Maja 05, 2012, 20:25:25 pm »
Fajnie, że wybrałeś książkę kierując się moją recenzją :) (a tym bardziej cieszy, że książka Ci się spodobała) Ale kilka rzeczy muszę naprostować ;)

Terzani wychodzi z założenia, że każdy powinien być panem własnego losu. Nie pisze przecież wcale, że zachodni świat jest zły pod każdym względem. Uznaje nawet w nim wiele zalet (szczególnie zalicza do nich szybki rozwój nauki, medycyny itd.). Nie podoba mu się jednak to pchanie się na siłę jedynej słusznej ideologii - konsumpcyjnego kapitalizmu. Auto zresztą sam podkreśla, że miał szansę przeżyć swoje życie tak, jak to sobie wymarzył i dlatego ma taki właśnie punkt widzenia na świat i śmierć. Wydaje mi się też, że przedstawianie niektórych rzeczy wynika z formy całego tekstu. Terzani mówi dokładnie to, co myśli, co czuje. Nie próbuje zanadto obiektywizować. Jakby już w domyśle przedstawia tylko swój punkt widzenia. Nie pragnie uznania swoich wywodów za prawdy ostateczne. No i chce pokazać, że wszystko zależy od nastawienia. Jeśli jesteś szczęśliwy/spełniony - to jesteś - i tyle. Nie istnieją obiektywne wartości i dobra, które ci to szczęście zapewnią. Oczywiście masz sporo racji, bo w trudnych okolicznościach, trudno oczekiwać szczęścia.

Terzani jest po prostu niepoprawnym romantykiem, lub jak kto woli - idealistą. Zakłada, iż każdy człowiek zdolny jest do osiągnięcia równowagi duchowej i spełnienia, pomijając okoliczność, że wielu ludzi ma na celu wyłącznie dominację, podbój, zwiększenie stanu posiadania - cechy, które odpowiadają za ewolucyjny sukces naszego gatunku. Dlatego też ja w przeciwieństwie do Terzaniego osobiście nie dziwię się, że różne narody chcą mieć broń atomową, co bardziej służy to pokojowi na świecie (balance of power)niż sytuacja w której taką broń posiadałby jeden kraj przyjmujący rolę hegemona.
Tak jak wspomniałeś - autor nie stara się być obiektywny - jest po prostu starym anarchistą i to odciska swoje piętno na jego rozumowaniu. Dla równowagi podkreślam, że w większości kwestii mam poglądy zbieżne z przedstawionymi w książce (środowisko naturalne, ocena polityki i polityków, rozwój jednostki i dążenie do szczęścia), na wiele rzeczy spojrzałem też z innej perspektywy (np. co lepsze - krwawa dyktatura w Birmie i spokojne życie z wyłączeniem wolności obywatelskich czy narzucona demokracja skutkująca niewolniczą pracą dla wielkich koncernów i głodem co jest standardem w tym rejonie świata).

windomearl

  • PIERESTROJKA
  • *****
  • Rejestracja: 08-03-2008
  • Wiadomości: 31 367
  • Reputacja: 265
  • You know Carcosa?
Odp: Książki - jakie lubicie?
« Odpowiedź #701 dnia: Maja 05, 2012, 20:50:27 pm »
Trochę podobny klimatem do "Ubika" jest Kongres futurologiczny" Lema. Mi osobiście nawet trochę bardziej się podobał, a też jest nieźle zakręcony.

A jakie inne powieści sf jeszcze Ci się podobały/nie podobały?
Za sobą mam niestety tylko Czy androidy marzą o elektrycznych owcach i też mi się bardzo podobało. Zaczynam dopiero z kisazkami sf sie bawić.

s00s

  • Major Hermaszewski
  • *****
  • Rejestracja: 04-11-2007
  • Wiadomości: 10 368
  • Reputacja: 155
Odp: Książki - jakie lubicie?
« Odpowiedź #702 dnia: Maja 05, 2012, 21:48:10 pm »
Trochę podobny klimatem do "Ubika" jest Kongres futurologiczny" Lema. Mi osobiście nawet trochę bardziej się podobał, a też jest nieźle zakręcony.

A jakie inne powieści sf jeszcze Ci się podobały/nie podobały?

ja jestem ciekaw twojego gustu w tej materii 8)

POK

  • MIR
  • *****
  • Rejestracja: 03-10-2006
  • Wiadomości: 14 345
  • Reputacja: 171
Odp: Książki - jakie lubicie?
« Odpowiedź #703 dnia: Maja 05, 2012, 22:39:00 pm »
Terzani jest po prostu niepoprawnym romantykiem, lub jak kto woli - idealistą.
Tu jak najbardziej się zgadzam.

Za sobą mam niestety tylko Czy androidy marzą o elektrycznych owcach i też mi się bardzo podobało. Zaczynam dopiero z kisazkami sf sie bawić.
W takim razie na początek lepiej wybrać książki nieco krótsze. Bardzo polecam prozę Zajdla, a szczególnie "Limes inferior" i "Paradyzja" (niezwykle ciekawe wizje ładu społecznego). "Gra Endera" Card'a na pewno też Ci się spodoba.
Jakbyś jednak miał ochotę na nieco bardziej ambitną/cięższą literaturę to możesz spróbować "Ślepowidzenie" Watts'a (dość ciężka, ale nafaszerowana świetnym klimatem pozycja) lub "Diamentowy wiek" Stephenson'a (lżejsza, jednak bardzo inteligentnie napisana, choć mocno specyficzna - Stephenson tak już ma).

ja jestem ciekaw twojego gustu w tej materii
Jeśli ktoś przegląda wątek regularnie, to powinien wyrobić już sobie zdanie, co do mojego gustu ;)

Ale biorąc pod uwagę tylko najlepsze (8/10 i wyżej), to będzie tak:
- "Peanatema" N. Stephenson
- "Diamentowy wiek" N. Stephenson
- "Droga" C. McCarthy (ciężko to jednak trochę uznać za sf)
- "Blade Runner: Czy androidy marzą o elektrycznych owcach?" P. K. Dick
- "Cylinder van Troffa" J. Zajdel
- "Limes inferior" J. Zajdel
- "Paradyzja" J. Zajdel
- "Diuna" F. Herbert
- "Hyperion" D. Simmons
- "Gra Endera" O. S. Card
- "Mówca umarłych" O. S. Card
- "Rzeka bogów" I. McDonald
- "Ślepowidzenie" P. Watts

Teraz akurat czytam "Lód" Dukaja. Strasznie grube tomisko. Przeczytałem ponad 2/3, ale jest tak sobie. Nie potrafię się wciągnąć w akcje.

windomearl

  • PIERESTROJKA
  • *****
  • Rejestracja: 08-03-2008
  • Wiadomości: 31 367
  • Reputacja: 265
  • You know Carcosa?
Odp: Książki - jakie lubicie?
« Odpowiedź #704 dnia: Maja 06, 2012, 10:28:32 am »
POK, plusik leci. Czytałem też sporo dobrych opinii na temat Neuromancera. Czytał ktoś?

POK

  • MIR
  • *****
  • Rejestracja: 03-10-2006
  • Wiadomości: 14 345
  • Reputacja: 171
Odp: Książki - jakie lubicie?
« Odpowiedź #705 dnia: Maja 06, 2012, 10:46:05 am »
Nie czytałem, jednak wątpię aby Gibson mi się spodobał - zbyt odjechany. No, ale co kto lubi. Pewnie kiedyś i tego spróbuję. Jak masz akurat pod ręką to możesz spróbować sił. W przeciwnym wypadku postawiłbym na coś innego.

Wojtq

  • Marynarz z Potiomkina
  • *****
  • Rejestracja: 01-09-2006
  • Wiadomości: 4 855
  • Reputacja: 42
Odp: Książki - jakie lubicie?
« Odpowiedź #706 dnia: Maja 06, 2012, 12:41:58 pm »
Czytałem i odradzam. Zbyt chaotyczny i nie wzbudzający w czytelniku jakichkolwiek uczuć do bohaterów. Wielu się jednak nad nim rozpływa, więc możesz spróbować sił, by mieć ewentualny pogląd na sytuację. Do zakończenia dobrnąłem na siłę, żeby tylko zaliczyć.

Spoza fantastyki polecam ostatnio przeczytaną książkę Na Zachodzie bez zmian. E.M. Remarque. Obraz pierwszej wojny światowej z perspektywy niemieckiego żołnierza. Przedstawia codzienność życia na froncie, przemyślenia na temat bezsensu wojny i szkód, jakie wyrządza w młodych umysłach. Zabawne, jak w opisywanych czasach beznadziei autor potrafi wpleść sceny, które wywołują uśmiech na twarzy. Bardzo polecam.
PSN ID: WojtqGO

s00s

  • Major Hermaszewski
  • *****
  • Rejestracja: 04-11-2007
  • Wiadomości: 10 368
  • Reputacja: 155
Odp: Książki - jakie lubicie?
« Odpowiedź #707 dnia: Maja 06, 2012, 13:43:31 pm »
POK, plusik leci. Czytałem też sporo dobrych opinii na temat Neuromancera. Czytał ktoś?

ja czytałem 2x i polecam dla samego faktu zaznajomienia się z klasyką gatunku. niestety na chwilę obecną, po zapoznaniu się z całą prozą gibsona mogę stwierdzić, że potem pisarz spłodził lepsze dzieła, z punktu widzenia czytelnika. z klimatów cyberpunku polecam "światło wirtualne" i ogólnie całą trylogię mostu. dużo przyjemniejsza w odbiorze.
trylogia ciągu (ta z neuromancerem, graf zero i monaliza turbo) na pewno ci się spodoba, jeżeli lubisz turbo cyberpunk. warto wspomnieć, że gibson w latach 80' "wymyślił" firewalle, rządy zaibatsu, cyberprzestrzeń itp., to też dodaje uroku jego książkom.
« Ostatnia zmiana: Maja 06, 2012, 14:12:06 pm wysłana przez s00s »

windomearl

  • PIERESTROJKA
  • *****
  • Rejestracja: 08-03-2008
  • Wiadomości: 31 367
  • Reputacja: 265
  • You know Carcosa?
Odp: Książki - jakie lubicie?
« Odpowiedź #708 dnia: Maja 06, 2012, 14:07:52 pm »
No to chyba jednak padło na neuromancera.

POK

  • MIR
  • *****
  • Rejestracja: 03-10-2006
  • Wiadomości: 14 345
  • Reputacja: 171
Odp: Książki - jakie lubicie?
« Odpowiedź #709 dnia: Maja 11, 2012, 11:05:27 am »
Lód (Jacek Dukaj)
Początek mi się nawet spodobał. Zainteresowały mnie ciekawe realia powieści (alternatywna rzeczywistość, Rosja, rok 1924). Drażniło mnie, co prawda pismo stylizowane na staropolszczyznę, ale jakoś się czytało. Jednak czym dalej tym gorzej. A książka ma trochę ponad 1000 stron napisanych dość drobnym drukiem. Na pewno nie można odmówić tej pozycji wartości, lecz by tę wartość znaleźć, trzeba się mocno skupić na tekście. A fabuła jest nudna (szczególnie po rozdziale w pociągu) i niesamowicie rozwlekle prowadzona (wszystko jest wielokrotnie powtarzane). Główny bohater może i jest interesujący, lecz zarazem tak odrealniony i nieludzki, że ani nie da się go polubić, ani znienawidzić. Nie jest to zła książka, wielu ją sobie nawet bardzo ceni, ja jednak jakoś nie mogę poczuć dukajowskiego stylu. "Lód" nie potrafił mnie wciągnąć, a przy tak długiej powieści jest to niezwykle ważne.
6-/10

Morderstwo w Orient Expresie (Agata Christie)
Naprawdę znakomity kryminał! Akcja jest inteligentnie prowadza, a złożoność argumentacji i poszlak budzi respekt. Żałuję, że kiedyś już widziałem film, bo znałem zakończenie i niestety ominęło mnie zaskoczenie i główkowanie w trakcie lektury. Mimo to i tak czytało się świetnie.
8/10

Opowieści niesamowite (Edgar Allan Poe)
Jest kilka naprawdę niezłych opowiadań, ale większość (z 15) jest mocno średnia i mało zaskakująca czy przerażająca. Swego czasu musiały robić furorę, ale dzisiaj człowiek nabrał sporej znieczulicy.
6/10


Przebudzenia (Oliver Sacks)
Oliver Sacks (ur. w 1933 r.) jest wybitnym neurologiem i psychiatrą, posiadającym także spory dorobek literacki (napisał 11 książek, z czego w Polsce ukazało się 8 ). „Przebudzenia” to jego druga książka, ale pierwsza, która odniosła donośny sukces. Na jej podstawie nakręcono film dokumentalny, mnóstwo spektakli, audycje radiowe, a nawet wysokobudżetowy dramat obyczajowy z Robertem de Niro i Robinem Williamsem w rolach głównych (o produkcji samego filmu znajdziemy też co nieco w samej książce, w jednym z dodatków – swoją drogą niezwykle interesująca rzecz).

Osią przewodnią „Przebudzeń” jest opis życia dwudziestu pacjentów chorych na odmianę parkinsonizmu, znaną jako śpiączkowe zapalenie mózgu (dwójka opisywanych pacjentów jest „zwykłymi” parkinsonikami). Choroba ta jest skrajnie rzadko spotykana, lecz w latach 1916-1917 nastąpiła jej pandemia (wtedy jeszcze nie było wiadomo, co to za wirus) trwająca aż przez dziesięć lat, po czym znikła nagle i bez śladu, wyniszczając przez ten okres prawie pięć milionów ludzkich istot (co trzeci umierał, a reszta była w beznadziejnym stanie). Najczęstszymi skutkami choroby były śpiączka lub totalny bezruch – chorych nieraz nazywano „żywymi posągami” lub „wygasłymi wulkanami”. Ale jak pisze Sacks:

„Przebiegała w tak różny sposób, że nie było dwóch pacjentów, którzy prezentowaliby dokładnie taki sam obraz kliniczny, przy czy objawy były tak dziwne, że lekarze klasyfikowali tę chorobę jako epidemiczne delirium, epidemiczną schizofrenię, epidemiczny parkinsonizm, epidemiczne stwardnienie rozsiane, atypową wściekliznę, atypowe zapalenie istoty czarnej rdzenia itd.[...]
Ta wszystko niszcząca choroba oszczędzała zwykle tzw. wyższe czynności – inteligencję, wyobraźnię, osąd i humor. Tak więc ci pacjenci, którzy często bywali popchnięci do najodleglejszych i najdziwniejszych granic ludzkich możliwości, doznawali stanów szczodrej przenikliwości i zachowali zdolność do pamiętania, analizowania i testowania.”[1]

Dlatego też czytelnik nie musi obawiać się nudy, każdy z dwudziestu opisywanych przypadków jest znacząco inny. Inna jest historia pacjenta, inne są realia choroby, i inne są skutki działania l-dopy – zaraz, zaraz, chwileczkę, jakiej l-dopy!? Już wyjaśniam.
L-DOPA jest „cudownym lekiem” (a przynajmniej takim się z początku wydawała) uzupełniającym  poziom dopaminy w mózgach pacjentów (parkinsonizm polega częściowo właśnie na obniżeniu stopnia dopaminy w mózgu). Pierwszy raz l-dopę zastosował w 1967 roku dr Cotzias odnosząc gwałtowny sukces – w końcu dobre wieści rozchodzą się szybko, przynajmniej w medycynie. Jednak w przypadku pacjentów po śpiączkowym zapaleniu mózgu sprawa nie była tak jasna, jak w przypadku parkinsoników. Obydwie choroby się znacząco różnią i Sacks wahał się długo przed podjęciem decyzji, aż w 1969 roku rozpoczął leczenie swoich „uśpionych” pacjentów. Skutki okazały się całkowicie nieprzewidywalne. Posągi się poruszyły, a wulkany zaczęły buchać lawą na wszystkie strony. Nastąpiło gwałtowne przebudzenie.

Lecz nic nie przychodzi łatwo. Mózg człowieka jest niesamowicie złożoną siecią układów i wzajemnych powiązań, funkcjonujących w sposób do siebie równoległy. Tak skomplikowanego mechanizmu nie da się naprawić w prosty, liniowy sposób, za pomocą naoliwienia jednej zębatki – to tak nie działa. Sacks dobrze o tym wiedział. Cudowny lek to niestety mrzonka wynikła z nawyków i uczuć typu mistycznego.

