Czyj to bełkot?
Gratuluję, właśnie podtarłeś sobie tyłek przysięgą Hipokratesa <ok>
Brzmi jak słowa jednego z tych ziomów od jezusa. Nieważne zresztą. Wiem, że takie coś jest, że lekarz składa przysięgę, co nadal nie odpowiada na moje pytanie, mianowicie - czemu tak jest? Czemu obrońcy życia za wszelką cenę nie dopuszczają do siebie myśli, że ktoś może patrzeć na sprawę inaczej niż oni i tym samym blokują wolność jego myśli i czynów?
Moi dziadkowie umarli odpowiednio, jeden na raka żołądka, drugi na raka właśnie trzustki. I jakoś nie błagali o skrócenie cierpień, tylko wytrzymywali je z godnością.
Dobrze, świetnie, tylko czy przykład twoich dziadków jest jakiś uniwersalny, powinien decydować o tym, że nikt nie może na własne życzenie skrócić swoich cierpień? Wybraź sobie, że dla niektórych wyrok śmierci i zwijanie się z bólu nie dodaje godności.
Skoro już jesteśmy przy dziadkach. Mój był żołnierzem AK, nagrodzonym wieloma orderami, wspomniano o nim w kilku książkach. Twardy, mądry człowiek, z którego zawsze byłem dumny. Jeszcze w wieku 90 lat zachowywał całkowitą jasność umysłu, odgradzał się grubym murem od tych wszystkich starców, którzy pomimo że mogliby sami się podcierać, wolą by podtarła ich pielęgniarka. Duma mu na to nie pozwalała.
Pewnego dnia dostał ataku duszności, po niedługim czasie zemdlał. Okazało się, że dostał silnego wylewu do mózgu. Do śmierci, czyli przez ponad dwa miesiące, był w opłakanym stanie. Rurką musiano mu odsysać z ust gęstą wydzielinę, żeby się nią nie udusił. Stracił wzrok, nie mógł mówić. Zachował jako-taką władzę tylko w jednej ręce, którą nieudolnie próbował coś napisać na kartce papieru, coś przekazać mojemu tacie, a swojemu synowi. Płakał z niemocy.
Czy uważasz, że to godna końcówka wspaniałego życia?