Ciekawy koncept. Widać poszedłeś w bardziej fatalistyczną wizję książek w przyszłości, zamieniając je w używkę. Pasuje mi to jakoś do Dick'a.
Dzięki za cynk do konkursów, rozejrzę się za czymś ciekawym.
Jak już jesteśmy w temacie własnych wypocin - zamieszczam opowiadanie mojego autorstwa. Zatytułowałem je "Tak łatwo zapomnieć" i napisałem je jakieś 1,5 miesiąca temu w przypływie nagłej i niepohamowanej inspiracji.
TAK ŁATWO ZAPOMNIEĆWinda powoli sunęła na przedostatnie piętro niewielkiego wieżowca. Ciepło panujące wewnątrz tej metalowej klatki stanowiło wielką ulgę dla zmarzniętych dłoni Piotrka, który przez pośpiech zapomniał zabrać ze sobą rękawiczek. Postawił siatkę pomiędzy nogami tak, aby się nie wywróciła i z zapałem zaczął pocierać o siebie dłonie i chuchać w nie ciepłym powietrzem z ust.
- Ty to kiedyś głowy zapomnisz - powiedział Szymon, jego starszy brat. Nie mógł powstrzymać uśmiechu, który wkradał się na jego usta.
Zapominalski spojrzał na niego spode łba i kontynuował tarcie dłoni z zawziętością, jak gdyby pragnął w ten sposób wzniecić ogień.
- Na pewno mamy wszystko? - spytał Szymon, wskazując na reklamówkę ściśniętą pomiędzy stopami Piotrka.
- Na pewno - odparł lekko zirytowany.
Na panelu sterowania wyświetliła się dziewiątka i winda stanęła w miejscu. Stojący przy wyjściu Szymon pchnął ciężkie drzwi i przytrzymał je dla swojego młodszego brata.
- Nie zapomnij siatki bracie - rzucił Szymon w pełni zdając sobie sprawę z tego, że każdą taką zaczepką coraz to bardziej rozdrażnia Piotrka. Uwielbiał to robić i nie przepuściłby żadnej okazji, aby go nieco podenerwować.
- Dajże już spokój - odparł tamten, chwytając reklamówkę z prezentami w zmarznięte palce, po czym wyszedł z windy.
Obaj bracia ruszyli długim korytarzem, po którego bokach znajdowały się wejścia do mieszkań. Wszystko spowite było w półmroku, a jedynym źródłem światła było zabrudzone okno po przeciwnej stronie holu. W pogodny dzień widać było z niego park znajdujący się nieopodal, ale teraz widok przesłaniała wszechogarniająca biel śnieżycy.
Bracia dotarli do drzwi po prawej oznaczonych numerem 35 i Szymon zapukał w nie w charakterystyczny sposób, stukając opuszkami palców w ruchu przypominającym falę ? od małego palca, aż po kciuk. Gdy dokonał tego trzy razy, odczekali chwilę i drzwi stanęły otworem.
- Cześć babciu - rzekli chórem Szymon i Piotrek.
- Cześć, no wchodźcie, wchodźcie - powiedziała babcia, nawołując ich ręką do środka i zamykając za nimi drzwi ? jak wyście szli przez tą zamieć?
- E tam, trochę zawiewa. Nic takiego - odparł Szymon i ucałował babcię w policzek i wręczył jej kwiaty, które uprzednio odwinął ze szczelnego opakowania. Chwilę później babcię ucałował Piotrek.
- Chłopcy, rozbierajcie się i wchodźcie. Zaraz przyniosę zupę i się zagrzejecie.
Z przedpokoju weszli do mieszczącego się tuż obok pokoju gościnnego, rozświetlanego wyłącznie przez biel obecną za oknem, co w zupełności wystarczyło, aby w pomieszczeniu było całkiem jasno. W kącie pokoju stał telewizor, który nadawał jakiś film. Przy okrągłym stole siedział dziadek, który podniósł wzrok znad gazety, po czym wstał i przywitał się z obydwoma braćmi ściskając im dłonie.
- Cześć młodzieży. Zimno tam, co?
- Bywało gorzej. W końcu musiało trochę posypać - odezwał się Piotrek, na co Szymon pokiwał głową - zaraz wracam, dobra? Muszę sobie wsadzić ręce pod kran.
- A co, szedłeś bez rękawiczek? - spytał zaskoczony dziadek.
