Rise Against to jeden z tych zespołów, które robią karierę właśnie dzięki takim piosenkom jak 'Paper Wings' czy 'Give It All', a jedyna piosenka, która odcina się od tego popowego wizerunku (co oni robią na Rock Against Bush
?) nigdzie nie jest wymieniana. Jedyna mocna z bardziej hc rytmem piosenka... to ? No własnie "fani"
... wiecie? U mnie kila nowych płytek króluje.
Beatsteaks - Smacksmash - brakuje "We have to figure it out tonight" (jedna ze zdecydowanie najlepszych piosenek, łącząca punk z lekką hardcore'ową inspiracją - tematyka co prawda ni w ząb punkowa, ale cóż... 'emo' jest modne). Płyta, i zespół, zaskakuje przede wszystkim mieszanką styli rock n' rollowy "Hello Joe", który zachęcił rzesze niemców (haha rzesze - ciekawie zabrzmiało
) , i nie tylko, do słuchania The Clash. Masa piosenek z pogranicza punku/hc naprawdę pieszczą oko. Co ciekawsze, przez prawdziwą scenę punkową zespół został świetnie przyjęty [Pasażer, Garaż] (w przeciwieństwie do innych emo, pop, skate itd. punkowych zespołów).
Anti-Flag - For Blood And Empire - tak lubiłem tą kapelę, a płyta, choć dopracowana technicznie do perfekcji, jest mniej "anti-flagowa" niźli powinna. Czuć tą "nowofalową" nutkę Offspringa itp. Dobrze, że w tekstach są wciąż radykalni i nie uciekają od szczerego przekazu.
Natural Dread Killaz - Naturalnie - ja słyszę w tych rytmach trochę z ostatniej płyty 'Kaliber 44' (np. "Biba!"). Teksty ciekawe, tu jadą po kościele, tam przeonują do optymizmu, gdzie indziej zaś krytykują głupotę i ignorancję ludzi - ciekawe... Nie wiem jednak po co te "mało stylowe" damskie chórki (tak Mezem zalatują czy coś).
Rock Against Bush vol.2 - niby Rancid, Dwarves, Dropkick Murphys, a zaraz obok takie komercyjne "bełty"(jak to określa pan Rotten), że głowa mała. W dodatku słabe... no i Sum zamienił się z Greendayem... summa summarum - jedynka lepsza, ale i tak nie wychodzi poza ten pop-punkowy schemat (nie żebym nie tolerował pop-punku - ale to naprawdę nic rewelacyjnego)
A Perfect Circle- Mer De Noms - mimo wsyzstko cenię ich twórczość ponad Tool'a (wtajemniczeni wiedzą 'wtf'). Dużo lżejsza od eMOTIVE (pierwsze moje zetknięcie z zespołem), zdecydowanie bardizej 'liryczna'. Na późne niezakrapiane, sobotnie wieczory - jak znalazł.
Incubus - Make Yourself i Morning View - czasami nie wiem do kogo im tak naprawdę bliżej - Nirvany, Foo Figtersom czy innemu zespolikowi typu Silverchair. Grają nieźle, ale to nic świeżego. Nie wiem co więcej powiedzieć - płytki do przesłuchania dla ludzi lubujących się w lekkim rockowym graniu.
The Mars Volta - De-loused in the Comatorium - bardziej "atthedrivein'owe" niż 'Frances the Mute' i BARDZO DOBRZE. To własnie to czego oczekuję od progresywnego rocka. Najlepsze co zrobił ten duet po Relationship of Command (jak dla mnie płyta wszechczasów/ulubiona czy jak tam zwał).
The White Stripes - Elephant - zostawiłem na koniec. Ich następna, chronologicznie płyta (nazwa mi umknęła) jest naprawdę słaba, więc przy każdej lepszej okazji jechałem za brak werwy i animuszu, ale po Elephant muszę poweidzieć, że rzeczywiście byłe małżeństwo (czysty duecik) potrafi wiele. I może jest ziarnko prawdy w stwierdzeniu, że "na jedną dekadę przypada wybitny zespół, kiedyś była to Nirvana, dziś jest to White Stripes".