„Obiektywizujemy i zmyślamy, chcemy, żeby medycyna była uważana za racjonalną naukę – same fakty, żadnych nonsensów – i taka właśnie nam się wydaje. Ale wystarczy dotknąć tej lśniącej okleiny, żeby rozwarła się szeroko, ukazując nam swoje korzenie i fundamenty, swoje ciemne stare serce metafizyki, mistycyzmu, magii i mitu. […]
Jest, oczywiście, zwykła medycyna, codzienna, nudna, prozaiczna, medycyna obciętego palca u nogi, ropni, zapaleń kaletki i czyraków. Ale wszyscy mamy nadzieję, że istnieje inny rodzaj medycyny, całkowicie odmienny: coś głębszego, starszego, niezwykłego, prawie świętego – medycyna, która przywróci nam nasze utracone zdrowie i samopoczucie. […]
Spędziliśmy nasze życie, szukając tego, co zgubiliśmy, i pewnego dnia, być może, nagle to odnajdziemy. I to będzie cud, stan szczęśliwości!”[2]

Chory nie zastanawia się czego dokładnie chce, co właściwie pragnie zmienić, on ma tylko nadzieję powrócić do dawnego stanu, do czasów gdy „wszystko było dobrze”. On nie marzy o tej czy innej rzeczy, on marzy o „ogólnym” wyzdrowieniu. A l-dopa niestety tak nie działa. Działanie tego leku poza całą gamą pozytywów, niesie ze sobą wiele efektów ubocznych (szczególnie u osób po śpiączkowym zapaleniu mózgu). W euforii chory nie dostrzega wad, cieszy się nowym życiem, cieszy się z możliwości dotykania liści, z przyjemności jaką daje śpiew, własnoręczne pisanie, szycie, a przede wszystkim czerpie radość z napawania się uczuciem wolności. Pacjent jest żywy – może wstać, chodzić, zajrzeć za okno, samemu umyć ręce, grać w karty, udać się do kolegi czy koleżanki z pokoju obok. Wydaje mu się, że może wszystko. Ale ta euforia mija. Raz trwa dłużej, a raz krócej, czasem są to dni, czasem miesiące, niekiedy lata, a niekiedy zaledwie godziny. Poza tym pogłębiają się efekty uboczne, poczucie nienasycenia (w dużym stopniu seksualnego, bardzo mocno wzbudzonego przez l-dopę) i braku. Ma na to wpływ oczywiście rygor szpitalny, niemal stałe zamknięcie w ciasnych pomieszczeniach i odgrodzenie od świata. Uczucie straconych lat (wszyscy przedstawiani pacjenci są po czterdziestce, a zwykle mają około sześćdziesiątki), niespełnienia i niestabilności (l-dopa powoduje skoki w zachowaniu i stanie psychicznym). Z tych wszystkich powodów kluczową rolę w ich „powrocie” odgrywa ponowne odnalezienie miejsca w świecie, odnalezienie spokoju i pogodzenie się ze swym losem.

Dlaczego tyle o tym piszę? Bo „Przebudzenia” nie są jedynie wykazem objawów przed/po leczeniu, a głęboką refleksją nad dzisiejszą medycyną i stopniem relacji lekarz-pacjent.

„Potrzebujemy, poza konwencjonalną medycyną, medycyny znacznie głębszej, opartej na najgłębszym zrozumieniu organizmu i życia.”[3]
„Dostrzegamy całkowitą nieadekwatność mechanicznej medycyny, zupełną nieodpowiedniość mechanicznego widzenia świata. Ci pacjenci są żywym dowodem przemawiającym za odrzuceniem mechanicznego myślenia, ponieważ są żywym przykładem myślenia biologicznego. Żywy wizerunek natury, wizerunek, który musimy dopasować do naszego obrazu przyrody, jest wyrzeźbiony w ich chorobie, zdrowiu, reakcjach. Pokazują nam oni, że przyroda jest wszędzie realna i żywa, a zatem nasze myślenie o niej musi być realne i żywe. Przypominają nam, że jesteśmy niedorozwinięci w mechanicznej fachowości, ale brakuje nam biologicznej inteligencji, intuicji i świadomości. I właśnie to przede wszystkim musimy odzyskać nie tylko w medycynie, ale również w całej nauce.”[4]

Tylko około połowa objętości książki poświęcona jest poszczególnym przypadkom, reszta to podsumowania, liczne dodatki i przypisy. Osobiście byłem bardzo rad z tego powodu. Sacks umie pisać znakomicie, porywająco oraz niesamowicie inteligentnie. Jego zmysł do analizy, wyciągania porównań i ogólnych wniosków jest niezaprzeczalny, i stanowi największą zaletę tej pozycji. Za jedyną wadę zaś można uznać jej dość specyficzny temat przewodni (chorobę, która praktycznie dziś nie występuje – ale która z pewnością kiedyś nadejdzie znowu). Jest to jednak przede wszystkim książka o człowieku, chorobie, medycynie; o zmaganiach z ciężkim losem; o tym jak ten los wpływa na ciało, umysł i odczuwanie świata; o poszukiwaniach cudownego remedium na najgorsze schorzenia; o zmianach jakie takie pozornie magiczne lekarstwo może spowodować; o nadziei, żalu, miłości.

Nie pozostaje mi nic innego jak z czystym sumieniem polecić książkę wszystkim osobom, które oczekują od tego typu literatury nie tylko „ciekawych” przypadków, niespotykanych schorzeń i sensacyjnych leków, ale które pragną oprócz tego poznać i zrozumieć całą istotę przedstawianego zagadnienia. Pierwszy typ czytelników może się nieco zawieść, drugi będzie wniebowzięty!
9/10



[1] Oliver Sacks, „Przebudzenia”, przeł. Piotr Jaśkowski, wyd. Zysk i S-Ka Wydawnictwo, Poznań, 2011, s. 45,50.
[2] Tamże, s. 57-58.
[3] Tamże, s. 287.
[4] Tamże, s. 281.