- Tak, no zapomniałem - powiedział Piotrek kierując się do łazienki po drugiej stronie przedpokoju.
Ciepła woda ulżyła jego dłoniom i sprawiła, że znów był w stanie zginać palce. Wrócił do pokoju, klepnął odwróconego do niego plecami Szymona w ramię, po czym rozdzielili między siebie prezenty dla babci i dziadka. Widząc to dziadek zawołał:
- Babciu chodź tu szybko!
- Już idę! - zawołała babcia i wszelkie stuki naczyń, które dało się wcześniej słyszeć z kuchni nagle ucichły. Babcia z malującą się na jej twarzy radością prawie wbiegła do pokoju, wycierając sobie jeszcze dłonie w fartuch, po czym zdjęła go i położyła na półce przy drzwiach.
Szymon z Piotrem wcześniej ustalili, że złożą życzenia wspólnie obydwojgu dziadkom, gdyż nie lubili się rozdrabniać, a każdy i tak zawsze składał podobne życzenia. Stanęli we dwoje naprzeciwko babci i dziadka, i składanie życzeń rozpoczął Szymon.
- Chcieliśmy wam życzyć wszystkiego najlepszego z okazji Dnia Babci i Dziadka. Zdrowia, szczęścia, radości, i żeby się Wam dobrze powodziło - tutaj przerwał i dalej kontynuował Piotrek ? i żebyś dziadku doczekał się wreszcie wygranej naszej reprezentacji (tutaj dziadek machnął ręką), a żeby ciebie babciu dziadek zabrał gdzieś w daleką podróż.
- Tego to już chyba się nie doczekam - powiedziała babcia pół żartem - no dziękujemy Wam kochaniutcy.
Wszyscy wymienili uściski i całusy (w przypadku dziadka były to dotknięcia policzków. Zawsze mówił, że tak robią politycy, mając chyba na myśli zwyczaje sprzed wielu dekad). Babcia bardzo ucieszyła się z szeroko promowanej w mediach książki kucharskiej, za to dziadek z uznaniem przyjął książkę traktującą o II Wojnie Światowej. Każde z nich otrzymało dodatkowo zestaw kosmetyków, co nie było dla nich zaskoczeniem, zważywszy na to, że co roku otrzymywali je od swoich jedynych wnuków. Po krótkiej ceremonii wręczenia podarunków chłopcy pomogli babci zastawić stół jedzeniem, a następnie wszyscy przystąpili do spożywania obiadu, który smakował wspaniale w ten mroźny dzień. Posiłki przygotowywane przez babcie od zawsze były przepyszne, ale chłopcy mieli wrażenie, że w ten dzień pobiła samą siebie.
Podczas gdy za oknem szalała śnieżna wichura, która nieustannie rzucała o szybę niezliczoną ilością białych płatków, oni rozgrzewali się dobrze przyprawionym rosołem, po którym przystąpili do drugiego dania składającego się z tradycyjnego już kotleta, ziemniaków, kluseczek, surówki i zakonserwowanych warzyw, które babcia wyciągnęła ze swoich bogatych zapasów specjalnie na tę okazję. Pomiędzy kęsami towarzystwo wymieniało krótkie zdania dotyczące pogody i innych nieistotnych rzeczy.
Po skończeniu głównych dań przyszła pora na deser. Stół zastawiono kilkoma rodzajami ciast, czekoladkami i kruchymi ciastkami, które musiały poczekać na swą kolej w trasie do żołądków, ponieważ wszyscy czuli się syci po spożyciu jakże obfitego obiadu.
Przy stole rozpoczęły się rozmowy o aktualnych sprawach, a w tle przygrywała muzyka dochodząca z telewizora ustawionego na powtórkę jakiegoś festiwalu muzycznego. Dziadek pytał Piotrka o nadchodzący egzamin gimnazjalny, a Szymona o maturę, która miała nadejść dla niego dopiero w przyszłym roku, o czym Szymon delikatnie przypomniał dziadkowi.
W pewnym momencie Piotrek poczuł potrzebę rozprostowania kości i żołądka. Wstał więc od stołu.
- Trzeba się poruszać po tym wszystkim - powiedział i podszedł do okna rozciągającego się na szerokość prawie całej ściany.
Lubił spoglądać na widok rozpościerający się za oknem w mieszkaniu dziadków. W sąsiedztwie nie było niczego, co zakłócałoby obraz, ponieważ mieszkanie położone było na jednym z wyższych pięter najwyższego bloku
w ich raczej niewielkim mieście. Gdyby znajdowali się pięć pięter niżej pejzaż składałby się wyłącznie z szarego i odrapanego bloku znajdującego się tuż obok. Jednak na tej wysokości ten zaniedbany budynek jawił się jedynie jako leżący poniżej dach, będący jednym z wielu jemu podobnych. Sam widok nie należał do tych, które drukuje się na pocztówkach, ale posiadał swój niewątpliwy urok. Piotrek najbardziej cenił w nim to, że pozwalał mu spojrzeć z zupełnie innej perspektywy na otoczenie tak dobrze mu znane, a które z dziewiątego piętra nabierało zupełnie innego wyrazu. Patrząc tak z góry na gęsto skupione domy, blokowiska, park wychodzący z lewej krawędzi okna, ulice wypełnione przejeżdżającymi samochodami, czy na wieże dwóch kościołów majaczące
w oddali, miało się wrażenie, że przestało się być uczestnikiem życia,
a zamieniło się wyłącznie w jego biernego obserwatora, nietykalnego przez cały ten zgiełk. Inną przyczyną przyciągającą Piotrka do tego okna, bardziej prozaiczną i pasującą do chłopaka w wieku nastoletnim, była dziewczyna. Jej dwupiętrowy dom widoczny był z tego miejsca jako niewielki punkcik na horyzoncie, ale pomimo tego często tam spoglądał mając nadzieję ją tam dostrzec.
Ponieważ Piotr tak mocno upodobał sobie tę scenerię, zaznał nie lada zawodu, gdy odchodząc od stołu i spoglądając przez szybę mógł ledwo rozpoznać najbliższe otoczenie. Reszta rzeczywistości zdawała się być przesłonięta przez białe prześcieradło śniegu. Szalejąca śnieżyca biła w ściany bloku zmuszając okna i cegły do intensywnej pracy mającej na celu ochronę wszystkich obecnych wewnątrz, a towarzyszące temu wycie wiatru sprawiało, iż człowieka ogarniał niepokój.
Z chwilowego zamyślenia Piotrka wyrwała babcia.
- A jak się mają twoje sprawy sercowe Piotrku? - spytała pełna nadziei
i mrugnęła do niego okiem. Nie słyszał, iż chwilę wcześniej o to samo wypytywała jego brata - jakaś dziewczyna na horyzoncie?
Myśl, że babcia była tak blisko prawdy rozbawiła go.
- Póki co żadnej nie ma - odpowiedział wzruszając ramionami.
- Tak całkiem żadnej? - dopytała mrużąc oczy w niedowierzaniu.
Po krótkiej pauzie odpowiedział z ociąganiem.
- Jest taka Kasia...widujemy się raz za czas.
- No i co, będzie coś z tego?
- Nic z tego nie będzie, bo Piotrek się boi powiedzieć jej co i jak - wtrącił Szymon - a nie?
- Ty się lepiej zajmuj tą swoją Elą - odburknął mu Piotrek i wrócił do stołu.
Babcia zadała jeszcze kilka zaczepnych pytań, ale dała sobie spokój widząc, że nic więcej z wnuka nie wyciągnie. Nie spotkała się z odmową, gdy zachęciła chłopców do spróbowania ciasta. Wprawdzie ich brzuchy nadal były pełne, to chwila odpoczynku dodała im sił na skosztowanie kusząco prezentujących się wypieków.
Gdy ze smakiem wcinali mazurka dziadek wyciągnął z kieszeni
w spodniach pilot telewizyjny i pogłośnił odbiornik o kilka tonów. Teraz muzyka, wcześniej ledwo słyszalna, rozbrzmiała w pokoju zagłuszając w pełni szum wiatru wijącego się na zewnątrz.
- Uwielbiam tą piosenkę - powiedział dziadek z tęsknotą w głosie - coś pięknego.
Wszyscy zwrócili się w stronę telewizora, na którego ekranie swą balladę śpiewała kobieta o jasnym odcieniu włosów. Trudno dokładnie określić jakiego były koloru, gdyż program był czarno-biały. Jej głos był tak cudowny, że aż przenikał skórę i wędrował po całym ciele Piotrka. Miał ciarki na rękach, choć zdał sobie z tego sprawę dopiero gdy piosenka się skończyła, a dziadek wyłączył telewizor. Pierwszy odezwał się Szymon, gustujący w tego rodzaju muzyce z dawnych lat.
