Recenzja

Recenzja: Grounded

Przejedzony gatunek doczekał się nowego, wyjątkowego reprezentanta. Czy warto?

Jako gracz, który w swojej historii poznał już setki tytułów, coraz chętniej patrzę na produkcje wychodzące ze znanych i sztywnych ram, mogące zaprezentować coś zaskakującego. W tej dziedzinie ostatnio na prowadzenie wychodzi Microsoft, który dzięki wydaniu swoich najlepszych gier na sprzęt konkurencji przypomniał o kilku wyróżniających się propozycjach. Po jedynym w swoim rodzaju Pentiment oraz Hi-Fi Rush, które jakością zaskoczyło praktycznie wszystkich, przychodzi czas na kolejną premierę. Mowa o Grounded — kolejnej grze survivalowej, jednak tym razem gracze zmniejszą się do milimetrowych rozmiarów i staną do walki z ogródkowymi robakami.

Kochanie, zmniejszyłem dzieciaki

Jeszcze kilka lat temu gry survivalowe były wszędzie. Wyzwanie przetrwania w niebezpiecznym, pełnym zagrożeń świecie oraz wizja progresu dzięki zdobywaniu nowych narzędzi i umiejętności przyciągnęły do siebie gigantyczną rzeszę fanów. Aktualnie twórcy obrali trochę inny kierunek, ale fani gatunku wciąż mają w czym wybierać. Moją szczególnie dobrze wspominaną pozycją jest tytuł Obsidian Entertainment. Chociaż twórcy specjalizują się raczej w grach RPG, to niewielki zespół otrzymał możliwość stworzenia projektu opartego na pasji.

U podstaw mamy tutaj typowego reprezentanta gatunku. Gracz już na starcie musi ekspresowo odnaleźć wodę, pożywienie oraz surowce, które pomogą mu przetrwać pierwsze noce. Wraz z coraz to większym zrozumieniem mechanik gry szybko uczy się kolejnych przepisów i zyskuje lepszy ekwipunek. Zanim jednak zacznę wychwalać pozycję za to, co robi dobrze, warto zaznaczyć jakim utrapieniem jest sam początek. Okazuje się, że niegroźnie wyglądające robaki, dla kogoś mniejszego niż źdźbło trawy mogą stanowić gigantyczne zagrożenie. Chociaż mapa gry posiada pewien podział na słabsze i mocniejsze insekty, to w dużej mierze trzeba liczyć się z tym, że już na samym początku wielokrotnie trafia się na stworzenia, z którymi nawet człowiek standardowych rozmiarów nie chce mieć do czynienia.

Początek gry jest o wiele zbyt wymagający. Zagrożeniem dla początkującego gracza, który ledwo potrafi skombinować wodę, są między innymi gigantyczne, owłosione pająki Pogońce, z którymi stanąć do walki opłaca się dopiero na końcowym etapie rozgrywki. W pierwszych godzinach gry zabić może praktycznie wszystko, a jako że zdobycie lepszego uzbrojenia wymaga wielokrotnego podróżowania na kilkumetrowe odległości, oznacza to, że śmierć jest nieunikniona. Nie wątpię, że odnalezienie złotego środka mogło być zbyt skomplikowane oraz zbyt odbiegające od rzeczywistości. Ciągłe umieranie, bo wszystko wokół ma dużo więcej życia i zadaje dużo większe obrażenia, nie jest jednak przyjemne. Przydałaby się jakaś spokojniejsza lokacja, która pozwoli wprowadzić nowicjusza do rozgrywki bez ciągłego wyświetlania ekranu śmierci.

Robaki! Wszędzie Robaki…

Jednak to właśnie dopracowanie najmniejszych detali jest tym, co przyciąga do Grounded najbardziej. Twórcy przyłożyli się do tego, aby przedstawiony świat działał jak najbardziej realnie. Wszystkie budowle oraz przedmioty są tworzone z surowców, jakie można spotkać na ogrodzie. Pierwszy dom powstanie więc z kawałków ściętej trawy, miecz został wykonany przy użyciu kłujki komara, a do skompletowania mocnej, odpornej zbroi można użyć skorupy biedronki oraz jagód z odwiedzonego wcześniej żywopłotu. Być może nie każdy widzi w tym coś niezwykłego, ale mnie tytuł zaskakiwał na każdym kroku. Wielokrotnie zaskakiwałem się pomysłowością twórców i nie mogłem wyjść z podziwu przy wynajdywaniu kolejnych świetnie rozmieszczonych smaczków.