Szymku

  • Marynarz z Potiomkina
  • *****
  • Rejestracja: 04-02-2006
  • Wiadomości: 3 754
  • Reputacja: 74
Odp: Książki - jakie lubicie?
« Odpowiedź #710 dnia: Maja 11, 2012, 13:35:50 pm »
Jeśli chodzi o Dukaja to z każdą kolejną książką i rosnącym uznaniem krytyki traciłem serce do jego twórczości. Moim zdaniem pierwsze jego utwory były o kilka klas lepsze. Pisał je będąc nastolatkiem  (debiutował jako bodajże 13-14 letni chłopiec). Moje ulubione to Dies Irae, Zanim noc oraz Xavras Wyżryn.

POK

  • MIR
  • *****
  • Rejestracja: 03-10-2006
  • Wiadomości: 14 345
  • Reputacja: 171
Odp: Książki - jakie lubicie?
« Odpowiedź #711 dnia: Maja 11, 2012, 15:36:32 pm »
Jak czytałem pewien wywiad z Dukajem, to on wręcz jest zupełnie odmiennego zdania i nawet trochę się wstydzi pierwszych swoich książek. Twierdzi, że nie miał wtedy wypracowanego stylu.

Ale możliwe, że też skłaniałbym się do Twojej wersji. Ja czytałem do tej pory jeszcze tylko "Inne pieśni", które też tak sobie mi podeszły (choć bardziej niż "Lód"). Dam mu jednak jeszcze jedną szansę i sprawdzę "Perfekcyjną niedoskonałość". W końcu do trzech razy sztuka. Na razie i tak zrobię sobie małą przerwę od jego twórczości.

Szymku

  • Marynarz z Potiomkina
  • *****
  • Rejestracja: 04-02-2006
  • Wiadomości: 3 754
  • Reputacja: 74
Odp: Książki - jakie lubicie?
« Odpowiedź #712 dnia: Maja 11, 2012, 20:19:57 pm »
Jeśli nie czytałeś trzech podanych powyżej to polecam - wchodzą bez popity, a zarazem mile potrafią zaskoczyć warsztatem i nietuzinkowym stylem.
Dla mnie późniejsze utwory Dukaja są nieco przeintelektualizowane, przy czym nie mam tu na myśli złożoności fabuły czy poruszanej tematyki, a  raczej przeładowanie tekstu encyklopedycznym słownictwem. Bez leksykonu nie da się czytać.

s00s

  • Major Hermaszewski
  • *****
  • Rejestracja: 04-11-2007
  • Wiadomości: 10 368
  • Reputacja: 155
Odp: Książki - jakie lubicie?
« Odpowiedź #713 dnia: Maja 11, 2012, 23:36:31 pm »
dzisiaj skończyłem trzeci tom "pana lodowego ogrodu". książkę polecam osobom nawet niewkręconym w klimaty fantasy, zajebiście dobrze się czyta. szkoda tylko, że

Spoiler (kliknij, by wyświetlić/ukryć)

teraz biorę się za "gdzie wasze ciała porzucone" p.j. farmera. podobno petarda.
« Ostatnia zmiana: Maja 12, 2012, 02:10:06 am wysłana przez s00s »

Szymku

  • Marynarz z Potiomkina
  • *****
  • Rejestracja: 04-02-2006
  • Wiadomości: 3 754
  • Reputacja: 74
Odp: Książki - jakie lubicie?
« Odpowiedź #714 dnia: Maja 12, 2012, 00:06:38 am »
"gdzie wasze ciała porzucone" p.j. farmera

Ha, czytałem to jeszcze w odcinkach w Fantastyce - faktycznie rewelacja.

POK

  • MIR
  • *****
  • Rejestracja: 03-10-2006
  • Wiadomości: 14 345
  • Reputacja: 171
Odp: Książki - jakie lubicie?
« Odpowiedź #715 dnia: Maja 12, 2012, 13:15:29 pm »
Dzisiaj narysujemy śmierć (Wojciech Tochman)
Do uszu dobiega ledwo słyszalny, przykryty echem metalicznych szumów, głos speakera:

„1. Każdy Hutu powinien wiedzieć, że kobieta Tutsi, gdziekolwiek jest, pracuje dla interesów ludu Tutsi. Dlatego będzie uznany za zdrajcę każdy Hutu, który: a) poślubia kobietę Tutsi; b) przyjaźni się z kobietą Tutsi; c) zatrudnia kobietę Tutsi jako sekretarkę lub konkubinę.”*

Książka Tochmana patrzyła na mnie przez kilka miesięcy zza witryny zanim w końcu po nią sięgnąłem. Okładka z daleka wydawała mi się dziwna i niezrozumiała, a nawet nieco brzydka – barwny obrazek pośrodku zbyt jaskrawo kontrastuje z ciemnym tłem. Dopiero gdy wziąłem książkę do ręki ujrzałem ramę od obrazu i wpatrzoną postać stojącą z boku. To mnie zaintrygowało. Lecz by dobrze zrozumieć znaczenie okładki musiałem przeczytać całą książkę.

„2. Każdy Hutu powinien wiedzieć, że nasze córki Hutu są właściwsze i bardziej sumienne w zadaniach kobiety, żony i matki rodziny. Czyż nie są one piękne i szczere?”

Osiemnaście lat temu doszło w Rwandzie (małym lecz gęsto zaludnionym afrykańskim kraju) do ludobójstwa na skale niewyobrażalną. W ciągu zaledwie kilku miesięcy wyrżnięto za pomocą maczet, pałek z gwoździami, kul i innych metod około 10% populacji kraju (lub milion osób – jak kto woli). I to wyrżnięto w niezwykle brutalny sposób. Nie oszczędzano ani kobiet, ani dzieci, ani niemowląt. Była to próba natychmiastowej eksterminacji całej „wrogiej” klasy. Tak jak hitlerowcy tępili żydów, komuniści opozycję i burżuazję, tak Hutu obrali za cel wybicie wszystkich Tutsi. Zresztą wszystkie te zbrodnie mają wiele cech wspólnych.

„3. Kobiety Hutu, bądźcie czujne i starajcie się przeciągnąć swoich mężów, braci i synów na właściwą drogę.”

Pojedynczy człowiek nie odgrywał żadnego znaczenia, liczył się tylko cel, pozbawiona litości idea, wyrosła na propagandzie, nienawiści, uprzedzeniach i żądzy. Żądzy krwi i żądzy użycia sobie na bezbronnym kobiecym ciele. Bo kobieta Tutsi miała wtedy najgorzej. Ładne dziewczyny były wielokrotnie gwałcone, poniewierane, traktowane jako „mięso”, jako kawałek ciała, z którym można zrobić wszystko, na co ma się ochotę. Wszystkie skrywane pragnienia i nawarstwiona złość mogły się wreszcie uwolnić. Był to czas, w którym amok zawładnął ludem. Instynkty wzięły górę.

„4. Każdy Hutu powinien wiedzieć, że każdy Tutsi jest nieuczciwy w interesach. Jego jedynym celem jest władza dla jego ludu. Dlatego będzie uznany za zdrajcę każdy Hutu, który: a) zakłada spółkę z Tutsi; b) inwestuje swoje albo rządowe pieniądze w przedsięwzięcie Tutsi; c) pożycza pieniądze Tutsi albo pożycza od niego; d) sprzyja Tutsi w interesach.”

A co na to wszystko żony oprawców? Kobiety Hutu wręcz przyzwalały na gwałty. Zdzierały ubrania z nieszczęsnych dziewczyn Tutsi, by dzielni mężczyźni Hutu mogli wreszcie sobie ulżyć. Tyle razy chcieli zasmakować niedostępnego ciała, to niech mają, niech napchają się nim ile wlezie. Bo później już go nie będzie.
Ale dotyczyło to tylko ładnych kobiet, bo brzydkie...

„5. Wszystkie strategiczne pozycje, polityczne, administracyjne, ekonomiczne, wojskowe i policyjne powinny być w rękach Hutu.”

Oczywiste jest, że ktoś stał za tą całą operacją, że ktoś wydał rozkazy, polecenia, że ktoś zamówił te 581 tysięcy maczet i innego uzbrojenia. I wiedział dobrze do czego to doprowadzi. Wiedział, że ulice będą gęste od gnijących trupów, że skala cierpień nie będzie mieć granic. A jednak. Wyrok zapadł. I lud nie wykazał oporu.

„6. Sektor edukacyjny musi być w większości Hutu.”

Tocham stawia nas w pozycji odbiorcy. Reportera takiego jak on sam. Czasem pyta, czasem czuć ukryte pod powierzchnią tekstu wnioski jakie wyciągnął, ale przede wszystkim – przedstawia. Przedstawia dzieje zwykłych osób, to Tutsi, to Hutu. Ten opowiada jak ocalił się spod zwału trupów, a tamten, że zabił za pomocą pałki osiem osób. Ta opowiada, że została zarażona wirusem HIV, a tamta, że jej mąż został skazany na piętnaście lat, bo nie przyznał się do winy.

„7. Armia Rwandy powinna składać się wyłącznie z Hutu.”

Może i odpowiedniejszym tytułem byłby „Dzisiaj narysujemy mord”. Bo śmierć może być różna. Można umrzeć ze starości, czy na raka. A zamordowanym można być tylko przez drugiego człowieka. Książka nie jest jednak prostym opisem poszczególnych rzezi i gwałtów. Przez tekst przewija się coś więcej – uświadomienie tragedii jaka spotkała daleki afrykański naród, a która nie jest wcale niczym naprawdę nowym. Tragedii wyrosłej na podziałach. Rasowych i społecznych.

„8. Hutu nie powinien dłużej litować się nad Tutsi.”

Reportaż jest tak sugestywny, że podczas lektury czytelnik może poczuć się w roli anonimowego świadka. Mnie osobiście po kilkudziesięciu stronach zaczęła boleć głowa. Ale czytałem dalej. Czytałem i co jakiś czas zadawałem sobie pytanie – Jak sam bym się zachował w takich okolicznościach? Czy bym stchórzył? Czy może bym pomógł? Po której stronie bym się opowiedział? Mam pewne nadzieje, ale nie wiem. Leżę wygodnie na kanapie i czytam. Jestem obserwatorem. Odbiorcą. Mogę myśleć, rozważać, lecz chyba nie mam prawa oceniać.

„9. Hutu, gdziekolwiek są, muszą działać zjednoczeni i solidarni, i mieć na uwadze losy ich braci Hutu.”

Jest to książka, którą trudno polecić. Książka niezwykle ciężka. Lecz jej ciężar nie wynika z rozmiarów, bo ma zaledwie 150 stron (można ją przeczytać w jeden wieczór, tak jak ja to uczyniłem). Ale jej treść potrafi przygnieść duszę. Tochman użył skondensowanej formy. Napisał akurat tyle, ile potrzeba – a to rzadko spotykana cecha.. Idealnie rozważył proporcje i przekazał dokładnie to, co zamierzał. Narysował piórem obraz tragedii człowieka, tragedii narodu, i tragedii świata. Bo najważniejsze słowa nigdy nie są wypowiadane wprost. I Tochman dobrze o tym wiedział.

„10. Rewolucja Społeczna roku 1959, Referendum roku 1961 i Ideologia Hutu muszą być nauczane wszystkim Hutu na każdym poziomie. Każdy Hutu musi głosić wszędzie tę wiedzę.”

Odbiornik radiowy cichnie...
9+/10


* Wszystkie zamieszczone tutaj 10 przykazań Hutu zaczerpnąłem z Wikipedii: http://pl.wikipedia.org/wiki/Ludob%C3%B3jstwo_w_Rwandzie

s00s

  • Major Hermaszewski
  • *****
  • Rejestracja: 04-11-2007
  • Wiadomości: 10 368
  • Reputacja: 155
Odp: Książki - jakie lubicie?
« Odpowiedź #716 dnia: Maja 15, 2012, 01:21:22 am »
teraz biorę się za "gdzie wasze ciała porzucone" p.j. farmera. podobno petarda.

no i przeczytałem. na pewno książka warta polecenia, ale po super recenzjach spodziewałem się czegoś lepszego, może po prostu liczyłem na inne klimaty. z drugiej strony, wkręciłem się w "świat rzeki" i chyba sięgnę po "najwspanialszy parostatek" oraz "mroczny wzór".

teraz chyba zacznę "stan wyczerpania" g. egana. po "mieście permutacji" jestem mega pozytywnie nastawiony i mam nadzieję się nie rozczarować :)

POK

  • MIR
  • *****
  • Rejestracja: 03-10-2006
  • Wiadomości: 14 345
  • Reputacja: 171
Odp: Książki - jakie lubicie?
« Odpowiedź #717 dnia: Maja 30, 2012, 00:13:14 am »
Historia Boga: 4000 lat dziejów Boga w judaizmie, chrześcijaństwie i islamie (Karen Armstrong)
Jak sam nazwa wskazuje, książka przedstawia w sposób chronologiczny losy Boga w trzech głównych religiach (ale znajdzie się tu też trochę miejsca dla buddyzmu i hinduizmu). Pokazuje jak zmieniały się z czasem dogmaty, tradycje i sam obraz Stwórcy. Treść książki jest mocno filozoficzna i autorka często szczegółowo objaśnia punkt widzenia danego myśliciela czy teologa. Mi najbardziej podobało się pierwsze i ostatnie 100 stron (całość ma 400). Prawdę mówiąc spór mistycy kontra racjonaliści niespecjalnie mnie absorbował. Wolałbym chyba więcej historii dziejów, niż historii pojęć. Mimo wszystko jest to pozycja godna uwagi, bo trudno o lekturę bardziej konkretną i obszerną w czystą treść, jeśli chodzi o taką tematykę. Nie spodoba się jednak osobom, którym niedobrze się robi na samą myśl o filozoficznych (czy tym bardziej metafizycznych) spekulacjach.
7/10

Metro 2033 (Dmitry Glukhovsky)
Metro 2033 z jednej strony zachwyca świetną koncepcją, a z drugiej razi słabym wykonaniem. Postacie nie są autentyczne (główny bohater jest zupełnie nieprzekonujący), dużo rzeczy wydaje się być dorzucone na siłę, a wtrącane co jakiś czas długie pseudofilozoficzne rozważania psują mocno odbiór całości. Pomysł był naprawdę super, lecz nie wszystko wyszło do końca udanie (miałem  wrażenie jakby książka była pisana na szybko, bez wielkiej refleksji nad kolejnymi postaciami czy zdarzeniami). Zdecydowanie też bardziej podobała mi się druga połowa książki. Zacząłem się powoli przekonywać do wizji autora, i mimo narzekań nie mogę powiedzieć, że jest to zła lektura, bo summa summarum nieźle się ją czyta. Oczekiwałem czegoś lepszego, a dostałem tylko dość dobrą powieść osadzoną w post-apokaliptycznym świecie.
7-/10

Pasja życia (Irving Stone)
Stone opisał życie van Gogha z wielką pasją. Nie kunsztem, a właśnie pasją. Wczuwa się w bohatera, stawia w wielu trudnych sytuacjach, ukazuje myśli, sposób postępowania i postrzegania świata przez malarza, który stale musiał się borykać z trudnościami losu i odtrąceniem społecznym. Jest to trochę smutna opowieść o człowieku, mającym zdobyć uznanie dopiero po śmierci. Bardzo pouczająca opowieść należy dodać. Warto przeczytać.
8/10

Steve Jobs (Walter Isaacson)
Steve Jobs zmarł 5 października 2011 w wieku 56 lat, zaś jego biografia ukazała się zaledwie kilkanaście dni później – podobno na śmierci zarabia się najłatwiej. W tym przypadku jednak sprawa wyglądała nieco inaczej. Walter Isaacson nie jest typem pisarza łaknącego sensacji i szybkiego zarobku na cudzym nieszczęściu. Prośba o napisanie biografii wyszła od samego Jobsa. Lecz za pierwszym razem Isaacson odmówił. Tymczasem choroba Steve'a stale się pogłębiała i w 2009 roku Walter dał się wreszcie przekonać do współpracy.

Jobs chciał przede wszystkim, aby jego wizerunek był w książce szczery i prawdziwy. Nie namawiał  Isaacsona do „ugrzecznienia” treści, czy przedstawiania siebie w lepszym świetle. Co ciekawe, założyciel Apple zdawał sobie nawet sprawę, że wiele rzeczy w tej biografii mu się nie spodoba, nie zamierzał jednak ani ingerować w treść, ani nawet czytać jej fragmentów. Miał zamiar pokazać potomnym jak rzeczywiście wyglądały jego losy, losy pełne wzlotów i upadków.

Już od najwcześniejszych lat życie Steve'a toczyło się w nieco niestandardowy sposób. Biologiczni rodzice zaraz po urodzeniu oddali go do adopcji w ręce Paula i Clary Jobsów – prostej rodziny z klasy średniej. Przybrani rodzice szybko zdali sobie sprawę z wyjątkowości i inteligencji chłopca, której oni sami nie byli w stanie sprostać. Mimo to Paul Jobs, który był mechanikiem i stolarzem wniósł spory wkład  w późniejszy światopogląd Steve'a, ucząc go dokładności i pokazując jak działają proste elektroniczne układy.