- To była Anna German, prawda?
- Tak - odpowiedział dziadek - Byliśmy kiedyś na jej koncercie razem
z babcią - dopowiedział uśmiechając się do swojej żony.
- Byliśmy wtedy na wczasach we Władysławowie. Koncert odbywał się w Sopocie, więc wybraliśmy się tam na jeden dzień - wspominała babcia ze wzrokiem utkwionym gdzieś w obrus.
- To był najlepszy koncert, na jakim byłem. Gdybyście tylko słyszeli ją na żywo, coś niesamowitego.
- Wasz dziadek tak się w nią wpatrywał, że aż cała dygotałam ze złości - powiedziała babcia i demonstracyjnie lekko zatrzęsła głową - ale tak, było w tym coś magicznego.
Pod wpływem opowieści babci i dziadka w głowie Piotrka pojawił się pomysł.
- To słuchajcie - rzekł z zapałem w oczach - w Internecie można teraz znaleźć wszystko, więc moglibyście przyjść kiedyś do nas i obejrzelibyście sobie któryś z jej koncertów. Może nawet ten, na którym byliście!
Nagle w pokoju zapadła cisza, nieznacznie tylko zakłócana przez szum wiatru. Cała trójka - Szymon, babcia i dziadek - patrzyła na niego z niedowierzaniem. Piotrek poczuł się zbity z tropu i bał się cokolwiek powiedzieć. Powoli zaczęło do niego docierać, że chyba walnął jakieś głupstwo. Nie wiedział tylko jakie, ale uświadomiła mu to babcia tłumacząc powoli.
- Piotrusiu, przecież wiesz, że dziadek nie żyje i nigdzie nie może wychodzić, prawda?
Piotrek poczuł, jak krew napływa mu do twarzy zalewając ją całą rumieńcem. Jeszcze nigdy wcześniej nie było mu tak wstyd, jak właśnie w tej chwili. Spuścił wzrok, ale zdążył jeszcze dostrzec brata kręcącego głową i wydychającego ciężko powietrze. Pewnie będzie się ze mnie nabijał w drodze powrotnej, pomyślał Piotrek. Poczuł na ręce dotyk i spojrzał ponad stół. To była babcia, spoglądająca na niego troskliwie.
- Byliśmy na pogrzebie dwa tygodnie temu, nie pamiętasz?
- Nie no, pamiętam... - odpowiedział nieśmiało i niepewnie, bo wspomnienie to dopiero teraz zaczęło napływać gdzieś z oddali.
- Nie było tak strasznej pogody jak dziś, ale też nas nieźle zasypało. To był pierwszy prawdziwie zimowy dzień w tym roku - tłumaczyła dalej babcia, podczas gdy dziadek kiwał głową w zgodzie i popijał herbatę.
Wizja tamtego dnia nabierała już wyraźniejszych kształtów w wyobraźni Piotrka, który dziwił się sobie za tak wielki nietakt, jakiego się dopuścił. Jak mógł zapomnieć? Chcąc się stąd wyrwać, choćby na chwilę, odszedł od stołu i poszedł do łazienki, gdzie na sznurkach u sufitu suszyły się ubrania. Wśród wielu z nich Piotrek spostrzegł damskie ciuchy wykonane z czarnego materiału. Domyślił się, że zostały zakupione przez babcię na czas żałoby.
Zrezygnowany usiadł na zamkniętej ubikacji i schował głowę w rękach, nie mogąc uwierzyć swej głupocie. Siedząc tak w pewnym momencie usłyszał głośny świst wiatru dobywający się z szybu wentylacyjnego. Mroźne powietrze przeszyło go dreszczem, a gdy spojrzał w górę zobaczył śnieg wpadający przez kratkę tuż pod sufitem. Wyciągnął dłoń, aby go złapać. Spodziewał się poczuć chłód, ale białe drobinki nie przyniosły go wcale. Potarłszy je w palcach spostrzegł, że to wcale nie płatki śniegu trzyma w dłoni. Był to popiół, który z każdą sekundą coraz gęściej zakrywał powierzchnię świata.
KONIEC