Zasada ta tyczy się również samych robaków, które spacerują po ogródku. W tytule, dostępnych jest kilkadziesiąt różnych gatunków owadów, a większość z nich jest wrogo nastawiona do ludzkiego użytkownika. Zaczynając od standardowej mrówki, przez świetliki, ćmy, osy kończąc na gigantycznych żukach. Widać tutaj wieloletnie wsparcie pozycji za pomocą programu wczesnego dostępu. Przez kilka lat stale pojawiały się duże aktualizacje wzbogacające grę o całą masę nowej zawartości. Jeżeli więc mieliście już okazję spróbować Grounded, kiedy gra dopiero co startowała, to tytuł może aktualnie zaoferować całkowicie odmienne doświadczenie.

Bardzo rozwinęła się również mapa ogrodu. Działka została wzbogacona o wiele dodatkowych biomów takich jak staw z niebezpiecznym Karpiem Koi lub piaskownica, w której grasują Mrówkolwy. Przebudowy doczekał się również cały górny ogród, który nie jest już wyłącznie jednolitym terenem. W trawie znajduje się mnóstwo elementów charakterystycznych typu upuszczone zabawki i stare, zostawione jedzenie. Zwiedzanie tak niewielkiego, a jednocześnie różnorodnego świata sprawiło mi naprawdę mnóstwo frajdy. To o czym wspominam to wyłącznie wierzchołek góry zawartości, jaka czeka na kolejnego mikro-użytkownika. Chociaż ukończenie gry zajęło mi ponad czterdzieści godzin, to wciąż znajduje się tam sporo zawartości, której nie udało mi się w pełni odkryć. Wielokrotnie myślałem, że zobaczyłem już wszystko, po czym gra przedstawiała kolejny szereg nowych surowców i mieszkańców ogródka.

Przerwa na szukanie bandaża

Tytuł bez wątpienia został stworzony z myślą o graczach komputerowych. Chociaż poznawanie gry za pomocą kontrolera również jest możliwe, to sterowaniu brakuje dynamiki, a kilka klawiszy zostało przypisanych w absurdalnie dziwnym miejscu. Przykładowo na znaku trójkąta umieszczono „lornetkę”, która służy wyłącznie do analizowania pierwszy raz spotkanych stworzeń. Przycisk ten jest używany najrzadziej, a nie brakuje innych komend, które w tym miejscu sprawdziłyby się lepiej. Szczęśliwie możliwe jest dostosowanie sterowania do siebie przy pomocy przypisania klawiszy. To jednak nie załatwia całego problemu.

Produkcja posiada aż trzy aktywnie używane koła wyboru, z czego jedno ma kolejne trzy przedziały. Można zmieniać je na przemian, dostosowując w ten sposób przedmioty widoczne w dolnym pasku szybkiego dostępu. Problem w tym, że na konsolach nie jest to „szybkie”, więc jeżeli gracz chce zmienić broń, albo uleczyć się to powinien otworzyć koło i wybrać konkretny przedmiot. W momencie walki z przeciwnikiem tworzy gigantyczny chaos przez używanie koła. Zbyt łatwo jest nieintencjonalnie zmienić sobie aktualnie wybrany zestaw, co wielokrotnie mi się zdarzyło i utrudniło dostęp do potrzebnych przedmiotów. Szczególnie w trakcie walki z mocnym owadem nie jest miło, gdy nadchodzi cała seria ataków do zablokowania, a w tym samym czasie trzeba szukać, gdzie akurat zapodział się bandaż.

Wygoda ograniczona jest również podczas zarządzania stołem do wytwarzania. Na późniejszym etapie gry lista przedmiotów, które można wykonać, robi się na tyle długa, że szukanie każdego elementu wymaga męczenia się z ręcznym wpisywaniem (co na konsoli działa zwyczajnie kiepsko) lub scrollowaniem w dół aż ten jeden konkretny przedmiot się znajdzie. Miło, że przedmioty umieszczone w skrzyniach zaliczają się jako część ekwipunku, gdy gracz znajduje się obok nich. Dzięki temu nie trzeba latać za każdym elementem potrzebnym do receptury. Szkoda tylko, że to nie działa w drugim kierunku, kiedy przedmiot trzeba odłożyć. Zamiast sprawdzania co, gdzie leży, przydałby się przycisk przenoszący nowe sztuki w to samo miejsce, gdzie znajduje się cała reszta.

Z dzidą przez gęstą trawę

System walki w Grounded oparty został na mechanice blokowania. Dobry czas reakcji pozwoli na ułatwienie większości dostępnych w grze pojedynków. Każdy owad posiada swój własny zestaw ataków, więc łatwo można wyuczyć się sposobu na masową eksterminację ogrodowego ekosystemu. Oczywiście nie wszystko działa idealnie. Ataki muszą być wykonywane stosunkowo dokładnie, bo często zdarza się, że machanie bronią, skończy się wyłącznie zmarnowaniem energii, a biedronka czy inny pająk nie otrzyma żadnych obrażeń.

Jako że tytuł oferuje perspektywę zarówno pierwszo- jak i trzecio-osobową, to istnieje możliwość dostosowania stylu gry pod siebie. Osobiście większość czasu spędziłem przy użyciu kamery pierwszoosobowej, która lepiej nadawała się do walki oraz orientacji w terenie. Druga opcja wydaje się lepsza w elementach platformowych, których o dziwo w grze nie brakuje. Kiedy trzeba skakać po liściach, aby wejść do góry, kamera z trzeciej osoby sprawdzi się lepiej w określeniu odległości.

Osoby, które nie są zbyt dobre w blokowaniu, będą musiały wyposażyć się w tarczę, która pozwoli wybaczyć sporo niedokładnie zablokowanych ataków. Produkcja oferuje kilka typów broni, więc jeżeli ktoś nie jest fanem szybkich uderzeń i chowania się za tarczą to polecam spróbować potężnej broni dwuręcznej. Na dalsze odległości dobrze sprawdza się również kusza zrobiona z kruczych piór. Jeżeli gra w pewnym momencie stanie się zbyt ciężka, to warto pamiętać, że w opcjach są aż trzy poziomy trudności. Niektórzy bossowie dają tak popalić, że zdecydowanie warto pamiętać o takiej możliwości.

Więc chodź, pomaluj mój świat! Na zielono

Kolorowy, trochę kreskówkowy styl artystyczny dodaje grze uroczego, dziecięcego klimatu, który bardziej kojarzy się z survivalem typu Minecraft niż The Forest. Dominującym kolorem jest oczywiście zieleń. Jak już wcześniej wspomniałem, jestem pod wrażeniem wykreowanego świata. Na każdym kroku znaleźć można coś, co przyciąga uwagę, co w zwyczajnym zadbanym ogródku wcale nie musi być takie oczywiste. Na pochwałę zasługują również modele owadów. Każdy z nich wygląda inaczej i posiada wiele charakterystycznych cech. Zresztą co tu dużo mówić, pająki zostały tak świetnie wykonane, że gra posiada tryb arachnofobii, który pozwala zmienić je w syczące, latające kulki.

Nie do końca urzekła mnie ścieżka dźwiękowa stworzona przez Justina E. Bella, który wcześniej tworzył już soundtrack do innych gier Obsidianu. Być może to kwestia zmęczenia materiału, ale po kilkudziesięciu godzinach musiałem mocno wyciszyć muzykę, bo zaczęła stawać się irytująca. Cały album to zaledwie 19 utworów, a całość trwa prawie 80 minut. Znajdziecie go również na platformach streamingowych, więc zachęcam do własnej weryfikacji. W tym gatunku jednak lepiej skupić się na dźwiękach otoczenia i upewniać się co dokładnie odwiedza okolice domu.

Podsumowanie

Grounded zdecydowanie mnie urzekło. Chociaż nie jest to gra idealna i niektóre pomysły mogły zostać zrealizowane lepiej, to nie sposób odmówić tytułowi serca. Dawno nie spotkałem się z grą survivalową, która przytrzymałaby mnie na fotelu przez tyle godzin. To oczywiście zasługa świetnie zrealizowanego pomysłu, który tworzono wraz ze społecznością przez kilka lat. Wsparcie za pomocą dużych aktualizacji być może zostało już zakończone, ale mam nadzieję, że to jeszcze nie koniec dla ekipy stojącej za tym produktem. Kto wie jakie tereny jeszcze możemy zbadać?

Dziękujemy firmie Microsoft za udostępnienie gry do recenzji.

Podsumowanie

Gra
  • Kreatywny pomysł na grę
  • Świetnie przemyślane przedmioty oraz surowce
  • Kilkadziesiąt gatunków owadów
  • Ciekawie zaprojektowana mapa
  • Kolorowa, ładna oprawa graficzna
  • Tryb kooperacji do czterech graczy
Nie gra
  • Początkowo zawyżony poziom trudności
  • Mało dokładny model walki
  • Kłopoty ze sterowaniem za pomocą kontrolera
  • Irytująca ścieżka dźwiękowa
  • Polska wersja językowa posiada sporo błędów
Artyzm
Dźwięk
Gameplay
Fabuła
Werdykt: 3.5/5
"Między dobrą a przeciętną"
go-stargo-stargo-stargo-stargo-star
go-stargo-stargo-stargo-stargo-star

Grounded zaskakiwało mnie na każdym kroku. Pomysł na grę survivalową w świecie owadów do strzał w dziesiątkę. Mało jest tak kreatywnych tytułów, a twórcy z Obsidianu sprawdziwli się w 100%.

Galeria

Platformy:
Czas czytania: 11 minut, 1 sekunda
Komentarze
Dodaj nowy komentarz:
...
Twój nick:
Twój komentarz:
zaloguj się

Ta strona korzysta z reCAPTCHA od Google - Prywatność, Warunki.


Treści sponsorowane / popularne wpisy: