Recenzje wypadałoby zacząć od szybkiego nakreślenia historii. Mamy więc sympatycznego profesorka, który odnajduje zapomnianą jaskinię, a w niej mnóstwo błyszczących reliktów. Gdzieś tam po drodze natrafia również na Knacka - dziwnego stworka potrafiącego zmieniać kształt. Szybko okazuje się, że relikty stają się nową formą energii, którą zaczyna się wykorzystywać w każdym aspekcie ludzkiego życia. Sielanka nie trwała jednak za długo, bowiem złe i okrutne gobliny zaatakowały terytorium ludzi, chcąc przejąć wszystkie złoża nietypowej energii. Knack wraz z doktorem oraz resztą ekipy wyruszają w podróż swojego życia, aby uratować drogocenne minerały i przeszkodzić w ekspansji zielonej hołoty.
Knack to platformówka z krwi i kości - bohater zasuwa po całkowicie trójwymiarowym środowisku, zaś samą akcję obserwujemy z różnych perspektyw, w zależności od narzuconego przez twórców kierunku. Po pierwszych minutach gry od razu widać, że deweloper inspirował się klasycznymi przedstawicielami gatunku (w pewnym sensie czuć tutaj ducha Crasha Bandicoota - jak zagracie to powinniście wyczaić, o czym mówię). Knack na swojej drodze napotyka przeróżne pułapki - od zasłoniętych liśćmi dołów, kolcowych walców, wybuchających bomb, zapadających się półek skalnych, czy lodowych ślizgawic - spokojnie, pułapek w grze znajdziecie o wiele więcej. Poruszamy się więc do przodu, unikając zasadzek, przy okazji eliminując napotkanych wrogów.
Knack może dowolnie zmieniać swój rozmiar. Bez problemu wchłania znalezione relikty, które wpływają na jego kaliber. Im większy staje się bohater, tym potężniejsze obrażenia zadaje. W przypadku zranienia, klocki uciekają na wszystkie strony świata, zaś Knack powraca do swoich początkowych wymiarów. Podstawową bronią głównego bohatera są jego pięści. Knack ładuje po pysku napotkanych przeciwników nie gorzej, niż Sylvester Stallone w Niezniszczalnych. Do tego dochodzi unik znajdujący się pod prawą gałką analogową, z którego również można wyprowadzić niezły prawy sierpowy. Mamy też ataki specjalne, które wykonuje się po zebraniu specjalnych złotych kryształów. Knack może więc przemienić się w reliktowe tornado, lub podskoczyć, równocześnie strzelając energią we wszystkich wrogów na ekranie. Podczas rozgrywki poukrywano fragmenty przeróżnych urządzeń, które po złożeniu w całość dają naszemu bohaterowi ciekawe zdolności jak: samoistny wykrywacz sekretów, czy umiejętność wydajniejszego zasysania energii z kryształów. Podczas zabawy natkniemy się również na momenty, w których Knack zmieni na chwilę swoją formę np. na lodową, słoneczną, karmazynową, czy krwistą itd., aby móc wykonać czekające przed nim zadanie. Co ciekawe, po odnalezieniu odpowiednich fragmentów kryształów (rozpoznajemy je po specyficznym kolorze) można zagrać specjalną wersją Knacka już od początku rozgrywki.
Napotkanych wrogów można podzielić na kilka kategorii. Początkowo spotykamy jedynie małe chrząszcze i wkurzające ptaki. Później na drodze Knacka zaczynają pojawiać się słodziutkie goblinki dzierżące miecze, bumerangi, tarcze, łuki i inne ciekawe oręża, do eksterminacji. Im głębiej w las, tym przyjdzie nam się zmierzyć z coraz większymi bestiami w postaci przerażających orków, obkutych w stal z tarczą wielkości góry, a nawet czołgów, które wyglądem przypominają te Orkowskie z Warhammera 40 000. Poziom inteligencji przeciwników nie poraża, ale chyba nikt nie oczekiwał od Knacka zaawansowanego SI? Wrogowie dysponują kilkoma podstawowymi atakami, które wykonują uparcie aż nie padną (chociaż, gdy podejdziemy blisko do łucznika, ten wyciąga miecz i stara się nas posiekać - miła niespodzianka).
Trudność rozgrywki zbliżona jest do platformówek z przeszłości, przynajmniej na wysokim poziomie. Jeden malutki błąd podczas walki i na nowo trzeba powtarzać całą sekwencję. Jedynym ułatwieniem jest fakt, że wskaźnik naładowania mocą (złotych kryształów) nie zmienia się nawet po śmierci Knacka. W praktyce wygląda to tak - gdy zbierzemy po drodze parę kryształów i pasek mocy podskoczy powiedzmy do połowy, zaś po chwili padniemy z ręki jakiegoś wielgachnego gobosa, to zaczynając checkpoint od nowa, stan naładowania energii wynosi tyle, ile wynosił w momencie zejścia. Grę udało mi się ukończyć w piętnaście godzin, odnajdując po drodze wszystkie możliwe do znalezienia bonusy.
Knack nawet w minimalnym stopniu nie wykorzystuje ogromnych możliwości PlayStation 4. To nie znaczy, że gra wygląda słabo, wręcz przeciwnie - można powiedzieć, że jest to poziom najładniejszych platformówek dostępnych na PlayStation 3. Model głównego bohatera składa się z dziesiątek małych reliktów, które fajnie odbijają promienie słoneczne. Ładnie prezentują się również modele pozostałych postaci, w tym większości napotkanych przeciwników - szczególnie tych zielonych. Zbiry z każdym poważniejszym strzałem w pysk tracą uzbrojenie, zostając na końcu w pidżamach. Lokacje zostały podzielone na rozdziały, z czego każdy może pochwalić się odmienną stylistyką. Dżungla, góry, lodowe jaskinie, czy bagna to tylko malutki przykład zróżnicowania terenu. Większa część obiektów posiada bardzo ostre tekstury, można dostrzec je szczególnie na skałach - chyba nie przesadzę porównując je do tego, co mogliśmy podziwiać w trylogii Uncharted. Jedyną wadą, jaką muszę wypomnieć twórcom, omawiając grafikę, to błędy z utrzymaniem płynności rozgrywki przy dużej zadymie na ekranie. Mówiąc krótko, grze zdarzy się ostro chrupnąć i to dość często. Muzyka jest przyjemna dla ucha, wszelakie dźwięki w grze również. W Knacku zastosowano patent z głośniczkiem w DualShocku. W przypadku podniesienia kryształów słyszymy charakterystyczny dźwięk. Polska lokalizacja wypada o dziwo bardzo dobrze, chociaż mógłby przyczepić się do aktora, który dubbingował postać Knacka. Wydaje mi się, że barwa głosu aktora jest trochę zbyt poważna, jak na taką dość wesołą postać.
Zastanawiałem się nad tym, dlaczego wylano tyle jadu na produkcję studia Sony Japan i doszedłem do wniosku, że większość recenzentów nie dobrnęła nawet do połowy gry, nie mówiąc już o jej ukończeniu. Może Knack faktycznie nie wygląda next-genowo pod względem oprawy wizualnej, ani rozgrywki, ale dostarcza mnóstwo dobrej zabawy, szczególnie tym, którym brakuje wymagających platformówek w starym stylu. Gra ma przyzwoitą oprawę wizualną, ciekawy klimat, sympatycznego głównego bohatera, masę rzeczy do odnalezienia, oraz całkiem długi czas rozgrywki potrzeby do jej ukończenia. A oceny pokroju 2,3,4,5 to spora przesada. Jeżeli więc lubisz wymagające platformówki łykaj Knacka bez popitki, bo dostarczy ci naprawdę sporo dobrej zabawy na przyzwoitym poziomie.
Komentarze
Bardzo fajna recenzja - Ja kupie jak gra trochę stanieje
odpowiedzTo może i ja zagram jak stanieje!
odpowiedzW sumie może faktycznie warto zagrac?
odpowiedzWidziałem tylko na prezentacji PS4 w jednym z kilku centrów handlowych, wyglądało przyzwoicie, ale nie wiem jak sam gameplay bo nie miałem okazji zagrać.
odpowiedzJa raczej nie pogram.
odpowiedzPoczekam aż trafi do plusa i wtedy chętnie ogram.
odpowiedzW plusie bankowo będzie w przyszłym roku, także spokojnie:)
odpowiedzBardzo fajna i mocno niedoceniona gra. Jak lubicie staroszkolne platformery, pełno sekretów i długą rozgrywkę, to warto zagrać. Dla mnie mocne 8!
odpowiedzGram właśnie z bratem w Knacka i musze wam powiedziec ze gra mi sie bardzo fajnie. Momentami nawet rewelacyjnie. Ciekawe dlaczego ludzie sie tak uwzieli na ta gre.
odpowiedzChyba najlepiej napisana recka Knacka, którą czytałem. Brawo Rodi!
odpowiedzGierka skończona 3krotnie! Dla mnie bomba. Bardzo fajnie odblokowuje się kryształy,chociaż momentami można dostać szewskiej pasji:)
odpowiedzKnack na 80 % Po raz kolejny nie chce mi się już grać, ale może wrócę do niego po nowym roku:)
odpowiedzGiera poszła już na allegro. Ale tyle miodu, ile mi dała. Ech oby więcej takich produkcji.
odpowiedzNa forach internetowych coraz więcej osób przytacza tę recenzje:) Moim zdaniem bardzo poprawna i oddająca charakter tej gry. No i można powiedzieć, że polska społeczność doceniła Knacka.
odpowiedzDodaj nowy komentarz: