Recenzja

Recenzja: Zenless Zone Zero

W segmencie darmowych RPG akcji na urządzenia mobilne dominuje chińskie MiHoyo, deweloper m.in. Genshin Impact. Sprawdzamy ich najnowszą produkcję — Zenless Zone Zero.

Dożyliśmy czasów, kiedy to gry free2play nie są już tylko ciekawostką, skokiem na kasę twórców dobrej franczyzy, czy też produkcją niskobudżetową. Dzisiaj na rynku nie brakuje darmowych tytułów godnych uwagi, które są doceniane przez graczy z całego świata, a zyski z mikrotransakcji generują nierzadko obroty, o jakich twórcy pełnopłatnych gier mogą pomarzyć. Warto wspomnieć, chociażby kilka takich tytułów jak np. Fortnite, League of Legends, Path of Exile czy Genshin Impact. Każdy z tych tytułów jest grą innego gatunku, dostępny na różne platformy sprzętowe i każda z nich sobie świetnie radzi.

Zwykle jak coś wychodzi dobrze, to twórcy starają się iść utartym szlakiem, rozwijając odnoszącą sukces produkcję. Nie inaczej jest w przypadku studia MiHoyo, a omawiany poniżej tytuł Zenless Zone Zero jest trzecią już produkcją, której premiera i obecność nie ogranicza się wyłącznie do urządzeń mobilnych. Ja ZZZ ogrywałem głównie na konsoli PlayStation 5, choć w chwilach gdy mój TV nie był dostępny, wspomagałem się również graniem na iOS. Po tym przydługim wstępie zapraszam do recenzji Zenless Zone Zero.

Świat przedstawiony to wyjątkowo udana, klimatyczna mieszanka

Po przygodach fantasty z Genshin Impact oraz kosmicznych wojażach z Honkai: Star Rail, chiński deweloper zabiera nas na przygodę w oryginalnym i dość nietypowym świecie. Mamy tutaj bowiem mieszankę retro-cyberpunka rodem z lat 80, gdzie królowały kasety VHS, ekrany kineskopowe czy polaroidy, a to wszystko podlane postapokalipsą wywołaną przez zakłócenia międzywymiarowe, w mieście stylizowanym na japońską metropolię. Miasto nosi nazwę New Eridu (co ma związek z tym, że stare Eridu jest strefą wykluczoną z powodu zakłóceń), a nam przyjdzie się w nim odnaleźć w roli rodzeństwa, które na co dzień prowadzi wypożyczalnię filmów VHS. Ta z kolei jest tylko przykrywką do prowadzenia nielegalnej działalności.

Oferując swoje usługi jako Proxy - profesja będąca połączeniem hakera i cyfrowego przewodnika dla każdego, kto chce wejść w głąb wykluczonej strefy, prowadzimy zorganizowane grupy chcące wydobyć cenne zasoby. Trzeba wam bowiem wiedzieć, iż kataklizm umożliwił odrodzonemu miastu czerpanie zysków z substancji powstałej z potworów nazywanych Hollows. Można by to porównać do Stalkerów, próbujących wydobyć cenne znaleziska z wykluczonej ZONY. W chwilach wolnych od zleceń będziemy zajmować się naszą legalną działalnością (która dziś jest już reklitem przeszłości), rozwiązując przy okazji przeróżne problemy naszego sąsiedztwa na wyjątkowo uroczej, szóstej ulicy.

Przyciągnął mnie setting, zostałem dla walki

Muszę szczerze przyznać, że przed pierwszym uruchomieniem gry, spodziewałem się walki na wzór tej z poprzednich gier MiHoyo. Zostałem jednak pozytywnie zaskoczony, bo nie dość, że system walki nie jest kalką tego, co znamy z ich poprzednich produkcji, to jest to system, którego w zasadzie nie uświadczyłem do tej pory w innych tytułach w ogóle. Na pierwszy rzut oka walka wydaje się standardowa. Do dyspozycji mamy atak podstawowy, umiejętność, unik, atak specjalny oraz możliwość zmiany jednej z trzech postaci uczestniczących w walce jako drużyna (coś na wzór zmiany z Tekkena Tag Tournament). Cała efektowność starć polega na tym, jak to wszystko ze sobą współgra. Wykonując unik w odpowiednim momencie, możemy wykonać kontrę, lub zmienić postać tuż przed atakiem, wyprowadzając tym samym potężną kombinację ciosów. Walki są naprawdę efektowne i po każdej z nich, przychodzi ochota na kolejną i kolejną.

Każdym atakiem ładujemy pasek punktami nazywanymi decibels. Po jego wypełnieniu przeciwnik staje się wrażliwy na efekty specjalne, zależne od aktualnie kontrolowanej postaci. Wszystko to składa się na dynamiczną walkę z sekwencjami QTE. Postacie dzielą się na 5 klas i 5 żywiołów w różnych kombinacjach. Ku mojemu zaskoczeniu każda z nich ma inny styl walki, dlatego warto dla każdej z osobna przejść dedykowany samouczek, aby poznać jej pełny potencjał. Walka nie sprowadza się więc do bezmyślnego wciskania przycisku ataku i uniku w razie potrzeby, jest tu konkretny i dobrze sprawdzający się pomysł, a stworzenie zespołu z odpowiednimi klasami i żywiołami jest kwestią bardzo istotną.

Eksploracja inna, niż można by się spodziewać

Zenless Zone Zero jest grą, w której próżno szukać eksploracji w otwartym świecie, gdyż tego zwyczajnie nie ma. Twórcy zdecydowali się na zmniejszenie rozmiaru względem Genshin Impact, ale grze wyszło to na dobre. Mamy zamknięte, ale większych rozmiarów lokacje jak szósta ulica właśnie. Same walki rozgrywają się na zamkniętych arenach, pomiędzy którymi możemy się przemieszczać, pokonując kolejnych przeciwników. O ile design lokacji, które eksplorujemy w trybie swobodnym, sprawia, że są świetnie zaprojektowane i klimatyczne, to w przypadku lokacji typowo bitewnych, jest niestety szaro, buro i ponuro. Na domiar złego często walczymy na tych samych mapach, co sprawia wrażenie powtarzalności.

Zamiast klasycznej eksploracji w otwartym świecie, postawiono na coś odmiennego. Podczas misji i zleceń, eksplorujemy teren zdalnie po sieci za pomocą tzw. Bangboo, co widać na screenie powyżej. Bangboo to cybernetyczni towarzysze, pierwotnie zaprojektowani do wspierania obywateli w codziennym życiu, jednak Proxy tacy jak nasi głowni bohaterowie, przeprojektowali je, by móc za ich pomocą przewodzić grupy najemników przez strefę zero. Przemieszczamy się więc pomiędzy kineskopami, a obecne ikony informują nas o otoczeniu, szansach i zagrożeniach. Dość często ekrany przed nami są wygaszone, co imituje mgłę wojny. Nie wiemy, co znajdzie się przed nami. Muszę przyznać, że choć na pozór wygląda to bardzo prosto, to jest immersyjne i spójne z profesją, jaką się paramy, a same poziomy potrafią być skomplikowane.

Każda gra free2play musi na siebie jakoś zarabiać. Jak jest w tym przypadku?

Omawiane ZZZ, tak samo jak jego starsi kuzyni, a więc Honkai: Star Rail i Genshin Impact, są grami opartymi na systemie mikrotransakcji "gatcha". Jest to rozwiązanie bardzo popularne w Azji, które ma zarówno swoje dobre jak i złe strony. Przede wszystkim warto wspomnieć, że twórcy w żaden sposób nie zmuszają nas, ani nie blokują dostępu do ciekawszego contentu czy rozwiązań za pomocą paywalla. Możemy doświadczyć gry w pełni, nie wydając w niej ani złotówki, co sam robię z powodzeniem, mając na koncie w Genshinie już ponad 300 godzin. Wydawanie pieniędzy na wirtualną walutę w grach Mihoyo jest opcją dla ludzi bogatych, niecierpliwych, lub tych, którzy nie mają dość czasu na grind, a grindu niestety trochę tu jest. Za pieniądze możemy kupić m.in. walutę polychrome, za pomocą której możemy kupić specjalne bilety (pod postacią taśm filmowych) na losowania postaci, lub broni.

W grze są dostępne tzw. bannery, w których widzimy jakie postacie są aktualnie dostępne do wylosowania. Oczywiście skoro jest element losowości, to aby zdobyć upragnioną postać czy broń, trzeba mieć sporo szczęścia (co wcale nie rzadko się zdarza), lub głęboki portfel. Całe szczęście twórcy przygotowali cały ogrom aktywności i misji, za które jesteśmy nagradzani wymaganą walutą do kupna losów, więc jak wspomniałem, wydawać pieniądze możemy, ale wcale nie musimy. Warto jeszcze wspomnieć, że nie trzeba usilnie się starać, aby przez czas trwania banneru, wylosować to co chcemy. Każdy banner trwa 3 tygodnie, a rotacje postaci do bannerów często się powielają, więc jeśli tym razem nam się nie udało, warto zaoszczędzić trochę polychromu na powrót upragnionego bannera w przyszłości.

Podsumowanie

Przed Zenless Zone Zero stoi szansa na świetlaną przyszłość. Tytuł ma na siebie pomysł i nie jest tylko kopią poprzednich gier Mihoyo, ze zmianą settingu. Podobieństwa między grami studia są widoczne, ograniczają się one jednak głównie do systemu zasobów, działań do rozwoju postaci i opcjonalnych mikrotransakcji. Jedyne błędy, jakich doświadczyłem to spadki wydajności w nowo odkrytej, największej do tej pory lokacji miejskiej.

Największą siłą tytułu jest walka, która jest najlepsza spośród wszystkich dotychczasowych gier Mihoyo. Mam tylko nadzieję, że twórcy nie zapomną o rozwoju gry i fabuły, skupiając się zanadto wyłącznie na dodawaniu nowych postaci do bannerów (co było w pewnym momencie problemem, chociażby w Genshin). Ja do tej pory bawiłem się świetnie, zasiadając przed konsolą do tytułu niemal codziennie od dnia premiery i nic nie wskazuje, aby miało to się w najbliższej przyszłości zmienić.

Za wsparcie podczas recenzowania gry dziękujemy firmie MiHoyo.

Podsumowanie

Gra
  • Satysfakcjonująca i efektowna walka
  • Świetnie dobrana do settingu elektroniczna muzyka
  • Oryginalny pomysł na cyfrową eksplorację
  • Dobra na krótkie sesje i długie posiedzenia
  • Animacje na wysokim poziomie
  • Cross-progresja
Nie gra
  • Wymaksowanie postaci to kwestia grindu i szczęścia
  • Spadki wydajności w większych lokacjach
  • Areny bitewne są mało zróżnicowane
Artyzm
Dźwięk
Gameplay
Fabuła
Werdykt: 4.25/5
"Solidny szpil"
go-stargo-stargo-stargo-stargo-star
go-stargo-stargo-stargo-stargo-star

Jedna z lepszych gier free2play, najlepsza od studia Mihoyo


Platformy:
Czas czytania: 8 minut, 47 sekund
Komentarze
Dodaj nowy komentarz:
...
Twój nick:
Twój komentarz:
zaloguj się

Ta strona korzysta z reCAPTCHA od Google - Prywatność, Warunki.


Treści sponsorowane / popularne wpisy: