Niedawno "zaliczylem":
"Be Cool" - calkiem mily, niewymagajacy, prosty, relaksujacy;
"Kung Fu Hustle" - b. fajnym, ale nie rewelacyjny - wiekszosc byla juz np. w takim Shaolin Soccer...;
"Efekt Motyla" - i tutaj wale glowa o sciane - jak moglem byc tak slepy i nie widziec tego filmu wczesniej? Jak dla mnie - BOMBA i koniec.
"Cellular" - szkoda czasu i pewnie olalbym po 15 minutach gdyby nie Jason Statham, ktorego polubilem po Przekrecie
"Jacobs Ladder" - spodziewalem sie czegos lepszego - szczegolnie po tym ze film polecalo wiele osob - sceptycznie dlatego podchodzilem do "Efektu Motyla" jednakze w tym osatnim przypadku mile sie rozczarowalem.
"The Shining" - cud, miod - rewelacyjny film - Nicholson przekonal mnie po raz n-ty, ze wielkim aktorem jest - respect
))))
"Ring 2" - szkoda czasu i psychiki - lepiej posprzatac korytarz u sasiadow...
"Machinist" - tutaj tez fajnie, ale bez rewelacji - film z gatunku tych ktore robia wrazenie jak ogladasz, ktore sa dobre 2 dni "po", ale pozniej o nich zapominasz... Nie mniej - Bale ma u mnie duzego respecta za Reznika - to sie nazywa poswiecenie...
I tyle