Z młodego chłopca szybko wyrósł zdolny i pomysłowy wizjoner, nieznoszący sprzeciwu i chcący zawsze postawić na swoim. Ledwo skończył dwadzieścia lat, a już założył we współpracy ze Stevem Wozniakiem swoją pierwszą firmę – Apple. Od tego czasu historia Jobsa kręci się stale wokół branżowych zmagań i można by nieraz pomyśleć, że on sam spychany jest na dalszy plan, bo centrum wszystkiego zaczyna stanowić Apple. Jest to właściwie biografia w biografii. Biografia wielkiej firmy w biografii wielkiego człowieka.

Jedną z dużych zalet książki jest ukazanie od środka i ze szczegółami, jak wygląda zarządzanie dużym przedsiębiorstwem. Jak podejmowane są decyzje, kto ma ostatnie słowo, jakie emocje towarzyszą poszczególnym decyzjom i jak wielki, a nieraz nieoczekiwany wpływ ma to wszystko na końcowy produkt. Można wynieść stąd sporą porcję wiedzy o tym jak zarządzać, a także o tym, jak nie zarządzać. Życie założyciela Apple nie było ciągłym pasmem sukcesów, a raczej przypominało rajd kolejką górską. Toczyło się od spektakularnych zwycięstw, do równie spektakularnych porażek.

Muszę przyznać, że przed przeczytaniem książki miałem przed sobą bardzo rozmyty obraz Steve'a Jobsa. Wiedziałem kim był, co osiągnął, jak wyglądał, ale nie miałem pojęcia czym się interesował i jak się zachowywał. Postrzegałem go jako osobę bystrą, charyzmatyczną, racjonalną i zrównoważoną. Nie miałem pojęcia, że Jobs był weganinem i ogromnie cenił sobie hinduizm oraz buddyzm zen. Nie miałem też pojęcia, że wielokrotnie zachowywał się jak zwykły palant i dupek, parkował samochód w miejscach przeznaczonych dla inwalidów, często krzyczał, przeklinał i wyładowywał swą złość na innych. Nie wiedziałem że postrzegał świat wyłącznie w kolorach czerni i bieli (nie dosłownie oczywiście), widział rzeczy albo jako zupełny syf, albo jako najdoskonalszy twór ludzkiej wynalazczości.

Mimo pewnych ciężkich rys charakteru, nie można mu odmówić siły, samozaparcia, a także udanej realizacji niełatwego pomysłu, jakim było połączenie technologii ze sztuką, prostoty z funkcjonalnością. To w dużej mierze za jego sprawą rozwój techniczny przybrał taki, a nie inny kierunek. Jobs był niewątpliwie wielką osobowością i wielkim wizjonerem, a że posiadał wiele wad, to już inna sprawa.

Warto przeczytać napisaną przez Isaacsona biografię z trzech powodów. Po pierwsze dlatego, że przedstawia życie wyjątkowego i nietuzinkowego człowieka jakim był Steve Jobs. Po drugie, ponieważ zaznajamia nas historią Apple, ukazując zawiły sposób zarządzania i podejmowania decyzji w firmach tego typu. Po trzecie dlatego, że zwyczajnie dobrze się ją czyta. A to jest chyba kluczowy argument przy wyborze książki.
Nie mogę zatem zrobić nic innego jak tylko polecić tę pozycję wszystkim, którzy choć odrobinę interesują się historią multimediów i komputerów osobistych, a także historią osób, których wysiłki przyczyniły się do stworzenia współczesnego obrazu świata. A Steve Jobs był niewątpliwie jedną z takich osób.
8-/10

jay jay

  • Marynarz z Potiomkina
  • *****
  • Rejestracja: 25-03-2005
  • Wiadomości: 4 740
  • Reputacja: 18
  • Terror of unexpleainable
Odp: Książki - jakie lubicie?
« Odpowiedź #718 dnia: Czerwca 03, 2012, 23:12:07 pm »
Ma ktoś konto na goodreads.com??

Mój nick to jayjayPL
''Don't take advice from anyone'' - Robert Altman.


mowafilmowa.wordpress.com
magivanga.wordpress.com
booklips.pl

POK

  • MIR
  • *****
  • Rejestracja: 03-10-2006
  • Wiadomości: 14 345
  • Reputacja: 171
Odp: Książki - jakie lubicie?
« Odpowiedź #719 dnia: Lipca 02, 2012, 21:08:28 pm »
Dama kameliowa (Aleksander Dumas (syn))
Wzruszająca historia miłosna z cyklu - to nie może się udać. Wszystko podane w sosie przyrządzonym z francuskiej arystokracji. Mi się podobało. Klasyka w dobrym stylu.
8-/10

Rzeka genów (Richard Dawkins)
Dawkins dał radę. Na największą uwagę zasługuje świetny styl, łączący zrozumiałość ze szczegółowymi opisami.
8+/10

W Azji (Tiziano Terzani)
Ciekawy przekrój reportaży z całej wschodniej Azji, obejmujący ostatnie ćwierćwiecze XX wieku. Najbardziej podobały mi się te dotyczące Japonii, ale wszystkie nieźle obrazują nastroje panujące akurat w omawianej kulturze i przemiany jakim została poddana.
8/10

Wielki projekt (Stephen Hawking, Leonard Mlodinow)
Bardzo dobrze napisana książka popularnonaukowa. Niestety ma dwie wady. Po pierwsze jest trochę za krótka. Po drugie, wyjaśnienie i opis samej M-teorii są zbyt mało precyzyjne i dokładne. Przydałoby się jednak coś więcej.
7+/10